Jurgen Klopp stworzył zupełnie nowy gatunek menedżera. Niemiec dokonał rzeczy teoretycznie niemożliwej – połączył ogień z wodą. Pokazał, że można wymagać i jednocześnie być kumplem, jeśli robi się to na jego zasadach. Piłkarze czują się bardzo ważni, wiedzą jednak, że najważniejszy jest trener. Stworzył coś w rodzaju autorytarnej demokracji.
Kloppa lubię w głównej mierze za to, w jaki sposób zbudował Roberta Lewandowskiego. Pamiętam dość dobrze czas głupkowatych filmików, w których Niemcy naśmiewali się z polskiego napastnika, który seriami nie potrafił wykorzystywać sytuacji podbramkowych. Ale Klopp się nie śmiał, on się martwił. Jako że jednak przywykł do rozwiązywania problemów, zawsze na swój niepowtarzalny sposób, pojął dość szybko, że ten zdolny chłopak z Polski potrzebuje wsparcia. Ojcowskiego podejścia. To był strzał w dziesiątkę. Wygrała na tym cała rodzina Borussii Dortmund.
Po II Wojnie Światowej tylko sześciu menedżerów Liverpoolu sięgało po tytuł mistrzowski. Klopp jest tym szóstym i zdaje się łączyć cechy poprzedników. Kibice kochają go za wyniki, ale też za uśmiech, który przecież tak rzadko schodził z twarzy legendarnego Kenny’ego Dalglisha, czy smakowite cytaty, jakimi rzuca na lewo i prawo, w stylu Billa Shankly’ego. Myślę, że z tym ostatnim mógłby przy piwku w dokach przegadać o futbolu długie godziny, gdyby tylko było mu dane.
Zanim Klopp zawirował w tańcu na parkiecie, świętując ze swoimi zawodnikami wyczekiwany trzy dekady tytuł mistrzowski, powiedział kilka wzruszających zdań o przeszłości. On znakomicie zdaje sobie sprawę, że Liverpool jest tym czym jest dzięki wczoraj. Dzisiaj to po prostu nowa historia i ona z kolei stanie się fundamentem pod coś ważnego dla przyszłych pokoleń. Spodobało mi się bardzo, że poświęcił uwagę Stevenowi Gerrardowi. Mówił wręcz o dziedzictwie, które pozostawił kapitan LFC. Klopp nie jest głupi, dobrze wie, że to spora niesprawiedliwość dziejowa, iż Gerrard, będąc tak znakomitym piłkarzem, nie zdobył mistrzostwa. To zdanie miało mu dać chociaż jego cząsteczkę.
53-letni Niemiec dokonał z The Reds tak wielu dobrych rzeczy w tak krótkim czasie, że właściwie mógłby dziś powiedzieć: „Do widzenia”. Zasłużył na pomnik przed Anfield. Stworzył drużynę, w której trudno wybrać najlepszego zawodnika i tego ulubionego. Bo nawet kibice rywali mogą czuć sympatię do Trenta Alexandra-Arnolda czy Andy’ego Robertsona, a na pewno już muszą podziwiać ich umiejętności. Albo mieć szacunek do posągowego Virgila van Dijka. Czy po ludzku lubić sympatycznego Giniego Wijnalduma.
Klopp stworzył superszybki bolid. I użył silnika, który leżał w garażu. Jest nim Jordan Henderson. Tak jak kiedyś z Lewandowskiego, tak z Hendersona uczynił, dzięki olbrzymiej wierze w jego osobę, piłkarza zupełnie innego formatu. Urodzony 50 dni po poprzednim ligowym triumfie pomocnik, dziś ma w CV rzeczy, o których w przeszłości pewnie nie śnił. Surowy szef, który bywa ojcem lub bratem, w zależności od potrzeby. A czasem zwykłym kumplem. Jeśli wykonujesz jego polecania, masz życie jak w bajce – zabierze cię na przejażdżkę z pięknymi widokami. Ale gdy go zawiedziesz, jest po tobie. Przekonał się o tym Mamadou Sakho.
Na jednym z murali w mieście Beatlesów widnieje podobizna Kloppa i podpis: „Jesteśmy Liverpool. To znaczy więcej”. Od pierwszego dnia pracy, a może nawet wcześniej, zrozumiał, co to dokładnie znaczy. Klopp dał kibicom Liverpoolu coś bezcennego – poczucie nieśmiertelności, bezpieczeństwa, odpędził myśli o przegranych meczach. Te ostatnie zdarzały się naprawdę rzadko, a on sam w ciągu kilku lat urósł dzięki kolejnym zwycięstwom i stał się w końcu trenerem z najwyższym odsetkiem wygranych spotkań, zostawiając za plecami wielkich z przeszłości.
W tym sezonie nie pozostawiał nawet złudzeń. Liverpool wskoczył na pozycję lidera 17 sierpnia i tego fotela już nie oddał. Mijały miesiące, a zespół grał równo. Juergen zgarniał kolejne statuetki – nagrodę dla menedżera miesiąca. Robił to w sierpniu, wrześniu, listopadzie, grudniu i styczniu. Ta z pozoru niezbyt istotna rzecz pokazuje, jak Liverpool zdominował ligę, bo wcześniej żaden szkoleniowiec nie był aż tak często nagradzany na przestrzeni jednej kampanii.
Bywają trenerzy surowi, ale mają wyniki. Są też złotouści bez trofeów. Geniusz Kloppa polega na tym, że łączy wygrywanie z inteligencją, poczuciem humoru i błyskotliwością. Autor jego biografii, Raphael Hoenigstein, powiedział mi, że podczas całego procesu twórczego nie potrafił znaleźć ludzi, którzy o Kloppie mówią źle. Obserwuję Niemca od wielu lat i dochodzę do jeszczde innego wniosku – że pod jednym względem jest fenomenem: nigdy nie przynudza. Czy to mixed zone po meczu, czy konferencja przed, zawsze jest bardzo konkretny. Sprawia wrażenie kogoś, kto nikogo nie udaje, mówi to co myśli, bez udawania, wchodzenia w rolę. I właśnie ta szczerość, a także fachowość, argumentacja zjawisk, co widzimy podczas jego publicznych wystąpień, musi być jednym z elementów, którymi „kupuje” piłkarzy.
Klopp ma kontrakt z Liverpoolem ważny do 2024 roku. W Anglii nikomu nie musi już niczego udowadniać – jako pierwszy trener w historii tego kraju doprowadził drużynę do trzech z rzędu finałów europejskich pucharów w trzech pierwszych latach pracy. Co najważniejsze – przestał w tych finałach tylko bywać. Klopp stał się dla Liverpoolu kimś takim, jak Alex Ferguson, który jako młody trener przychodził do Manchesteru United, z celem zakończenia ówczesnej dominacji The Reds. Szkotowi się to udało, mam nadzieję, że Niemiec zostanie w Premier League dłużej niż te cztery lata. Bo cholernie trudno wyobrazić sobie angielską ligę bez tego byłego piłkarza Ergenzingen i Pforzheim, który nie liznął gry w Bundeslidze, ale za to okazało się, że potrafi dużo więcej niż skakanie przy linii bocznej. Stał się wielkim trenerem.
Oczywiście Klopp to dziesiątki barwnych cytatów, jednak do mnie najbardziej przemawia jeden z tych, które mają być odpowiedzią na pytanie: dlaczego akurat ty? Kibice i dziennikarze często bowiem zastanawiają się, co takiego ma Klopp, czego nie mają inni trenerzy. – Zdrowy rozsądek. Po prostu znam życie – odparł kiedyś. W zakłamanym świecie futbolu, często będącego teatrem pełnym masek za wielkie pieniądze, piłkarze chętnie pójdą za takim szczerym i normalnym wyznaniem. To dużo więcej, niż może się nam wszystkim wydawać.