Z NOGĄ W GŁOWIE. Czy Dariusz Żuraw to naprawdę jeden z Trenerów Sezonu?

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
zurawglowne.jpg
GRZEGORZ RADTKE / 400mm.pl

Dariusz Żuraw z Lecha Poznań został nominowany do szóstki najlepszych trenerów sezonu w ekstraklasie. Da się to wytłumaczyć głównie tym, że nominacji jest aż sześć, przy ledwie szesnastu szkoleniowcach, więc ponad jedna trzecia z nich musiała zostać wyróżniona.

Rozstrzygnięcia przedostatniej kolejki sprawiły, że Lech Poznań wyprzedził Piasta Gliwice i jeśli nie zepsuje tego w ostatnim meczu, zajmie drugie miejsce w ekstraklasie. Ostatni raz w tak wysokich rejonach tabeli był widziany po trzeciej kolejce, gdy prowadził w lidze. Dla Kolejorza będzie to pierwsze od pięciu lat tak wysokie miejsce. W poprzednich czterech latach głównymi konkurentami Legii były dwukrotnie Piast i Jagiellonia. Zawodnikom Dariusza Żurawia wreszcie chyba uda się zostawić gliwicko-białostocką konkurencję za sobą i wskoczyć bezpośrednio za plecy mistrza. Do tego po dwóch z rzędu edycjach Pucharu Polski, w których Lech kończył udział już w drugiej rundzie, teraz udało się dotrwać aż do półfinału.

Czy to naprawdę jest perspektywa, z której powinniśmy patrzeć na Lecha Poznań?

Dwa lata temu, gdy warszawianie pieczętowali mistrzostwo Polski na stadionie przy Bułgarskiej, kibice Lecha wywiesili transparent o treści: „Mamy k... dość!” i piętnaście minut przed końcem przerwali mecz. O ile metody przeprowadzenia tamtego protestu były haniebne, nastroje dało się zrozumieć. Tamten Lech kipiał wszechobecną frustracją. Przegranymi finałami Pucharu Polski. Niepowodzeniami w lidze. Ciągłym powtarzaniem, że coś się buduje, podczas gdy główny rywal co chwilę wsadza do gabloty jakieś trofeum. Promowaniem młodych zawodników, którzy przynoszą duże miliony, ale zanim wyjadą, nie dają niczego wymiernego, a za kwoty transferowe nie udaje się zbudować drużyny, która da coś wymiernego. Tak, gdyby postawić się w skórze kibica Lecha, naprawdę można było mieć dość.

Gdyby dziś podobne nastroje kipiały w Poznaniu, napisałbym o tym, jak wiele dobrego niespodziewanie zrobił trener Żuraw. Jak odważniej niż ktokolwiek wcześniej wprowadził młodzież. Jak rozwinął kilku zawodników, na których stawiano już krzyżyk. Jak efektownie i odważnie gra jego drużyna. Pisałbym, że budowanie silnej ekipy to proces, a po Lechu bardzo wyraźnie widać, że coś tam ciekawego może powstać i temu człowiekowi należy dać czas i zaufanie, mimo rozczarowujących wyników. Pisałbym, żeby nie zwalniać Żurawia, bo nawet w takim klubie jak Lech nie można tylko patrzeć tylko na wyniki, ale też na całokształt. Między „nie zwalniać” a „nominować do nagród” jest jednak jeszcze trochę odcieni szarości.

ZA CO NOMINOWAĆ

Żadna dyskusja o Żurawiu się nie toczy. Nikt nie chce go zwalniać. Nie odbywa się sąd, w którym przedstawia się jakieś za i przeciw. Jeśli się o nim mówi, to głównie zachwalając, ilu młodzieżowców wystawił, jak odważnie założył pressing albo jak efektowny styl zaprezentował. Im bliżej Poznania, tym głośniej takie głosy słychać. Gdyby wszystko to, co Żuraw, osiągnął trener Rakowa Częstochowa, Korony Kielce, Zagłębia Lubin czy nawet Jagiellonii, nie pozostałoby nic innego jak tylko dołączyć do chóru entuzjastów. Przy jakichkolwiek nominacjach i pochwałach nie można jednak nie patrzeć na to, z jakiego pułapu startował dany trener i w jakim klubie pracuje. Nie można patrzeć tylko na wyniki, bo wtedy po prostu przyznawałoby się tytuł Trenera Roku szkoleniowcowi mistrza kraju. Ale nie można też udawać, że wyniki nie mają żadnego znaczenia.

POTENCJALNIE WIELKI KLUB

Nie wobec wszystkich klubów mam jakiekolwiek oczekiwania. Wobec niektórych nie mam prawie żadnych i cokolwiek zrobią na plus, odbiorę pozytywnie. Lecha traktuję jednak jako w polskich warunkach wielki klub. Jeden z największych. Historycznie nie aż tak wysoko, ale w teraźniejszości, czyli ostatnich dziesięciu latach, gdy zniknął Widzew Łódź i zmalała Wisła Kraków, większa od niego jest tylko Legia Warszawa. W tym czasie, czyli od ostatniego mistrzostwa Wisły, gdy w otoczeniu warszawian zrobiła się pustka, Lech nie zdobył ani jednego Pucharu Polski i tylko raz był mistrzem. W czasie, gdy dla poznaniaków stworzył się idealny układ, by napchać gablotę, Kolejorz nie zdobył prawie niczego wymiernego. Co najwyżej był chwalony za dobre wrażenie.

MENTALNOŚĆ ŚREDNIAKA

Dopóki Lecha to frustrowało, dopóki chciał być skuteczny jak Legia, ale nie potrafił, była nadzieja, że będzie to stanowiło jeszcze jakiś napęd do pogoni za sukcesami. Obecnie można jednak odnieść wrażenie, że w Lechu sami o sobie przestali już myśleć jako o wielkim klubie, którego celem musi być mistrzostwo i dla którego sezon bez trofeum to sezon przegrany. Zaczęli mieć mentalność średniaka, który cieszy się, że ładnie poklepał piłeczką, wprowadził kilku młodych chłopaków, dobrze wypada w Pro Junior System i jeszcze może zarobi na jakimś transferze. Jest wiele klubów, którym taka mentalność, zamiast chorego szarpania się w stronę rejonów, do których nie przynależą, dobrze by zrobiła. Lechowi jednak robi źle. Bo Lech to jeden z największych klubów w tym kraju. Jeśli nie będzie się wymagać wyników, od Lecha, od nikogo nie powinno się ich wymagać.

ANALOGIA NIEMIECKA

Sytuacja w Polsce zrobiła się niemal identyczna jak w Niemczech na linii Bayern Monachium – Borussia Dortmund. Ci pierwsi są więksi, bogatsi i prawie zawsze wygrywają. Ci drudzy są mniejsi, biedniejsi, lepiej szkolą młodzież, sporo zarabiają na transferach, są chwaleni za grę i rzadko cokolwiek wygrywają. Borussia ma za sobą sezon, w którym jej trener Lucien Favre zbudował bardzo efektownie grającą drużynę, którą chciało się oglądać i w której grało wielu bardzo młodych i bardzo ciekawych chłopaków. Dlatego, mimo przegranej walki o tytuł, nie zostanie zwolniony. Ale na pewno nikt poważny nie nominuje go do nagrody Trenera Sezonu. Trenera Borussii Dortmund można nominować do nagrody, jeśli coś z nią wygra. Jeśli nominacja ma być przyznana komuś, kto dobrze wprowadzał młodzież i grał efektowną piłkę, dostanie ją trener Fryburga czy Moguncji. I w Dortmundzie nawet nie przyszłoby nikomu do głowy z tym polemizować. Oni chcą grać o mistrzostwo. Jeśli go nie zdobędą, czują, że stracili rok. Nawet jeśli sprzedadzą graczy za setki milionów i podbiją wiele serc.

MŁODZIEŻ A WYNIKI

To nie oznacza, że Lech ma przestać szkolić młodzież i porzucić efektowne granie. Kolejorz, będąc jednak wielkim w polskich warunkach klubem, musi szkolić młodzież na swój poziom, czyli taki, który da mu szansę grać o mistrzostwo Polski. Jeśli wprowadzi dużo młodzieży i skończy sezon daleko za wcale nie ponadprzeciętnie silną Legią, to znaczy, że wprowadzona młodzież nie była odpowiednia na poziom Lecha. Albo, że wprowadzono jej zbyt dużo jednocześnie, co zaszkodziło wynikom. Szkolenie dobrej młodzieży musi być celem Lecha, ale nie może się stać celem samym w sobie. Sezon będzie dobry tylko wtedy, gdy efektowna gra, sporo występów wychowanków i wyniki pójdą w parze. Jeśli będą tylko dwa elementy, ale nie będzie trzeciego, sezon nie był dobry. Można powiedzieć, że to się nie stanie od razu i wszystkim Moderom oraz Kamińskim trzeba dać trochę czasu, by dojrzeli do walki o trofea. Być może to prawda. Ich trenera nominujmy więc do nagród wtedy, a nie teraz.

Zgadzając się, że Lech idzie w dobrym kierunku i być może powstaje tam coś ciekawego, czemu warto dać czas, bo może pójdą za tym wyniki, uważam, że dopiero gdy rzeczywiście pójdą, Dariusz Żuraw zasłuży na rozpatrywanie go w kontekście indywidualnych nagród. Na razie to wyróżnienie zdecydowanie na wyrost. I w rzeczywistości robi krzywdę samemu Lechowi. Bo to zbyt duży klub, żeby chwalić go na zachętę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.