Gdy emocje towarzyszące pożegnalnym koncertom już opadły, można rozsiąść się wygodnie i podziwiać widoki. Nie tylko te z trasy. Jak zaczynali, to Smarki zapełniał Czytelnię, a jak skończyli, to Mata zgromadził czterdzieści tysięcy osób na Bemowie. I ta rozmowa to chyba może być poradnik, co zrobić, żeby zakończyć taki freeride i nie żałować niczego.
Arek, wspominałeś kiedyś o filmie C.K.O.D. 2 – Plan Ewakuacji, pokazującym posępny koniec rewolucji; osobiste animozje w zespole i chałtury. To rzeczywiście był obraz, którego woleliście sobie oszczędzić?
Ras: Oni tam najeżdżają na siebie w busie, nie chcą ze sobą rozmawiać, ale cały dokument sprowadza się do tej sceny, jak grają Butelki z benzyną i kamienie na miejskim festynie. W naszym przypadku było za wcześnie, żeby taka wizja stała się realna, ale zapadło mi to w pamięć; desperacko walczysz o to, żeby nie zatonąć w łajbie, gdzie wody jest po kolana. Jak w przechodzonym związku.
Jest też taki film z Hugh Grantem, grającym podstarzałego idola z boys bandu, któremu nie wyszła kariera solowa, więc odcina kupony na zjazdach maturzystek, gdzie czterdziestolatki rzucają w niego biustonoszami…
Dorabiamy mitologię, czy było takie realne ryzyko?
Ment XXL: W dużej mierze to sytuacja pandemiczna wyhamowała wszystko. Wjechała na premierę naszej ostatniej płyty i okazało się, że bez koncertów, bez tej całej otoczki da się żyć.
Ras: Nie było też groźby grania dla pustych sal. Bez przesady. Mogliśmy dalej biegać w tym kołowrotku jak chomik albo poszukać czegoś innego, czego dotychczas nie znaliśmy, bo od lat nie mieliśmy wolnego weekendu. Jest jeszcze sporo rzeczy do zbadania i wiele nowych ścieżek, którymi można się przejechać.

Jest na osi czasu Rasmentalism jednoznaczny punkt, gdy dorosłość dogoniła metrykę? Trudno to oceniać uczestnicząc w movemencie, ale mam poczucie, że przewartościowanie nastąpiło na wysokości 1985...
Ras: To trochę dziary. Robisz tatuaże i nie zastanawiasz się, jak będziesz z nimi wyglądał na starość. Poza tym, że staro. Z muzyką jest podobnie. Nie mieliśmy nigdy głębszych refleksji przed nagrywaniem płyty. Nie kminiliśmy kierunku, tylko szliśmy do studia, bo taka była rutyna. Robiliśmy piosenki i wydawaliśmy, co powstało. Nie było selekcji, filozofii czy pracy, którą – jak zakładam – na większym rynku wykonywałaby wytwórnia. Działaliśmy bez strategii i to jest element wolnościowy w tym zespole, którego nie nazwę projektem, bo to nigdy nie było profesjonalne przedsięwzięcie.
Zmieniła wam się definicja ładnego życia na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat?
Ment XXL: Cały czas w tym rzeźbię. Chyba ostatecznie nie wiesz, kiedy to już się dzieje. Ale też nie pamiętam, jak postrzegaliśmy ładne życie wtedy. Mieliśmy marzenia, którym nie mogliśmy nijak sprostać i zasłanialiśmy się muzyką. Teraz sytuacja jest inna. Doszliśmy, gdzie chcieliśmy i nie trzeba o tym gadać. Nie chodzi mi o żadne finansowe akcje, tylko o kwestie świadomości i samopoczucia.
Ras: Nie mam już żadnych złudzeń dotyczących tej pierwotnej wizji. Stworzyliśmy ją, jak żyliśmy za sto złotych tygodniowo, wydawane na Perły Chmielowe, pizzę i mrożonki, a marzyły nam się nowe buciki; nie z promocji. Albo mieszkanie z mniej niż trzema kolegami. W tym momencie mam taką rozkminę ładnego życia, żeby nie trzeba było drzeć mordy o podstawowe sprawy, bo rząd nie podziela twoich wartości. I żeby nikt się nie wpierdalał. Ładne życie zamyka się w osiemdziesięciokilogramowym ciele, a wcześniej zamykało się na półkach i w portfelu.
Wolałbym nie popadać w coelhizmy, ale nie okazuje się koniec końców, że najbardziej underrated wartością jest święty spokój?
Ras: Tak po prostu jest i nie musisz nadawać temu żadnej wartości. Współlokatorka Tysona bywa zła, że się nie wkurwiam. Albo, że nie reaguję emocjonalnie. Później idę do psychologa i opowiadam mu, że nie potrafię wejść na poziom krzyku, a on pyta: jaki to jest problem? Potrzeby są różne – akurat ja potrzebuję spokoju, względnego optymizmu dotyczącego daty śmierci i niewiele więcej.
Ment XXL: Z tym spokojem jest tak, że często utożsamia się go z nudą...
Ras: Jak ci stary wchodził do pokoju. Leżałeś, słuchawki na uszach i o, nudzisz się! Właśnie chyba chodzi o to, żeby nie zapełniać sobie samemu bani; nie szukać rzeczy do zrobienia.
I jak – potraficie nic nie robić? Z moich obserwacji wynika, że to rzadko spotykana umiejętność.
Ment XXL: Wciąż się uczę, ale nie możesz tego na sobie wymuszać. Dla mnie odpoczywanie polega na tym, że myślisz o jednej rzeczy w danym momencie.
Ras: W tym spokoju chodzi też trochę o to, żeby pozbyć się przekonania, że trawa po drugiej stronie płotu jest bardziej zielona. Nie można ciągle zaglądać do sąsiada, bo wychodzi na końcu, że sam stoisz sobie nad głową i pierdolisz, jak dało się lepiej wykorzystać czas.
Ment XXL: Gadamy teraz o mindfulness, medytacji i rozwoju osobistym w kontekście zakończenia zespołu?

Dobra, schodzimy na ziemię. Jest w waszej branży termin przydatności do spożycia?
Ras: Tak. Jedną płytę po tym, jak przestałeś się zmieniać. Możesz pozwolić sobie na jeden taki sam album jak poprzedni. Potem przestajesz obchodzić kogokolwiek. Kilku naszych kolegów udowadnia, że metryka w rapie nie istnieje. Sokół, Pezet, Borixon, Ero i Kosi. Z drugiej strony – mamy też takich, którzy pokazują, że zaczyna odgrywać rolę dużo wcześniej niż można by sądzić.
Ten termin przydatności ma bardziej charakter mentalny. A że coś nie przystoi? Dzisiaj przechodzi wszystko, jeśli chodzi o środowisko muzyki miejskiej. Przypał został pogrzebany; zakryty wiekiem i kamieniem. Można naprawdę wszystko. Jakby Monopol wyszedł w 2022 roku, nikt by nie zwrócił uwagi.
Ment XXL: Czyli robimy płytę?
A dlaczego zdecydowaliście się postawić zdecydowaną kropkę nad i, zamiast zostawić sobie furtkę?
Ras: Chcieliśmy ściągnąć ludzi na ostatnie koncerty. A szczerze – wisiało to nade mną długo i uważam, że tak należało zrobić. Byłeś na niejednym koncercie z tej trasy, więc zauważyłeś, że – bez uderzania w patos i wyolbrzymiania – zrobiła się tam bardzo rodzinna społeczność. Nieuczciwym byłoby wygaszenie bez pożegnania. W psychologii też podkreśla się, że rytuał zamknięcia musi nastąpić. Należy zamknąć drzwi, kiedy wychodzisz.
W żadnym momencie nie pojawił się żal, że to już zamknięty rozdział?
Ment XXL: Miałem tak na każdym koncercie, ale tych emocji nie dałoby się powtórzyć w innych okolicznościach. Jest coś takiego jak zasada 3D – dyskusja, decyzja, dyscyplina. Trzeba było podjąć decyzję i ruszyć do przodu.
Ras: To z zewnątrz też wygląda na bardziej melancholijną i dramatyczną sytuację niż jest nią w rzeczywistości.
Ment XXL: Jako ziomki mamy najlepszy przelot od dawna. Rozstanie w kontekście ratowania relacji prywatnej jest na pewno fajniejsze od ewentualnego pożegnania podczas produkcji Geniusza, gdy mieliśmy się wzajemnie dość. Zrobiliśmy to jak dorośli i jesteśmy całkowicie okej z tym, jak do tego doszło.
Ras: Zawsze ceniłem sobie, że w tym zespole nie było instytucji zamiatania problemów pod dywan. W męskich słowach wykładaliśmy sobie na co się nie zgadzamy i dlaczego. Bywało przez to trudno, ale atmosfera robiła się czysta i nie miało miejsce rozpamiętywanie. Znamy się od piętnastu lat, a to nie jest kapitał, który łatwo roztrwonić.
Ment XXL: Podstawą jest szacunek, który do siebie mamy, chociaż niekoniecznie często okazujemy go na zewnątrz. I poczucie humoru, które nas łączy.
Ras: Bez tego poczucia humoru to już dawno bym się wyhuśtał.
Ment XXL: Jeden z naszych ulubionych cytatów to ten naszego patrona – Janusza Głowackiego, żeby szukać śmieszności w tragizmie.
Doszukuję się drugiego dna, a może chodzi wyłącznie o to, że – jak powiedziałeś u Winiego, Arek – rapowanie przestało sprawiać ci satysfakcję?
Ras: Rzeczywiście czułem tak wtedy, ale wczoraj słuchałem type beatów, pisałem rzeczy, więc może wkrótce przyjemność wróci? Długo faktycznie jej nie miałem, więc po prostu przestałem się tym zajmować.
Kierując się w życiu wyłącznie intuicją, nie mogę zagwarantować, że moje odpowiedzi będą zbieżne z odpowiedziami na takie same pytania z przeszłości.
Ment XXL: Nie ma się co pushować. Spójrz na mnie – poczułem kiedyś przez pół minuty, że powinienem zarapować i tak zrobiłem. Nigdy później się to nie powtórzyło.
A u ciebie zmieniło się podejście do roli hip-hopowego producenta, Kamil? Przez lata wyrobiłeś sobie mocną pozycję, chociaż nie wykraczałeś raczej poza Rasmentalism. Nie słynąłeś też nigdy z robienia beatów do szuflady.
Ment XXL: Przez lata miałem to, czego potrzebowałem. Uważam Arka za najlepszego rapera, jeśli chodzi o moje wymagania. Dlatego nie musiałem wychodzić z muzyką na zewnątrz. Pewnie też mogłem wydawać się hermetyczny, co sprawiało, że niespecjalnie się do mnie odzywano z zewnątrz. To jakoś też tworzyło ten nasz zespół. Mało było skoków w bok. Teraz jest czas, żeby ruszyć w innym kierunku i tych skoków zrobić zdecydowanie więcej.
Może to dobry czas na ten – przekładany w nieskończoność – materiał producencki?
Ment XXL: Chciałbym, ale zaspokojnenie swojego solowego ego łatwe nie jest. Wiesz tych płyt prowiększości przypadków powstawały w ten sposób płyty, które równie dobrze mogłyby nie powstać. Robiłem research do kogo chciałbym równać czy kogo podpatrzeć i trudno o pozytywny scenariusz. Po prostu. Może Emade kiedyś? Takie wydawnictwa zwykle są spóźnione, bo każdy przez lata zajmuje się innymi rzeczami, sprawdza się w różnych projektach, pracuje przy komercyjnych realizacjach. Masz swoje lata i starasz się zarobić, a twoje miejsce zajmują już inni goście.

Chcąc nie chcąc uderzyłem w dramatyczne tony, a to jest przecież duża rzecz, gdy dwóch gości potrafi utrzymać zawodowo-prywatny układ przez piętnaście lat. Macie na to receptę?
Ras: Najważniejsze jest mówić. Bez względu na to, czy to logiczne. Wkurwiasz mnie, bo… albo Ja nie chcę tak, bo…I dużo się z siebie śmiać.
Przetestowałbym jeszcze tę relację na hajsie, ale nie mieliśmy okazji sprawdzić jej na poziomie biznesowym. To była świetna przygoda, ale – jeżeli weźmiemy pod uwagę obecną skalę – chodziło jednak o niszowe przedsięwzięcie. Nie boli mnie to w żaden sposób i nie przypisuję sobie, że to konsekwencja unikania kompromisów. Po prostu nie operujemy na masowej wrażliwości. Rasmentalism nie miał szans stać się blockbusterem.
Ale jednak pewne dziedzictwo pozostało. Jakby to było, gdyby Rasmentalismu nie było?
Ras: Patrząc szerzej na scenę, nic wielkiego raczej by się nie stało. Jan-Rapowanie mógłby ucierpieć. Słuchałem numerów, nad którymi pracuje i ewidentnie jest naznaczony tym zespołem, co uznaję za naprawdę budujące. Coś jeszcze? Kilka odtwarzaczy miałoby mniej słonecznych dni.
Ment XXL: Rasmentalism miał niebagatelne przełożenie na nasze losy, ale bezpośredni wpływ na scenę? Trudno powiedzieć. Niektórzy nie przyznają się do romansu z nami, chociaż da się zauważyć inspiracje.
Przetarcie szlaku z ławek na salon nie było – przynajmniej częściowo – waszą zasługą? Z obecnej perspektywy to pewnie nic wielkiego, ale choćby koncert w studiu Trójki z 2017 roku można rozpatrywać w kategoriach kamienia milowego.
Ment XXL: Znaleźliśmy się pewnie w gronie pierwszych zespołów, które otwierały czakry u redaktorów i osób decyzyjnych. Pokazaliśmy, że można; że nie gryziemy. Natomiast zaznaczam, że my nie reprezentowaliśmy też nigdy tego rodzaju hip-hopu, który nie miał wstępu na salony. Może w tym sensie staliśmy się pomostem między wyobrażeniami na temat rapu i samym rapem. Ale fajnie, że o tym wspomniałeś. Pamiętam, że w tamtym czasie czuliśmy się bardzo wyróżnieni.
Jak wracacie pamięcią do Wyjdziesz na dwór z udziałem młodego Quebonafide albo do Zimy, gdzie przedstawialiście Otsochodzi szerszemu audytorium – nie ma lekkiego ukłucia, że nie udało się załapać na okres największego prosperity dla branży?
Ras: A co miałby powiedzieć Marco van Basten, widząc ile zarabia Jędrzejczyk?
Ment XXL: Obawiałbym się chyba jednak tak szybkiego jebnięcia. Trzymam kciuki za chłopaków i dziewczyny, którzy tak wiele dostają na start, żeby dowieźli mentalnie; żeby w przyszłości nie zrobiła się z tego wyrwa w życiorysie. To jest niebezpieczne, kiedy nie masz tego fade in – fade outu… Chociaż, co my możemy o tym wiedzieć? Nasz mindset ewoluował do zupełnie innej skali. Wciąż z tyłu głowy trzeba mieć przy tym, że raperzy, którzy zaczynali przed nami dostawali za kontrakt ciuchy Massa albo Moro. Dla nich nie do pomyślenia był nasz koncert na Open’erze. Każde pokolenie ma własny czas.
Skoro poruszyliście temat możliwych konsekwencji szybkiego sukcesu – nie odjebało wam na żadnym etapie?
Ras: Mieliśmy fun z tej podróży i nie zauważyłem u siebie żadnych przejawów sodówy. Nie było od czego jej dostać. Jedynym zagrożeniem była tu może adoracja, która jest bardzo przyjemna. To, że wychodzisz co tydzień na scenę i jesteś oklaskiwanym może być pierwszą rzeczą, jakiej będzie mi brakować.
Ment XXL: Bardziej wylądowaliśmy niż odlecieliśmy na rapową planetę.
Ras: W kuluarach funkcjonowało takie sformułowanie, że ktoś jest już na planecie rap. Ale bez nazwisk.
Rapem zainteresowałem się w podstawówce. Kolega z klasy pożyczył mi kasety 2Pacalypse Now i Strictly 4 My N.I.G.G.A.Z. Zafascynowałem się niezdrowo. Potem słuchałem Molesty, Warszafskiego Deszczu, składanek Volta. Oczywiście od razu chciałem być raperem, tak jak chciałem być bokserem po obejrzeniu filmu Rocky. Takie wspomnienie znalazłem w Antologii polskiego rapu. Koniec końców – jak rzeczywistość okazała mieć się do marzenia?
Ras: Kiedy rapujesz z dezodorantem do lustra, nie wiesz, co może z tego wyniknąć i jak to będzie smakować. A było dużo smaczniej niż zakładałem. Zwłaszcza ostatni koncert tego zespołu to magiczny moment. Wyjątkowo nie miałem tremy. Wstałem rano tak, jak przypuszczam, że wstaje Cristiano Ronaldo. Wie, że założy komuś dziurę; wszystko zależy od niego. Starałem się być trzeźwy i świadomy tego, co się dzieje i czerpałem z tego ogromną przyjemność. To benchmark do zapamiętania.
Ment XXL: Cały ten czas miał w zasadzie same plusy. Nie wyobrażam sobie innego życia, które byłoby równie fajne. Ale nie chciałbym gadać tak, jakby wszystko się skończyło. Mam nadzieję, że to był długi pas startowy.
Komentarze 0