Rzecz działa się 12 lat temu. A temat powrócił, ponieważ T-Pain był gościem w podcaście Revolt Drink Champs, w którym opowiedział więcej o całym zamieszaniu z 2009 roku.
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku hip-hop wchodził w zakręt. Popularny na początku lat 00. gangsta rap zaczął być wypierany przez ten bardziej przystępny dla mas i coraz śmielej flirtujący z popem przy użyciu auto-tune’a. Wielu się to nie podobało. Sam Jay-Z nagrał nawet kawałek przeciwko temu efektowi – D.O.A. (Death of Auto-Tune). I know we facing a recession/But the music y’all making gon’make it the Great Depression – chodziło o to, że Stany Zjednoczone były pogrążone w kryzysie finansowym, czego konsekwencją była malejąca sprzedaż płyt – pisaliśmy ostatnio przy okazji dziesiątej rocznicy Watch the Throne Jaya-Z i Kanye’ego Westa.
Choć numer D.O.A. (Death of Auto-Tune) nie był wymierzony bezpośrednio ani w T-Paina, ani w żadnego innego artystę, przyczynił się do tego, że i tak niedoceniany, hejtowany T-Pain pogrążył się w depresji. Przerwa, którą miał sobie zrobić, z kilku miesięcy zmieniła się w kilka lat. Dziś mało kto o nim pamięta, chociaż dwa lata temu wydał nowy album. 1UP przeszedł jednak bez echa. I to wtedy też – chwilę po premierze – rozpisywaliśmy się o tym, dlaczego T-Pain jest tak ważną postacią dla hip-hopu: Mimo że wiele razy rozmieniał swój talent na drobne, a w pewnym momencie jego featuringów było tak dużo, że systemy emisyjne stacji radiowych rozkładały mechaniczne ręce (nie mogły grać utworów tego samego artysty obok siebie, a T-Pain był w co drugim kawałku, co skutkowało błędem systemu) - to właśnie on jest protoplastą śpiewanego rapu. Cokolwiek by mówić – gdyby nie on, po auto-tune’a prawdopodobnie nie sięgnąłby Kanye West, a Lil Wayne nie nagrałby jednego ze swoich największych przebojów. T-Painowi nigdy nie zostało to wystarczająco oddane, a o jego wkładzie w kulturę częściej wspomina się dzisiaj wyłącznie przez pryzmat dorobku najpopularniejszych raperów.
Po tym, jak Jay-Z wypuścił słynny kawałek z The Blueprint 3, na koncercie T-Paina w Las Vegas tłum krzyczał, że Jay-Z zabił T-Paina. Pomyślałem wtedy: Dobra, już nigdy nie będę grać koncertów (…) Skończyłem występ wcześnie i później próbowałem zapić się na śmierć… Byłem gotowy, by iść. Poszedłem do studia i zacząłem nagrywać kawałek. Diss na Jaya-Z nigdy się jednak nie ukazał. T-Pain nie pamięta już nawet jego tytułu. Zresztą po premierze D.O.A. kilkukrotnie wpadał na Hovę, a między nimi wszystko było w porządku. Nie jestem pewien, czy w ogóle ten kawałek skończyłem, ponieważ mój manager wszedł do kabiny, kiedy go nagrywałem i powiedział: przestań – powiedział T-Pain.

Co ciekawe, diss miał stanowić intro jego kolejnego albumu. I dobrze, że ostatecznie nie ujrzał światła dziennego – dobrze, bo jak zresztą chwilę po premierze D.O.A powiedział Jay-Z, jego intencją wcale nie było wywołanie konfliktu. Hova chciał jedynie wyznaczyć granicę – czasy były trudne i obawiano się, że... hip-hop umrze. Dziś to brzmi niedorzecznie, ale wtedy rap musiał walczyć o uznanie z elektroniką czy gitarami. Ponadto nowojorski raper w wywiadzie dla radia Hot 97 docenił zainicjowany przez T-Paina trend. T-Pain ma świetne melodie (…) Say You Will i Heartless Kanye’ego to świetne melodie. Lollipop [Lil Wayne’a i T-Paina – przyp. red.] ma świetną melodię. Wszyscy nie mogą takich melodii robić. Pozwólmy im je robić. Mają swoją niszę, ruszmy do przodu. To moja opinia – przyznał Jay-Z.
To, dlaczego T-Pain nigdy nie został wystarczająco doceniony, może wynikać przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy: gdy w 2005 wydawał debiutancki Rappa Ternt Sanga, świat nie był gotowy na taką innowację. Zresztą Teddy postanowił wyśpiewać swoje przeżycia dopiero wtedy, gdy przekonał się, że nie ma dla niego miejsca na hip-hopowej scenie. No właśnie – jego ekscentryczna stylówka. T-Pain to gość, który nosił okulary przypominające gogle i wielkie, kolorowe cylindry kojarzące się raczej z Willy Wonką. I nawet kilka lat temu samplował w nagranym z Lil Waynem Listen to Me piosenkę wykonywaną przez Oompa Loompas w filmie Charlie i fabryka czekolady. To powód numer dwa: po prostu T-Pain od początku nie był traktowany poważnie. Brakowało mu charyzmy, nie talentu; kogoś, kto odpowiednio pokierowałby jego karierą i nie pozwolił na komentarze takie jak ten Ushera. T-Pain, you DIDN’T kinda fucked up music!