Z okazji 15. urodzin 808's & Heartbreak wspominamy jeden z najważniejszych albumów XXI wieku

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
808s-kanye-west-808s-heartbreak-promo-photo.jpg
Fot. Kanye - 808's & Heartbreak

Piętnaście lat temu Kanye West zupełnie odmienił bieg swojej kariery, a przy okazji skierował muzykę na nowe tory. Zrobił to przy pomocy auto-tune’a, legendarnego automatu perkusyjnego Roland TR-808 i… załamania nerwowego.

24 listopada 2008 roku ukazał się czwarty studyjny album Ye. Album, którego brzmienie zapowiadały już niektóre patenty słyszalne na Graduation, ale takiego radykalizmu w podejściu do dźwiękowej estetyki, jaki podjął wówczas West, nie spodziewał się nikt. Nic dziwnego, że pomimo pozytywnego odbioru pośród krytyki krążek ten podzielił jego fanów na dwa zwaśnione obozy. Miłośnicy przyspieszonych soulowych sampli, które nadawały bieg jego szkolnej trylogii prędko zaczęli bić w Yeezusa jak w bęben. W międzyczasie natomiast Kanye zaskarbił sobie oddanie szeregu nowych słuchaczy, wychował całe pokolenie współczesnych MC’s i zrewolucjonizował rap i pop; jeśli w ogóle pomiędzy tymi dwoma gatunkami możemy dziś zarysować jakiś ostry podział.

Sprawdźcie, dlaczego finalny efekt pracy nad 808's & Heartbreak jest tak ważny dla rozwoju muzyki.

1
RoboCop, czyli o auto-tunie

Kiedy wyszło 808s & Heartbreak, ten - jak się później okazało - rewolucyjny wynalazek firmy Antares Audio Technologies miał już ponad 10 lat. Wszyscy zdążyli już zapomnieć, jak Cher śpiewała na nim już w 1998 roku, a przeważająca większość sceny hip-hopowej przyzwyczaiła się do robotycznej specyfiki T-Paina. I choć Snoop w 2007 roku stworzył za jego pomocą szlagier Sensual Seduction, Lil’ Wayne na początku 2008 rozbił hitowy bank swoim singlowym Lollipopem, a szereg innych wokalistów i MC’s posiłkował się tym procesorem audio w swojej twórczości, to nic jeszcze nie zapowiadało, że auto-tune zostanie głosem mainstreamu na całą nadchodzącą dekadę. Ba, niektórzy wręcz wieścili mu w swoich numerach rychłą śmierć. I tu właśnie tkwił geniusz Westa, że naczelny zarzut, z jakim mierzą się artyści z niego korzystający - czyli to, że pozwala on śpiewać tym, których natura nie obdarzyła w tej kwestii talentem - obrócił na swoją korzyść, mówiąc od początku, że tylko za sprawą tej maszynki mógł nagrać album popowy (czy też pop-artowy - jak zwykł go wtedy nazywać). Zanim jeszcze rap stał się popem, a dostęp do chwytliwych melodii zyskały gremia osób o miernych zdolnościach wokalnych, Kanye już robił to, co wydawało się wówczas niemożliwe.

2
Heartless, czyli o Rolandzie TR-808

Śmierć techno od drugiej połowy lat 80., kiedy to jego detroiccy pionierzy zaczęli układać te syntetyczne pochody transowych bębnów, wieszczono już po wielokroć. Nawet niewprawny rzut oka na aktualną scenę klubową wystarczy jednak, by orzec, że high tech soul - jak zwykli nazywać tę muzykę jej afro-amerykańscy pradziadowie - ma się aktualnie całkiem nieźle, czy wręcz jest naczelnym głosem elektronicznych parkietów współczesnego świata. I podobnie sprawa ma się z jednym z najważniejszych instrumentów, jakie dały mu przed laty głos. Automat perkusyjny firmy Roland noszący ikoniczną nazwę TR-808 nie dość bowiem, że zasilił swoimi brzmieniami rozwój takich gatunków, jak późne disco, oldschoolowy hip-hop, miami base czy przeważającą część kwaśnych, elektronicznych hybryd z techno na czele, zdychał już po wielokroć, by zawsze wracać w czci i chwale odświeżony przez kreatywność kolejnych pokoleń. I o ile po latach nadawania tonu wczesnym nagraniom Afriki Bambaaty, Run-DMC czy LL Cool J’a znikł właściwie z głównego, hip-hopowego nurtu, zaszywając się na zawsze w rozkochanym w jego dźwięku południu, to właśnie czwarty krążek Kanye Westa - który jeden z amerykańskich magazynów muzycznych określił otwartym listem miłosnym do tego sprzętu - okazał się być jednym z pierwszych symptomów jego wielkiego renesansu. To właśnie jego sekwencyjność, surowość i specyficzna organiczność znów napędziła rynek współczesnej muzyki rozrywkowej w drugiej dekadzie XXI wieku. I to właśnie dobywający się z niego rytm Rihanna określiła rytmem swojego serca.

3
Welcome to Heartbreak, czyli o załamaniu nerwowym

Przeważająca część tematów, o których Kanye śpiewał na czwartym krążku, była skryta w cieniu tragedii, jaką była dla niego przedwczesna śmierć jego matki - Dondy West. Doprawiony jeszcze pustką po rozstaniu z ówczesną partnerką, zapowiadaną przyszłą żoną Alexis Phifer i samotnością, z jaką się wiązał się jego awans do pierwszego szeregu najbardziej popularnych artystów amerykańskiego głównego nurtu, żal ów wylał z siebie w tych 11 numerach, nie zastanawiając się nad tym, co w hip-hopowym środowisku wypada bądź nie. Nie będąc skrępowanym gorsetem pełnej słów rymowanej szesnastki, pozwolił sobie na skalę emocjonalnego ekshibicjonizmu, którego próżno szukać pośród poprzedzających 808s & Heartbreak, wielkich rapowych płyt głównego nurtu. Bo OK, podziemie było już wówczas pełne rozemocjonowanych MC’s, którzy traktowali wizytę w studio jak sesję u psychoanalityka, a Eminem mierzył się ze swoimi demonami raz po raz na trackach, ale smutki tych pierwszych dochodziły do uszu nikłej garstki ich fanów, a Marshall zawsze w tych numerach ubierał swe problemy w bezpieczną szatę ironii i pozwalającej mu być nad nimi górą siły czy agresji. Kiedy natomiast West swym dalekim od doskonałości głosem melodeklamował wersy, które napisał na ten krążek - stawał przed słuchaczem zupełnie nagi. A że obnażanie własnej słabości wymaga zawsze dużo większej siły niż wieczne prężenie muskułów, nie dziwi nas zupełnie, to, że 808s & Heartbreak dla szeregu przyszłych po nim MC’s - z uczestniczącym w procesie jego powstawania Kidem Cudim na czele - stało się swoistym nowym wzorcem rapowej prawdziwości. Dowodem na to, że tak w ogóle można i przyczynkiem do tego, że tytuł Welcome to Heartbreak idealnie wprost podsumowuje ogromny trend w amerykańskim - a co za tym idzie i światowym, a na pewno kanadyjskim - hip-hopie minionej dekady.

4
Bad News, czyli o zawodzeniu oczekiwań

808s & Heartbreak jest pierwszą w dyskografii Kanye wielką woltą i wprost idealnym przykładem zarżnięcia kury znoszącej złote jajka, czego większość artystów nie ma - nomen omen - jaj, zrobić w swojej karierze nigdy. Bądź robi to zbyt późno, kiedy już wszystko wokół się wali i pali. Po przywracającej modę na sample i odświeżającej formułę złotych lat 90. szkolnej trylogii, West był bowiem u szczytu swojej dotychczasowej popularności. Oraz na pozycji gremialnie chwalonego twórcy, o którym złego słowa nie powiedziałby wówczas właściwie nikt. I choć jego czwarty krążek - podobnie jak dwa poprzednie - zadebiutował na jedynce Billboardu, to w pierwszym tygodniu dystrybucji sprzedał się ponad dwa razy gorzej niż Graduation (450,145 kopii w porównaniu do 957,000 egzemplarzy). Pomimo tego, że krytycy w przeważającej części chwalili nowatorstwo i bezkompromisowość Yeezy’ego, wielu jego dotychczasowych fanów właśnie wtedy odwróciło się od niego na pięcie i doszło do wniosku, że to nie jest muzyka, że przecież nie umie śpiewać i… jeszcze wiele podobnych frazesów, z którymi spotykają się zwykle równie nieobliczalni twórcy i kolejne pokolenia młodych artystów. Choć kolejnym albumem - wydanym dwa lata później longplayem My Beatiful Dark Twisted Fantasy - West pokazał, że jego dyskografii nie można postrzegać jako linearnego rozwoju, bo jeszcze nieraz zatoczy on w niej swoiste kółko, wracając do porzuconych wcześniej patentów, to od tych 15 lat polaryzuje opinie i co rusz wkłada kij w mrowisko kolejnym zaskakującym krążkiem - syntetycznym Yeezusem bądź internetowym The Life of Pablo - czy którąś z niepopularnych opinii. Opinii, które mniej więcej od tamtej pory budzą zawsze medialny szum, którego zazdrościć - bądź współczuć - mogą mu właściwie wszyscy inni artyści. I właściwie też od tamtej pory jest on nazywany bucem czy arogantem, co ogromnej części - szczególnie polskiego - światka dziennikarskiego nie pozwala zauważyć, jak wielkim wizjonerem jest Ye.

5
Say You Will, czyli o przewidywaniu przyszłości

Geniusz Westa - jak to zwykle bywa w przypadku tej boskiej iskry - idzie w parze z jego z roku na rok coraz trudniej podważalnym szaleństwem, progresywność myślenia nierozerwalnie związana jest z jego zuchwalstwem, a zdolność do zapoczątkowywania trendów znajduje swój rewers w skali krytyki, z jaką musi się na co dzień mierzyć. Jeśli natomiast chodzi o echa 808s & Heartbreak, chyba nie sposób przywołać tu inną XXI-wieczną płytę, która tyle namieszała. Nie sposób tu bowiem wymienić wszystkich MC’s, którzy powołują się na ten album jako początek drogi twórczej, swoisty wyznacznik tego, jaką formę przybrał rap w nowym millenium czy - po prostu - ich ulubiony krążek. Nie ma szans, żeby podsumować w tak krótkim tekście ewolucję auto-tune’a w drugiej dekadzie XXI wieku, opisać przeróżne oddźwięki Rolanda TR-808 na rynku dzisiejszej muzyki rozrywkowej (a nawet tytuły płyt i numerów w których osiemsetósemka się pojawia) czy zarysować skalę roz-emo-cjonowania współczesnej sceny miejskiej z wszelkimi bękartami hip-hopu, soulu czy r’n’b na czele. Wystarczy rozejrzeć się po aktualnej audiosferze Stanów Zjednoczonych, wziąć na warsztat któregokolwiek giganta tej branży czy zagłębić się w przeróżne międzygatunkowe hybrydy o podziemnej proweniencji (które swoją drogą z Ye działają w mniej lub bardziej synergicznym związku, bo on wciąż się nimi inspiruje), żeby wszędzie dostrzec oddźwięki czwartego albumu Kanye. Albumu, który - co w tym wszystkim najpiękniejsze - powstał na przekór ówczesnemu status quo, z czystej, niekłamanej potrzeby (złamanego) serca.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.