Kiedy bracia pomocnika Wisły Kraków nie mogą oglądać jego meczu, nie mają po co włączać urywków najlepszych akcji. I tak nie zobaczą w nich tego, kogo szukają. Mimo to Holender o marokańskich korzeniach stał się jednym z najbardziej dominujących grę zawodników w Ekstraklasie.
Szkoła Ajaksu Amsterdam wywarła na współczesny światowy futbol tak wielki wpływ, że samo hasło “wychowanek Ajaksu”, kreuje w głowach kibiców określone skojarzenie. Jak francuski kucharz, brazylijska modelka czy niemiecki samochód. W tym sensie Aschraf El Mahdioui to wręcz wzorcowy produkt De Toekomst. Elegancki środkowy pomocnik, o nienagannej technice, grający przede wszystkim podaniami i ciągle chcący mieć piłkę przy nodze. To, jak prezentuje się 25-latek podczas debiutanckiej rundy w Polsce, pokazuje, ile może zrobić dobra akademia. Nie może zagwarantować, że każdy jej wychowanek zrobi wielką karierę, bo z perspektywy Ajaksu El Mahdioui jest przykładem piłkarza, któremu nie wyszło. Ale może zagwarantować, że każdy, kto przejdzie przez tę szkołę, otrzyma odpowiednie wykształcenie. Piłkarski elementarz. Charakterystyczny rys, który będzie widoczny nawet w Ekstraklasie.
LUDZIE OD NIEWIDOCZNYCH PODAŃ
Holender to typ piłkarza, którego klasę nie zawsze widać od pierwszego wejrzenia. Nie rwie się z piłką do przodu. Nie strzela goli. Nie zalicza asyst. Nawet niespecjalnie kreuje sytuacje kolegom. Jeśliby cały czas mu się przyglądać, można by dojść do wniosku, że podaje głównie do tyłu i do boku. A jeśli do przodu, to na kilka metrów. Na pewno nie jest to nic rozrywającego obrony rywali na pół. To typowe dla graczy na jego pozycji. Sergio Busquets, wskazywany przez gracza Wisły jako wzorzec z Sevres dla jemu podobnych, też nigdy nie był uwielbiany tak, jak Xavi czy Andres Iniesta, o Leo Messim nie wspominając. Toni Kroos, najbardziej utytułowany niemiecki piłkarz w historii, w ojczyźnie znany jest jako “Queerpass Toni”. Czyli “Toni-podanie w poprzek”. Ciąg na bramkę nie jest zwykle w repertuarze cech typowej szóstki.
ZAWSZE DOSTĘPNY
Szóstki nie pchają się w tłok. Unikają go. - Biegam dużo, żeby się uwolnić i zyskać przestrzeń — mówi El Mahdioui. Jego gra to typowe “daję-idę”. Gdy tylko odda komuś piłkę, natychmiast pokazuje się, by dostać ją z powrotem. - Zawsze chcę mieć piłkę, dominować w grze, być ważny. To dla mnie istotne. Jeśli ktoś na boisku ma problem, ja chcę mu pomóc go rozwiązać. W najlepszych klubach na mojej pozycji grają właśnie zawodnicy, którzy coś takiego robią — tłumaczy. Jeśli obrońca, wyprowadzając piłkę, wpadł w pułapkę pressingową, zadaniem El Mahdiouiego jest pokazać mu się do gry. Podbiec do niego od takiej strony, żeby zaatakowany przez rywali piłkarz miał możliwość zagrania mu piłki. Zapewniać, że piłka krąży. Od lewej, do prawej. Od tyłu, do przodu. Szybko, płynnie. Dwa kontakty. Nie wiesz, co zrobić z piłką, daj ją Aschrafowi. Co nakłada na Holendra odpowiedzialność: zawsze musi być gotowy do przyjęcia piłki. Nie może stać w cieniu dwóch rywali. Ciągle musi mieć tylko swój kawałek podłogi.
PODAJĄCY HOLENDER
Po kończącej się rundzie jesiennej zawodnicy Wisły nie są liderami wielu ekstraklasowych statystyk indywidualnych. El Mahdioui ma jednak dziedziny, w których się wyróżnia. Nikt w lidze nie wykonuje więcej podań. Nikt nie transportuje piłki do tercji rywala częściej niż on – co przeczy optycznemu wrażeniu, że gra tylko do przodu i do boku. Jego sąsiadami w tej pierwszej klasyfikacji są głównie stoperzy. To oni zazwyczaj wykonują w Polsce najwięcej podań, rozgrywając między sobą. W Wiśle rozegranie nie odbywa się jednak przez środkowych obrońców. Gdy tylko któryś z nich dostanie piłkę, zaraz ma przed sobą El Mahdiouiego, który chce przejąć od nich odpowiedzialność za akcję.
TECHNIKA Z ULICY
Nawet jeśli ktoś taki zwykle nie wikła się w dryblingi i nie emanuje wyszkoleniem technicznym, musi je mieć na najwyższym poziomie. Bo mając często piłkę, jest narażony na regularne ataki rywali. - Gdyby spojrzeć na drużyny młodzieżowe Ajaksu, 90% z nich składa się z dobrych techników. Kładzie się tam na to duży nacisk, choć ja nie nauczyłem się tego wcale w Ajaksie, do którego trafiłem, dopiero mając szesnaście lat. Technikę dał mi futsal i granie na ulicach. W dużych miastach w Holandii jest bardzo dużo boisk. Każdego dnia grałem na nich od rana do wieczora. Piłka była moim PlayStation. Innego nie miałem — wspomina. Takie podejście w końcu przeniosło go do drużyny jak z PlayStation. - Podczas meczu towarzyskiego mojego amatorskiego klubu wypatrzył mnie szef akademii Ajaksu i zaprosił mnie na treningi. Jak większość ludzi z Amsterdamu, od dziecka byłem fanem Ajaksu, oglądałem wiele ich meczów. Moim idolem był Wesley Sneijder – wspomina.

ODBIÓR DO POPRAWY
Choć od tego czasu zwiedził już różne kluby i piłkarskie kultury – po odejściu z Amsterdamu grał w ADO Den Haag, Trenczynie i od lata w Wiśle — ma to szczęście, że ciągle obraca się w drużynach chcących grać pozycyjnie. Takim zespołom ktoś taki jak on jest przecież bardzo potrzebny. Na Słowacji grał w klubie budowanym według holenderskich wzorców i starającym się grać piłkę zgodną z ideałami Johanna Cruyffa. W Polsce też trafił do klubu mającego długie tradycje takiej gry. - Na Słowacji zdążyłem się przyzwyczaić do fizycznego futbolu, choć w Polsce jest to jeszcze bardziej widoczne. Wiem już, że nie ma wiele czasu i w każdy pojedynek trzeba wchodzić ze stuprocentowym impetem, bo przeciwnicy nie idą na 50% - podkreśla. Sam twierdzi, że ten aspekt musi poprawić najbardziej. - Pokrywam dużą przestrzeń na boisku. Powinienem wygrywać więcej piłek, być twardszy w pojedynkach – twierdzi. Dla Guli i tak jest jednak postacią niezastąpioną. Pomijając okres, gdy z gry wykluczył go koronawirus, El Mahdioui opuścił tej jesieni tylko jedenaście minut, kiedy trener ściągał go z boiska w samych końcówkach. We wszystkich meczach grał w podstawowym składzie. Zazwyczaj od deski do deski.

BŁĄD JAK NIE JEGO
- To dla mnie ważne, że trener mi ufa i daje mi przekonanie, że mogę robić błędy. Muszę się za to odwdzięczać i popełniać ich jak najmniej — podkreśla. Kiedy w 16. kolejce El Mahdioui fatalnie stracił piłkę przed własnym polem karnym, co zakończyło się podyktowaniem jedenastki dla Radomiaka, słowacki szkoleniowiec przyznał, że nigdy nie widział Aschrafa popełniającego taką stratę. - Popełniłem głupi techniczny błąd, który nie może mi się w tym miejscu boiska zdarzyć, ale nic nie złamie mojej pewności siebie. Gdybym po takim zagraniu całkowicie zmienił mój styl gry, do niczego dobrego by to nie doprowadziło — twierdzi. Kilka dni później przeciwko Widzewowi Łódź tradycyjnie grał w podstawowym składzie, spędzając na boisku dziewięćdziesiąt minut. Z Wartą Poznań należał do najlepszych graczy na boisku.
RYZYKOWNA GRA
Mecz z Radomiakiem wywołał w Krakowie dyskusję nie tyle o przydatności El Mahdiouiego, ile o zasadności ciągłych prób wyprowadzania piłki od tyłu, co wiąże się ze zwiększonym ryzykiem. - Mnie pasuje futbol, który chce grać trener Gula. Nie w każdym meczu, ale staramy się długo utrzymywać przy piłce i kreować szanse. Mieliśmy w tej rundzie trochę pecha, popełnialiśmy błędy, ale mamy dużo jakości. Taki sposób gry jest oczywiście bardziej ryzykowny niż zwyczajne kopnięcie piłki do przodu. Trener myśli jednak, że nasza droga powinna być inna i ja też się z tym zgadzam. Musimy jednak zacząć zbierać w ten sposób więcej punktów — mówi środkowy pomocnik.
BOISKOWY LIDER
Druga wielka dyskusja tocząca się w ostatnim czasie wokół Wisły, to kwestia mentalności drużyny. I jej ogólnej kruchości psychicznej. - Trener miał rację, zwracając uwagę, że często po stracie gola na 0:1, ulatywała z nas energia. To dla nas bardzo ważne, że w Widzewem pokazaliśmy mentalność i odwróciliśmy losy meczu. Musimy to jednak pokazać od początku, bo mamy problem z pierwszymi fragmentami spotkań. Poprzednich też nie zaczynaliśmy zbyt dobrze – zwraca uwagę piłkarz, który w poprzednim klubie bywał nawet kapitanem. Nie ma jednak ambicji bycia liderem szatni. - Takich już mamy, bo Michal Frydrych, Maciej Sadlok czy Felicio Brown Forbes to ważne postaci, które starają się pchać zespół, podpowiadać. Te twarde charaktery musimy jednak częściej pokazywać na boisku. Ja nie jestem typem, który w szatni dużo mówi. Staram się raczej prowadzić zespół na murawie – zaznacza. Mniej więcej tak, jak w ostatniej akcji meczu z Wartą.
ZACHĘTA DO ODWAGI
Jego rozumienie prowadzenia zespołu jest jednak inne od tego, co mogą sobie wyobrażać kibice. Także w meczu z Radomiakiem, gdy Wisła goniła wynik, było widać wyraźnie, że El Mahdioui nie jest piłkarzem, który weźmie piłkę i zdobędzie teren dryblingiem, pchając drużynę do przodu. Gra bliżej bramki rywala to coś, co jest mu raczej obce. - Dawno temu grałem jako dziesiątka, ale gdy miałem czternaście lat, trener przesunął mnie bliżej własnej bramki. Na Słowacji strzeliłem kiedyś sześć goli w sezonie, ale większość była po stałych fragmentach gry, a do tego doszły jeszcze ze dwa strzały z dystansu. Raczej nie jestem specjalistą od goli, choć trener Gula też mnie zachęca, by czasem odważniej pójść do przodu – zdradza.
PEWNOŚĆ Z PIŁKĄ
Są powody, by go posłuchać. - Moi bracia, gdy czasem nie oglądają meczu i widzą tylko skróty, mówią, że w ogóle mnie w nich nie widzieli. Jestem typem zawodnika, którego możesz dostrzec, tylko oglądając mecz – twierdzi. Najlepiej na żywo, ze stadionu. Wtedy najłatwiej zobaczyć, że czasem pewność siebie i chęć bycia liderem może się obawiać inaczej niż krzykiem lub próbą zdziałania czegoś na własną rękę, lecz także pokazywaniem się do gry wtedy, gdy inni marzą, by piłka do nich nie dotarła. Aschraf El Mahdioui takich marzeń nie zna. Naprawdę dobrze czuje się tylko z piłką przy nodze.
