Polski kibic bardzo tęskni za lokalnym odpowiednikiem El Clasico. Dlatego niektóre rywalizacje próbuje się kreować i robić większymi niż są. Każde pokolenie ekstraklasowych kibiców ma inne rozumienie tego, co jest największym szlagierem.
Każda liga potrzebuje klasyku. Meczu, który niezależnie od aktualnej formy zespołów zawsze przywołuje międzynarodową uwagę. Wiele lig takie mecze ma. Świat wstrzymuje oddech, gdy przychodzi do El Clasico, czyli starcia Realu Madryt z Barceloną. Gdy Włosi mówią o Derby D'Italia, nie ma wątpliwości, że mają na myśli mecze Juventusu Turyn z Interem Mediolan. Od lat najgorętszą francuską rywalizacją są spotkania Olympique Marsylia z Paris Saint-Germain. Do klasyków dochodzi jednak nie tylko w wielkich ligach. Serbski futbol przykuwa uwagę szerszej publiczności tylko dwa razy w roku. Gdy Crvena Zvezda Belgrad gra z Partizanem. Szkocka, gdy dochodzi do Old Firm Derby Celticu z Glasgow Rangers. Prawdziwy klasyk potrzebuje być pokryty patyną. To nie może być świeża rywalizacja, lecz toczona od pokoleń. Najlepiej, jeśli ma tło pozasportowe. Dwa największe miasta w kraju. Dawna stolica z obecną. Elita kontra plebs. Protestanci kontra katolicy. Unioniści kontra separatyści. Policja kontra armia. Tak, by można było prowadzić narrację, że to coś więcej niż mecz.
LIGI BEZ KLASYKÓW
Nie każda liga w sposób naturalny dorobiła się jednak klasyków. W lidze angielskiej jest wiele meczów o podniesionym napięciu, ale trudno byłoby wskazać jeden szlagier, który „sprzedaje” całą ligę na zewnątrz. Były czasy, gdy na takie wyrastały spotkania Manchesteru United z Liverpoolem czy z Arsenalem, jednak nie był to ten poziom rywalizacji, co Realu z Barceloną. W Niemczech funkcjonuje wprawdzie termin „Der Klassiker”, którym określa się mecze Bayernu Monachium z Borussią Dortmund, ale jest powszechnie krytykowany jako chwyt marketingowy ligi. Nie ma bowiem mowy o długoletniej walce tych dwóch klubów. Jedyna dekada, w której oba wspólnie nadają ton Bundeslidze, to ta, która właśnie dobiega końca. Zbyt świeże jak na „Der Klassiker". Prawdziwy klasyk potrzebuje bohaterów sprzed wielu lat, a nie takich, którzy wciąż jeszcze biegają po boiskach.
Sytuacja w Polsce jest podobna. Próbuje się czasem kreować derby Polski, ale co dekadę w ich skład wchodzą inne drużyny. Jesienią katowicki „Sport” zapowiadał mecz Legii z Piastem Gliwice jako derby Polski. To oczywisty absurd. Jednak pokazujący, jak niewiele trzeba, by ktoś się na taki tytuł zdecydował. Wystarczy, że obecny mistrz Polski mierzy się z Legią, bez której prawdziwy ekstraklasowy klasyk raczej nie może się odbyć. W większości miast starcie z Legią jest najważniejszym albo jednym z dwóch najważniejszych meczów w sezonie. To, że ktoś postrzega Legię jako głównego rywala, nie wystarczy jednak do stworzenia klasyku. By tak się stało, to także Legia musiałaby kogoś postrzegać jako przeciwnika. A ci zbyt często się zmieniają, by jakaś rywalizacja mogła się ugruntować.
POKOLENIOWE DERBY
Derby Polski to więc najczęściej kwestia pokoleniowa. Dla pokolenia urodzonego w trakcie II wojny światowej i tuż po niej najważniejszym ligowym szlagierem pewnie będzie starcie Legii z Górnikiem Zabrze, które spełnia także ważne kryteria pozasportowe klasyków. Na Śląsku opowiada się historię o Legii zabierającej najlepszych piłkarzy do wojska. Walczyły w tych meczach największe kluby dwóch największych polskich aglomeracji, które na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych rządziły w lidze. Dla pokolenia dzisiejszych czterdziestolatków, czyli ludzi urodzonych na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, głównym hitem będzie pewnie starcie Legii z Widzewem Łódź, bo gdy byli nastolatkami, to meczami tych drużyn żyła cała Polska. Pokolenie przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych jest najbardziej zelektryzowane meczami Legii z Wisłą Kraków, bo to one decydowały o tytułach w pierwszych latach XXI wieku. Dla tych ludzi zaakceptowanie, że najważniejszym meczem w Polsce miałoby być starcie Legii z Lechem Poznań, jest szczególnie trudne. Gdy wielu z nich zaczynało się interesować futbolem, Kolejorz grał w drugiej lidze albo był ubogim ekstraklasowym klubem, wiążącym koniec z końcem.
DEMOKRATYCZNY PODZIAŁ
O ekstraklasie mówi się często jako o lidze szczególnie wyrównanej. Zwykle, gdy padają te słowa, chodzi jednak o wyrównaną stawkę w jednym konkretnym sezonie. To jednak także liga wyrównana w skali historycznej. W Polsce wyłoniono dotychczas mistrza kraju dziewięćdziesiąt jeden razy, ale rekordziści wygrali ligę tylko po czternaście razy. W niewielu krajach w Europie do rekordu wystarcza tak niewiele tytułów. Z lig funkcjonujących podobnie długo, co polska, chyba tylko we Francji podział mistrzostw jest bardziej demokratyczny. Tamtejszy rekordzista - Saint-Etienne - triumfował tylko dziesięć razy.
W Polsce odwiecznych potęg brakuje. Jest wiele klubów, które w lidze są praktycznie zawsze, ale nie ma wielu takich, które ciągle biłyby się o mistrzostwo. Legii między czwartym a piątym mistrzostwem zdarzyły się dwadzieścia cztery lata przerwy. Ruch Chorzów wciąż jest rekordzistą pod względem tytułów, mimo że mistrzem nie był od trzydziestu jeden lat. Tyle samo mistrzostw ma Górnik Zabrze, czekający na triumf rok dłużej. Wisła Kraków ma tyle tytułów, co Legia, ale pomijając złote dwanaście lat pomiędzy 1999 a 2011 rokiem, gdy wygrała ligę osiem razy, robiła to stosunkowo rzadko. Do końca XX wieku normą były ponad dwudziestoletnie przerwy między mistrzostwami Białej Gwiazdy. Teraz na triumf Wisła czeka już od dziewięciu lat.
KRÓTKIE WZLOTY
Kluby w Polsce wzlatują na kilka lat, a potem boleśnie upadają. Dotyczy to praktycznie wszystkich, oprócz Legii. W XXI wieku w I lidze grały wszystkie kluby z obecnej ekstraklasy oprócz Legii i Wisły. Czasy, w których krakowian nie było w najwyższej lidze, to też jednak nie prehistoria. Trzydziestoletni kibice Widzewa mogli pamiętać zarówno Ligę Mistrzów, jak i III ligę. W ekstraklasie zwykle kto jest na szczycie, ten za parę lat będzie na dnie. A kto jest na dnie, za parę lat może być na szczycie.
Dlatego sportowo polskie rywalizacje są bardzo ubogie. Legię z Lechem nazywa się derbami Polski, choć oba kluby wspólnie kończyły ligę na dwóch pierwszych miejscach tylko cztery razy (pierwszy raz dopiero w 1993 roku). Legia z Górnikiem tylko cztery razy. Legia z Wisłą pięć i to wystarczy do rekordu ligi. Znajmy jednak proporcje: tylko przez pięć lat z dziewięćdziesięciu jeden oba kluby były dla siebie najgroźniejszymi rywalami do mistrzostwa. Zwykle w historii polskiej piłki bardzo rzadko zdarzało się, by przez dwa lata z rzędu te same drużyny rozdzieliły między siebie mistrzostwo i wicemistrzostwo. A właśnie taka długofalowa sportowa rywalizacja rodzi prawdziwe klasyki.
Dlatego tytuł derby Polski nie ma w ekstraklasowych warunkach sensu. Zależnie od daty urodzenia, każdy widzi przed oczami inne drużyny, gdy słyszy hasło polski klasyk. Biorąc jednak pod uwagę rozmaite kulturowe, sportowe i historyczne kryteria, polska ekstraklasa ma tylko cztery prawdziwe klasyki. Prezentujemy, jakie i dlaczego.
