Undadasea zaprasza do strefy jarania i rymowania. Z Da Groovement lato nigdy się nie skończy (RECENZJA - DWUGŁOS)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Unda.jpg

Przed ponad dekadą jeden z naszych redaktorów popełnił dla Onetu recenzję LavoramyZachwycał się wówczas, że hip-hop Ortegi Cartel jest jak radosny futbol. Podobną rapobrazylianę kultywuje Undadasea na instant klasyku, podporządkowanym staroszkolnej formule baty, muzyka, koledzy i promienie słońca.

- Kolejny numer o jaraniu i piciu, do trawki zrymowałem najwięcej słów w życiu - rzuca w jednym z numerów Guacamole. W tych dwóch wersach zawiera się właściwie całe bezpretensjonalne piękno Da Groovement. Gdyby ten materiał był filmem, byłby Dazed and Confused. Gdyby był książką, byłby Wakacjami z Duchami. Sądziliście, że nie da się już nic wycisnąć z formuły rapowego soundtracku do wczasów w Europie Środkowej pod koniec lat zerowych? Potrzymajcie Undziarzom piwo.

1
Marek Fall

Pozwolę sobie we wstępie na króciutkie osobiste wyznanie, że jakkolwiek bym się nie starał, zawsze gdzieś tam pozostanę sad sackiem od Elliotta Smitha i Joy Division. W konsekwencji - nieczęsto poruszają mnie nagrania utrzymane w jasnej palecie barw. Jeśli chodzi o polski rap, ostatni raz miało to chyba miejsce, kiedy - po odebraniu paczki z Asfaltu - zapaliłem Miami Vice, a potem Sukces i od razu wiedziałem, że jest to sytuacja z gatunku history in the making. Podobne emocje towarzyszyły mi na wysokości Życia Undziarzy. Często spotykałem się z traktowaniem u nas po macoszemu albumów o rysie ludycznym, jakby - mityczna - prawdziwa sztuka, musiała być gdzieś tam zakorzeniona w cierpiętnictwie. Sądzę, że stąd wzięło się choćby legendarne niedocenienie Afrontów. Da Groovement wzbudza jednak podziw niezależnie od tego, że to przedsięwzięcie tak spontaniczne, że aż trzeszczy w szwach.

Nowa Undadasea to przy tym rzeczy zupełnie wyabstrahowana z rapowego timeline'u. Na dobrą sprawę mogłaby zostać odkopana w kapsule czasowej niedaleko Zatoki Puckiej właściwie w każdym momencie ostatnich kilkunastu lat. Mamy tutaj przez to do czynienia nie tylko ze wspaniałym wyrazem afirmacji życia i przyjaźni, ale też symbolicznym hołdem dla całej tej kultury w tym naszym lokalnym wydaniu. Znajduje to odbicie w słowach Miłego ATZ, który antycypuje wzruszenia przy starym BRD; follow-upach do Smarkiego i Starego Miasta; próbach powtórnego nadania znaczenia cutom i głupkowatym skitom, których jest tutaj zatrzęsienie. Swoisty tribute odbywa się też w warstwie muzycznej, skoro już na wejście Steezy Sunday Deluxe przywołuje Girlandy Ptaków, a Życie Undziarzy z wibrafonem jest jak Kixnare na Najebawszy. Czyli w sumie sprawdza się zasada z Rejsuno jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę.

Wspomniałem o Ptakach i Da Groovement rzeczywiście budzi u mnie podobne skojarzenia jak katalog The Very Polish Cut Outs z tą przebojową melancholią, charakterystyczną dla słowiańskich przebojów, wygrzebanych gdzieś z pawlacza lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Tyle tylko, że Undziarze wrzucają na takie podkłady siedemdziesiąt minut chaotycznej literatury sowizdrzalskiej, w której znaleźć można absolutnie wszystko - punchline'y i nieodjebywalne technicznie zwrotki, jak i urzekający, okołofreestyle'owy chaos.

Może jestem sierotą po jasnej stronie DJ-a 600V i Materiale producenckim Quiza, ale Da Groovement jest dla mnie wzorcem rapu, który pozwala chociaż na chwilę zrobić sobie nadbałtycki kurort z szarej rzeczywistości; poodpychać się na deskowrotce, a potem iść na piwo.

2
Kuba Skalski

Są takie twory kultury, które kocha się mimo widocznych ułomności i niedociągnięć. Stare polskie komedie, gry studia Grasshopper Manufacture czy właśnie Undadasea. Kilka lat temu kompletnie zakochałem się w luźnym wajbie gdyńskiej ekipy, słysząc koślawe zwrotki damskiej części składu na Dwumetrowym Wuju i tak już przy Undzie zostałem. A Da Groovement jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że był to odpowiedni wybór.

Kiedy tylko usłyszałem intro Steezy Sunday Deluxe, wiedziałem już, że Undziarzom nie grozi klątwa pierwszego poważnego wydawnictwa. Materiał zachwyca w ten sam sposób, jak wcześniejsze dokonania kolektywu. Z tą różnicą, że nieco mniej jest charakterystycznej, perfekcyjnej niedoskonałości. Przy pierwszym odsłuchu ten fakt paradoksalnie mi przeszkadzał, ale po kilkunastu kolejnych - zacząłem doceniać rozwój techniczny i liryczny składu. Zwłaszcza dziewczyn, które czasami dają takie wersy, że czapki z głów.

Niezmienny jest natomiast poziom produkcji. Guacamole, Pers, Odme i inni po raz kolejny wykonali niesamowitą robotę, przywołując wspomnienia o wspaniałych czasach Ortegi Cartel i przepięknych bitach patr00. Temperatura otoczenia przy dźwiękach z Da Groovement momentalnie podnosi się o kilka stopni. Takie sztosy jak Zapalniczka czy Mamo to przecież kropka w kropkę niezapomniany klimat znany z Nic się nie dzieje czy pierwszych albumów JWP. Aż szkoda, że krążek nie wyszedł miesiąc czy dwa wcześniej. Byłby idealną przystawką do czterdziestu stopni w cieniu - przynajmniej w teorii.

Element, który zawsze mnie w Undzie ujmował, to stężenie follow-upów na metr sześcienny. Najfajniejsze, że te wszystkie nawiązania do klasyków nigdy nie brzmiały na wymuszone czy wykalkulowane. Da się wyczuć, że oni po prostu żyją rapem. Spektrum nawiązań jest naprawdę szerokie, bo skład zahacza tekstowo o Stare Miasto czy Dinali, ale też o Belmondziaka. To wyższa szkoła robienia follow-upów, poziom Smarkiego z Najebawszy. W kontekście hip-hopowości Undy cieszy też pamięć o Lehu, którego pośmiertna zwrotka znalazła się w Cocofedronie. GDY trzyma się razem!

Generalnie goście dają radę i szybko staje się jasne, że kluczem doboru każdego z nich był najpierw wspólny przelot, a dopiero potem cokolwiek innego. Miły wreszcie przestał rapować o niczym, dając trzy świetne zwrotki na - niezmiennie wysokim - technicznym levelu. Mielzky aka Młody Ryszard Kalisz znowu przypomniał, że warto czekać na jego nowy album (Miejski Patrol 2 wydany przez 2020? Błagam!), a obecność Kosiego stanowi tutaj rodzaj międzypokoleniowego mostu. No i Knap - nieustająco w doskonałej formie, jakby ostatnich miesięcy nie spędził w odosobnieniu i oderwaniu od nagrywek.

Kluczem jest chemia, bo Undadasea to przede wszystkim ekipa ziomów. Szczególnie rzuca się to w oczy i uszy przy okazji singlowej Zapalniczki. W klipie - a to jedno wchodzi drugiemu w kadr, a to wjeżdża krótki bridge, a to Nadzia pakuje szalone pięć patologicznych wersów. I jest pięknie. I jest hip-hop. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy w poszukiwaniu polskich odpowiedników zagranicznych zjawisk - nie można by uznać ich za rodzimy projekt najbliższy Wu-Tang Clanowi. Zbyt daleko idące twierdzenie? Mimo wszystko cały czas kołacze mi się po głowie, więc może coś jest na rzeczy?

Dostaliśmy więc właśnie jeden z najlepszych - jeśli nie najlepszy - tegoroczny album na naszej scenie rapowej. To jest coś, co przypomina mi, dlaczego kocham ten gatunek. W ciemno można założyć, że Da Groovement każdego lata nie będzie schodziło z rotacji.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.