Punk’s not dead. Borussia Dortmund znów chce grać w rytmie stadionu

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
Borussia Dortmund
Alex Gottschalk/DeFodi Images via Getty Images

Kiedy przejmują piłkę, szukają najkrótszej drogi do bramki. Kiedy atakują rywala, to całą bandą. Zanim kibice zdążą krzyknąć: “do przodu!”, oni już pędzą na złamanie karku. Na ogranie Bayernu Monachium w meczu o Superpuchar Niemiec to nie wystarczyło, ale łatwo zrozumieć, dlaczego nowy trener Marco Rose zrobił w Dortmundzie tak dobre pierwsze wrażenie.

Każdy, kto choć raz był na stadionie, to zna. Szmer zadowolenia po przechwycie piłki przez gospodarzy i powszechne żądanie jak najszybszego zagrania do przodu. Ewentualnie zbiorowe westchnienie rozczarowania lub nawet kakofonia gwizdów, gdy ten przy piłce decyduje się jednak wycofać do stoperów czy – o zgrozo – bramkarza. I tylko zawsze ktoś nieliczny, z besserwisserstwem na twarzy, pouczy sąsiada, że ten na dole dobrze zrobił, uspokajając grę, bo z przodu nie było nikogo, do kogo można by zagrać piłkę. Ale sąsiad zwykle ucisza się nieprzekonany. I przy następnej okazji znów będzie chciał gry do przodu, pozytywnie oceniając tylko tych zawodników, którzy zabierają piłkę i samotnymi szarżami próbują ruszyć przed siebie. Wtedy kibic będzie zadowolony. Nawet jeśli ciąg na bramkę nic nie przyniesie. “Przynajmniej mu się chciało” - oceni.

NIEZADOWOLONE TRYBUNY

Borussia Dortmund ostatnie lata spędziła z takimi besserwisserami na ławce trenerskiej. Fani słuchali, jak eksperci doceniali umiejętność odpoczywania z piłką przy nodze, którą zaszczepił drużynie Thomas Tuchel. Wiedzieli, że Lucien Favre potrafi tak długo majstrować nad tym, by piłkarz ustawiał stopę pod odpowiednim kątem, że w końcu zawodnicy pięknie się rozwijali. Rozumieli, że wraz z Peterem Boszem zyskali trenera, dla którego utrzymywanie się przy piłce to nadrzędna wartość. Ale nie mieli przez ostatnie lata poczucia, że ich głos w trakcie meczów jest wysłuchiwany. Jeśli od momentu zatrudnienia go, po okresie przygotowawczym oraz meczu pierwszej kolejki z Eintrachtem Frankfurt (5:2) zewsząd słychać głosy, że Marco Rose idealnie pasuje do Borussii, to właśnie dlatego, że nowy trener chce znów grać, tak jak dortmundzki stadion tętni.

POZYTYWNIE PODWÓRKOWI

Mecz o Superpuchar z Bayernem Monachium nie udał się dortmundczykom o tyle, że nie pozwolił na wysłanie ostrzegawczego sygnału w kierunku mistrza i pogłębienie nerwowości, która pojawiła się na południu Niemiec po nieudanych sparingach oraz średniej inauguracji sezonu. Udał się jednak jako manifest tego, czym Borussia chce w tym sezonie być. Drużyną pozytywnie podwórkową. Która ciągle myśli o tym, jak najkrótszą drogą dostać się do bramki rywala. Która po przechwycie natychmiast zagrywa do przodu. Która stwarza pozory, że nie ma pojęcia o taktyce i gdy tylko po trybunach poniesie się szmer “do przodu”, posłusznie rusza jak do pożaru w kierunku pola karnego rywali. A tam zachowuje się, jakby tańczyła pogo. Energetycznie i chaotycznie, ale jednak pilnując, by nie rozbić sobie głowy.

ROZRYWKA NA PAPIERZE

Już przedmeczowy rzut oka na składy zapowiadał rozrywkę, bo trener dortmundczyków zdecydował się na lubiane przez siebie, a rzadko dziś stosowane ustawienie z diamentem w środku pola, grającym za duetem środkowych napastników. To bardzo ryzykowny system, pozbawiony klasycznych skrzydłowych, których rolę przejmują ofensywnie nastawieni boczni obrońcy, z jednym stricte defensywnym pomocnikiem i trójką z przodu skupioną w dużej mierze na atakowaniu.

BOCZNIOBRONCY.PNG
Skrzydła pozostawione bocznym obrońcom - screen z Viaplay

To jednak dobry system do zakładania wysokiego pressingu na rywalach. Dwójka napastników może szybko dobiegać do duetu stoperów rywali, ofensywny pomocnik pilnuje schodzącego do rozegrania środkowego pomocnika przeciwników, a dwaj ustawieni bliżej boków środkowi pomocnicy starają się odcinać od gry bocznych obrońców rywali. W jednej chwili po wznowieniu gry piątka zawodników może w naturalny sposób znaleźć się na wysokości pola karnego przeciwników. Borussia w niektórych fragmentach meczu z Bayernem chętnie z tej możliwości korzystała.

dortmundpress.PNG
Wysoki pressing Borussii Dortmund - screen z Viaplay

Tego rodzaju przechył w stronę ofensywy rodzi jednak wiele pytań o to, co się stanie, gdy rywal minie pierwszą chmarę pressingu. W przypadku Dortmundu potencjalne problemy było też widać już na papierze, bo jedynym pilnującym defensywy i dającym zespołowi równowagę piłkarzem miał być Mahmoud Dahoud, pomocnik także myślący raczej o tym, jak dostać się do bramki rywali, a nie jak zabezpieczać własną. W tym ustawieniu teoretycznie najbardziej pasującą pozycją dla niego byłaby ta, na której grał Giovanni Reyna, obok Jude’a Bellinghama, na której proporcje między atakiem a obroną byłyby bardziej wyrównane. Z kolei na zabezpieczenie drugiej linii najlepiej nadawałby się Axel Witsel (lub kontuzjowany Emre Can), który jednak z konieczności, wobec nieobecności Matsa Hummelsa, musiał grać jako stoper. Nietypowe i ryzykowne ustawienie stało się przez sytuację personalną jeszcze odważniejsze.

KWESTIA PRIORYTETÓW

Od razu wyeksponowało to też pewne wątpliwości, jakie może budzić diagnoza potrzeb kadry dokonana tego lata w Dortmundzie. Borussia wydała na nowych zawodników 45 milionów euro, ściągając napastnika Donyella Malena, który ma pasować do pary z Erlingiem Haalandem i bramkarza Gregora Kobela. Roman Buerki i Marwin Hitz nie zawsze dawali w poprzednich latach potrzebną stabilizację na tej pozycji, jednak po wydaniu piętnastu milionów na byłego gracza VfB Stuttgart nadal trudno stwierdzić, czy Borussia definitywnie rozwiązała ten problem. Mając do wyboru ograniczone środki na transfery, być może większy sens miałoby pomyślenie o innych pozycjach.

PROBLEMY W OBRONIE

Na przykład o bokach obrony. Problem po prawej stronie pokazał już poprzedni sezon, gdy kończący poważną karierę Łukasz Piszczek okazał się znacznie lepszy od dwójki pozyskanej z myślą o jego zastąpieniu. Z Feliksem Passlackiem, wychowankiem, który od debiutu sześć lat temu, uzbierał w Bundeslidze 24 mecze, kłopoty po tej stronie wróciły. Dwa pierwsze gole Bayern zdobył, przebijając się akurat flanką pilnowaną przez 23-latka. Nico Schulz, też wielokrotnie wypychany z klubu, spisywał się pod tym względem lepiej. O środek obrony też można by zadać pytania, skoro nominalnych stoperów w kadrze jest tylko czterech, w tym 17-letni Soumaila Coulibaly, który nie miał jeszcze kontaktu z profesjonalną piłką oraz Dan-Axel Zagadou, podatny na kontuzje i proste pomyłki.

NARAŻENI NA STRATY

Tak też ten mecz wyglądał. Gdy Borussii udało się bezpośrednie zagranie z własnej połowy za plecy obrońców Bayernu jak w 40. minucie, gdy świetnie podał Manuel Akanji, Erling Haaland błyskawicznie znajdował się w sytuacji sam na sam z Manuelem Neuerem. Gdy się nie udało, kończyło się to stratami goli. Pierwszego dortmundczycy stracili po przegranej walce powietrznej po własnym szybkim podaniu oraz niezebraniu piłki po tym, jak spadła na ziemię. Trzeciego dali sobie strzelić po prostym błędzie w wyprowadzeniu piłki z własnej połowy.

ZALĄŻKI HEAVY METALU

Liczba pomyłek pod własnym polem karnym nie pozwoliła ograć Bayernu, ale duża ochota do gry ofensywnej sprawiła przynajmniej, że mecz oglądało się świetnie. Borussia nie schowała się za podwójną gardą, nie wyczekiwała, co zrobi Bayern, nie przyjmowała go na własnej połowie i nie czekała na odpowiedni moment. Chciała sama nadawać ton wydarzeniom i sprawić, że stadion będzie pulsował w rytmie kolejnych jej ataków. Nie przyniosło to nagrody w postaci trofeum, ale i tak można podejrzewać, że jeszcze kilka takich występów i kibice z Dortmundu zakochają się w nowym trenerze. Bo w tym, co pokazuje jego zespół, znów są zalążki heavy metalu. Nawet gdy mądrale z trybun mówili, że tak już się nie da grać na tym poziomie i trzeba mądrzej obchodzić się z piłką przy nodze, Marco Rose daje nadzieję, że punk’s not dead.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.