Szalone piłki i wpływ statystyki. Dlaczego bramkarze coraz rzadziej łapią

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Bramkarze
Hannibal Hanschke/Pool via Getty Images

Kiedyś na intuicyjne odbicie piłki dzięki wspaniałemu refleksowi mówiło się, że to zagranie jak z piłki ręcznej. Dziś przestało to już jednak być dla futbolu coś obcego. Bramkarze odbijają częściej niż dawniej, bo na łapanie, w przeszłości podstawę ich fachu, coraz rzadziej mają szansę.

Przed mundialem w 2006 roku Gianluigiego Buffona, bramkarza reprezentacji Włoch, zapytano, jak zamierza sobie radzić z łapaniem nowej piłki Teamgeist, zaprojektowanej przez Adidasa. – W ogóle nie zamierzam jej łapać. Wolę odbijać w bezpieczne strefy i nie martwić się, czy zdołam ją utrzymać w rękach – stwierdził. Odpowiedź była zaskakująca, biorąc pod uwagę, że mowa o czołowym wówczas bramkarzu świata. A przez lata przyjęło się mówić, że zawodnik stojący między słupkami ma przede wszystkim łapać. Odbijanie miało być ostatecznością. Dobrym bramkarzem był ten, kto częściej potrafił chwycić piłkę w „koszyczek” złożony z obu dłoni albo pewnie przycisnąć ją do klatki piersiowej. Słabszym ten, kto każdy strzał wybijał na rzut rożny, w bok albo - co gorsze - przed siebie.

ODBIJAJĄCY NEUER

Najlepszym bramkarzem świata wybrano w 2020 roku Manuela Neuera. Gdyby każdy kibic piłki nożnej miał przymknąć oczy i wyobrazić sobie jego interwencje, raczej nie byłoby wśród nich wielu takich, w których gracz Bayernu Monachium po prostu łapał piłkę. Jego popisowe zagrania polegają na drobnych ruchach ręką. Szybkim machnięciu ramieniem, by odbić piłkę świszczącą mu koło ucha. Sięgnięciu piłki dłonią, mimo że reszta ciała już zmierza w inne miejsce bramki. Czy zostawieniu wyciągniętej nogi, od której odbija się piłka, zamiast wpaść do siatki. Nie jest oczywiście tak, że Neuer nigdy nie łapie piłki. Lecz – tu wchodzimy w obszar hipotezy, a nie twardych danych – raczej robi to rzadziej niż jego poprzednicy sprzed kilku dekad. Świat piłki nie dysponuje rozstrzygającymi dowodami, że bramkarze w dzisiejszych czasach odeszli od tego podejścia. A przynajmniej ich nie publikuje. Pojawiają się jedynie opracowania, sugerujące, że bramkarze zaczęli preferować piąstkowanie dośrodkowywanych piłek, zamiast ich wyłapywania. Jednak wśród fachowców raczej panuje zgodność, że znacznie rzadziej niż w przeszłości akcje kończą się po prostu chwytem bramkarza. Różnią się tylko wyjaśnienia tej teorii.

PRESJA, BY ŁAPAĆ

Toby Aldous, Anglik prowadzący stronę topgoalkeeping.com, przywołuje na niej doświadczenia z czasów swojej aktywności w bramce. – Czułem presję, by raczej łapać, niż odbijać. Łapanie było standardem wyznaczanym przez wielu znakomitych bramkarzy i było silne poczucie, że odbijanie znaczyło, że bramkarz nie opanował jakichś podstawowych umiejętności. W tamtych czasach czuło się, że odbijanie było czymś gorszym – pisał. Ray Clemence, jeden ze wspomnianych znakomitych bramkarzy, potwierdza to wrażenie. – Widzimy bramkarzy odbijających piłkę częściej niż w moich czasach. Dawniej, zwłaszcza na treningach, próbowaliśmy łapać każdą piłkę. Dziś jednak trzeba oprócz tego ćwiczyć z zawodnikami także odbijanie piłki w taki sposób, by po kontakcie z rękawicami leciała w bezpieczne strefy, nie narażając drużyny na błyskawiczną dobitkę – mówił w wywiadzie na stronie angielskiej federacji.

INNE TECHNOLOGIE

Najczęściej pojawiająca się teoria wyjaśniająca tę zmianę, dotyczy technologii samej piłki. Zwraca na to uwagę sam Clemence. – Piłki się zmieniły. Stały się lżejsze, szybciej lecą, bardziej zmieniają tor lotu. To dlatego widać bramkarzy wychodzących na głupków. Idą w jedną stronę, podczas gdy piłka nagle zmienia kierunek i zaczyna lecieć w drugą – tłumaczył. Potwierdzał to Asmir Begović, bramkarz Bournemouth. – Bramkarz musi się zdecydować czy łapać, czy parować piłkę. Zwłaszcza że piłka jest dziś szybsza i bardziej nieprzewidywalna niż kiedyś – mówił. W tym miejscu należy się od razu wyjaśnienie, że mowa o tym, że piłki stały się lżejsze, jest skrótem myślowym. Suche współczesne piłki ważą tyle samo, co te sprzed lat, bo jest to określone w przepisach gry. Różni się natomiast ich reakcja na warunki atmosferyczne. Obecne piłki nie chłoną wody, co było normą w tych zrobionych ze skóry. Pierwszą piłkę w całości zastosowaną z tworzyw sztucznych użyto na mundialu w 1986 roku. Ale kolejne narzędzia do gry też się od siebie różnią. Aerodynamiką, czy tym, jak zachowują się przy różnych temperaturach. Same w sobie nie są jednak lżejsze.

NIEPRZEWIDYWALNOŚĆ W POWIETRZU

Zdaniem Macieja Palczewskiego, trenera bramkarzy Cracovii, o sporych zmianach w sposobie zachowania piłki można mówić od Fevernovy, którą grano na mundialu w Korei i Japonii. – Z czasem zaczęły dochodzić do tego też kwestie różnych kolorów, które także wpływają na widzenie bramkarzy. Roteiro z 2004 roku była odejściem od tradycyjnego biało-czarnego, czy biało-granatowego koloru – mówi. Apogeum dyskusji o piłkach przypadło na 2010 rok, gdy nawet NASA zajęła się analizą tego, jak przy prędkościach powyżej 70 kilometrów na godzinę zachowywała się Jabulani, na której nieprzewidywalność narzekali wszyscy. Zarówno bramkarze, jak i strzelcy. Przy strzałach po ziemi różnice są znacznie mniejsze. Jednak kiedy piłka wzbija się w lot, czy to po uderzeniu, czy to przy dośrodkowaniu, dla bramkarzy zaczynają się trudności. – Dawniejsze modele były w powietrzu bardziej przewidywalne. Wilgotne namakały, przez co stawały się cięższe i nie można było ich aż tak mocno uderzyć. Byli oczywiście pojedynczy piłkarze, którzy potrafili nadać im trudną do przewidzenia rotację, ale było to znacznie mniej powszechne niż obecnie – mówi specjalista z Krakowa.

Trener bramkarzy Cracovii
Maciej Palczewski - Piotr Kucza/400mm

TRENINGI Z PIŁKAMI PLAŻOWYMI

Palczewski podaje przykłady z polskiego podwórka. – Uderzeń Peteriego Forsella ze Stali Mielec praktycznie nie da się złapać. Oczywiście w teorii to możliwe, ale w samym meczu, trajektoria lotu piłki po jego strzałach jest tak zmienna, że trzeba się skupić, by w ogóle ją dosięgnąć. Jako trenerzy bramkarzy patrzymy w pierwszej kolejności na skuteczność interwencji. Podobnie było z dośrodkowaniami Dominika Furmana. Musiało mu naprawdę nie wyjść, żeby bramkarz spokojnie wyłapał sobie po nich piłkę – tłumaczy. To wpływa na sposób, w jaki pracuje ze swoimi zawodnikami w krakowskim klubie. Czytając o lekkich piłkach, zmieniających kierunki w locie, można mieć skojarzenia z piłkami dla dzieci, używanymi zwykle do gry na plaży. Palczewski czasem wykorzystuje takie w treningu. – Ich trajektoria jest zupełnie nieprzewidywalna, co pomaga lepiej odwzorować warunki meczowe – wyjaśnia.

KLUCZ W LOKALIZACJI STRZAŁÓW

Można by na tej podstawie dojść do wniosku, że technologia rozwoju piłek nie nadążyła za tą rękawic bramkarskich, jednak problem nie polega na tym, że piłki wyślizgują się bramkarzom z rąk, lecz na tym, by w ogóle zdołać się do nich odpowiednio ustawić i mieć czas zareagować. Dlatego Daniel Pawłowski, przeprowadzający indywidualne analizy pod szyldem Trening Decyzji Bramkarza, współpracujący m.in. z Łukaszem Fabiańskim czy Jakubem Słowikiem, niechętnie tłumaczy częstsze odbijanie samą technologią piłki. Jego zdaniem najważniejszym zagadnieniem w tej kwestii są strefy, z których dzisiejsi piłkarze oddają strzały. – Gdyby bramkarz miał odpowiednio dużo czasu, by odpowiednio ułożyć ciało do chwytu, dalej byłby w stanie łapać piłkę. Nawet tę współczesną. Coraz częściej ma jednak na reakcję tylko trochę więcej niż mrugnięcie oka – mówi. I to nie jest metafora. Pawłowski te ułamki sekund wnikliwie mierzy.

MODELE BUDOWANIA ATAKÓW

Interwencje Neuera czy Jana Oblaka porównuje się często do tych wykonywanych przez bramkarzy w piłce ręcznej, czy w hokeju na lodzie. To już przestały jednak być zagrania rodem z innych dyscyplin. Stały się nierozerwalną częścią futbolu. Doszło do tego wraz z uświadomieniem sobie przez trenerów i piłkarzy, że warto strzelać głównie z określonych miejsc. Każdy, kto choć raz oglądał mecz w telewizji albo był na stadionie, zna wszystkie powielane przy każdej okazji klisze. „Gdy nie ma strzałów, nie ma goli”, „spróbuj!”, „gdy masz miejsce, uderz”, „sprawdź, czy bramkarz nie śpi”, „daj się pomylić bramkarzowi itp”. Będąc wyjątkowo perfidnym kibicem, można by na stadionie podpuszczać zawodników rywali, by „spróbowali” z dystansu, bo jest bardzo mała szansa, że im się uda. Spektakularne gole spoza pola karnego na tyle zapadają w pamięć, że wydają się skutecznym zagraniem, podczas gdy wielokrotnie udowodniono, że ich skuteczność jest bardzo niska.

MNIEJ UDERZEŃ Z DYSTANSU

Zawodowi piłkarze w najlepszych ligach zaczęli to przyjmować. Jeszcze dekadę temu w Premier League oddano ponad pięć tysięcy strzałów zza pola karnego. Pięć lat później było to już – wg statystyk Stats Bomb – tylko trochę ponad trzech i pół tysięca. Liczba takich prób systematycznie spada. Między 1998 a 2004 rokiem odsetek goli zza pola karnego utrzymywał się pomiędzy 15 a 18 procent. W latach 2005-2007 osiągnął historyczny szczyt, dobijając do 20 procent. Od tamtego czasu regularnie jednak zjeżdża. W ciągu ostatnich czterech lat nie było w Premier League ani jednego klubu, który strzelałby więcej niż 10 procent goli po próbach z dalszej odległości. Czasy, w których jeden Matt Le Tissier w jednym sezonie zdobywał osiem takich bramek, odeszły i wydaje się, że nigdy nie wrócą.

STRZAŁY ZE ŚWIATŁA BRAMKI

Dla bramkarzy to problem. Rywale strzelają rzadziej, ale za to z miejsc, które dają im znacznie mniejsze szanse na skuteczną interwencję. Trenerzy chcą uderzeń ze stref, do których trudniej się dostać, ale które dają większe szanse powodzenia. – Większość strzałów jest oddawana ze światła bramki, czyli stamtąd, skąd jest największe prawdopodobieństwo sukcesu. Jeśli bramkarz ma na reakcję mniej niż pół sekundy, nie zdąży złapać piłki. Gra się zmienia, więc muszą się zmieniać decyzje bramkarzy. Równie dobrze można by spytać, dlaczego bramkarze raczej nie łapią rzutów karnych, tylko w najlepszym wypadku je odbijają. Tymczasem w meczu coraz więcej jest strzałów, które przypominają rzuty karne. A dodatkowo często między strzelającym a bramkarzem jest jeszcze wielu zawodników, którzy ograniczają pole widzenia. Bramkarz musi się skupić, by w ogóle w jakiś sposób dosięgnąć tę piłkę. Dopiero później można się zastanawiać, dokąd ją odbije, a łapanie to ostatnia możliwość – zwraca uwagę Pawłowski.

Trener bramkarzy
Daniel Pawłowski - Michał Chwieduk/400mm

UCZULONA RESZTA DRUŻYNY

Inne modele budowania ataków wymagają innych sposobów trenowania bramkarzy. – Można oczywiście w ramach rozgrzewki postrzelać im, żeby połapali piłkę. Ale nacisk na chwyty siłą rzeczy musi być w treningu mniejszy. W trakcie meczu nikt nie będzie czekał na bramkarza, aż ustawi się do złapania piłki. Zawodnik, mając piłkę na ósmym metrze, zamknie oczy i uderzy z całej siły pod poprzeczkę – mówi trener. Dlatego dostosowane musi też zostać zachowanie reszty drużyny. – Potrzebne jest zwrócenie uwagi na to, jak się mają zachować zawodnicy, którzy w danym momencie będą w polu karnym. Słyszy się często, że bramkarz powinien odbić piłkę do boku. On by może nawet chciał. Chciałby ją wybić nawet na aut. Ale przy takich czasach reakcji, nie można mu powiedzieć, że miał lepiej wybić. Trzeba się od razu w momencie strzału nastawić na obronę kolejnej sytuacji jako cały zespół – dodaje Pawłowski.

NIE TYLKO NA BOK

Palczewski przy tej okazji zwraca też uwagę na popularny frazes na temat odbijania do boku. – Nie jest tak, że bramkarz zawsze ma tam odbijać. Ma odbijać tam, gdzie jest bezpiecznie. Najlepiej oczywiście na rzut rożny albo z autu, bo to kończy akcję, ale nie zawsze tak się da. Wiele zależy, od tego, skąd jest oddawany strzał. Jeśli jest z kąta przedłużenia pola bramkowego i karnego, przy odbiciu w bok jest duże ryzyko nabicia nabiegającego napastnika. Wtedy bezpieczniejsze może być odbicie przed siebie. W takich sytuacjach mówimy o strefach bezpiecznego odbicia piłki. Ale w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że któraś strefa jest uniwersalnie najlepsza i jeśli tam się odbije, to na pewno nic się nie stanie – podkreśla trener bramkarzy Cracovii.

BEZ WSPARCIA W PIĄTCE

Jeśli natomiast chodzi o częstotliwość wyłapywania dośrodkowań, dochodzi jeszcze jeden aspekt. Bramkarze przy stałych fragmentach gry są nierzadko obarczeni nowymi zadaniami. – Coraz częściej widać, że przy rzutach rożnych są zostawieni sami z przeciwnikiem albo nawet dwoma. Bez wsparcia obrońców. Jeśli bramkarz ma jednocześnie poradzić sobie z dwójką przeciwników, kontrolować przestrzeń przed sobą i jeszcze złapać piłkę, są to naprawdę trudne rzeczy. Łatwiej w tym wszystkim jest mu wypiąstkować – mówi Pawłowski.

PRZYWIĄZANI DO LINII

Palczewski podkreśla, że z tej przyczyny coraz rzadziej widać w futbolu bramkarzy wychodzących do dośrodkowań. – Mówi się, że wszystko, co w polu bramkowym, powinno należeć do bramkarza. Tak jednak nie jest. Patrząc na Premier League, oprócz Fabiańskiego, Hugo Llorisa i może Alissona, bramkarze raczej nie wychodzą z bramki do dośrodkowań. Prędkość piłek, dokładność zagrań oraz fakt, że zwykle stoi przed nimi czterech przeciwników i czterech graczy z własnej drużyny, utrudniających dojście do piłki, sprawiają, że trenerzy coraz częściej dochodzą do wniosku, że z dośrodkowaniami musi sobie radzić obrona ustawiona w strefie, a bramkarze mają pilnować linii – podkreśla. A jeśli defensywa sobie nie poradzi i rywal jednak odda strzał, mają na tej linii przede wszystkim odbić piłkę. Nikt już nie będzie miał do nich pretensji, że nie złapali. Odbicie może nie jest dla zespołu tak korzystne, jak złapanie piłki, ale na pewno jest znacznie bezpieczniejsze niż sytuacja, w której przy próbie złapania coś pójdzie nie tak.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.