Wszystkie dzieciaki dojrzewają inaczej. Ansu Fati, czyli oglądaj i ciesz się razem z nim

Zobacz również:Memphis Depay działa na wyobraźnię. Uczucie z Barceloną od pierwszego wejrzenia
AnsuFati-1277030364-kopia.jpg
Fot. David Ramos/Getty Images

W świecie pożerania talentów przez wybujałe oczekiwania i szaleńczą presję słowa „już”, Ansu Fati nie słucha opowieści o hierarchii ani cierpliwości. Wypisuje się ze wszystkich schematów wprowadzania młodzieży do dużej piłki. Po prostu zabiera ją i prze do przodu, a jak już strzeli na bramkę, to zazwyczaj wpada. 17-latek woli nie tracić czasu, jeszcze nie zdarzyło mu się usłyszeć „za wcześnie”.

Narracja o dojrzewaniu w świecie piłki bywa najróżniejsza. Przy 25-latku zdarza nam się słyszeć, że jeszcze zaprezentuje swoje możliwości, kiedy poukłada w głowie i weźmie na siebie większą odpowiedzialność. Kwestia sezonu. Progi oczekiwania są najróżniejsze, ale w identycznym czasie 20-letni Jadon Sancho wychodzi przed mikrofony z deklaracją, że służy pomocą wszystkim młodym chłopcom w szatni. Rocznik 2000, jeszcze przed chwilą było nie do pomyślenia, że tacy w ogóle grają, a on już staje się nestorem w Borussii Dortmund. W razie problemów, uderzajcie do Jadona, on był swego czasu najstarszym nastolatkiem świata.

Jest w tym sporo prawdy, że jedni mogą odpalić na dobre dopiero po trzydziestce, inni potrzebują wielu lat głupot, aby rzeczywiście zacząć wykorzystywać swój potencjał. Są jednak tacy jak Ansu Fati czy Jadon Sancho, którzy zdecydowanie nie tracą czasu. Saga z odejściem Leo Messiego przykryła cały okres przygotowawczy Barcelony, ale kiedy zaczęły się rozgrywki ligi hiszpańskiej, Argentyńczyka nie ma na pierwszym ani drugim planie. Tam jest miejsca dla odrodzonego Coutinho oraz 17-letniego Ansu Fatiego, czyli najjaśniejszych postaci „nowej” Blaugrany Ronalda Koemana.

Lewoskrzydłowy z Bissau wygląda bezbronnie – ma twarz dziecka ze szkoły średniej. Nie tylko jest dzieciakiem, identycznie wygląda z drobną sylwetką i zaledwie 66 kilogramami wagi. Patrzysz na niego i myślisz, że czekają go jeszcze lata nauki, a on bez kompleksów strzela najwięcej goli w lidze hiszpańskiej. Dwa spotkania, trzy trafienia, a do nich dorzucił jeszcze wywalczony rzut karny. Wszedł jak do siebie. I nawet jeśli ma w nogach sezon w roli zmiennika, to przekracza wszelkie pojęcie, że 17-latek wyprawia takie rzeczy.

Nagle reprezentant Hiszpanii (do kadry dostaje już powołania bez cienia wątpliwości jak czołowy jej zawodnik) włożył między bajki historie o okresach przejściowych, nieregularności nowicjusza czy specyficznym czasie nastolatków. W zasadzie on nie miewa chybionych prób – z jego ostatnich dziewięciu strzałów w światło bramki, osiem skończyło się golem. Szaleństwo, jak inaczej to nazwać, jedynie bramkarz Getafe sparował uderzenie 17-latka.

Nic dziwnego, że trwa debata o ewenemencie, bo takie rzeczy najzwyczajniej się nie działy. Na 17 strzałów Fatiego w bramkę aż 11 skończyło się golem dzieciaka z Gwinea Bissau. W tym samym czasie słuchamy, że u dwa lata starszego Viniciusa Juniora jeszcze przyjdzie czas na skuteczność, dojrzalsze wybory oraz zimną krew pod bramką. U Fatiego niemalże nie widać emocji, kiedy bierze się za piłkę. Ten uśmiech pojawia się dopiero, kiedy zatrzepocze w siatce, a on wyskakuje w górę i czeka na reakcję idoli. Przecież Messiemu, Albie czy Pique dopiero co rzucał piłki zza linii końcowej.

To unikat, a zarazem przedstawiciel pokolenia świadomego. Weźmy na przykład ostatni mecz rozegrany w czarnych (swoją drogą, przepięknych!) koszulkach Barcelony. Po zjawiskowym przyjęciu zdobył kolejną bramkę i wyskoczył z radością, aby konkretnie uhonorować zmarłego aktora Chadwicka Bosemana. Tak oddał cześć gwieździe „Czarnej Pantery”, którą podziwiał i czerpał z niej przykład. Fati nie pozostaje bezinteresowny. To raczej on jest gościem, który musi ściągać ojca na ziemię, niż na odwrót, jak to zwykle wygląda.

Może dojrzałość Fatiego wynika z przeszłości – pochodzi z jednego z najbiedniejszych krajów świata, do Hiszpanii płynął łódką, widział, ile poświęcili rodzice, aby odnaleźć lepsze życie, nawet w juniorach obawiał się zgłaszać kontuzji, uczył się wyraźnie na błędach, to Victor Valdes kupował mu korki, kiedy stare się popsuły. Zawsze miał talent, ale nie zawsze szło za tym totalne przekonanie o wyjątkowości. Raczej spokój, który teraz pozwala mu wyrastać ponad średnią.

Zbyt często, kiedy rozmawiamy o takich spektakularnych talentach, zastanawiamy się, czy skończy ze Złotą Piłką, czy zostanie najlepszym strzelcem albo jak wysoko wisi jego sufit. A może zamiast analizować, czy ubogaci świat piłki na pięć czy dziesięć lat, warto skupić się na teraźniejszości. Takiego dzieciaka jak Ansu Fati zwyczajnie jeszcze nie było – nie kalkulujmy, ile osiągnie, co może dokonać, tylko podziwiajmy każdy kolejny mecz. Bo to gwarancja wrażeń, jakich żaden dzieciak na tak wczesnym etapie jeszcze nie dostarczał. Na razie to czysta przyjemność, ale spokojnie – każdy dorasta w swoim czasie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.