To są kultowe płyty z niemieckim rapem, które powinniście znać

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
ufo.jpg

To oficjalne: niemieckiego środowiska rapowego po prostu wstyd nie znać, bo jego wpływ na całą europejską scenę, włącznie z tą polską, jest nie do przecenienia.

1
Advanced Chemistry - Advanced Chemistry (1995)

Jeśli chodzi o pionierów hip-hopu nad Szprewą, bardziej niż letnie, popowe Die Fantastischen Vier zawsze woleliśmy Advanced Chemistry. Ten wywodzący się z Heidelbergu, rewolucyjny skład, inspirował się dokonaniami Public Enemy i całej Native Tongues Posse. Nie dość, że stawiał pierwsze kroki na polu rapowania w swoim ojczystym języku, to jeszcze w tekstach zawierał zawsze wywrotowy, społecznie zaangażowany przekaz. Bo też od początku drogi twórczej Toni L, Torch, Linguist, Gee-One i DJ Mike MD nie traktowali podpatrzonego ze Stanów nowego nurtu muzycznego jako wyłącznie formę czy estetykę. Również jako swoistą platformę wypowiedzi na tak palące i trudne tematy, jak rasizm czy prawa imigrantów. To oni wprowadzili do obiegu określenie Afro-German. W dużym stopniu za ich sprawą współczesny rapowy rynek naszych sąsiadów jest tak wielokulturowy. I praktycznie w całości posługujący się językiem niemieckim.

2
Massive Töne - Überfall (1999)

Debiutancki album tej wywodzącej się ze Stuttgartu, pionierskiej załogi - wydany w 1996 roku longplay Kopfnicker - jest dla niemieckiej sceny albumem wręcz ikonicznym. My postawiliśmy w tym zestawieniu na ich drugi krążek. Wydana pod skrzydłami majorsa, dużo bardziej maksymalistyczna w założeniach - lecz wciąż surowa w swojej klasycznej formie - płyta Überfall do dziś pozostaje jedną z najlepiej sprzedających się pozycji w historii rapowej fonografii naszych zachodnich sąsiadów. I też trudno się temu dziwić, bo bity, które na nią trafiły, były naprawdę precyzyjnie budowane; wersy, które kładli na nich Showi, Ju i Wasi bardzo ekspresyjne, a skład gości doprawdy imponujący. Nie dość bowiem, że pojawiali się tu jedni z najbardziej zasłużonych spośród ich rapujących krajan - Afrob i Max z Freundeskreis - to jeszcze z bliskiego zachodu ekipa Massive Töne sprosiła za mikrofony legendarny francuski skład IAM. A zza dalekiego oceanu undergroundowych wyjadaczy: Blahzay Blahzay, The Arsonists czy Shabazz the Disciple.

3
ASD ‎- Wer Hätte Das Gedacht? (2003)

Gdy w 2003 roku Afrob połączył siły z Samym Deluxe, na niemieckiej scenie odebrano to jak prawdziwe spotkanie na szczycie. Reprezentujący inne miasta - Stuttgart i Hamburg - MC’s po raz pierwszy spotkali się przy nagraniu antyrasistowskiego hymnu Adriano (Letzte Warnung), który pamięta na pewno każdy wychowanek Vivy. A że chwilę później zaliczyli jeszcze wspólnie collabo z brytyjskim raperem KC Da Rookee, to prędko doszli do wniosku, że najwyższy czas zrobić razem album. Krążek, którego tytuł przetłumaczyć można jako Kto by się spodziewał? pełen jest bitów, które dla większości słuchaczy stanowiły nie lada niespodziankę. W trackliście tego imprezowego, egotrippingowego krążka pojawiają się bowiem tacy producenci, jak J Dilla, Wajeed czy Diamond D. I to, że obaj raperzy na ich bębnach nie mówią nic szczególnie istotnego - co punktowało wielu recenzentów - dla nas akurat schodzi na dalszy plan. Bo mówią stylowo i charyzmatycznie, a my i tak nie rozumiemy ani słowa.

4
Sido - Maske (2004)

Na przełomie wieków niemiecka Viva była jednym z niewielu miejsc, w których można było regularnie posłuchać rapu. Mimo tego, spora część krajowego środowiska nieszczególnie rozkochała się w hip-hopowych numerach sąsiadów zza Odry. Fani Native Tongues czekali na klipy Freundeskreis, Das Bo zawsze służył dawką lolcontentu i często czekało się, aż typ skończy męczyć bit i wreszcie puszczą coś ze Stanów. Wszystkich nieprzekonanych do słuchania niemieckich wersów urobił jednak Sido, którego debiutancki album spadł na berlińskie - i nie tylko - osiedla jak bomba. Zamaskowany raper określający siebie mianem super-inteligentnej ofiary narkotyków miał bowiem stylówę jak nikt inny na ówczesnej scenie. Jego brudny, agresywny styl zapowiadał kierunek, w którym jego rodzime środowisko podąży w następnych latach. Czy jego matka była dumna z wyczynów towarzyszącej mu załogi Aggro Berlin? To wydaje nam się mocno wątpliwe. Za to nasz Gural nagrał z nim wspólnie swoistą reinterpretację Mein Block, czyli numer Te typy.

5
Kool Savas - Tot Oder Lebendig (2007)

Dla sporej części słuchaczy najlepszym krążkiem Kool Savasa jest album Die Besten Tage Sind Gezählt. My jednak najbardziej cenimy sobie późniejszy o 3 lata krążek Tot Oder Lebendig. To na nim bowiem ten dobrze kojarzony na polskiej scenie - przez featy na Stoprocent czy reklamy Mass DNM - turecki emigrant złapał bodajże najlepszy balans pomiędzy swoją trueschoolowo-battlową proweniencją a dobrze rozumianymi popowymi skłonnościami. Jego świadome, precyzyjnie wyrzucane z siebie wersy pełne były tradycyjnych hip-hopowych przechwałek, ale nie uciekały od społecznie zaangażowanych tematów. Warstwa dźwiękowa krążka pozostawała w ciągłej równowadze pomiędzy szorstką rapową surowością i przystępną, pobrzmiewającą często na drugim planie melodyjnością.

6
187 Strassenbande ‎- 187 Strassenbande (2009)

GZUZ i Bonez MC to dziś jedni z najlepiej kojarzonych reprezentantów niemieckiej, hardkorowej ulicy Takiej, gdzie broń palna coraz częściej jest maszynowa, ilości dragów - hurtowe, a krew leje się z mord, na których lądują potłuczone butle. Zanim jednak obaj raperzy rozpoczęli solowe kariery - z czego Bonez największy sukces odniósł w duecie z RAF Camorą - należeli wspólnie do kolektywu 187 Strassenbande. Jego uliczne koneksje sięgały dużo dalej niż do sceny grafficiarskiej. Wywodząca się z portowo-sutenerskiego, mocno imigranckiego Hamburga streetowa załoga zaliczyła płytowy debiut w 2009 roku, wypuszczając własnym sumptem krążek pod tytułem… 187 Strassenbande. I choć drogę do dzisiejszych, generalskich pozycji utorowały im dopiero późniejsze cztery samplery, to właśnie ten kompilacyjny album stanowi początek nowofalowej, gangsterskiej sagi, którą piszą na kolejnych płytach. To na nim syntetyczne, nisko zawieszone nokturny towarzyszyły bezkompromisowym relacjom z niemieckich zaułków i melin. A to przecież one cieszą się dziś u naszych zachodnich sąsiadów największą popularnością.

7
Fler - Flersguterjunge (2010)

Piąty album w dyskografii Flera był nowym otwarciem w jego długiej i wyboistej rapowej karierze. Przez lata związany z kolektywem Aggro Berlin. Przez kolejne lata - eufemistycznie rzecz ujmując - poróżniony ze swoim dawnym składem niemiecki MC pogodził się z dawnym koleżką Bushido. Nowy krążek wydał w należącym do niego labelu ersguterjunge. Tytuł nawiązuje zresztą do nazwy wydawnictwa, które zaczerpnięte jest z podwórkowego powiedzonka: to dobry chłopak. To na nim Fler pożegnał się ostatecznie ze swoją sceniczną przeszłością, zmieniając nieco styl rapowania i wyszukując inne bity. Po raz kolejny starając się zdefiniować, czym może być niemiecka nowa fala pięć lat po jego płytowym debiucie - krążku Neue Deutsche Welle. Co nie uległo zmianie? Tematyka tekstów Flera - niebieskie koguty rozświetlające nocne ulice Berlina, ciągła gra w osiedlową rosyjską ruletkę i gotowość, by reagować przemocą na przemoc.

8
Kollegah - King (2014)

Czwarty album w karierze zamieszkującego w Düsseldorfie rapera jest jego największym sukcesem komercyjnym. Samozwańcze proklamowanie się królem nie było więc w przypadku tegoż Kollegi tylko czczą przechwałką. Wychowany przez swojego algierskiego ojczyma, syn Kanadyjczyka i Niemki. Hip-hopową edukację odbierał na rapowych battle’ach, w których brał udział od młodego wieku, więc tego typu konfrontacyjne nastawienie wpisane jest poniekąd w jego mikrofonowe DNA. I choć wcześniej ugruntował swoją pozycję na scenie wieloma solówkami, mixtape’ami i krążkami nagrywanymi w duecie z Faridem Bangiem, to King zapewnił mu miejsce w ścisłym peletonie niemieckiego środowiska. Równie podniosłe - jak i minimalistycznie - charakterystycznie europejskie bity. Twarde, buńczuczne wersy, które na nich kładł, dowiodły, że jego twórczość idealnie wręcz pasuje do nazwy labelu, pod którym wydaje - Selfmade Records.

9
Capital Bra - Kuku Bra (2016)

Kolejny wychowanek bardzo popularnych w Niemczech battle rapowych turniejów urodził się na Syberii. Do siódmego roku życia mieszkał na Ukrainie. Nic więc dziwnego, że na jego pierwszy solowy album trafił numer Vladimir Putin. Z okładki tegoż krążka zerka na słuchacza nie kto inny, jak właśnie rozkochany w boksie, polowaniach i białych tygrysach prezydent Rosji. Reprezentujący - z klipu na klip chyba coraz bardziej hardkorowy - bandycki Berlin Capital Bra w swoich wersach jest bowiem równie bezlitosny i twardy jak Wołodia. Drzwi do niemieckiej, rapowej ekstraklasy otworzył sobie serią z uzi, ogłaszając, że reszta jest kaputt. I trochę miał w tym racji, bo jego kolejne krążki i single odnoszą miarowo coraz większe sukcesy nie tylko w Niemczech, ale również w Austrii i Szwajcarii.

10
Ufo361 - 808 (2018)

Ten krążek na niemieckich ulicach jest otoczony kultem większym niż wiele starych, klasycznych płyt. Równie hardy, jak rozśpiewany turecki imigrant. Do młodej generacji naszych zachodnich sąsiadów przemawia jak mało który MC, a czerpiąc inspiracje z amerykańskiego trapu czy cloud rapu potrafi wszystkiemu temu nadać charakterystyczny dla Berlina chuligańsko-dilerski, podwórkowy sznyt. Ufo361 jest bowiem ulicznikiem, ale równocześnie niesamowicie stylowym koleżką. A jego klipy mogą służyć za repozytorium osiedlowego szyku. W tych teledyskach - obok typowych kadrów z ziomkami na winklu i ponętnych dziewcząt żywcem zdjętych z wybiegu - posępnym światłem błyszczą neonowe krzyże. A koszulki Balenciagi nie tylko się nosi, ale również… rodzi w bólach i gotyckiej scenerii.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.