Nie miałem dostępu do maila. Jestem w szpitalu od końca stycznia, ale jeżeli pasuje ci pogadać przez telefon, to możemy jutro - tak na pytanie o rozmowę odpowiada enigmatyczny autor kawałka o grochówce w bidonie i starym, który robi fiflaka. Hitu z siedmioma milionami wyświetleń. Dalej robi się jeszcze ciekawiej. Tu nie chodzi o zdrowie, tylko ciągną się za mną sprawy z przeszłości. Muszę się z nimi uporać.
Sam nawija o sobie: Żaluzja to King, ja już tego nie zmienię / Nawijam o starym, a zjadam całe podziemie. O ile zjadanie podziemia należy tutaj wziąć w cudzysłów, definicja stylówki wydaje się dość rzeczowa. Dwudziestopięciolatek wykorzystał wyświechtany format żartu z twojego starego / twojej starej, żeby zrobić rapowy viral o wielomilionowej sile rażenia. Po Śpiworze dołączył do pocztu najbardziej kultowych osobistości polskiego internetu. Obok tego gościa, który miał certyfikaty cztery na to, że robił w Hollywoodzie i tego, którego na bagnach Illinois zaatakował aligator.
Trudno poważnie traktować kogoś, kto pisze linijki o ojcu, bekającym do ucha po konsumpcji paprykarza, ale ta historia ma drugie dno. Żaluzja - pytany o orgin story - niechętnie odsłania karty, ale ciężar jego opowieści jest wyczuwalny od razu. Wspomina o tym, że wywodzi się z domu, w którym było dużo pieniędzy, ale niewiele miłości. O kłótniach rodziców. Mówi, że całe życie był nieszczęśliwy, a żartobliwe nagrania traktował jako autoterapię. Przynajmniej do momentu, gdy wystrzeliły wyświetlenia, a za nimi poszła popularność. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć.
Jestem normalnym, czystym gościem, ale miałem dość patologiczne życie. Robiłem dziwne ruchy, żeby zarobić - i to się na mnie odbiło. Nigdy nie nawijałem i nie będę nawijał o gangsterce, pobiciach, sprzedaży narkotyków. Co drugi kondom w ten sposób podbija sobie ego, a ja znam swoją wartość i nie interesuje mnie opinia niedojebanych gangsterów.
Mógłby nawinąć natomiast: I put Białogard on the map. Bo lokalne DNA jest dla niego ważne. Tożsamość wysunął na pierwszy plan w tytule albumu 78-200. Powidoki białogardzkiego ghetta też nie wzięły się znikąd i nie pozostały bez wpływu na obecną sytuację Żaluzji.
Białogard to jest patologia; stare miasto przemytników. Nikt tutaj nie ma przyszłości, co drugi jest przeżarty kryształem, dzieciaki chcą się stąd wyrwać. Ja chcę pokazać drogę wyjścia.
Zachodniopomorskie Englewood? Trzeba by przeprowadzić wizję lokalną, ale znajomy znajomego został tam powinięty przez tajniaków za stówę jarania. Mordo, byłem tam raz i nie wrócę. Tymczasem Żaluzja mówi, że własnym środowisku czuje się jak Chief Keef.
Początki postaci Pawła Jumpera polskiego rapu sięgają 2015 roku. Jeszcze zażywał narkotyki, chociaż teraz podkreśla, że nie dotyka nawet marihuany. Zwraca uwagę, że przemiana nie byłaby możliwa bez chłopaków z SGPW. Ta banda dała mu inne spojrzenie na świat. W każdym razie wcześniej ćpał z takim ziomkiem - Bagietą, który naprawdę miał na imię Tomek. Siedzieli razem i stwierdzili, że coś nagrają. Akurat mieli dostęp do mikrofonu i Audacity. Uznali, że muszą wymyślić śmieszne pseudonimy. Powiedział: Żaluzja i tak zostało. Pierwszy utwór został zrealizowany, potem przewinęły się jeszcze ze cztery; remiksy Quebonafide w stylu zbliżonym do dzisiejszego, chociaż to jeszcze były śmieszne storytellingi.
Zrobiłem coś oryginalnego. Nie bałem się tego wrzucić do internetu, bo miałem wyjebane w swoje życie. Czekałem, aż to wybuchnie. Z tego, co pamiętam, to najpierw Nitro polecał mój kawałek Ghetto przy pięciu tysiącach wyświetleń. Potem była Dziabanina, a następnie – Śpiwór. Przy stu pięćdziesięciu tysiącach dotarło to do Isamu. W tamtym czasie odpuściłem z muzyką, bo musiałem zająć się pracą. Nie miałem środków na życie, więc jeździłem za granicę. Ale pozytywny odbór nakręcił mnie do roboty.
Od tamtego czasu Żaluzja zapracował na status najgłośniejszego hip-hopowego człowieka mema od czasu Lecha Rocha Pawlaka, skompilował wspomniany materiał 78-200, a w grudniu związał się z labelem HHNS i przygotowuje się do premiery normalnego albumu, który ujrzy światło dzienne w ciągu najbliższych miesięcy. Ma oberwać się kilku polskim raperom. Sami otwierali mordę na mój temat, nie znając mnie prywatnie. Gdzieś z tyłu głowy cały czas kołaczą się jednak pytanie: ile razy można opowiadać ten sam dowcip?
Mówiono, że się skończę, jak wypuszczałem Ghetto. Po Śpiworze było tak samo. A każdy mój kawałek robi wyświetlenia. W Polsce masowo wychodzą rapowe płyty na ten sam temat, a ja mam się przejmować? Dalej będę robił comedy rap, ale rzadzie, żeby nie wyeksploatować tematu. Komuś to może się przejeść, ale jeżeli będę działał z zaskoczenia i wrzucał na płytę jeden dopracowany numer o starych – nadal będzie fajne. Byłbym traktowany jak Paweł Jumper, gdyby nie progres, który robię z kawałka na kawałek. Zajmuję się rozbawianiem, ale robię to na coraz lepszym poziomie technicznym. W ostatnich numerach prezentuję flow, którego nie słyszałem u nikogo w Polsce.
Żaluzja opowiada też o fascynacji amerykańskim oldschoolem i chicagowskim drillem. Naszym chłopakom brakuje luzu. Pytany o aktualną zawieruchę w życiu prywatnym uspokaja. Nie trzeba się o mnie martwić. Po prostu mam do załatwienia swoją przeszłość.
Nowy singiel Żaluzji już dostępny na YouTube: