EDM to nie tylko amerykański festyn. Korzenie gatunku Electronic Dance Music sięgają przecież lat 70. Ukształtowany m.in. przez włoskiego mistrza Giorgio Morodera - i wpływy disco czy synthpopu - nurt nieustannie zmieniał swoje oblicze na przestrzeni czasu.
Ale tu nie o rysie historycznym. Wszystko wywróciło się do góry nogami w drugiej dekadzie XXI wieku, kiedy skrót EDM zaczął kojarzyć się jednoznacznie. Z kultem bangerów i fatalną muzyką, pełną prostackich patentów i bezmyślnych kompozycji. Niestrawna mieszanka progressive house’u, melodyjnego electro i brostepu. W skrócie, wszystkie największe hity po 2010 roku oparto na przeciągniętym do granic wytrzymałości budowaniu napięcia i ekstatycznym dropie. Do tego irytujące melodie, tandetne wokale i brosowy klimat. I właśnie temu wstydliwemu kierunkowi poświęcamy ten artykuł.
Zresztą jeśli kiedykolwiek widzieliście - na własne oczy, w kinie lub w internecie - sceny z amerykańskiego spring breaka, to możecie sobie wyobrazić, o co chodzi. Albo festiwale pokroju Tomorrowland czy Ultra Music Festival, które urosły do statusu legendarnych. Ustalmy, że złota era przypałowego EDM-u przypadła na ubiegłą dekadę, z niewielkim marginesem błędu. Wcześniej byli co prawda pionierzy: Tiësto, Steve Aoki, Deadmau5, Swedish House Mafia i David Guetta. Warto zaznaczyć, że poza graniem imprez niektórzy z nich regularnie korzystali z usług ghostwriterów. Większość najpopularniejszych utworów paryskiego didżeja powstała przy udziale osób trzecich. Przykładem Titanium, gdzie zaśpiewała Sia, a całość przygotował holenderski producent Afrojack. A jest tego znacznie więcej.
Na przełomie dekad swoje marki skutecznie wypromowali RL Grime, Baauer, Skrillex i Calvin Harris. Ten ostatni jest rzadkim przykładem muzycznej jakości wśród EDM-owego paździerzu. Zaczynał od radiowo zorientowanego disco/house’u, na 18 Months i Motion przeszedł na ciemną stronę tanecznej mocy, żeby wreszcie nagrywać takie perełki, jak Slide z Migosami i Frankiem Oceanem. Ostatni do tej pory album Szkota - Funk Wav Bounces vol. 1 - to przykład perfekcyjnego letniaka. Co ciekawe, Harris odpuścił na jakiś czas wydawnictwa pod własnym nazwiskiem. Rok 2020 stał pod znakiem oldskulowego, wokalnego house’u, sygnowanego aliasem Love Regenerator. Larry Heard i Moodymann są dumni.
Oprócz starszej gwardii, w drugiej połowie lat dziesiątych w mainstreamie zaistnieli m.in. Avicii, Marshmello, San Holo, Martin Garrix, Alan Walker, Chainsmokers czy Alison Wonderland. W aspekcie stricte artystycznym ich dorobek to mocno dyskusyjna kwestia. Jednak spoglądając na liczby - to maszynki do robienia hajsu.
Wstydu oszczędź
Od pewnego czasu mówi się, że wykreowany przez amerykańską branżę EDM umiera. Spadają wyniki w serwisach streamingowych, ogromne didżejskie wypłaty lecą w dół. Duża w tym zasługa hip-hopu, który wciąż unosi się na fali wznoszącej. To trochę jak z modą na papierosy, które skutecznie wypierają ich elektroniczne odpowiedniki. Ale nie każdy e-papieros e-papierosowi równy. Jeśli szuka się jakości, to wybiera się tych artystów, którzy gwarantują odpowiedni poziom, analogicznie, jak wyroby marki Vuse. Ale wracając, najbardziej dochodowy segment muzyki tanecznej przestał elektryzować publiczność w takim stopniu, jak wcześniej. Skończył się peak, w czym z pewnością pomogła pandemia koronawirusa. Odwołane festiwale, brak klubowych imprez i występów w prestiżowych hotelach czy ma luksusowych eventach. Czy to oznacza, że moda na stroboskopy, lasery i pirotechnikę odchodzi do lamusa?
Media zastanawiają się, co dalej, a światowe trendy jasno pokazują, że pałeczkę przejmują południowoamerykańskie brzmienia. Dancehall, moombahton, reggaeton czy baile funk wykręcają szalone wyniki, chociaż tak naprawdę rywalizują w nieco innej kategorii. Bliżej im do trapu i popu niż klubowej muzyki wypełniającej gigantyczne festiwalowe sceny. Nie byłoby tego sukcesu w mainstreamie bez należącej do Diplo wytwórni Mad Decent. Co ciekawe, w labelu lidera Major Lazer wydawali Omar Souleyman, Poppy, Foodman, a niedawno podpisanym nabytkiem został - znany z PC Music - Danny L Harle. Jeśli chodzi o latynoskie rytmy to prym wiodą doświadczony DJ Snake czy wokaliści Bad Bunny i J Balvin oraz supergwiazda Rosalía. Ale to historia z nieco innej bajki.
W pewnym stopniu EDM-ową schedę przejmuje big room techno. Pod ten termin-parasol można wpakować takie gatunki, jak melodic techno czy miewający swoje wzloty i upadki tech-house. Wystarczy spojrzeć na line-upy wspomnianych festiwali, żeby zobaczyć trend zwyżkowy, jeśli chodzi o mroczniejszą i wywodzącą się z undergroundu muzyczną formę. Coraz częściej do line-upów wielkich festiwali przebijają się gwiazdy komercyjnego techno i house’u. Obecność takich nazwisk, jak Charlotte de Witte, Alan Fitzpatrick, Hot Since 82, Dixon czy Joris Voorn nie jest już zaskoczeniem. Wielką popularnością cieszą się też koszmarki pokroju duetu Camelphat czy Fishera. Tech-house ewidentnie może wykorzystać słabość konkurencji i skutecznie wygryźć pozostałości po EDM-ie.
EDM fajny jest?
Powiew świeżości wśród generycznego i łopatologicznego EDM-u stanowią artyści śmiało eksperymentujący z gatunkiem. Bawiący się jego formą, stosujący meta zabiegi i podchodzący do tematu z dystansem i luzem. Wśród nich z pewnością ekipa PC Music, która odpowiada za narodziny hyperpopu w obecnie znanej formie. Nie jest tajemnicą, że wytwórnia A.G. Cooka powstała jako forma żartu z nadętego, przegiętego wajbu, jaki bił od EDM-owych didżejów. Poza wątkiem humorystycznym ważna jest jednak muzyczna jakość, jaką gwarantują artyści i artystki związani z londyńskim kolektywem. Krystalicznie czysta produkcja, znakomite melodie, dekonstrukcja bangerów i porywające wokale to znaki rozpoznawcze labelu.
W 2021 roku swoją długoletnią miłość do groteskowego EDM-u zwieńczył Danny L Harle. Brytyjczyk podpisał kontrakt ze wspomnianym Mad Decent, gdzie wypuścił debiutancki longplay Harlecore. Pisaliśmy już na łamach niuansa, że to wyjątkowa chwila dla tego brytyjskiego artysty; pożegnanie z PC Music i transfer do wytwórni Mad Decent. Prosto pod skrzydła EDM-owego giganta Diplo. Londyński producent, który słynie z odświeżania przypałowych brzmień - kojarzonych głównie z polskim Ekwadorem, post-ironią i memami - popełnił tu dzieło życia. Wcielił się w cztery postaci (DJ Danny, MC Boing, DJ Ocean i DJ Mayhem), z których każda reprezentuje inny styl i dostarcza odmienne doznania. Udało mu się w ten sposób połączyć eurotrance, gabber, new age, hyperpop i estetykę Crazy Froga. Euforyczne hymny, wrażliwość Cocteau Twins, wypolerowana do granic możliwości produkcja i karykatura brosowego EDM-u. Harlecore to zwyczajnie najlepszy joint album Groove Coverage, Gigiego D’Agostino i Scootera.
Godną podziwu przemianę przeszedł też Porter Robinson. Niegdyś z jednej wazy z Zeddem czy Skrillexem, a tu proszę, drastyczna stylistyczna wolta. Chiptune’owe melodie, fascynacja anime i uniwersum gier wideo od zawsze stanowiły podwaliny twórczości Amerykanina. Od czasu debiutanckiego Worlds minęło siedem lat, a Robinson - cierpiący w tym czasie na depresję - dał się poznać z wyjątkowo wrażliwej strony. I co najważniejsze, bardzo solidnej pod względem muzycznym. Pierwsze wydawnictwo posiadało znacznie więcej syntezatorowych, euforycznych znamion w myśl pojęcia crying on the dance floor. Follow-up jest post-EDM-owym, futurystycznym popem uśmiechającym się w stronę ambientowej ulotności. Płycie Nurture daleko jednak do przaśnych hornów i nastawionych na proste emocje dropów. To subtelny, rozmarzony i emocjonalny elektropop. Fani glitchu i folktroniki również będą zachwyceni. Miejscami Baths i Gold Panda, gdzie indziej Four Tet i Caribou. Nurture to jednocześnie materiał wyjątkowo melancholijny, jak i napakowany optymizmem i pozytywnym przekazem. Piękna, delikatna płyta na trudne czasy.
Dużo EDM-owej przyjemności, podszytej hyperpopowym szaleństwem, dostarcza Gupi. 22-latek nazywa się w rzeczywistości Spencer Hawk. I tak, jest synem słynnego skateboardzisty Tony’ego Hawka. Pomimo krótkiego stażu, newcomer świetnie radzi sobie w elektronicznej branży. Kilka EP-ek, współpraca z Charli XCX, solowy album None i collabo z Fraxiomem pod szyldem Food House. Inspiracje? Od brostepowych/progressive house'owych tytanów Skrillexa i Deadmau5a po PC Music i… Britney Spears. Jak się chce, to można.
W jakim kierunku pójdzie EDM, który zawładnął rynkiem na przestrzeni ubiegłej dekady? Czy wreszcie upadnie i sobie głupi ryj rozwali? Czy może przyjdzie oświecenie ze strony młodej krwi? Takiej, która wpuści nieco świeżego powietrza do tej zatęchłej jamy. Jasne przesłanki, aby finalnie postawić krzyżyk na EDM-ie? Póki co: średnio optymistyczne statystyki, konceptualny stupor i pandemia spowalniająca branżę. Wałkowanie w kółko oklepanych motywów, brak pomysłu na nową formułę i perfidne nastawienie na zyski nie spowodują, że muzyczna pokraka pożyje wyjątkowo długo. A na fotel lidera czai się już kilka mniej prominentnych, ale chciwych gatunków rozpychających się łokciami w skomplikowanej i trudnej branży, jaką jest mainstreamowy clubbing.