Cała epoka upłynęła na tej scenie pod znakiem zimowego oczekiwania. Na Brudne Serca; na Jan-Szpakowanie; na Level Upy. Jeśli o Laika chodzi, zgodnie z zasadą, że natura nie znosi próżni, zaczął nagrywać IKONY, my jednak wracamy pamięcią do jego legendarnego cyklu.
Dekalog Mara został zamknięty pod koniec grudnia 2018 roku. Niby czas rozliczeń i tak nadchodzi – wraz z kolejnymi odsłonami nowej serii, a eksperckość w jechaniu po ksywkach została zaprezentowana już na inaugurację, gdy obebrwało się Żabsonowi, Multiemu, Bedoesowi i schafterowi. Ale wciąż – co Level Upy to Level Upy. Przeżyjmy to jeszcze raz.
„Level Up 3”
Level Up 3 z końca 2011 roku przyniósł stylistyczną rewolucję w stosunku do dwóch poprzednich części. BobAir odszedł od dotychczasowego konserwatyzmu, dostarczył beat z odmienną rytmiką, oddalony od klasycznego samplingu i dorzucił dziwaczną glitchową miniaturę (po drugiej minucie) oraz śpiewany refren (nowa tradycja, przekleństwo dla serii). Zakończyło się małą katastrofą jak z kompilacji work fails na YouTube. Laik próbuje kombinować z flow, ale niemożliwie się męczy (od 3:28 to droga przez mękę), a do tego ciśnie wymuszone linijki po angielsku i jeszcze bardziej wymuszone wielokrotne (wtedy to do było przeżycia, obecnie przykro się słucha). Cytując klasyka: To jest dramat, k***a!
„Level Up 8”
Tamten Level Up miał szansę być przełomowy choćby z uwagi na okoliczności. Ukazał się przecież kilkanaście dni po pierwszym singlu Almost Famous i na dwa miesiące przed premierą całego albumu, co oznaczało, że Marcin w końcu nagrywa więcej niż jeden numer w roku. Okazało się jednak, że nieporównywalnie więcej hałasu było już z wersami na temat Kękę z AF9 niż z Level Up 8. Laik jest tutaj enigmatyczny, miota się między tematami, a finalnie – obiera kierunek na nieznośną pretensję. Czuję go w skroniach jak oddech aniołów, serio? Z kolei beat jest z miejsca do zapomnienia. Tak wyczekiwana premiera zasługiwała na coś więcej niż sztampowe klepanie w pianino i ckliwą partię gitary. Jak w polskim filmie, nic się nie dzieje, proszę pana.
„Level Up 6”
W 2013 roku mieliśmy Level Up dziękczynny, rok później przyszedł czas na patetyczny Level Up 6, czyli hołd dla tych, którzy odeszli. Laik do sceny rapowej odnosi się właściwie tylko w pierwszych wersach. W kolejnych, jak sam przewija, robi prezent dla swoich ludzi, którzy nie uciekli z ulic. Niby mocny tekst ze sporą liczbą odniesień do spraw ostatecznych, ale to jednak tylko kolejna pocztówka z bloków, a nie taki Level, na który czekałoby się jak na Brudne Serca. No i następny druzgocący refren.
„Level Up 9”
Przedostatni Level Up i jednak rozczarowanie, mimo że Laik ponownie nie stawia autobusu tylko przechodzi do kontrofensywy. Na plus, że Marcin nie tylko bezpardonowo uderza w uznane postaci na scenie (Wena, Kaz Bałagane, Sarius, Otsochodzi, Deys, Taco Hemingway), ale też napisał cały kawałek na patencie. Jak sam tłumaczy: Każda zwrotka zaczyna się od ksywy artysty, którego szanuję i jego/ jej wersu a kończy się ksywą artysty, którego już nie szanuję. Wyjątkiem są ostatnie trzy zwrotki o moich ludziach i kobiecie. Numer zmienia się po pauzie w beacie i zaczyna traktować o ciepłych, bardzo dla mnie ważnych, emocjach. Na minus – kwadratowe, wymęczone flow i beat tak nudziarski, że dwuznaczność terminu pętla zaczyna budzić grozę. Od repetycji tego gitarowego motywu w połowie numeru zaczęły drgać nam powieki, a pod koniec – dostaliśmy krwotoku z nosa jak Jedenastka w Stranger Things.
„Level Up 10”
Duża wartość sentymentalna ze względu na fakt zamknięcia epopei. Marowi słowa płoną pod piórem; nie pierdoli się w tańcu; namecheckuje od wejścia z fajnym dystansem Malika, Sentino i Dioxa; wkrada mu się co prawda grafomania, ale też rzuca pełnokrwiste linijki w rodzaju Wypierdalaj jak twoi idole, moi nie żyją. BobAir natomiast sabotuje znowu refrenem. No więc dycha to to nie jest.
„Level Up 5”
Piąty Level Up w pewnym stopniu stanowił pokłosie wydarzeń z Wrocławia, kiedy Laik uciekł z koncertu, który miał zagrać z Rap Addix przed Masta Ace oraz Marco Polo. Następuje tutaj wywrócenie levelowej konwencji do góry nogami. Poza kilkoma wersami tłumaczącymi niefortunny incydent, raper przez ponad sześć minut propsuje swoich ludzi; m.in. właśnie Rap Addix, BobAira czy Astka. Ktoś może oburzyć się na takie stwierdzenie, ale premierze Level Upu musi towarzyszyć rozlew krwi, a w piątce dochodzi do takiej sytuacji, że człowiek chciałby zobaczyć walki w klatce, a włączają mu biathlon.
„Level Up 4”
Czwórka to w zasadzie pierwszy Level Up w opcji rapowego brukowca – tak wyczekiwanej w późniejszych latach. Laikowi zarzucić można wiele, ale trzeba mu oddać szacunek, że jest jednym z niewielu, którzy nie cykają się krytykować innych raperów po ksywkach. Właśnie ze względu na wersy uderzające bezpośrednio w Pezeta, Level Up 4 był najgłośniejszą z ówczesnych części (sprzedajna p***o w pinglach, pamiętamy). Niezależnie od tego, komu się kibicowało, arogancja Laika robiła wrażenie. Zwłaszcza kiedy po linijkach nawiązujących do filmu Więzień nienawiści rozpędzony nawrzucał jeszcze m.in. Fokusowi i scenie krakowskiej. Minus za kanciasty refren oraz beat, będący paździerzową trawestacją tych wszystkich mariaży rapu z gitarami w stylu 99 Problems czy Lose Yourself.
„Level Up 2”
Drugi Level Up to odsłona w sam raz dla tych, którzy nie są w stanie zdzierżyć tego, że Laik biorąc mikrofon, tak często odstawiał napuszoną poezję i dętą symbolikę. Tutaj przekaz jest jak najbardziej straightforward. Najlepsze jest oczywiście otwarcie i wspomnienia z czasów, gdy szerokie spodnie kupowało się w sklepach z militariami, a w słuchawkach rap grał na przemian z polskim punk rockiem. Kolejne zwrotki są już mniej skonkretyzowane, ale dostajemy sugestywne prztyczki (m.in. krytyka ówczesnej mody na Bukowskiego) i pierwsze odniesienia do konkretnych postaci (Taki ze mnie złodziej jak z Eldo agresor). A wszystko to zmierza do grande finale w postaci rzuconych od niechcenia linijek: Dalej skończ mnie, napierdolony bucu na gigach/Bardziej jaram się supportem. Jaka pierwsza liga?
„Level Up”
Mocne otwarcie, czyli esencja podziemnego rapu z Polski tamtych czasów. Dwa lata po Bybzi Bybzi EP i cztery lata przed Milczmen Screamdustry Laik wjechał z przesterem w głosie na surowy beat BobAira (sample z Formula IV, What's The World Coming To). Konstytuował w ten sposób swoją stylówkę, opierająca się na balansowaniu między poezją a pretensją z fundamentem w postaci staroszkolnych, osiedlowych ideałów. Debiutancki Level Up to bardziej płomienny manifest ideologiczny niż Rap Pudelek i to robiło robotę. Szczególnie, że Laik znajdował się blisko maksymalnej noty za styl, BobAir zrobił jeden z najbardziej charakternych podkładów w historii całej serii.
„Level Up 7”
Level Up jak wzorzec z Sèvres. Po pierwsze – po kilku chudych latach BobAir trafił z muzyką. O większym progresie nie ma mowy, ale filmowe partie instrumentów smyczkowych w introdukcji pięknie tworzą podniosły nastrój, dzięki czemu kontrastowe przejście do agresywnej pętli rzeczywiście ma moc. To równocześnie idealny nośnik dla wersów Laika, który po kilkuletniej przerwie zabrał się za rozliczenia polskiej sceny hip-hopowej. I nie bierze jeńców, tylko leci bezceremoniolną wyliczanką, uderzając kolejno w Ras Lutę, Gurala, Tedego i Peję, VNM-a, Słonia, Kaena, Trzeci Wymiar, Miuosha, Zeusa, Tetrisa i Wenę. A w międzyczasie daje jeszcze po łapach wszystkimi, którzy unikają konkretu w ofensywnych linijkach: Po pierwsze - jebać strzały w niebo w twoich liniach / Masz być, kurwa, ekspertem w jechaniu po ksywach. O takie Level Upy walczyliśmy!