Terry Pratchett był najzabawniejszym pisarzem świata. Wkrótce obejrzymy serial na podstawie jego książek

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
Terry Pratchett And Stephen Baxter Portrait Shoot
fot. Joseph Branston/SFX Magazine/Future/Getty Images)

Czy zdarza się, że czytelnicy wpędzają pana w zakłopotanie? Czasem tak. Pamiętam, że kiedyś siedziałem w toalecie na lotnisku. Nagle jakaś ręka nieśmiało wsunęła przez szparę pod drzwiami jedną z moich książek i długopis. „Dla Briana. Proszę!” – usłyszałem.

Według obiegowej opinii ci twórcy, których kojarzymy ze smutnymi, ciężkimi dziełami, są zwykle wyjątkowo wesołymi ludźmi. I na odwrót – ci od śmiechu i żartów są prywatnie ponurzy jak noc. Terry Pratchett wymykał się tej regule, co dobrze obrazuje ta anegdota, którą opowiedział wiele lat temu podczas spotkania z czytelnikami w Poznaniu. Inna sprawa, że przytaczał ją z kamienną twarzą. Typowy Brytyjczyk.

No, nie taki typowy, skoro w latach 90. był najpopularniejszym pisarzem na Wyspach. I jednym z najpopularniejszych na świecie. Jego powieści do tej pory rozeszły się w blisko 100 milionach egzemplarzy, a tylko na terenie Wielkiej Brytanii rokrocznie sprzedaje się 2.5 miliona jego książek. Ta liczba jest od paru lat stała, choć wiadomo już, że nigdy nie przeczytamy żadnej jego nowej powieści. Terry Pratchett zmarł w 2015 roku, a przed śmiercią zastrzegł, aby dysk z nieukończonymi pracami został... rozjechany przez walec. Był nie tylko pisarzem, ale i fanem literatury, który doskonale wiedział, że z tego typu pośmiertnych wydań nigdy nic dobrego nie wynika.

Co ciekawe, choć jego książki były wyjątkowo radosne, Pratchett w ostatnich latach życia był pytany w wywiadach głównie o swoją chorobę i... śmierć. Ale o tym za moment.

Nie chciał być podróbą Tolkiena

Urodził się w 1948 roku w Beaconsfield, małym miasteczku położonym 40 kilometrów na północ od Londynu. Od dziecka fascynował się astronomią, ale kariera w tej dziedzinie nauki nie była mu pisana z prozaicznej przyczyny – był kiepski z matematyki. Do tego koledzy i koleżanki nie akceptowali go ze względu na problemy z wysławianiem się. Jak wielu typowych szkolnych outsiderów znalazł schronienie w bibliotece, gdzie pasjami czytał... słowniki; stąd jego późniejsze powieści zaskakiwały bogatym słownictwem. Poza tym Pratchett chętnie sięgał po książki science-fiction, co nie powinno dziwić – przełom lat 50. i 60. był złotym czasem gatunku, a w mediach sporo mówiło się o wyścigu pomiędzy USA a ZSRR w kwestii eksploracji kosmosu. Był zakochany w literaturze do tego stopnia, że już jako 13-latek napisał pierwsze opowiadanie, które opublikowano w gazetce szkolnej. Nazywało się Business Rivals, a jego bohaterem był mężczyzna, który przypadkowo spotkał w swoim domu diabła. Rok później ten sam tekst, chociaż ze zmienionym tytułem (The Hades Business) opublikowała lokalna gazeta, a autor od razu zainwestował honorarium (14 funtów) w maszynę do pisania, na której napisał swoją pierwszą powieść Dywan – o rozmaitych rasach i szczepach, które tworzą uniwersum, walczą między sobą, przeczesują rozmaite krainy, a wszystko to dzieje się w... dywanie.

To właśnie cały Terry Pratchett – bawiący się gatunkowymi kliszami i wykrzywiający je w zwierciadle satyry. W rozmowie z Polskim Radiem powiedział, że dorastał w czasach, gdy wszyscy czytali Tolkiena, a początkujący pisarze chcieli tworzyć takie książki jak on. Co spowodowało zalanie rynku wydawniczego serią marnych podrób. Pratchett też miał ambicje literackie, ale wiedział, że musi zrobić to inaczej, by wybić się na tle klonów autora Władcy Pierścieni. Stąd jego zamiłowanie do humoru, szydery, absurdu. I lekkiego, ale czytelnego wyśmiewania wielu postaw ludzkich czy zjawisk na kartach swoich książek.

Jego kariera literacka zaczęła się dość nietypowo. W wieku 17 lat rzucił szkołę, by zostać dziennikarzem pisma Bucks Free Press. Podczas przeprowadzania wywiadu z wydawcą Peterem Banderem van Durenem napomknął, że sam pisze – co prawda na razie do szuflady – i pochwalił się Dywanem. van Duren zainteresował się książką i poprosił młodego pisarza o rękopis. A następnie skontaktował go z innym wydawcą, Colinem Smythem, który w 1971 roku wydał Dywan. Ale Pratchett stał się autorem na pełen etat został dopiero w połowie lat 80., gdy zbudował sobie wierną fanbazę. Przedtem łączył pisanie z posadą rzecznika prasowego Centralnego Zarządu Elektroenergetyki.

Wtedy był już po wydaniu czterech książek, wchodzących w skład serii Świat Dysku. Punkt wyjścia – mamy płaski świat, dźwigany przez cztery słonie, a one z kolei stoją na skorupie przemierzającego kosmos żółwia. Przeczytajcie to na głos – ten pomysł nie mógł przerodzić się w cokolwiek mądrego. A jednak.

Zabierz mnie z Ankh-Morpork

Siłą pisarstwa Pratchetta był wszechobecny humor, budujący dystans pomiędzy czytelnikiem a wszystkim, co tylko napisał. W swoich książkach poruszał poważne tematy, ale w niepoważnym stylu. Akcja większości dzieje się w Ankh-Morpork, fikcyjnym mieście rządzonym w myśl zasady: jeden człowiek – jeden głos. Jednak tak się składa, że jedyny głos ma rządzący Patrycjusz. Ankh-Morpork jest ciasne, zatłoczone, pełne ludzi i nieustannego gwaru. Po uliczkach krąży masa wszelkiej maści przestępców: rabusiów, oszustów, skrytobójców, którzy działają zupełnie legalnie; aby zwalczyć szerzący się bandytyzm. Patrycjusz postanowił zalegalizować przestępczość, więc zbiry muszą płacić podatki od tego, co zrabują, co nie zawsze im się opłaca. Jest też Ankh-Morpork domem dla przeróżnych ludzkich (i nie tylko – żyje tam duża diaspora nieumarłych) społeczności, multikulturowym tyglem, o którym wędrowni bardowie piszą pieśni. Najpopularniejsze to: Boję się, że wracam do Ankh-Morpork i Zabierz mnie z Ankh-Morpork.

Hogfather - World TV Premiere
fot. Getty Images

I tak to mniej więcej wygląda we wszystkich książkach. O ile pierwsze części serii Świata Dysku były czytelną parodią literatury fantasy, o tyle w kolejnych brytyjski pisarz bierze na warsztat inne produkty kultury popularnej. Bohaterami części książek są strażnicy miejscy Ankh-Morpork (najpopularniejsza to chyba Straż! Straż!), a ich przygody opisane są w duchu kryminałów noir, prywatnie bardzo lubianych przez Pratchetta. W Trzech Wiedźmach nawiązuje do Szekspira, w książkach, których główną postacią jest oszust Moist (Para w ruch, Świat finansjery) ostrze satyry kieruje w wielkie firmy i instytucje państwowe, a w Pomniejszych bóstwach bierze na warsztat kwestię religii, zadając pytanie – co w dzisiejszym świecie może zostać uznane za herezję, a co nie. Pratchett żartował też z polityki, kpił z kulturowych stereotypów (przykładem jest przewijająca się przez kilka tytułów Srebrna Orda, czyli banda wojowników w wieku bardzo emerytalnym, o których autor pisał tak: Gdziekolwiek się znaleźli, mówiły ich oczy, już tutaj byli. Cokolwiek to było, już to robili, często więcej niż raz. Tylko nigdy, ale to nigdy nie kupiliby koszulki z nadrukiem. I wiedzieli, co to strach — to coś, co przytrafia się innym) czy zwykłych, uniwersalnych sytuacji (Edukacja na Niewidocznym Uniwersytecie działała uświęconą przez wieki metodą umieszczania dużej grupy młodych ludzi w pobliżu dużego zbioru książek, w nadziei że coś przejdzie z jednych na drugich. Tymczasem zainteresowani młodzi ludzie najchętniej umieszczali się w pobliżu oberży i tawern — z tego samego powodu).

Na pewno jest tak, że podczas lektury książek Pratchetta czytelnik czuje się przygnieciony nawałem dowcipów. Czasem aż za mocno, co może zacierać ogólny sens książki. Dlatego warto odkrywać go kilkukrotnie. Najpierw za małolata, kiedy w oczy rzucają się przede wszystkim zabawne sytuacje i postacie. A później już w dorosłym życiu, gdy łatwiej wyłapać zależności pomiędzy Światem Dysku a światem realnym. I wychwycić szereg nawiązań do rzeczywistości. To jeden z powodów, dla których jego książki cieszą się niesłabnącą popularnością i wydawane są na nowo – tak dzieje się również w Polsce, gdzie cała seria Świata Dysku za moment trafi do kiosków oraz salonów prasowych.

W walce o godną śmierć

Nie miał za to Pratchett szczęścia do ekranizacji filmowych i serialowych. Żaden z inspirowanych jego literaturą seriali i pełnych metraży nie był sukcesem. Problem może tkwić w trudnościach z przekładem jego stylu na ekran. Odwzorowanie tak szalonego świata, jaki Terry Pratchett wykreował w swoich książkach, jest niemożliwe. Podobnie z karuzelą żartu, jaką jest jego każdy tytuł. Można dowcipkować w dialogach, ale pratchettowe, literackie flow jest nie do podrobienia w wersji scenariuszowej. Próbowało wielu – na rynek trafiło kilkanaście filmów i seriali oraz drugie tyle gier, zarówno planszowych, jak i wideo. Czy kiepski trend przełamie serial Straż, który od listopada będzie można oglądać na HBO GO? 53% od krytyków i zaledwie 40% od publiki na rottentomatoes nie jest dobrym zwiastunem.

Głośno było za to o innym filmie, gdzie Pratchett pojawił się nie jako autor książkowego pierwowzoru, ale współtwórca. Prezentowany w 2011 roku na antenie BBC dokument Terry Pratchett. Wybierając śmierć opowiadał o 71-letnim milionerze Peterze Smedleyu, cierpiącym na nieuleczalną chorobę – stwardnienie rozsiane. Pratchett towarzyszył mu w jego ostatniej podróży do szwajcarskiej kliniki Dignitas, gdzie w otoczeniu bliskich Smedley wypił truciznę, po czym zasnął, by już nigdy się nie obudzić. Widzieliśmy człowieka umierającego spokojnie, w ramionach swojej żony. Myślę o sposobach i okolicznościach śmierci. Są naprawdę ważne. Obserwowałem najdzielniejszego człowieka, jakiego poznałem. Nie wiem, czy dałbym radę to zrobić. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym naprawdę tam był – mówił z ekranu pisarz.

Dlaczego zrobił film o eutanazji? Bo sam był nieuleczalnie chory i do końca życia walczył o prawo możliwości odebrania sobie życia na własne życzenie. W 2007 roku lekarze zdiagnozowali u niego Alzheimera; pisarz zauważył, że coś jest nie tak, gdy podczas pracy zaczynały mylić mu się litery i słowa. Od tego momentu zdążył jeszcze, przy pomocy sekretarza, któremu dyktował treść, napisać i wydać kolejne osiem powieści. Ale pod koniec 2014 roku jego zdrowie pogorszyło się tak bardzo, że nie był w stanie kontaktować się z otoczeniem. Odszedł kilka miesięcy później, 12 marca 2015 roku. Dopóki mógł, znosił cierpienie z nieodłącznym humorem, narzekając, że wszyscy w wywiadach pytają go już tylko o eutanazję, a nie książki. Czytając ostatnie osiem książek, które napisałem, cierpiąc na PCA, nikt nie zauważyłby, że mam tą chorobę. Wszystkie książki stały się bestsellerami. Ludzie są wprowadzani w błąd. Sam wprowadziłem ich w błąd, gdyż kto inny zmylił mnie samego. PCA to specyficzna odmiana Alzheimera. Jest stosunkowo powolna – tłumaczył podczas spotkania z amerykańskimi czytelnikami.

Nie wywalczył prawa do eutanazji w Wielkiej Brytanii. Za to rozkochał w literaturze miliony czytelników; w ostatnich dekadach był drugim po Joanne K. Rowling najchętniej czytanym pisarzem z Wysp, a nie jest tajemnicą, że lwią część odbiorców jego książek stanowią młodzi ludzie. I starał się oswajać społeczeństwo ze śmiercią, zarówno poprzez walkę na rzecz powszechnej eutanazji, jak i... bodaj najzabawniejszy wizerunek kostuchy w literaturze; u Pratchetta Śmierć przewija się przez większość książek I MÓWI TYLKO CAPS LOCKIEM. Nie wiadomo, dlaczego, ale ten zabieg bawi. Jak większość rzeczy w książkach Terry'ego Pratchetta.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.