Ten gość czynił zakusy względem country rapu jeszcze zanim stało się to modne. Jak zmienił się Post Malone na przestrzeni lat?
Gdybyśmy mieli robić ranking najsympatyczniejszych raperów ze Stanów Zjednoczonych, to zapewne w czołówce, zaraz obok Lil Dicky’ego i Chance’a The Rappera, znalazłby się właśnie Posty. Kiedy po premierze swojego albumu Stoney w ramach World Wide Warsaw grał w Warszawie, nie zdołał nawet wypełnić klubu, ale wystarczyło ledwie kilka lat, żeby stał się jedną z największych gwiazd amerykańskiego rapu na świecie.
Klasyfikujemy go jako rapera, mimo że sam raczej nie lubi się określać tym mianem. W zasadzie od samego początku jego twórczość tylko oscylowała wokół hip-hopu, zahaczając przy tym o całe mnóstwo innych gatunków – R&B, rock, country czy choćby pop. Najważniejsze pytanie brzmi: jak zmienił się Malone od czasu swojego debiutu? Te 5 numerów zilustruje jego przemianę prawdopodobnie najlepiej.
White Iverson
Ten numer jest uważany za pierwszą piosenkę Post Malone’a, ale nie do końca tak jest. Nagrywał bowiem już wcześniej – m.in. udzielał się w amatorskim zespole heavy metalowym, a w wieku 16 lat stworzył cały mixtape, który zatytułował Young and After Them Riches. Podobno jego szkolni znajomi okrzyknęli go mianem most likely to become famous. I cóż, wiele się nie pomylili. Cztery lata później Post mieszkał już nie w Teksasie, a w San Fernando Valley w Los Angeles, gdzie jego kariera miała nabrać tempa. White Iverson to numer napisany i nagrany w dwa dni, a swoje pierwsze kliki zdobywał za pośrednictwem SoundClouda. Tam liczby zaczęły rosnąć niespodziewanie, a milion stuknął już po miesiącu. Nic więc dziwnego, że autorem zaczęły się interesować wytwórnie, z których koniec końców bieg po podpis wygrało Republic Records.
White Iverson, odnoszący się do jednej z największych gwiazd NBA swych czasów, czyli Allena Iversona (przez podobne warkoczyki, które nosił Post), to kawałek wypełniony odniesieniami do koszykówki, wyśpiewywanymi wersami oraz zaraźliwym refrenem. Dwie ostatnie składowe będą towarzyszyć Malone’owi przez następne 5 lat, stając się jego przepisem na sukces.
Deja Vu (ft. Justin Bieber)
Gdybyśmy mieli wybierać najlepsze numery z debiutanckiego krążka Stoney, to chyba ostatnim, o którym byśmy pomyśleli, byłoby Deja Vu z Justinem Bieberem. Mimo że to nie najlepszy track (Congratulations, Go Flex, Too Young…), to na pewno jeden z najważniejszych. Traktując debiut jako ogół, mamy do czynienia z płytą, którą zapewne puścilibyśmy sobie, jadąc w kierunku zachodzącego słońca naszym Chevroletem po jednej z amerykańskich krajówek, najchętniej na południu Stanów. Gwarantujemy, że nikt postronny nie patrzyłby się na nas dziwnie. To w końcu klimatyczny rapowy materiał z masą śpiewu (a może częściej zawodzenia), ostrożną liczbą gitarowych wstawek i kilkoma ukłonami w stronę redneck vibe’u (Leave, Feeling Whitney).
Dlaczego zatem wybraliśmy Deja Vu? Ano dlatego, że to dobry wyznacznik tego, co miało nadejść po Stoney. Po pierwsze – feat od Justina Biebera. Popowa supergwiazda na płycie wschodzącego rapera z Houston to raczej rzadkość, a w przypadku Malone’a był to swego rodzaju statement. Po drugie – numer został wyprodukowany przez produkcyjną tuzę, jaką niewątpliwie jest Frank Dukes. Po trzecie, to najbardziej popowy kawałek ze wszystkich na albumie. I antycypacja tego, jaką transformację przejdzie stylówka Posty’ego w bardzo nieodległej przyszłości.
Rockstar (ft. 21 Savage)
Nie będziemy nikomu mydlić oczu – w 2017 roku zasłuchiwaliśmy się w Rockstar bez opamiętania. To wkręcająca się z prędkością światła melodia, wpadające w ucho przeciągane końcówki wersów Posty’ego i nieprzejednana nawijka 21 Savage’a. Wszystkie te składniki zmieszały się w kotle z napisem rap to nowy pop, a potwierdzenie miało przyjść już niedługo wraz z raportem Nielsena, według którego rymy i bity stały się najpopularniejszym gatunkiem w Stanach Zjednoczonych, po raz pierwszy wygrywając wyścig z muzyką rockową.
Pościelowy, sympatyczny, grający na gitarze ze źdźbłem pszenicy w ustach (przynajmniej do tamtego momentu) Post Malone i uliczny, nawijający o morderstwach i przestępczym światku 21 Savage to niecodzienny mariaż, z którego wyłonił się hit na miarę światowego fenomenu. Rockstar było przecież katowane w polskich komercyjnych stacjach radiowych (to nic, że 3/4 piosenki było ocenzurowane, a zwrotka 21 zamieniła się w beat przerywany pojedynczymi wyrazami). Numer zapowiadający drugie wydawnictwo to zaraźliwy szlagier wskazujący na bardzo wyraźną tendencję. Nie nazywajcie mnie raperem – zdawał się mówić Malone – ja jestem gwiazdą rocka. I to wszystko w rok. Szok.
Better Now
Jak ze stosunkowo nieznanego, ale chwalonego przez krytyków rapera, stać się jedną z największych gwiazd światowej muzyki? Taką serię wykładów powinien poprowadzić Post Malone, który przeszedł całą drogę bez praktycznie żadnych wybojów. Beerbongs & Bentleys to rasowy napad na listy przebojów i radiowe playlisty. Dlaczego? Bo to popowe wydawnictwo zachowujące rapowe DNA. Better Now zostało nominowane do nagrody Grammy w kategorii Best Pop Solo Performance, będąc przyjemną dla ucha, wiedzioną gitarowymi riffami odezwą do ex (czy z tematyką dało się trafić bardziej sztampowo?) w perspektywie odniesionego przez gospodarza sukcesu. Skalę bonanzy Malone’a doskonale obrazuje też towarzyszący temu family-friendly numerowi (którego pewnie z zamiłowaniem słuchali też wasi rodzice) klip, gdzie widzimy szalone tłumy na koncertach Posta. Od feralnego gigu w warszawskim klubie, o którym wspominaliśmy na wstępie, minął trochę ponad rok.
Take What You Want (ft. Ozzy Osbourne, Travis Scott)
Kiedy w trakcie przedpremierowego odsłuchu Hoolywood’s Bleeding w Londynie dowiedzieliśmy się od Posta, że na jednym z kawałków znajdzie się… Ozzy Osbourne, nie za bardzo chcieliśmy w to uwierzyć. Rapowi nie są obce mariaże gwiazd sceny z wielkimi nazwiskami rocka (Kanye West i Elton John czy Paul McCartney), ale ewentualny związek z jedną z największych person heavy metalowego świata wydawał się jakimś przedziwnym mezaliansem. Takie wrażenie utrzymało się do momentu, gdy nie usłyszeliśmy właściwej piosenki – wówczas wszystko stało się jasne. Take What You Want to naprawdę dobrze brzmiąca deklaracja odbicia od bycia raperem. To także dosadne potwierdzenie tego, co Post z uporem maniaka powtarzał w londyńskim klubie The Box – że chce, by jego muzyka była postrzegana jako genre-less.
Czy Post Malone stał się w 5 lat gwiazdą rocka? Do takiego sformułowania raczej byśmy się nie posunęli, ale stał się na pewno ważną dla rapu postacią, która na szeroką skalę pokazała, że żeby być raperem nie trzeba żyć zgodnie z wydumanym podczas złotej ery kodeksem hip-hopu. Pokazał, że da się robić jakościowe rapowo-popowe tracki, nie przejmując się przylepianymi przez fanów, hejterów i krytyków metkami. Congratulations!
