5 piłkarzy, których historie nadają się na filmowy scenariusz

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
PARMA V AC MILAN
fot. gettyimages

Często braliśmy pod lupę futbolowe cierpiętnictwo, ale dosyć tego. Alfred Hitchcock mawiał, że film jest zły wtedy, jeśli ktokolwiek z publiczności chociaż na chwilę może odwrócić oczy od ekranu. Szukamy więc życiorysów, które przykułyby uwagę widzów, ale nie w taki sposób jak Pod mocnym aniołem albo Wszyscy jesteśmy Chrystusami.

Ten viralowy fragment o Victorii, która przekonuje, że pochodzi z klasy robotniczej, a łypiący z tyłu Becks śmieje się z niej, znają już chyba wszyscy. Serial Beckham jest nowym hitem Netfliksa, choć, po prawdzie, było to do przewidzenia – chociaż karierę zakończył lata temu, dalej uchodzi za ikonę futbolu.

Biografia ciekawa, ale nie zwariowana. Czego na pewno nie możemy powiedzieć o bohaterach tego tekstu.

1
Ali Dia

Słyszeliście o Threatin? Lider zespołu, a właściwie jego jedyny członek, Jered, sfabrykował całą historię grupy i wywołał wokół niej sfingowany szum. Nie tylko kupował wyświetlenia, ale również np. założył fikcyjny serwis internetowy, który publikował pochlebne teksty na temat Threatin. Oszustwo wyszło na jaw dopiero przy okazji europejskiej trasy koncertowej. Na jednym z występów wśród publiczności znaleźli się jedynie… muzycy supportu.

Ulubieniec kibiców Southampton, Ali Dia, stał się w połowie lat dziewięćdziesiątych bohaterem bardzo podobnego hoaksu. Trafił do klubu z Premier League dzięki telefonicznej rekomendacji George’a Weah (w rzeczywistości dzwonił jego kolega) i sfałszowanemu CV (twierdził, że jest byłym piłkarzem Paris Saint-Germain). W czasach sprzed Internetu trudno było to zweryfikować, półamator dostał więc miesięczny kontrakt i 23 listopada 1996 roku zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Efekt? Wszedł na boisko w 32 minucie i został ściągnięty jeszcze przed zakończeniem spotkania, a jego kolega z zespołu stwierdził, że poruszał się po boisku jak Bambi na lodzie. Mimo wszystko udało mu się zapisać w historii.

Materiał na Przekręt 2 dla Guya Ritchiego?

2
George Weah

Wspomnieliśmy o George’u Weah, a jest to człowiek, którego biografia stanowi doskonały materiał na film motywacyjny, przy którym łzę uroniłby niejeden coach. Wychował się w liberyjskich slumsach i pracował w centrali telefonicznej, ale dzięki talentowi wypatrzył go Arsène Wenger. W ten sposób Weah trafił do Monaco, a następnie przeszedł do Paryża, gdzie w 1994 roku świętował mistrzostwo Francji. Kolejnym przystankiem był dla piłkarza Mediolan, gdzie zbudował swoją legendę w barwach A.C. Milan i stał się najlepszym zawodnikiem globu. Do dziś pozostaje jedynym futbolistą z Afryki, który sięgnął po Złotą Piłkę. Ale to jeszcze nic. W trakcie kariery został ambasadorem dobrej woli UNICEF, a po jej zakończeniu już na całego zaangażował się w działania humanitarne i polityczne. Doprowadziło go to do objęcia fotela prezydenta Liberii!

3
Carlos Henrique Raposo

O niektórych piłkarzach mówi się, że lubią przechodzić koło meczu. Znaczy – na boisku bywają niewidoczni. No to co powiecie na tego ananasa? Kariera Carlosa Hemrique Raposo jest jedną z najbardziej absurdalnych w historii piłki nożnej; chłop zaliczył kilka naprawdę poważnych klubów, ale w żadnym z nich... praktycznie nie grał.

Poważnie. Raposo miał dziwne hobby – uwielbiał symulować kontuzje. Zazwyczaj wyglądało to tak, że pojawiał się w klubie, fingował kontuzję, nie grał miesiącami, po czym jakimś cudem udawało mu się przenosić do innej drużyny. Brazylijczyk lubił podawać się za inne osoby, przyjaźnił się z lekarzem, który wystawiał mu lewe zwolnienia i generalnie – podobno – był bardzo sympatycznym, kontaktowym człowiekiem, dlatego udawało mu się nabierać kolejnych jeleni. A już najlepsze numery wywijał pod koniec kariery; w tym momencie musimy zacytować Wikipedię:

W brazylijskim klubie Botafogo napastnik siedział na ławce w trakcie jednego z meczów. Prezes drużyny zażądał od trenera, aby wpuścił na boisko Raposo. Piłkarz po wejściu na murawę celowo skierował się do sektora gości i wdał się w kłótnie z kibicami, za co sędzia pokazał mu czerwoną kartkę. Po meczu prezes drużyny chciał zwolnić Raposo, ale napastnik rozpłakał się i stwierdził, że musiał tak zareagować, ponieważ kibice gości obrażali prezesa klubu, który jest dla niego jak utracony w dzieciństwie ojciec. Prezes klubu wybaczył zawodnikowi jego zachowanie. W 1993 roku piłkarz w klubie Botafogo udawał, że rozmawia o transferze do angielskich klubów, do czego używał zabawkowego telefonu komórkowego mającego symbolizować jego bogactwo. Raposo nie znał języka angielskiego, więc udawał, że mówi w tym języku.

Piłkarskie Catch Me If You Can? To jest materiał na serialowy hit.

4
Mario Balotelli

Mario Balotelli to ktoś więcej niż piłkarz. Na pewno jakiś stan umysłu, na który my, ziemianie, nie byliśmy gotowi – pisał swego czasu na łamach newonce Przemysław Rudzki. Z jednej strony gość w wieku 20 lat wygrał z Interem Ligę Mistrzów, robił cuda na Mistrzostwach Europy 2012, no i to po jego podaniu Sergio Aguero strzelił gola, dającego pierwsze mistrzostwo Anglii dla Manchesteru City. Z drugiej – rzucał ostrymi rzutkami w kolegów, odpalał fajerwerki w łazience, przez co jego mieszkanie stanęło w ogniu i robił masę innych głupich rzeczy. Kiedy raz zatrzymała go policja, Balotelli akurat wiózł przy sobie 5 tysięcy funtów. Czemu masz tyle gotówki? – zapytał policjant. Bo jestem bogaty – rzucił Super Mario.

Aczkolwiek ostatnia dekada to już równia pochyła. Nicea, Olympique Marsylia, Brescia, Monza, Adana Demirspor i FC Sion – no nie jest to Liverpool ani City, a tam Balotelli występował w peaku sławy. Na pewno spory wpływ na jego, hm, osobowość miała walka z rasizmem, którego był ofiarą przez całe życie; Włosi nie akceptowali czarnego rodaka. Ale jest też Mario cudownym wariacikiem, typem człowieka, który zepsułby nawet stalową kulkę. I oczywiście zawsze uszłoby mu to na sucho.

5
Sadio Mane

Było o szaleńcach, to na koniec taka historia, że jakby zrobić z tego film, to głównego bohatera mógłby grać Tom Hanks... gdyby tylko nie chodziło o Afrykańczyka. No, ale wiecie, o co chodzi – feel good story, podnoszenie na duchu itp. Może i prawdopodobnie szczyt kariery Sadio Mane ma już za sobą, chociaż jeszcze dwa lata temu był absolutnym killerem, postrachem obrońców Premier League. Dla Liverpoolu rozegrał 196 spotkań, w których strzelił 90 goli. Później Senegalczykowi nie poszło w Bayernie Monachium, skąd przeszedł, podobnie jak wielu innych topowych graczy tego lata, do Arabii Saudyjskiej. Al-Nassr to nie Bayern, ale przynajmniej Mane sobie zarobi; konkretnie – 40 milionow euro rocznie. Kosmos.

I tu przechodzimy do fajnego aspektu całej historii. Sadio Mane nie przepieprza kasy na lewo i prawo, zamiast tego ładując ją w cele dobroczynne. W rodzinnym Senegalu buduje szkoły i stadiony, regularnie wspomaga rodaków żyjących w skrajnym ubóstwie. Mecze charytatywne? Mane lata do Afryki i kopie piłkę w błocie z lokalsami. Podobno robi to dlatego, bo sam pamięta, gdy jako dziecko był biedny i głodny. Rzecz raczej niespotykana na tym poziomie futbolu i choćby dlatego ta historia musi zostać zekranizowana.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Komentarze 0