Pierwszoligowy klub w realiach trzeciej ligi. Obejrzeliśmy drugi sezon "Sunderland Til I Die"

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
Charlton Athletic v Sunderland - Sky Bet League One Play-off Final
Fot. Charlie Crowhurst / Getty Images

Dobrze przyjęty serial "Sunderland Til I Die" na Netflix ma już swój drugi sezon. W nim obserwujemy, jak klub stara się przestawić na nową rzeczywistość w trzeciej lidze. Zmiany dotyczą wszystkich.

UWAGA: Tekst zawiera niewielkie spoilery, szczególnie, jeśli nie wiesz, jak zakończył się sezon 2018/19 dla Sunderlandu i o historiach w klubie dowiadujesz się, oglądając serial.

"Sunderland Til I Die" pokazuje ducha angielskiej piłki, która w niższych ligach przegrywa z blichtrem Premier League. Dla fanów występy w League One to najgorszy okres, jaki pamiętają. W drugim sezonie obserwujemy próbę odbudowy pozycji klubu, któremu granie na trzecim poziomie po prostu nie przystoi. Wstawanie z kolan jest dla niego sporym wyzwaniem po kilku latach ciągłego zbierania batów.

Kluczem jest odbudowa psychiczna i odzyskanie dumy. Stadium of Light znów ma być trudnym terenem dla przyjezdnych. Poczucie dumy ma umocnić fakt, że pojawi się na nim rekordowa na warunki League One widownia. Widzimy pracę u podstaw i próby odzyskania zaufania w oczach kibiców, którzy wycierpieli bardzo, bardzo dużo.

W drugim sezonie "Sunderland Til I Die" mamy mniej wątków związanych z piłkarzami. Poza przeciąganiem liny ws. nowego kontraktu z Joshem Mają, kilkoma wypowiedziami Luke'a O'Niena czy wątkiem transferu Willa Grigga, opowieść raczej skupia się na finansowych problemach klubu.

Nowi właściciele, którzy wykupili go z rąk Ellisa Shorta, zastają ogromny bałagan. Sunderland w kwestii wydatków działał w niektórych przypadkach jakby nadal był w Premier League. Przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości po spadku do Championship było trudne, ale wyzwanie robi się jeszcze bardziej wymagające, jeśli od razu rok później zlatujesz do League One. Sunderland prowadzony tak, jak w czasach Shorta, w realiach trzeciej ligi po prostu nie miał prawa bytu.

Za naprawę klubu zabierają się Stewart Donald i Charlie Methven, a absurdy, na jakie się natykają, dają dobry obraz tego, z czym przyjdzie im się mierzyć. Ponad 30 milionów funtów wydatków na same pensje graczy, którzy dwa sezony z rzędu spadali, bardzo droga kriokomora, z której korzystał tylko... dawny prezes klubu czy 20 tysięcy funtów dla osoby, która miała aranżować wnętrza to tylko wierzchołek góry lodowej. - To zepsuty, pojebany biznes. Dopóki tego nie zrozumiecie, nigdy wam się w futbolu nie uda - wygłasza Methven. Co sezon przy takim sposobie zarządzania, Sunderland tracił 20 milionów funtów. Naprawa tego stanu rzeczy to podstawowy wątek serialu i warunek, bez którego nie uda się klubowi wyjść na prostą w sensie sportowym.

GettyImages-1145336330.jpg
Fot. Simon Cooper / PA Images via Getty Images

Reakcje i frustracje Donalda oraz Methvena są ozdobą drugiego sezonu, jednak wciąż wartość "Sunderland Til I Die" leży w ludziach, którzy ten klub noszą na pierwszym miejscu w sercu. Najlepsze, co serialowi wychodzi, to ukazanie tła społecznego północno-wschodniej Anglii, gdzie piłka nożna jest dla ludzi silnym elementem tożsamości. Kibiców, którzy nie są zbyt zamożni, a i tak ostatni grosz oddaliby na Sunderland AFC. Oddanych fanów, tak mocno skrzywdzonych przez drużynę w ostatnich latach, że byle promyk optymizmu wywołuje przesadę w drugą stronę. o prości ludzie, dla których sobotni mecz to kulminacyjny moment tygodnia. Ich pasja, zaangażowanie i oddanie Sunderlandowi dodaje serialowi zdecydowanego uroku.

To nie cukierkowy świat z produkcji Manchesteru City, Juventusu czy innych dużych klubów. W pierwszym sezonie "Sunderland Til I Die" mieliśmy kino na zasadzie "im gorzej, tym lepiej" i kolejne problemy klubu i słabe wyniki nakręcały spiralę. W drugim nadchodzi moment otrzeźwienia dla wszystkich. Sunderland w teorii jest za wielki na League One, ale musi potwierdzić to na boisku.

W drugim sezonie serialu jesteśmy świadkami dwóch wizyt Sunderlandu na Wembley. Jeden to finał Checkatrade Trophy i szansa na zdobycie pierwszego pucharu klubu od 1973 roku. Drugi to finał barażów o awans do Championship. Obserwujemy kibiców, którzy jadą z północno-wschodniej Anglii do dalekiego Londynu mimo że ich sytuacja finansowa też jest trudna. W tle przewija się Brexit, którego w okolicach Sunderlandu poparło w głosowaniu ponad 61% osób - to piąty najwyższy wynik w kraju. Wyjście z Unii Europejskiej i trudne czasy klubu sprawiły, że w głowach wielu fanów Czarnych Kotów zapanowała duża niepewność. Widzimy społeczność, w której wyniki ukochanego klubu mogą stanowić ukojenie w trudnych czasach.

Najsłabszym elementem serialu jest tłumaczenie. Już w pierwszym sezonie serialu raziła nazwa ligi "Championship" przekładana jako "mistrzostwa" czy "concede in the added time" jako "zrezygnować z dodatkowego czasu", ale tego jest niestety więcej. Językowo jest raczej poprawne - choć nie wszędzie, jak podczas niektórych wypowiedzi prezesów wychodzi pomieszanie z poplątaniem. Czasami wystarczy posłuchać, co mówią po angielsku, zignorować napisy, a widz średnio ogarniający ten język, wyciągnie sens sam. Nasuwa się wniosek, że serial tłumaczył na polski raczej ktoś, komu obcy jest piłkarski żargon, a to niestety odbiera klimatu. Komentatorskie "Hits it home from close range. Smashes it!" według napisów w serialu to "Bliska odległość od domu. Miażdży!". Naprawdę?

Mimo wszystko dla fanów piłki to pozycja, którą naprawdę warto obejrzeć. W drugim sezonie brakuje większego wejścia do szatni i rozmów z piłkarzami, ale nie ma tu pudrowania rzeczywistości. Kibic piłkarski powinien to docenić. Szczególnie teraz, kiedy wobec braku piłki najbardziej brakuje nam tych wszystkich emocji, które jej towarzyszą

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.