Szczyl i „Polska Floryda": Na plaży także można być samotnym (RECENZJA)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Szczyl
Szczyl, Sony Music / mat. pras.

Polska Floryda nie bez powodu wychodzi jesienią. Szczyl błyszczy, ale nie musi się posiłkować słoneczną energią.

Jelitkowo, Orłowo oraz Sopot przy Grand Hotelu. Trzy trójmiejskie plaże i, w mojej ocenie, trzy topowe miejscówki na gibona w gronie znajomych. Ale w odpowiedniej chwili także perfekcyjne samotnie. Nawet, jeśli nocą pałętają się tam grupki wstawionych nomadów. Spojrzenie na atramentowe morze zlewające się z nieboskłonem rozświetlonym jedynie przez księżyc to okazja do utożsamienia się z Wędrowcem nad morzem mgły Caspara Davida Friedricha. To właśnie dychotomia 3city – bastionu czilerki i utopii oraz perfekcyjnego miejsca do ruminacji zasilanych pełnym jodu powietrzem.

Na muzyczny język przełożyli to w ostatnim czasie Undadasea oraz Belmondawg – idealnie wpisując się w nakreślony wcześniej przeze mnie dualizm. Kreślenie nadmorskiego triumwiratu wspomnianych wykonawców w koalicji ze Szczylem to nadal chyba nieco przedwczesna próba zarysowania jakiegoś movementu. Ale polskie rapsy w swoich najlepszych momentach zawsze pokazują, że to właśnie miejsca współtworzą ludzi, a najzdolniejsi z nich są w stanie przefiltrować swoje myśli przez ten amalgamat budynków, krajobrazów i powietrza. Oczywiście łączenie Szczyla z Undą i Młodym G odbywa się także na płaszczyźnie zamiłowania do oldschoolowych zajawek. I faktycznie, słuchając Polskiej Florydy wracam do przyjemnych czasów, w których Be Commona, dokonania The Roots i The Minstrel Show Little Brother stanowiły dla mnie szczyt wysublimowania, które można odnaleźć w tzw. świadomym hip-hopie. Teraz mogę spojrzeć na to, jako na objaw naiwności. Ale to właśnie momenty tej błogiej naiwności są tym, co wykuwa człowieka i słuchacza.

I dlatego obcowanie z debiutem Szczyla jest dla mnie przyjemnością. Kontaktem z osobą, która kształtuje samą siebie także w oparciu o muzyczne uniesienia. Wpisywanie tego materiału w dyskurs starej i nowej szkoły jest przeżytkiem. Bo 20-latek niczego nie odtwarza i nie wskrzesza, a korzysta z nabytego języka, by wyrazić samego siebie. Odnajdowanie w młodym MC spadkobiercy m.in. Rahima to dla osób chcących czuć ciągłość międzypokoleniową zajęcie szlachetne, którego piętnować nie będę. Ale Szczyl zasługuje na to, by odnaleźć w nim Szczyla, a nie argument w dyskusji o prawdziwym rapie i jego ewentualnej korozji.

Na poziomie emocjonalnym trzeba przede wszystkim doceniać szczerość w sprawozdawaniu własnej kruchości. Szczyl wypowiada się osobiście i nie spłaszcza swoich myśli po to, by stały się uniwersalnymi, radiowymi love songami o uczuciu lub jego końcu. Wychodzi naprzeciw lękom, ale też pochlebstwom. W Fenomenalnym wychodzi naprzeciw miłym słowom, ale też społecznej presji bycia konsekwentnym człowiekiem, który żywi się sukcesem. To, że wspomaga go w tym Pezet (btw jedną z jego najlepszych zwrotek w ostatnich latach) to także wydarzenie symboliczne. W ten sam rys wpisują się m.in. Hiphopkryta na bicie Magiery, Wielkie Miasta czy Dinozaury – utwory, do których można machać łapą, ale także myśleć i czuć.

Ale to utwory wykraczające poza boom bapową dynamikę stanowią o klasie Polskiej Florydy.

Bang na mięsistym bicie Kubiego Producenta (naprawdę wielki props za spełnienie obietnicy zawartej w tytule) hula aż miło. Byłaś ze mną wczoraj zaskakuje post-punkową i nowofalową stylistyką. Ale to nie przebieranka. Szczyl w tym klimacie odnajduje się znakomicie i być może brzmi najbardziej naturalnie. Kilka godzin przed napisaniem tej recenzji redaktor Marek Fall spytał się mnie otwarcie przy newonce’owym kontuarze czy naprawdę podoba mi się ten numer z Piotrem Roguckim. Jako rasowa pizda w świecie uniknąłem tego pocisku, ale jako kozak w necie przyjmę go na klatę i odpowiem: Tak, Cień to na chwilę obecną mój ulubiony numer na całym longplayu. Prostota basowej linii oraz najlepszy płycie refren sprawiają, że ten gitarowy nokturn jest dla mnie dowodem na szczerozłotą jakość talentu, z którym mamy tu do czynienia.

Czy Szczyl to artysta kompletny? Nie. I dobrze o tym wie. Czujnie wykorzystuje swoje największe talenty. Głębokiego głosu używa do wzmocnienia poszczególnych wersów, ale także alternatywnego croonerstwa, które nie leży wcale daleko od dokonań Kinga Krule’a. Konsekwentnie pisze świetne, wpadające w ucho refreny, które są logicznymi następstwami poprzedzających ich zwrotek. Ma ucho do podkładów i mierzy się ze stylistycznymi wyzwaniami. Czy jest super tekściarzem? Jeszcze nie, czasami logika flow jest zbyt nadrzędna dla logiki jego przekazu. Ale ilu obiecujących tekściarzy w polskim rapie okazało się słabymi muzykami? Szczyl jawi się w tej chwili jako bardzo dobry muzyk, który będzie się rozwijał na wszystkich frontach, a jego debiut jest spójny. Płynie w niemal perfekcyjnym rytmie, a wszystkie stylistyczne zakręty znajdują się w odpowiednich miejscach. Jedyne wonty mam do Krzyku – numeru na mój gust nieco zbyt rzewnego. Wszystko pozostałe siedzi na swoim miejscu i mnie osobiście zachwyca całościową spójnością. Rzekomo Szczyle mają w łapach cały świat. Okazuje się, że to nie prognoza na przyszłość – to już się stało i sprawia, że jestem nieco spokojniejszy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.