„Axie Infinity”, czyli kusząca gra w trybie slave-to-earn

Zobacz również:Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski, Duda… Jak wyglądały wybory prezydenckie od 1990 roku?
Axie Infinity NFT kryptowaluty gaming play-to-earn crypto
fot. Axie Infinity

Koncept kryptowalut i NFT oparty jest – w dużej mierze – na spekulacji i hazardzie. Z kolei gaming ma dostarczać głównie rozrywkę. Co może wyjść z połączenia obu światów? Piramida finansowa będąca maszynką do zarabiania pieniędzy kosztem ludzi mierzących się ze skrajnym ubóstwem.

Nie inaczej jest w przypadku hajpowanej gry Axie Infinity, która bije obecnie rekordy popularności. Z różnych powodów. Niektórzy odpalają produkcję wietnamskiego studia Sky Mavis, żeby poczuć dreszcze adrenaliny i – całkiem na serio – pobawić się w hazard. Inni widzą w tym żyłę złota, która może przynieść grube miliony wypłacane w wirtualnych walutach. Są również tacy, którzy zakładają farmy składające się z ludzi grających w AI. Tylko po to, żeby na końcu największy hajs zgarnął ktoś, kto na samym szczycie piramidy pociąga za sznurki. Wyjaśnijmy jej fenomen.

Jak odrzeć gaming z przyjemności

Dużym problemem, nie tylko w branży gier wideo, są czcze obietnice tych, którzy uwierzyli w doskonałość NFT. Bo co tak naprawdę miałaby owa technologia oferować graczom? Poza funkcją spekulacyjną i wyciąganiem hajsu, który w przypadku gamingu często i tak ląduje w studni bez dna – niewiele. Liczne mikrotransakcje, subskrypcje, dodatkowe opłaty za możliwość grania online czy wabiki na tych, którzy uwielbiają customizację. W grach wideo jest tego naprawdę sporo.

Axie Infinity NFT crypto
fot. Axie Infinity

Ale to nie wszystko. Tu po raz kolejny wracamy do argumentu, który sprowadza obecność niewymienialnych tokenów w gamingu do wartości spekulacyjnej. Chwytliwej frazy, która ma zadanie czysto marketingowe i jest nastawiona na potencjalny zysk. Zysk firm, których przychody są liczone w setkach milionów, a czasem nawet miliardach dolarów (patrz: Ubisoft, Electronic Arts czy Konami). Poza tym, gracze/-czki nie otrzymują nic, co miałoby zmienić rozgrywkę czy wpływać na decyzje dotyczące poszczególnych elementów gry. I, co najważniejsze, podnieść stan ich konta, bo deklaracje o wielkim zysku poprzez odsprzedaż tokenów są obietnicami z kosmosu. Dobitnie pokazał to koncept customizowanych masek w Ghost Recon: Breakpoint, którego aktualizacje… zostały zakończone, bo dzieło Ubisoftu nikogo nie interesowało.

Formuła play-to-earn idzie jeszcze dalej. Koncepcja takich gier polega na tym, że im więcej – co często oznacza coraz lepiej – grasz, tym więcej pengi możesz wyciągnąć z pozornej rozrywki. Rozrywki niebezpiecznie uzależniającej i noszącej wszelkie znamiona hazardu. Nie dość, że odziera to gaming ze wspomnianego eskapizmu i zabiera przyjemność z grania na konsoli czy pececie, to jeszcze może mieć opłakane w skutkach konsekwencje.

Współczesne-niewolnictwo-to-earn

Chociaż niewolnictwo jest nielegalną i odhumanizowaną praktyką, to wciąż można je spotkać w wielu częściach świata. Wystarczy przytoczyć przykłady fabryk i obozów pracy w Korei Północnej, Chinach, Pakistanie, Indiach czy w większości krajów afrykańskich. Ogromny problem dotyczy branży odzieżowej czy spożywczej. Przykłady? Firmy takie jak Mars, Mondelēz lub Nestlé, które w 2021 roku zostały oskarżone o wykorzystywanie dzieci do nadludzkiej pracy na plantacjach kakao w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Sprawa dotyczyła potencjalnie tysięcy młodych Malijczyków.

Dziennie, liczba userów/-ek logujących się do „Axie Infinity”, wynosi prawie trzy miliony.

Podobna, chociaż nie tak tragiczna sytuacja dzieje się teraz w uniwersum Axie Infinity. Najpopularniejsza obecnie gra play-to-earn wywodzi się z… socjalistycznego Wietnamu. Jej współzałożyciel, Nguyen Thanh Trung, maczał również palce w produkcji CryptoKitties, którą uważa się za jeden z pierwszych przypadków wykorzystania NFT. Prace nad AI zaczęły się w 2018 roku, a wersja alpha ujrzała światło dzienne w kolejnym. Jednak przełomowy okres dotyczy lat 2021-22, kiedy to gra – łącząca elementy Slay the Spire i serii Pokémon – zdobyła globalny rozgłos i przyciągnęła wielu entuzjastów spekulacji. Towarzyszy temu przytłaczający hajp na niewymienialne tokeny i rosnąca w zabójczym tempie bańka. Nic dziwnego, w końcu gaming stanowi jedną z najlepiej prosperujących odnóg popkultury. Zarówno biznesowo, jak i pod względem technologii, dostępności – tu warto wspomnieć o urządzeniach mobilnych – czy zasięgów. Co ważne, gra opiera się na Ethereum, czyli jednej z najprężniej rozwijających się kryptowalut. Korzysta również z własnego blockchainowego pomostu Ronin, która redukuje opłaty występujące przy ETH. Ekonomia AI opiera się zatem na tokenach: SLP (Smooth Love Potion) oraz AXS (Axie Infinity Shard), za które można nabyć wirtualną ziemię czy stworki.

Grind, grind baby

Na czym zatem polega Axie Infinity? W skrócie: gracze i graczki kupują za kryptowaluty urocze stworki – wzorowane na aksolotlach – w postaci NFT. Następnie hodują je, podnoszą ich umiejętności, aby toczyć zażarte pojedynki z potworami sterowanymi przez sztuczną inteligencję lub innych użytkowników. Proste jak rymy początkujących raperów. I niezwykle kuszące, bo całość bazuje na obietnicy zysku. Szybkiego i wielkiego – nieporównywalnego z tradycyjną pracą, gdzie trzeba narobić się za dwóch, a wypłata i tak średnio zadowalająca. No właśnie, rozgrywka w AI jest raczej nieskomplikowana, natomiast próg wejścia stosunkowo wysoki – głównie ze względu na hajp, który spowodował, że pojedyncze axies są po prostu kosztowne (ceny zaczynają się od kilkuset dolarów). A żeby w ogóle zacząć, trzeba zbudować drużynę złożoną z trzech walecznych kreatur.

Schody zaczynają się w momencie, kiedy faktycznie chce się zarobić duże pieniądze. Tu z pomocą przychodzą coachowie i doradcy, którzy żerują na nieobytych w krypto-uniwersum. Albo ci, którzy celowo lobbują grę, mając w tym określony cel: wykorzystanie taniej siły roboczej. Vice określił tych inwestorów mianem digital colonizers. Bo cały fenomen Axie Infinity polega na tym, że gracze mogą handlować poszczególnymi stworkami-tokenami. I sprzedawać je za etherea, które można zamienić na tradycyjne pieniądze. Rynkowe ceny zależne są oczywiście od siły wirtualnego aksolotla, a poszczególne tokeny potrafią sięgać pułapu kilkuset tysięcy dolarów. Powaga – najdroższy sprzedany axie kosztował 820 tysięcy dolarów. Mówimy więc o zawrotnych sumach.

Play-to-earn nadzieją na świetlaną przyszłość? Zależy dla kogo

Większość grających w Axie Infinity pochodzi z Filipin, Tajlandii i Wenezueli. Dziennie, liczba userów/-ek logujących się do AI wynosi od jednego do prawie trzech milionów. I jest to powalający wynik. Dla porównania, bijący wszelkie rekordy Roblox notuje czterdzieści milionów, najpopularniejsza gra battle royale, Fortnite, osiąga około trzydziestu, a Minecraft od trzech do pięciu. Jak widać, w stosunkowo krótkim czasie, wietnamska produkcja dobiła do ścisłej czołówki. To pokazuje ogromną skalę przedsięwzięcia, które generuje jednak znacznie więcej problemów od wymienionych wcześniej gier massive-multiplayer. Jednym z nich jest fakt, że ekonomia Axie Infinity wymaga tego, aby do gry nieustannie dołączali nowi gracze. To zwyczajna piramida finansowa, gdzie bogacą się bogaci, a biedni – czyli ci, którzy najwięcej pracują – dostają dosłownie grosze. Są to pieniądze, które ledwo zapewniają im byt, chociaż tzw. krypto-ewangeliści uważają inaczej. Ich zdaniem, jest to ogromna szansa dla społeczeństw o gorszej sytuacji gospodarczej na rozwój i ekonomiczny boost oparty o blockchain. Mimo wszystko, takie podejście to krzywdzący framing stanowiący formę manipulacji w celu potwierdzenia własnej tezy, niekoniecznie zgodnej z prawdą.

Chociaż nie da się zaprzeczyć, że obywatele/-ki biedniejszych krajów mogą dzięki takiemu układowi opłacić czynsz, rachunki i mieć na podstawowe produkty. Inna sprawa, że są regularnie wykorzystywani przez menedżerów oferujących tzw. stypendia. Reguły są proste: inwestorzy, którzy posiadają znaczne ilości wirtualnych pieniędzy wypożyczają stworki tym, których na to nie stać, w zamian za procent z zysku. A ten sięga 20-50%, ale zdarzają się przypadki, kiedy mentorzy pobierają nawet 75%. Większość graczy i graczek z Filipin czy Tajlandii nie posiada wystarczających zasobów, żeby zainwestować kilkaset dolarów w podstawowy zestaw axies. Żeby dobrze zobrazować skalę całego przedsięwzięcia: niektórzy giganci Axie Infinity posiadają składy złożone z od kilkunastu do kilkuset playerów/-ek. Możecie sobie wyobrazić, jaki zysk przynosi taka farma słodkich potworków. Co więcej, tacy inwestorzy mają pełną kontrolę nad wirtualnymi portfelami, co oznacza, że mogą zrobić z zebranymi tokenami dosłownie wszystko, na co tylko mają ochotę. Czy to fair wobec osób, które poświęcają po kilkanaście godzin dziennie na bezlitosny grind? Wręcz przeciwnie – to czysty wyzysk zaczerpnięty z najgorszych praktyk Amazona.

W obszernym raporcie firma Naavik doniosła, że obecne stawki godzinowe w „Axie Infinity” są niższe od minimalnej płacy na Filipinach.

W rozmowie z Vice potwierdził to Conor Kenny, jeden z menadżerów Axie Infinity, który również zajmuje się tym osobliwym rodzajem metawersowej filantropii. Amerykanin przyznał wprost, że system AI to schemat Ponziego, czyli wspomniana wcześniej piramida finansowa. Zyskują ci z największymi startowymi budżetami, a wszyscy, którzy dołączają później, lądują w hierarchii coraz niżej. Wnioski nasuwają się same: taki mechanizm może doprowadzić do pęknięcia bańki szybciej niż zakładano. Zresztą, ekonomia wietnamskiego play-to-earn zalicza spory regres już od listopada 2021 roku. Wtedy dzienna sprzedaż wynosiła nawet 40 milionów dolarów. Stan na 14 kwietnia? Ledwie 138 tysięcy. Tak średnio bym powiedział, tak średnio.

Tendencje potwierdziła grupa badaczy branży gamingowej z Naavik. W obszernym raporcie doniosła, że obecne stawki godzinowe w AI są niższe od minimalnej płacy na Filipinach i wynoszą od 0,06 do 0,08 dolara. Rafar, amerykański gracz, który ma pod sobą kilku stypendystów z wyspy na Oceanie Spokojnym mówił Vice’owi, że w najlepszym momencie generował dochód w wysokości 1000 dolarów miesięcznie. Obecnie zgarnia 300, kiedy grający dla niego ludzie dostają jedynie 25-50. Poza tym, Sky Mavis wprowadziło określony limit waluty SLP, jaki może zdobyć jeden gracz w ciągu godziny. Oznacza to, że użytkownicy/-czki muszą wykonać jeszcze większy wysiłek, żeby wyrobić normę. I to jest szansa na lepsze jutro?

Jeden z największych skoków w historii krypto…

…dotyczy 625 mln dolarów. Powtórzmy: 625 milionów dolarów. Właśnie taki hajs ukradła z blockchainowego pomostu Ronin – na którym oparta jest technologia Axie Infinity – grupa hakerów. Ten historyczny rabunek wydarzył się niedawno, bo pod koniec marca tego roku. Nie trzeba dodawać, że wzbudził panikę wśród inwestorów, stypendystów, ale też zwykłych użytkowników. Czyli nie dość, że mamy niestabilną i opartą na spekulacjach ekonomię, to jeszcze podatną na kradzieże. Dodatkowo, Sky Mavis przyznało się, że przyczyną skoku na kasę był… zbyt szybki rozrost marki. Inni powiedzą, że czysta chciwość, która przysłoniła skupienie się na ochronie pieniędzy. Natomiast bezpośrednim powodem włamania był słaby system bezpieczeństwa Ronina, który nie jest oparty na systemie Proof-of-Work. Zamiast tego, dowodzi nim grupa dziewięciu osób. Hakerzy złamali hasło pięciu z nich, co wystarczyło do tego, żeby dostać się do skarbca z setkami milionów dolarów.

Zupełnie nie dziwi fakt, że Charlie Brooker nie chciał robić kolejnych odsłon „Black Mirror”. Nie musi – fatalistyczne wizje z serialu dzieją się na naszych oczach.

Jak zareagowali właściciele Axie Infinity? Fundusze inwestycyjne i firmy, które posiadają udziały w grze zebrały 150 mln dolarów, które mają być przeznaczone na odszkodowania. To wciąż jakaś ¼ skradzionej kwoty. Oczywiście, właściciele zapewniają, że uda się dofinansować wszystkie poniesione straty. Wciąż pokazuje to pozorne bezpieczeństwo, które w przypadku blockchaina kreowane jest na zaporę nie do przejścia. Nic bardziej mylnego. Niedoskonałości dziurawego systemu potwierdzają inne liczne włamania. Niewymienialne tokeny regularnie stają się obiektami ataków. Przykładem kradzież prawie 2 mln dolarów z marketu OpenSea czy 800 tysięcy dolarów wyssane poprzez phishing na Discordzie skupiającym społeczność NFT. Do tego zaatakowany pomost Wormhole oparty na walucie Solana, z którego zniknęły tokeny – w tym m.in. słynnego Bored Ape Yacht Clubu – o łącznej wartości 320 mln dolarów. W środowisku krypto takie akcje to chleb powszedni.

Przepowiednia z Black Mirror

Jaka będzie przyszłość gier play-to-earn? Co stanie się z Axie Infinity? Czy tania siła robocza dalej będzie wykorzystywana przez bogatych? Są dwie prawdopodobne opcje. Pierwsza zakłada, że ekonomia AI upadnie ze względu np. na inflację, która doprowadzi do tego, że tokeny staną się bezwartościowe. To zresztą popularny sposób zawijania się wielu klubów NFT, które po szybkim hajpie – i obiecując gruszki na wierzbie – przestają być atrakcyjne dla kogokolwiek. Wiadomo, tak działają spekulacja i hazard. Zresztą dobitnie widać to na przykładzie ostatniego inwestycyjnego fiaska. Jeden z entuzjastów krypto, Sina Estavi, zakupił token, który przedstawiał pierwszego tweeta CEO Twittera, Jacka Dorseya. Stał się właścicielem za prawie 3 mln dolarów, wystawił unikat na aukcji za 48 mln dolarów, a najwyższa oferta opiewała na… zaledwie 3600 dolarów. Prawda, że marna przebitka?

Podobne wnioski wysnuwa w materiale Vice’a brazylijski menadżer Axie Infinity, Esteban. Zapytany o przyszłość Web 3.0 – skupiającego NFT, blockchain, krypto etc. – powiedział, że czas pokaże, czy metawersum będzie nowym sposobem na życie, czy jedynie wielką bańką, która szybko pęknie. Póki co, koncept gamingu, który nie daje przyjemności, nie zapewnia relaksu i nie zacieśnia kontaktów społecznych brzmi dystopijnie. Tym bardziej, że zamiast ucieczki od ciężkich realiów głównie pogłębia podziały społeczne.

Celnie podsumował to jutuber Dan Olson, znany z popularnonaukowego kanału Folding Ideas: cały dzień będziesz zmuszony do grania, a na końcu i tak cię zwolnią, tylko z czułą emoji wrzuconą w smutny komunikat ☺️. Zupełnie nie dziwi fakt, że Charlie Brooker nie chciał robić kolejnych odsłon Black Mirror. Nie musi – fatalistyczne wizje z serialu dzieją się na naszych oczach. Pamiętacie odcinek ​​Fifteen Million Merits z pierwszego sezonu, w którym bohaterowie nieustannie jeździli na rowerach, żeby wyrobić normę w cyfrowej walucie? Brzmi niepokojąco znajomo.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz i deputy content director newonce. Prowadzi autorskie audycje „Vibe Check” i „Na czilu” w newonce.radio. W przeszłości był hostem audycji „Status”, „Daj Wariata” czy „Strzałką chodzisz, spacją skaczesz”. Jest współautorem projektu kolekcje. Najbardziej jara go to, co odkrywcze i świeże – czy w muzyce, czy w popkulturze, czy w gamingu.
Komentarze 0