Życie po tryplecie. Jaka przyszłość czeka Bayern po wygranej w Lidze Mistrzów?

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
trypletglowne1228175190.jpg
Michael Regan / UEFA / Handout/Anadolu Agency via Getty Images

Rzeczywistość wyprzedziła plany. Drużyna przebudowywana z myślą o triumfie w 2023 roku na własnym stadionie, już trzy lata wcześniej została najlepsza w Europie. Monachijczyków z pewnością czekają zmiany. Mają jednak świetne perspektywy, by w kolejnych latach też bić się o trofea.

Hansi Flick zachował pokerową twarz, gdy usłyszał pytanie, czy Thiago Alcantara rozegrał w Lizbonie ostatni mecz w barwach Bayernu Monachium. - Powiedział mi, że zostaje – stwierdził z niespotykaną w dzisiejszych czasach otwartością trener, który chwilę wcześniej wygrał Ligę Mistrzów. Chwilę wytrzymał w stanie, w którym na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień. A potem wybuchnął głośnym śmiechem. - Szkoda, że nie widziałeś swojej twarzy – zwrócił się do dziennikarza. To był żart. Trener Bayernu po gwizdku faktycznie rozmawiał z hiszpańskim pomocnikiem, ale tylko podziękował mu za wysiłek włożony w finał. - Musimy poczekać kilka dni na rozwój sytuacji – dorzucił Flick.

Gdyby naprawdę było tak, jak powiedział trener, kibice Bayernu mieliby powód czuć, że spadło na nich zbyt dużo szczęścia naraz. Bo finał Ligi Mistrzów był kolejnym doskonałym meczem Hiszpana, już ostatecznie potwierdzającym jego wielką klasę. Na triumf w tych rozgrywkach z Bawarczykami czekał aż siedem lat, bo przyszedł tuż po tym, jak zespół Juppa Heynckesa okazał się najlepszy w 2013 roku. To, jak wraz z Leonem Goretzką, przy wsparciu Joshui Kimmicha zamknęli środek pola w starciu z PSG i zniwelowali zagrożenie płynące z lewej flanki paryżan, potwierdziło, że to piłkarz klasy światowej. Jeśli po lizbońskim finale ktoś nie przekonał się do klasy Thiago, ten raczej nie przekona się już nigdy.

Alcantara to jedyny zawodnik z podstawowego składu Bayernu, którego odejście jest już praktycznie przesądzone. Jego kontrakt wygasa w 2021 roku, a negocjacje na temat nowego dotąd nie zakończyły się powodzeniem. Ponoć nie są nawet tego blisko, a Hiszpan ma trafić na Wyspy Brytyjskie. Najprawdopodobniej do Liverpoolu. Dla monachijczyków trwające okno transferowe jest ostatnim, w którym mogą cokolwiek za niego otrzymać. Na pewno nie będą chętni, by zatrzymać pomocnika do końca kontraktu i za rok oddać go za darmo. Jeśli więc nie dojdzie do nagłego zwrotu w negocjacjach, Thiago pożegna się z Monachium. Wygrana w Lidze Mistrzów może zresztą stanowić najlepsze ukoronowanie tego długiego pobytu.

DOBRE ZABEZPIECZENIE

Teoretycznie, odejście 29-latka nie zostawi w drużynie Flicka wielkiej wyrwy. Niemal przez cały okres po wznowieniu rozgrywek na wiosnę, Bayern radził sobie bez kontuzjowanego zawodnika i praktycznie nie odczuwał różnicy. Środek pola z Goretzką tworzył Kimmich, czyli liderzy nowego pokolenia w niemieckiej piłce. Na prawej obronie grał w miejsce Kimmicha Benjamin Pavard, który turniej finałowy w Lizbonie stracił z powodu kontuzji, ale wcześniej przez cały sezon spisywał się bardzo solidnie. A w odwodzie Flick miał jeszcze Corentina Tolisso, na razie raczej zawodzącego mistrza świata, w którego w Monachium wciąż jeszcze wierzą. Bo akurat niesfornego Mickaela Cuisance'a trudno zaliczać do poważnych opcji do składu. Niemniej, nawet bez dodatkowych wielkich transferów, Bayern wydaje się nieźle przygotowany na odejście Thiago.

BOLESNA STRATA

Jest jednak pewne – dość zasadnicze - „ale”. Są nim wielkie mecze. Starcia jak z PSG, najlepiej pokazują, jak znakomitym zawodnikiem jest Alcantara i jak dobrze mieć kogoś tak rozdzielającego piłki w drugiej linii. Zwłaszcza w drużynie chcącej we wszystkich meczach dominować posiadaniem piłki i przeprowadzać ataki pozycyjne. Bayern ma bardzo dobrych środkowych pomocników, ale drugiego o charakterystyce zbliżonej do Thiago nie ma. Bez niego druga linia będzie słabsza. Choćby o te kilka procent uniwersalności, która w tym sezonie okazała się dla Bayernu kluczowa.

ROZCZAROWUJĄCY COUTINHO

Odejście z Monachium jest także niemal przesądzone w przypadku Coutinho. Brazylijczyk, choć nieźle spisywał się jako zmiennik w Lizbonie, przez cały rok nie pokazał na tyle dobrego, by wykładać wielkie pieniądze na jego definitywny transfer z Barcelony. Wydaje się, że całościowo dał drużynie jeszcze mniej niż James Rodriguez, który przecież też nie był strzałem w dziesiątkę. Od momentu, gdy Flick jasno ustawił hierarchię za plecami Roberta Lewandowskiego, stawiając na Thomasa Muellera, kosztem Brazylijczyka, drużyna zaczęła się spisywać znakomicie. Przy takiej formie Niemca, Coutinho nie ma w drużynie czego szukać i akurat nie wydaje się, że jego odejście jakoś szczególnie Bayernowi zaszkodzi.

PERISIĆ, CZYLI EKSTRAWAGANCJA

O dziwo, zdecydowanie bardziej na wypożyczeniu w Monachium zareklamował się Ivan Perisić. Gdy w sierpniu zeszłego roku wypożyczano Chorwata z Interu Mediolan, traktowano go raczej jako transfer na sztukę – by w wąskiej kadrze Bayernu było kogo w ogóle wpuścić od czasu do czasu z ławki. Tymczasem wicemistrz świata, wykorzystując nie najlepszą przez większość sezonu formę Kingsleya Comana i fakt, że lepiej od niego gra w defensywie, zabezpieczając hasającego do przodu Alphonsa Daviesa, uzbierał całkiem sporo minut w ważnych meczach i często spisywał się dobrze. Kwota wykupienia go z zespołu wicemistrzów Włoch nie jest jednak niska. A jako że mowa o 31-letnim zawodniku, który po transferze Leroya Sane może być w hierarchii w najlepszym wypadku trzecim, a może nawet czwartym kandydatem na skrzydło, wykupienie go ocierałoby się o ekstrawagancję, z której Bayern raczej nie słynie. To gracz pożyteczny, ale wątpliwe, czy na tyle, by płacić za niego około dwudziestu milionów euro.

WĄTPLIWOŚCI NA ŚRODKU OBRONY

Nie licząc Alvara Odriozoli, który nic nie wniósł do zespołu i po pół roku wraca do Realu Madryt, to wszystkie wyglądające na prawdopodobne ubytki w składzie Bayernu. Z pozostałych ważnych graczy monachijskiego klubu niepewnie wygląda jeszcze przyszłość stoperów. Rozmowy o nowym kontrakcie Davida Alaby toczyły się początkowo tak samo opornie, jak w przypadku Alcantary, ale ostatnio dochodzi znacznie więcej pozytywnych sygnałów, więc jest duża szansa, że uda się jednak zatrzymać wychowanka. Jak co roku kandydatem do odejścia jest natomiast Jerome Boateng, który rozegrał bardzo dobry sezon i drugi raz wygrał z Bayernem Ligę Mistrzów, co zapewnia mu miejsce w historii klubu. Niekoniecznie jednak w kadrze na nowy sezon. Jego wiek, podatność na kontuzje i braki szybkościowe już od kilku lat skłaniają Bawarczyków do rozglądania się za kimś innym. Teoretycznie liderem obrony w tym sezonie miał być Niklas Suele, który wszedł za Boatenga w finale i dał znakomitą zmianę. Po zerwaniu więzadeł krzyżowych nie ma już śladu i niemiecki stoper powinien być dobrym uzupełnieniem dla Alaby. A przecież jest jeszcze Lucas Hernandez, ściągnięty za osiemdziesiąt milionów euro, najdroższy transfer w historii klubu i Tanguy Nianzou, ponoć piekielnie zdolny osiemnastolatek wyciągnięty niedawno z Paris Saint-Germain. Rozstania z Boatengiem w tej konfiguracji faktycznie nie można wykluczyć.

GWIAZDA NA UBOCZU

W dniu triumfu Bawarczyków najgorzej pewnie musiał się czuć Sane, czyli formalnie już od kilku tygodni piłkarz Bayernu, ale w praktyce nieuprawniony do gry w turnieju finałowym, a więc niebędący częścią zwycięskiej drużyny. Niemiecki skrzydłowy będzie więc pewnie pierwszym, który w kolejnym sezonie zadba, by spełniona drużyna nie straciła chęci sięgania po dalsze trofea. Wymarzony transfer Bayernu, o który klub zabiegał już od kilkunastu miesięcy, powinien ostatecznie domknąć proces wychodzenia z epoki Francka Ribery'ego i Arjena Robbena. O ile Serge Gnabry znakomicie wszedł w buty Holendra, o tyle na lewym skrzydle kogoś o jego umiejętnościach i regularności brakowało. Nawet jeśli Coman strzelił najważniejszego gola sezonu. Sane powinien tej potężnej ofensywie dodać jeszcze kilka procent mocy. A do tego, ze względu na efektowny i porywający tłumy sposób gry, ma szansę stać się jedną z gwiazd i twarzy tej drużyny.

POSZERZANIE KADRY

Oprócz gracza Manchesteru City, Bawarczycy pozyskali jeszcze dwóch piłkarzy, którzy na razie wydają się po prostu poszerzać kadrę. Alexander Nuebel to najzdolniejszy bramkarz młodego pokolenia w Niemczech, ale najpóźniej widząc postawę Manuela Neuera przeciwko PSG, zorientował się, że na razie nie dorasta starszemu konkurentowi do pięt i będzie tylko jego zmiennikiem. Nianzou ma się z kolei dopiero powoli przebijać w okolice składu. Choć nie można wykluczyć szybszego rozwoju, czego nauczyła już historia Daviesa, który startował w zakończony właśnie sezon z bardzo podobnej pozycji.

SUKCES NA POCZĄTKU DROGI

Co dla Bayernu ważne, nie widać żadnej pozycji, która krzyczałaby o pilne uzupełnienie ani żadnego wyraźnie najsłabszego ogniwa. Monachijczycy wygrali Ligę Mistrzów tuż po tym, jak kadra została znacząco odmłodzona. O ile triumf w 2013 roku był ukoronowaniem karier pokolenia Bastiana Schweinsteigera i Philippa Lahma, dla bardzo zdolnej w niemieckiej piłce generacji 1995-1996, wygrana w najważniejszych rozgrywkach przyszła właściwie na początku drogi. Bayern dokonywał odmłodzenia z myślą o tym, by w 2022 roku wygrać Ligę Mistrzów na własnym stadionie. Później pandemia przesunęła jeszcze termin monachijskiego finału na 2023 rok. Wielkim marzeniem i planem Bawarczyków jest dokończenie tego, co nie udało się w 2012 roku. Finałowa porażka z Chelsea przed własną publicznością do dziś pozostaje traumą, którą może zaleczyć chyba tylko dopięcie swego. Uli Hoeness po tamtym finale lamentował, że szansę wygrania Ligi Mistrzów na swoim boisku dostaje się tylko raz w życiu. Teraz Bawarczycy chcą udowodnić, że jednak nie. Mają stworzyć sobie drugą szansę i tym razem ją wykorzystać.

MŁODA DRUŻYNA

Najstarszym zawodnikiem z pola w zespole Bayernu jest ledwie 32-letni Lewandowski. 31-latkowie Boateng, Perisić i rezerwowy Javi Martinez mogą w komplecie opuścić tego lata Monachium. Podobnie jak 29-letni Thiago i 28-letni Coutinho. Po trzydziestce może więc w nowym sezonie zostać Bayernowi tylko rok młodszy od Lewandowskiego Mueller. Wszyscy pozostali zawodnicy są w najlepszym piłkarskim wieku albo nawet przed nim. To sprawia, że jeśli Lewandowski będzie się trzymał tak znakomicie, jak na razie to robi, a nie ma powodów, by sądzić, że coś się w tej kwestii zmieni, tegoroczny triumf w Lidze Mistrzów może nie być jego ostatnim w karierze. Bayern wygląda na zespół, który także w kolejnych latach może być bardzo konkurencyjny dla wszystkich czołowych drużyn w Europie.

GABINETOWA REWOLUCJA

By faktycznie tak się stało, wszystko musi jednak dobrze funkcjonować również poza boiskiem. Bayern znajduje się aktualnie w fazie największej rewolucji gabinetowej od blisko pół wieku. W listopadzie stuknie rok, odkąd prezydentem przestał być Uli Hoeness. W 2021 roku na emeryturę odejdzie Karl-Heinz Rummenigge, a jego następcą zostanie Oliver Kahn, od tego roku włączony już do zarządu, by na bieżąco uczył się prowadzenia klubu. Stale rośnie pozycja Hasana Salihamidzicia, który od lipca również dostał miejsce w zarządzie. Obecny zespół został jednak w zdecydowanej większości stworzony przez Hoenessa i Rummeniggego. Także trener Flick był ich wyborem. O tym, że obaj znakomicie znają się na piłce i potrafią świetnie prowadzić Bayern, wiadomo nie od dziś. Pytanie, czy ich usunięcie się z pierwszych miejsc, nie zacznie być z czasem odczuwalne, pozostaje otwarte. Podobnie jak to, jakim trenerem okaże się Flick, gdy drużyna wyjdzie już z mistrzowskiego rauszu, zacznie pokazywać ludzkie słabości, a nawet wpadnie w kryzys. To, jak szybko najsłabszy Bayern od lat zamienił się w jedną z najsilniejszych drużyn w historii klubu, pokazało jeszcze raz, że w futbolu winda potrafi jeździć bardzo szybko. I to w obie strony.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.