Zachłyśnięci światłami miasta. Spełnienie marzeń może być końcem kariery lub dopiero pięknym początkiem (FELIETON)

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
fot. Henri Szwarc/Bongarts/Getty Images

Rozmowa z Piotrem Świerczewskim w audycji „Futbol i Cała Reszta” uświadomiła mi chyba wreszcie, dlaczego nie mieliśmy prawa ugrać niczego na mundialu w 2002 roku. Ponieważ reprezentanci Polski przełożyli na kadrę to, co było ich stygmatem w klubach. Niektórzy grali w bardzo dobrych zespołach, ale zbyt szybko zadowolili się tym faktem. Tak samo jak awansem do MŚ.

– Gdybym mógł cofnąć czas, siedziałbym w klubie i trenował od rana do wieczora – tak Piotrek wspomina Marsylię. W Olympique był kapitanem. Dziesięć lat wcześniej występował w GKS Katowice i reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich. W starych filmikach z Barcelony pojawia się koszulka OM. Takie trykoty piłkarze Janusza Wójcika kupili sobie na miejscowym straganie. Świr marzył o Marsylii, wielkim klubie, sięgającym po Ligę Mistrzów. Nie miał pojęcia, że sen się kiedyś spełni.

Gdy jednak tak już się stało, uznał to za końcowy przystanek. Poczuł, że wszedł na szczyt. – Nie dorosłem do wielkiej kariery – wspomina teraz i podaje przykład Roberta Lewandowskiego, piłkarza, który wyjechał z innej Polski niż on, z inną mentalnością, dołączając do grona najlepszych graczy w historii dyscypliny.

ZAHARTOWANY NA BLOKOWISKU

Jako kibic reprezentacji, przeżywający do bólu każdy jej mecz od połowy lat 80., uwierzyłem, że drużyna Jerzego Engela tworzy ciekawy miks. Mieliśmy zawodników, którzy występowali w europejskich klubach – Jacek Bąk w Olympique Lyon, Świerczewski w Marsylii, Jerzy Dudek właśnie szedł do Liverpoolu, a Michał Żewłakow właśnie zaczynał karierę w Anderlechcie. Bartosz Karwan zapracował na transfer do Herthy Berlin, Radosław Kałużny z Energie Cottbus rok po mundialu poszedł do Leverkusen. Emmanuel Olisadebe występował w Panathinaikosie Ateny. Nie wyglądało to, na papierze, źle.

Podczas mistrzostw świata w Korei i Japonii Polacy nie byli tą samą drużyną, co w eliminacjach. Awans ich nasycił. Potem zaczęła się rozgrywka – o kontrakty reklamowe, sprawy wizerunkowe, a w tle pobrzmiewał skrajnie nonsensowny cytat z Engela: – Jedziemy po złoto!

Z piłkarzy, którzy poznali w Azji smak zderzenia z wielkim turniejem, karierę na skalę światową zrobił jeden. Jerzy Dudek, który trzy lata później sięgnął po Ligę Mistrzów z Liverpoolem, będąc bohaterem finału w Stambule. Olisadebe nie rzucił Europy na kolana, Kałużny – Leverkusen, kończąc parę lat później w Chrobrym Głogów. Maciej Żurawski nie został w Celticu nowym Henrikiem Larssonem. 99 procent tamtej kadry nie miało DNA Lewandowskiego, jego głodu, jego chęci samodoskonalenia.

Piotrek Świerczewski opowiada o niesamowitym przeskoku, jaki spotkał go po transferze z GKS Katowice do St. Etienne, pod względem infrastruktury, języka, taktyki. Z podstawówki piłkarskiej od razu przeniósł się do wyższej szkoły i tylko dzięki temu, że zahartował się na nowosądeckim blokowisku, przetrwał.

– Wielki klub, spełnienie marzeń o nim, może być końcem kariery lub dopiero pięknym początkiem – podkreśla. I znów podaje Lewandowskiego za przykład. Trafił do BVB i w zasadzie mógł to uznać za wielki sukces. Ale poszedł wyżej, do Bayernu. I znów nie osiadł na laurach. Głód bycia na topie cechuje najlepszych z najlepszych.

BLICHTR, KASA, STYL, SZYK

Zachłyśnięci światłami miasta Polacy nie popełnili wcale błędu. Po prostu przeskok był tak olbrzymi, że miał prawo wywołać u nich wstrząs. Dolary, samochody, kontrakty i obcowanie z wielkimi gwiazdami piłki, granie meczów przeciwko znakomitych zawodnikom. Szał.

Piotrek mówi, że na podwórku w Nowym Sączu musiał o wszystko powalczyć. Ciągle coś udowodnić. Jak wielu chłopaków z osiedli w tamtych latach. – To może i dobrze, że nie byłem najlepszy, bo wtedy osiadasz na laurach – twierdzi. I dotyka sedna materii.

Transfer do takiego klubu jak Lyon, Marsylia, Leverkusen, Anderlecht czy Panathinaikos, sprawiał, że z automatu mogłeś czuć się najlepszy. Nie tam, we Francji, czy Niemczech. W Polsce.

Piłkarz występujący za granicą to był synonim sukcesu. Blichtr, kasa, szyk i styl. Gdy Piotr Nowak, gwiazda TSV Monachium, przyjechał na zgrupowanie kadry czerwonym Ferrari, reprezentanci zbierali szczęki z podłogi. Też chcieli takim jeździć. Świerczewski dostał we Francji samochód od klubu. Renault 19, cabrio. Przyjechał nim do Polski, a że akurat była zima...

– Wsiedliśmy do niego z kolegami, otworzyłem dach. Pada śnieg, a my w tym kabriolecie, zmarznięci – śmieje się po latach.

Ale to pokazuje, że chciałeś mieć i chciałeś to zarazem pokazać.

„Spełnienie marzeń może być końcem kariery lub dopiero pięknym początkiem” – to naprawdę cudowne zdanie, które każdy młody piłkarz powinien sobie powiesić nad łóżkiem. I patrzeć na nie jak najczęściej. By nigdy nie uwierzyć, że już wszystko umie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.