Soulja Boy i jego zwariowane przygody w świecie gier wideo

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Epic Games Hosts Fortnite Party Royale - Arrivals
fot. Greg Doherty/Getty Images

AliExpress to nie laboratorium technologiczne, a Big Draco to nie Sony czy Microsoft.

Każdy cyrk potrzebuje klauna, a w cyrku tak dużym jak rap pod tym względem jest wręcz tłoczno. Ale jest pewien zawodnik, który zawsze skutecznie powalczy o uwagę. To oczywiście Soulja Boy, egotyk o takim wachlarzu klaunich makijaży, że zawstydziłby Cyrk Zalewski. Gdyby streścić jego wszystkie wyskoki i dalekie od prawdy opinie, które głosi, musielibyśmy przestać publikować inne treści przez tydzień. Raper uważa się za protoplastę lub wynalazcę wszystkiego. Twierdzi, że stworzył Logana Paula jako boksera, bo kiedyś starł się z YouTuberem w udawanej walce. Uważa się za pierwszego rapera na YouTube i na Twitterze, a reszta zerżnęła od niego te szokująco nowatorskie pomysły (jak obecność na dużych mediach społecznościowych). Oskarżał Drake’a o kradzież flow (to akurat może być prawdą, biorąc pod uwagę historię zapożyczeń u Kanadyjczyka). Przykłady można mnożyć.

Owszem, warto mu oddać, że przy Crank That odkrył kopalnię złota, jaką jest taniec dołączony do piosenki - ale jakby się zastanowić, to nie pierwszy raz w muzyce, a nawet w rapie. Od Rappin' Duke Shawna Browna z 1984 roku, przez Run-D.M.C. i Ghostbusters, po żenujący spektakl Vanilla Ice’a do Żółwi Ninja. Soulja nie był pierwszy. Ale z pewnością wprowadził ten zwyczaj do mainstreamowego rapu, w oderwaniu od filmowych akcji czy zwykłego śmieszkowania (a trzy wymienione pozycje podpadają pod tę kategorię). Autor Crank That może być również z powodzeniem uznany za pierwszego króla rapowych virali - co tłumaczy hołdy ze strony młodszego hip-hopowego pokolenia. Soulja jest klaunem, ale bardzo szybko zrozumiał, że te cyrki można monetyzować, a popularne internetowe platformy są idealnym sposobem, żeby to robić. Zresztą monetyzował nie tylko błazeństwa, ale także muzykę, będąc samodzielnym producentem i wydawcą, co w wieku 16 lat zaprowadziło go na szczyt listy Billboardu. To, czy jego wybryki w wywiadach i mediach społecznościowych są trollowaniem, czy prawdziwą ekspresją, nie jest pewne, ale na dobrą sprawę nie ma to aż takiego znaczenia. Jedni go kochają, większość raczej wyśmiewa, ale my spotkaliśmy się dzisiaj, żeby porozmawiać o przygodach rapera w świecie gier wideo. Jest o czym!

Żyjemy w epoce gamingu. To najszybciej rosnąca branża sektora rozrywkowego i raczej nic nie wskazuje na zatrzymanie tego trendu. Soulja Boy jest weteranem Twitcha, miał nawet zakusy na stworzenie e-sportowej drużyny. Jako urodzony biznesmen chciał sięgnąć do każdej możliwej kieszeni, więc wymyślił sobie… własną konsolę do gier. Proces tworzenia to długa i kosztowna sprawa, a same urządzenia przez większą część swojego technologicznego życia sprzedają się ze stratą. Nie bez powodu to od wielu lat zakorkowany rynek, a sporo firm odpadło dawno temu i już nigdy nie wróciło do produkcji konsol (RIP SEGA, Dreamcast był piękny i potężny [*]). Więc kiedy Soulja Boy ogłosił pod koniec 2018 roku, że będzie wypuszczał własne urządzenie - oczywiście w pełnym pychy komunikacie - nikt nie brał go na poważnie. I słusznie, bo to, co zaoferował, to były najzwyklejsze śmieci do emulacji z AliExpress, do tego z wielką przebitką cenową. Raper zachwalał urządzenia, twierdząc, że można na nich grać w Fortnite, czemu bardzo szybko zaprzeczyło Epic Games. Warto dodać, że same konsole łamały prawa autorskie - emulacja na ROM-ach jest w zasadzie nielegalna, co działa na szkodę historii gier wideo. Ale to temat na inny dzień - nie przyszliśmy tu rozkminiać sposobów na konserwację kultowych tytułów.

Pre-ordery, na poważnie lub ironicznie, poszły w ruch, ale większość nie zmaterializowała się w postaci konsol. Soulja obwiniał cały świat za swoją porażkę (zagrywając np. kartą rasizmu), a ten zareagował gromkim śmiechem. Podobny manewr powtórzył w lutym tego roku, z tym samym skutkiem. Dlaczego to zrobił? Dla tweeta, w którym twierdzi, że jest pierwszym raperem z własną konsolą do gier? Warto podkreślić, że słowo własną jest tu raczej na wyrost, więc chyba nie. Dla szybkiego zysku? A może to trollowanie, obliczone na uwagę świata? Ciężko stwierdzić, chociaż motywacje mogą być tu rzeczywiście bardzo przyziemne - zarobić trochę baksów, odświeżyć się w informacyjnym cyklu. Co do tego pierwszego można mieć pewne wątpliwości, ale to drugie udało się z nawiązką. Soulja Boy pojawił się nie tylko w mediach rapowych, ale także gamingowych. Czy w pozytywnym świetle - to już zupełnie inna kwestia. Ostatnio znowu stał się (anty)bohaterem growego świata, tym razem za sprawą rzekomego dealu z Atari. Niegdyś kultowa firma jest w zupełnym kryzysie. Nieudane przedsięwzięcia w rodzaju zbyt drogiej konsoli retro i katastrofalne wejście na rynek kryptowalut to tylko część historii porażki, jaką obecnie jest Atari. Kiedy Soulja Boy ogłosił, że został właścicielem firmy (!) i odsprzeda ją za 140 milionów dolarów, wówczas znów zrobiło się wesoło. Firma odpowiedziała dość szybko - nic takiego nie ma miejsca, a stanowisko CEO piastuje jakiś inny nieszczęśnik. Internetowi detektywi przybliżyli screeny z umowami, które pokazywał raper. Okazało się, że to kontrakty marketingowe, do tego opłacane nie dolarami, nie udziałami w firmie, a Atari Tokens, czyli niezbyt udaną kryptowalutą. Big Draco chyba nie czyta tego, co podpisuje (chociaż ostatecznie nie wiadomo, czy akurat te umowy podpisał) - to lekcja dla nas wszystkich!

Soulja Boy pewnie jeszcze odwiedzi nasze feedy i dostarczy radosnych chwil. Taka rola klauna, by rozweselać i dawać zapomnieć o ciemnych stronach życia. Jego różne biznesy to pomieszanie Barona Munchausena z jeszcze bardziej bekową wersją różnych pseudo wynalazców. Robi je dla kasy i fejmu, nie zważając na hejterów i śmieszków z internetu. Zresztą kto wie, może sam wierzy w bujdy, które opowiada z pewnością i przekonaniem Toma Cruise’a w Ludziach honoru. Hip-hop nie byłby taki sam, gdyby nie Big Draco, ale idźmy dalej - świat byłby po prostu gorszy, gdyby nie ten zipek i jego rozkosznie naiwne pomysły.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.