Karuzela futbolu jest bezlitosna. Jeszcze przed chwilą Gerard Pique był podawany jako przykład kapitana, który obniża pensję i dzięki któremu można rejestrować nowych zawodników. Po nagłówkach latały honorowe hasła, że jeśli będzie trzeba, to odejdzie jako pierwszy. I wszystko brzmi pięknie, dopóki dobrze grał w piłkę, bo kiedy znajdują się lepsi, narracja zupełnie się odwraca. Napięcie między Pique a Barceloną rośnie, bo 35-latek niesie ze sobą zbyt dużo problemów. Od rozstania z Shakirą i trudnego emocjonalnie czasu, przez wycieki rozmów z Rubialesem i koncentrację na innych biznesach, po znaczne obniżenie formy i trudności z zaakceptowaniem roli piątego stopera.
Po sieci latał ostatnio dialog puszczony w eter przez dziennikarzy. Gerard Pique miał w szatni narzekać na swoją pozycję i marudzić, że gra absolutne ogony i nawet w najgorszej sytuacji nie wchodzi na boisko. Coś jak z klasykiem od Bartka Drągowskiego, że przed nim jest sześciu innych, łącznie z kierowcą autobusu. Wszystko miał usłyszeć Xavi i to podburzanie grupy skwitować konkretnym: „To teraz zagrasz jeszcze mniej”. Wiadomo, jak można podchodzić do takich zasłyszanych w głuchym telefonie dialogów. Niemniej problem z Gerardem Pique naprawdę istnieje.