Barcelona pod hasłem rewolucji odpaliła trzeciego najlepszego napastnika w dziejach klubu i jednego z najlepszych na świecie w XXI wieku. Do formy Luisa Suáreza z 2015 roku można wracać latami. Mimo wyraźnego spadku poziomu, nadal należy traktować go bardzo poważnie. Diego Simeone w promocji wziął jednego z najgroźniejszych snajperów świata. Urugwajczyk na boisku zawsze oznacza niebezpieczeństwo.
Luis Suárez miał przynajmniej to szczęście, że pozwolono mu zorganizować pożegnalną konferencję prasową. Nie skończyło się na samym telefonie Ronalda Koemana i rezygnacji z jego usług, co byłoby totalnym wstydem. Urugwajczyk nie mógł powstrzymać łez, trud sprawiało mu wyartykułowanie zdania, bo co chwilę wzruszenie odbierało mowę. „Nie odchodzi tylko zawodnik, odchodzi też człowiek z dużymi uczuciami” – mówił 33-latek.
Chociaż Urugwajczyk zachowywał pełną elegancję, dało się wyczuć kilka strzałów odpalonych w kierunku prezydenta Bartomeu. To jedynie podkreśla, jak bardzo nie cierpią go piłkarze Blaugrany, bo przecież Leo Messi unika spaceru tymi samymi korytarzami, aby przypadkiem nie wpaść na tego człowieka. Bartomeu pojawił się na miejscu, ale później zniknął, aby nie kraść show zasłużonemu napastnikowi.
Najpierw Luisito nawiązał do samego odejścia Messiego: „Kiedy klub mówi ci, że na ciebie nie liczy, musisz to zaakceptować tak samo, jak wtedy, gdy zawodnik mówi ci, że chce odejść. Musisz znaleźć rozwiązanie”. Pach, dyskretnie, ale prosto w prezydenta. Jednym z pytań było, czy Suárez ma sobie cokolwiek do zarzucenia. On odpowiedział: „Ja czy może...”; i zanim kontynuował, skinął wymownie głową w kierunku Bartomeu. Później tylko zapewnił, że spodziewał się pożegnania, bo widział, co się dzieje w mediach. Tak, tych katalońskich, kontrolowanych przez klub. Wylało się wiele w kierunku Urugwajczyka, sporo faktów zmyślono, celowano do niego nieustanie, więc spodziewał się nadchodzącego, zanim odebrał telefon od Koemana.
Ze stolicy Katalonii odchodzi, będąc wściekłym na Bartomeu. Wszyscy koledzy pozostali w kadrze, a on ze starej gwardii stał się jedyną ofiarą. Można jeszcze doliczyć Arturo Vidala oraz Ivana Rakiticia, ale o ich odejściu mówiło się od dłuższego czasu. Urugwajczyk został wskazany jako problem, a to mocno nieuczciwe postawienie sprawy. Owszem, nie uczestniczył w pressingu drużyny, owszem, brakowało mu tego wściekłego zacięcia co wcześniej, nie był już napastnikiem klasy Roberta Lewandowskiego, z którym zaatakujesz Puchar Europy. Najlepsze lata miał za sobą, ale nadal stanowił gigantyczne zagrożenie.
Nie można robić z Suáreza emeryta, bo on nadal nastrzela mnóstwo goli i będzie ośmieszał obrońców. Widzieliśmy to nawet po bramce w feralnym spotkaniu z Bayernem (2:8). Jak dostanie piłkę do nogi albo będzie miał uderzyć, bramkarze mogą drżeć. Krzywdzące jest patrzenie na niego bez powagi, bo Atletico nadal bierze topowego napastnika. I takiego, który zagwarantuje minimum kilkanaście goli w sezonie. To wielki skok jakościowy, patrząc na duet Diego Costa – Alvaro Morata.
A Urugwajczyk będzie chciał pokazać jeszcze więcej, bo w pewien sposób z niego zakpiono. Będzie chciał mocno udowodnić, że inni się mylili. Paradoksalnie taka sytuacja może obudzić w nim nowe moce i dodatkową motywację. Pod wodzą Diego Simeone, jak swego czasu David Villa, może zrobić furorę na nowo. Udowodnić klasę i przypomnieć, że ludzi nie wolno skreślać tak szybko. Luisito sam o tym opowiadał – ludzie widzą wszystko czarno-biało, skaczą od ściany do ściany, a w ocenie futbolu jest jeszcze wiele kolorów oraz odcieni pomiędzy.
Niewielu wymienimy napastników na takim poziomie jak Luis Suárez z 2015 roku, gdy Barcelona sięgała po tryplet. Stworzył być może najwybitniejszy tercet w historii piłki, na pewno jeden z bardziej wartych zapamiętania. To też wymowne, że z całej tej trojki pozostał Messi i to zmuszony do pozostania. Neymar wylądował w PSG, Pistolero w Atletico, a Argentyńczyk został osamotniony.
Rozstanie z Suárezem nie było nieuniknione, ale rozstanie z napastnikiem zarabiającym tyle pieniędzy, a nie gwarantującym dawnego poziomu już tak. Gdyby zarabiał mniej, Barcelona nie znalazłaby lepszej alternatywy w ataku. I pewnie latami ten cień Luisito będzie się unosił nad wszystkimi następcami. To nadal czołowy strzelec świata, nawet jeśli nie biega, dręczą go urazy kolana i jest wyłączony z pressingu. Bo w swoich konkretnych cechach bywa niedościgniony, kiedy trzeba doprowadzić defensorów rywali do szału.
Pewnie będzie się za nim ciągnął latami wątek nieudanego transferu do Juventusu i sfałszowanego egzaminu z włoskiego, który był niezbędny do uzyskania paszportu. Suárez, czyli człowiek nieodmieniający podstawowych czasowników po włosku (co skądinąd szokujące, skoro zna hiszpański) znał wcześniej pytania, w zasadzie ocenę również, więc to jedna wielka ustawka, bo „będzie zarabiał 10 milionów i trzeba mu pomóc”. Zapewne się wymiga, rozejdzie się po kościach i spadnie na cztery łapy, ale nie jest to wymarzone lato Suáreza. Najpierw opuszczony dom, później wielki skandal na skalę międzynarodową.
Ostatecznie jednak ląduje najlepiej jak może. To klubu z gigantycznymi ambicjami, w ukochanej Hiszpanii, z rekomendacjami Griezmanna czy Godina. Do Diego Simeone, z którym łączy go wiele cech wspólnych. I to również zbawienie dla Atletico tęskniącego za wielkimi napastnikami, a przyzwyczajonego, że co sezon jakaś wielka postać dopisze do dorobku 20 bramek. Patrząc na tego Luisa Suareza – to niemalże pewne, o ile zdrowie na to pozwoli.
Kończy się pewna piękna era, co dowodzi, że w futbolu wszystko dzieje się błyskawicznie. Co chwilę kończą się kolejne cykle, które niegdyś wydawały się nieśmiertelne. Suárez odchodzi z poczuciem, że musi jeszcze wszystkim udowodnić. A nie jak w ostatnich latach osiąść w strefie komfortu. „Niech każdy zrozumie moje przesłanie jak chce. Nie mam zamiaru dawać innym przyjemności i nadawać mu wagi. Dzisiaj jest moje pożegnanie i na tym się skupię. Odchodzę jako wielki zawodnik, bo takim byłem w Barcelonie” – wyrzucił z siebie. I ma rację, napisał wspaniałą historię szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał. Oby jeszcze wiele dobrego było przed nim, bo to posłuży całym rozgrywkom.
