Pisaliśmy już wiele razy o tym, że z ostatnimi wydawnictwami Ostrowskiego nie jest nam po drodze. Tu jednak zagrało.
Spory wpływ ma na to dyscyplina. Zarzucano mu populizm i monotematyczność, ale jego największym grzechem pozostaje bardzo luźne formalnie, wręcz freestyle’owe podejście do tekstów. Wynika ono prawdopodobnie nie tylko z metody twórczej, ale też hurtowej produkcji. To dlatego O.S.T.R. zawsze był tym lepszy, im surowsze ramy tematyczne sobie narzucał. I to dlatego jest raperem, którego często po prostu źle się czyta; który dużo traci, gdy jego twórczość zostaje odarta z faktorów beatu i flow - tak o O.S.T.R.-ym pisał parę lat temu Marek Fall i trudno o lepsze ujęcie problemu, jaki z łodzianinem ma wielu słuchaczy. Na HAO2 te ramy faktycznie zostały narzucone. Jedna to postapokaliptyczny klimat, jaki unosi się nad całością materiału, a na który wpływ miała pandemia - wspólny krążek Ostrego i Hadesa to trochę próba odpowiedzi na to, co jest i co będzie dalej. Druga - płyta została nagrana w duecie, co zawsze wzmaga współzawodnictwo o to, kto lepiej popłynie na konkretnym beacie.
Wychodzi 1:1, bo oba skrzydła HAO2 równoważą się. Kiedy Hadesowi zdarza się odpłynąć w krainę ogólników (Trytytki), O.S.T.R. przeciąga szalę na siebie, serwując rozliczenie z prastarymi ideałami rapu (Obsеrwując ludzi, tylko liczę konflikty / Przez kolor skóry, wyznawanie religii / Po stan posiadania, bycie apolitycznym / Brak dobrej woli, ciężko zrozumieć innych). I w drugą stronę - tam, gdzie Ostrowski popada w paplaninę, Hades prostymi, ciętymi linijkami utrzymuje jakość, jak na Illuminati, eleganckiej szyderze z wiary w fałszywe, kolportowane przez sieć teorie; ciekawe, że HAO2 wyszedł w ten sam dzień, co foliarska epopeja Kaliego i Majora SPZ. No jest to płyta, której najlepiej słucha się tu i teraz - zapis więcej niż 30 minut z życia Polaków po marcu 2020, kiedy apokalipsa, jaką nie tylko Ostry z Hadesem wielokrotnie brali na ruszt, wyszła ze sfery sci-fi w rzeczywistość. Choć może nie tak osobna i dobra jak pamiętniki Kukona.
Ale o ile obaj tekstowo niestety nie są równi (boomerski HaOs z obowiązkowymi prztyczkami w kierunku małolatów, którzy kupują sobie drogie ciuchy, naprawdę jeden i drugi mogli sobie odpuścić; panowie, ile można słuchać tego pieprzenia o przechodzonych butach?), o tyle muzycznie Ostry jako producent dowiózł bardzo spójny zestaw. Mniej tu wycieczek jazzowych (a słyszysz to pianinko w GOV?), więcej przestrzennych przecięć rapu z elektroniką, które oscylują wokół współczesnego Noona albo Emadego z okresu P.O.E. I słucha się ich bardzo dobrze. Patenty nie tylko niezbyt proste, ale i pełne przyjemnych smaczków, jak etniczne wstawki w otwierającym album Artefakcie, retrofuturystyczne UFO albo Parasomnia - korespondencyjny hołd, złożony wczesnemu Flying Lotusowi. I właśnie w tę szufladkę, gdybyśmy już musieli, wsadzamy HAO2. Krążek na konkretny temat, społeczny, ale jednocześnie luźny, ziomalski, owiany słodkawym dymem, nawet mimo tego, że Ostry już nie pali. Bliższy klasyce, ale zaskakujący muzycznie, bez dziadziusiowego męczenia buły graniem a la stary Nowy Jork. Adam, już musimy tam na chaos, dwie minuty, na chaos - pokrzykiwał Piotr Świerczewski podczas swojego trenerskiego epizodu. No właśnie, Adam, musimy na chaos. Bo pomimo paru wtop znowu się udało.
Krążki O.S.T.R.-ego i Hadesa możecie ocenić w naszej bazie muzycznej
