Świat pyta, my odpowiadamy. Barbie nie jest feministką

Zobacz również:Prosimy 10 biletów na „Barbie”! Skąd tyle memów na temat filmu, który wyjdzie za rok?
barbie cover.jpeg
fot. archiwum dystrybutora

To jedno z najczęstszych pytań zadawanych Google. Czy film Grety Gerwig jest feministyczny? Nowa Barbie nosi hipsterskie klapki i myśli o śmierci, ale emancypację trzeba dokupić, bo nie ma jej w zestawie.

Zamieszanie wokół domniemanego feminizmu Barbie oczywiście podkręca powtarzany wszędzie cytat z Amy Schumer. Trochę to trwało, ale wreszcie pękła. Amerykańska komiczka miała grać Barbie w wersji filmu z 2016 roku, tyle że zaledwie po kilku miesiącach od ogłoszenia współpracy opuściła pokład, tłumacząc się klasyką oficjalnych biznesowych rozstań – niezgodnością kalendarzy. Kilka tygodni temu w show Watch What Happens Live nagabywana przez prowadzącego rozmowę Andy’ego Cohena potwierdziła jednak, że zrezygnowała ze współpracy, bo projekt nie był wystarczająco feministyczny.

Parę lat później, po zmianach producentów i scenariuszy, film o najsłynniejszej lalce w historii plastiku wreszcie trafił do kin. I ta nowa Barbie, choć wymyślona i prowadzona przez ulubienicę progresywnej widowni, Gretę Gerwig, też nie jest wystarczająco feministyczna. Walka z patriarchatem, do której staje lalka symbolicznie odziana w parę Birkenstocków, jest pozorowana. Sztandar, który niesie – tak złachany, że obsypał się z niego cały brokat. A wersja feminizmu, którą sprzedaje, podróżując między światami – przestarzała i szkodliwa.

barbie.jpg
fot. archiwum dystrybutora

Położę zdecydowany nacisk na słowo sprzedaje. W końcu Barbie to przydługa reklama producenta zabawek, a przedstawiciele firmy Mattel brali aktywny udział w powstawaniu filmu. I nie wszystko, co zobaczyli w scenariuszu, podobało im się. Podobno kręcili nosami na żarty z prezesa (Will Ferrell, bardzo średni w tej roli), ale Margot Robbie i Greta Gerwig przekonały ich, że złożony z samych mężczyzn zarząd firmy to metafora korporacyjnej Ameryki i kapitalistycznego wyzysku, a nie mało subtelna krytyka Mattel. Uwierzyli. Łyknęli tę bujdę tak samo bezrefleksyjnie jak publiczność, która wychodzi z kina przekonana, że właśnie zobaczyła film z równościowym, emancypacyjnym przesłaniem.

Czy film Grety Gerwig jest feministyczny? Nie, zwłaszcza w tych momentach, gdy Stereotypowa Barbie wypowiada jakieś mądre zdanie i sama się dziwi, że z jej ust wyszły słowa dłuższe niż dwie sylaby. Te sceny napisane z – jak się domyślam – intencją przewrotnego żartu, który sprytnie zdemontuje stereotyp trzpiotowatej laluni, w praktyce są banalnym gagiem, który ten stereotyp jedynie wzmacnia. A przecież mamy w popkulturze przykłady, które pokazują, jak robić to dobrze. Czy Gerwig oglądała Legalną blondynkę? Ze zrozumieniem?

Brakuje mi w tej opowieści warstw, subtelności, błyskotliwych puent, śmiałych refleksji. Barbie jest kinem nieznośnie prostackim. Pomysł, by wpędzić plastikowy symbol sukcesu i beztroski w kryzys tożsamości i z tej perspektywy opowiedzieć o opresji kultury, równouprawnieniu kobiet i zagubieniu mężczyzn, jest pomysłem wybitnym – i wybitnie położonym przez Gerwig, która żadnego z podejmowanych w filmie wątków nie doprowadza sensownie do końca. Nie obchodzi jej to, co w lalce Barbie najbardziej interesujące. Jak na przykład ten paradoks, że zabawka wymyślona, by inspirować dziewczynki, pokazywać im, że mogą być, kim tylko zechcą – aktorką, pilotką, prezydentką – w efekcie została twarzą zamordystycznego kanonu piękna.

Mam wrażenie, że Grety Gerwig nie obchodzi również to, co najciekawsze w filmie, który kręci. Nie ma pojęcia, z czym ma do czynienia, gdy bawi się feministyczną figurą wiedźmy, kobiety wykluczonej, żyjącej poza społecznością, posiadającej wiedzę i moce uzdrowicielki. Kate McKinnon w roli Dziwnej Barbie jest znakomita, mimo że dostała do zagrania skrót myślowy. Przede wszystkim jednak Gerwig snuje szkodliwą fantazję o matriarchacie i opowiada na prawo i lewo, że to feminizm, chociaż wiadomo, że nie. W Barbielandzie kobiety są prezydentkami, ministrami, naukowczyniami, pisarkami. Mają władzę. Mężczyźni są tu tylko dodatkiem, dekoracją. Tak, Barbie to najgorszy film, który mógł wyjść z połączenia Seksmisji i Toy Story. Już pominę tę oczywistość, że Gerwig sprowadza feminizm do wojny płci, co samo w sobie jest antyfeministyczne. Reżyserka buduje filmową rzeczywistość na szkodliwych skrajnościach. Jak ta, że kobieta może albo rządzić, albo być zarządzana, bo na przykład Barbie naukowczyni z Noblem na koncie w świecie podbitym przez mężczyzn robi za żywą fantazję erotyczną i podaje Kenowi piwo ubrana w strój pokojówki. W jaki sposób lalki odzyskają władzę? Korzystając ze swoich bezdyskusyjnych kompetencji, którymi zbudowały wcześniej feministyczną utopię, prawda? Nie. Każda najpierw uwiedzie, a potem porzuci jednego Kena, by nastawić ich przeciwko sobie. Greta Gerwig najpierw przekonuje, że kobieta potrafi zdobyć Nobla i napisać konstytucję, ale potem stwierdza, że sorry, jednak nie, twoją największą bronią jest seksapil.

barbie ken.jpeg
fot. archiwum dystrybutora

A może nie widzę feminizmu w Barbie, bo Ken mi zasłania? Potwierdzam, że Ryan Gosling jest najjaśniejszym punktem filmu, wyciąga z postaci tyle, ile może, mimo że jego bohater został polepiony z banalnych śmieszków trywializujących dyskusję o męskości. Ken, który w Barbielandzie nic nie znaczy, wyrusza z Barbie do świata ludzi i tam odkrywa patriarchat, system faworyzujący mężczyzn. Wciąga futro, dopuszcza do głosu wewnętrznego kowboja i przebudowuje krainę lalek tak, by służyła jemu i pozostałym Kenom. Wniosek? Jest szansa, że Barbie byłaby feministycznym kinem, gdyby była filmem o dramacie Kena, rozdartego pomiędzy żądzą władzy a pragnieniem bliskości. Byle tylko nie brnęło to, jak momentami u Gerwig, w kampanię społeczną Przytul incela.

Największym problemem Barbie jest ton, jakim mówi. Od lat opowiadamy sobie – twórcy, twórczynie, media, widownia – że popkultura musi operować pewnym uproszczeniem, bo tylko w ten sposób jest w stanie dotrzeć ze swoim przekazem do maksymalnie wielu osób. To bzdura. W dodatku elitarystyczna, bo zakłada z góry, że odbiorcy i odbiorczynie mainstreamowego kina to banda idiotów i do takich trzeba mówić prostymi słowami. A Margot Robbie (gra nie tylko główną rolę, jest też odpowiedzialna za to, że ten film w ogóle powstał) i Greta Gerwig ewidentnie realizowały Barbie z nadzieją, że film poniesie się jak najszerzej, dlatego tę bzdurę, że feminizm to walka z mężczyznami o dominację nad światem opowiadają capslockiem. Poczucie intelektualnej wyższości, ten wspomniany elitaryzm już nie raz okazywał się największym przekleństwem feministek. W końcu Hilary Clinton nie przegrała w wyborach prezydenckich wyłącznie dlatego, że Donald Trump oszukiwał.

Być może ta upraszczająca rzeczywistość narracja przeszłaby w 2009 r., gdy w biurach Mattel rodził się pomysł, by zekranizować historię lalki Barbie. Tylko czy film, który można by wybaczyć wtedy, jest filmem, na który zasługujemy dziś?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarka. Kiedyś wyłącznie muzyczna, dziś już nie tylko. Na co dzień pracuje w magazynie „Glamour”, jako zastępczyni redaktorki naczelnej i szefowa działu popkultura. Jest autorką podcastu „Kobiety objaśniają świat”. Bywa didżejką.
Komentarze 0