Dzieli ich dwadzieścia lat w metryce i pięćset kilometrów na mapie, a jednak złapali wspólny przelot, co dało o sobie znać, gdy ukazywały się albumy Feat. z Naszyjnikiem i Polska Floryda z Hiphopkrytą. Puentą dotychczasowej współpracy, a zarazem aktem ucieczki do przodu, jest 8171.
Do granic możliwości pompowany był balon oczekiwań po ubiegłorocznym debiucie Tymka. Można było zastanawiać się więc, co dwudziestodwulatek zrobi z tym hypem, mając w perspektywie syndrom drugiej płyty. Pełnoprawny projekt z Magierą wydaje się z jego strony logicznym ruchem, jeśli weźmie się pod uwagę temperaturę przyjęcia dotychczasowych numerów, ale nie ma mowy o obieraniu drogi na skróty. Bo 8171 to deklaracja autonomii duetu, który postawił swoją idée fixe ponad koniunkturę. Mówił o tym Magiera na antenie Czwórki, gdy wspominał, że niewypowiedzianym założeniem projektu było odejście od formuły klasycznych beatów i zwykłego gadania. Mówił tam o tym Szczyl wskazując, że połączyła ich głowa otwarta na eksperyment. I nawet, jeżeli ostatecznie ten eksperyment okazuje się zachowawczy, jest w tym hiphopowy romantyzm. Podobnie, jak w tym, że sophomore, który wielokrotnie deklarował przywiązanie do twórczości Pei, znalazł wspólny język akurat z producentem, który robił dla Ryśka beaty od Na legalu? do Ricardo.
Przy 8171 znowu nie da się nachwalić Magiery. Ile to już razy zdołał redefiniować sam siebie? Którą młodość przeżywa? Czytelne są wciąż powidoki znanych inspiracji wrocławskiego weterana; wszystkie te składowe, wyciągane za każdym razem, gdy jego beaty rozkładane są na części pierwsze. Dziwność Wysp Brytyjskich charakterystyczna dla katalogu wytwórni Warp, elegancja nu jazzu z Ninja Tune, pętle i bębny jak z boombapowego kanonu. Magiera ma jednak ten dar, że potrafi zaktualizować swój na potrzeby nowych czasów. Tak, żeby jego muzyka w konsekwencji pokoleniowej wymiany nie brzmiała jak soundtrack do wizyty w mauzoleum. Na 8171 robi to znowu, romansując choćby z auto-tunem, co miało umelodyjnić utwory, ale też stanowić przełamanie w kontekście wcześniejszych dokonań Szczyla. Z jego zestawu beatów wyłania się spójna narracja, rozciągnięta pomiędzy słoneczną nostalgią i garażową zadziornością. Eksperymenty? Kierunek rozwoju młodego rapera – jak wcześniejsze nagranie z Wojtek Mazolewski Quintet – wskazywać mogą utwory 2007 i To do wszystkich tych, którzy czuli się dziś źle. Raczej z uniwersum Męskiego Grania niż Polish Hip-Hop Festivalu. On nie boi się ani melodii, ani instrumentów, ale to tylko środki i dobrze by było, żeby nie ugrzązł w pozornie ambitnej, a miałkiej alternatywce, co zgubiło niejednego.
Na 8171 potwierdza się, że Szczyl należy do grona najbardziej intrygujących głosów, jakie w ostatnich latach pojawiły się na scenie. Z głębią i matem; z charakterystycznym pudłem rezonansowym i nietypową artykulacją. Chociaż robi coraz większy papier (Hamuj się) – nadal chce wjeżdżać na surowo jak dzieciaki z nielegalu (Chainz); pozostać tym outsiderem i working class hero, który piętnuje hipermaterializm, kurestwo i upadek zasad jak jeszcze przed oficjalnym debiutem. O tym właściwie jest cała ta płyta; poza otwierającym 2007 – nostalgicznym spojrzeniem w osiedlową przeszłość sprzed piętnastu lat, korespondującym w jakiś sposób po rapowemu z Lenny Valentino. I taka osobowość jest niezwykle potrzebna w tym biznesie, gdzie większość nie dostrzega jeszcze społecznej zapaści; że zaraz słuchacze będą płytami z przewózkowym rapem próbowali dogrzać chujowe mieszkania do wynajęcia.
Problem Szczyla jest to, że – choć nadrabia charyzmą – nie objawił dotąd skilla w pisaniu zapamiętywalnych linijek, a wiele jego wersów – wyabstrahowanych z całości – sprawia wrażenie kanciastych i wymuszonych (typu Nie obciera kajdan; ruszam się jak Majdan); że nie brakuje grafomianii (typu Gra melodia nam, gra nam na harfie anioł). Co gorsza – Tymkowi włącza się tryb przemawiania z ambony – jak w stadionowym To do wszystkich tych, którzy czuli się źle dziś. Oby nie zatracił w sobie tego patusostwa, którym sam określał się – na równi z awangardą – jeszcze w Kapturze.
We wspomnianej już rozmowie z Ulą Kaczyńską – Magiera zwracał uwagę, że przyświecał mu ze Szczylem cel zrobienia płyty dziwnej. Mission accomplished. Bo ten materiał jest osobny – tak samo, jak jest bogaty w staro-nowoszkolnym brzmieniu i magnetyzujący w delivery. Ale paradoksalnie może największym świadectwem siły 8171 jest to, że minusy nie przesłaniają plusów?