Eminem pozostaje bardzo wpływową postacią w świecie hip-hopu. Dzisiaj w dorosłość wchodzi jedna z jego najważniejszych płyt.
The Slim Shady LP kończy dzisiaj 21 lat, czyli osiąga amerykańską dorosłość. Można zażartować, że wreszcie może pić legalnie i robić inne dorosłe rzeczy, ale prawda jest taka, że ten album nigdy nie przejmował się legalnością i społecznymi normami. Pierwsza płyta Eminema wydana w dużej wytwórni – de facto jego debiut – była szokiem, ale szokiem zamierzonym. Dre i Jimmy Iovine wiedzieli, co robią, biorąc pogniewanego młodzieńca z Detroit pod swoje skrzydła.
Chociaż dzisiaj Eminem częściej wywołuje pocieszne reakcje, lecz wtedy był zagrożeniem dla całego społeczeństwa, człowiekiem bez granic, chodzącą kontrowersją. A to się sprzedaje wyśmienicie. Niemniej jednak, The Slim Shady LP to płyta piekielnie ważna i kamień milowy w historii hip-hopu. Tak, The Marshall Matters LP jest wydawnictwem lepszym i dojrzalszym tematycznie. Ale to płyta z tytułem namalowanym kredkami dała światu tego gościa. Przyglądamy się, dlaczego była tak ważna.
Zacznijmy od rzeczy najbardziej oczywistej - ten chłopak jest biały. I owszem, bywali biali raperzy, ba, niektórym udało się nawet zyskać jakiś szacunek. Ale głównym kontekstem był Vanilla Ice i żenujące rapowane wstawki w filmach i serialach, zrodzone w niezbyt ogarniętych kulturowo głowach decydentów. W 1999 roku hip-hop był traktowany przede wszystkim jako element czarnej kultury (zresztą tę opinię do dzisiaj podziela część publiczności i komentatorów, choćby Joe Budden). Tymczasem Eminem nie przyszedł jako zdobywca, a jej integralna część. Z błogosławieństwem Dre, doświadczeniem w battle rapie i ciężkiej sytuacji społecznej, z jakiej się wywodził, był łatwiejszy do zaakceptowania przez rapową kulturę. Stał się największym białym raperem w historii nie tylko dlatego, że miliony białych dzieciaków słuchały kogoś, z kim mogły się utożsamić, ale także dlatego, że nie był przeszczepem z obcego terenu.
Wiele z prowokacyjnych wersów, jakie wypluwa dzisiaj z siebie Em, po prostu śmieszy. Od czasów The Slim Shady LP popełnił zresztą bardzo wiele niezbyt rozsądnych prowokacji, często o niskiej jakości. Ale w 1999 Eminem nie nawijał o strasznych rzeczach, żeby rozsierdzić publiczność. Był wkurzonym ziomkiem, dla którego przewrotny humor i swawolne obracanie takimi tematami jak przemoc były sposobem na obronę i znalezienie ujścia dla frustracji. 97 Bonnie & Clyde, upiorna fantazja na temat zabicia matki swojego dziecka, była przekroczeniem wielu granic – w nagraniu pojawia się gaworząca córka rapera – ale osadzonym w mocnych, artystycznych ramach.
Słuchając albumu dzisiaj, nietrudno zauważyć różnicę w wisielczym humorze i prowokacji między metodą Ema a inną rapową stylistyką, która w tamtych czasach prowokowała, czyli horrorcore'm. Rzeczy z tego podgatunku były jawną fikcją, slasherami zaklętymi w hip-hop. Z Eminemem można było się zastanawiać, czy ten lub inny żart nie idą za daleko i czy rzeczywiście to do końca humor, czy też może element jakiejś chorej projekcji. A to przyciągało uwagę, intrygowało. Oczywiście, na The Slim Shady LP znajdziemy wiele etycznie i moralnie wątpliwych momentów, ale dzięki technicznej sprawności i spójności artystycznej wizji tę bezkompromisowość, czasami dziecinną, można zaakceptować. W porównaniu z wieloma współczesnymi prowokatorami (choćby 6ix9ine'm), którzy ani nie potrafią dobrze rapować, ani nie ogrywają tematów kreatywnie, widać wyjątkowość bohatera tego tekstu.
Kwestia rasy, kontrowersyjna zawartość – to wszystko jest ważne w kwestii sukcesu krążka, ale gdyby nie był to po prostu dobry hip-hop, Eminem nie utrzymałby się długo. A na tym albumie słychać, że mamy do czynienia z artystą doskonale wyszkolonym technicznie i głęboko rozumiejącym językowe zasady, po których trzeba śmigać lub które trzeba kreatywnie łamać, by dobrze nawijać.
Tym, którym dzisiaj przeszkadza wysoka maniera wokalna i niepotrzebnie skomplikowane konstrukcje słowne, jakimi dzisiaj posługuje się raper, polecam cofnąć się do The Slim Shady LP. Em jest tutaj o wiele bardziej skupiony, dużo mocniej kontroluje liczbę słów i sylab, no i prezentuje większą różnorodność flow. To aż niesamowite, na jak wczesnym etapie swojej kariery ten człowiek dotarł do dobrej formuły, którą później szlifował przez lata, żeby ostatecznie popaść w strumień przeciętniactwa. Mamy do czynienia ze świetnie zarapowanym albumem, ale i początkiem potężnego wpływu Eminema, który słychać aż do dzisiaj w kolejnych nowych postaciach rapu. Dług wdzięczności zaciągnął u niego i Logic, i Joyner Lucas, nie wspominając o obecnych wrogach rapera w postaci choćby Machine Gun Kelly’ego. Eminem zmieniał rap przez dwie dekady, a ten materiał był początkiem drogi.
