Życzymy każdemu, aby był tak zafascynowany swoją pracą jak Damian Kądzior po transferze do Eibaru. Podekscytowany chłonie każdy dzień, każdy trening i zapowiada, że podstawowy skład jest kwestią czasu. Dla nas w wyczerpującej rozmowie przeanalizował taktycznie grę Eibaru, porównując ją do Górnika Zabrze, opowiedział o słowniku przekleństw José Luisa Mendilibara i nerwowym pożegnaniu z Dinamem Zagrzeb.
DOMINIK PIECHOTA: Pierwsza rozmowa z mediami klubowymi za tobą. Jeszcze po angielsku, ale z tego co słyszę, już w klubie używasz pierwszych zwrotów po hiszpańsku.
DAMIAN KĄDZIOR: Sí, entiendo un poco. Trochę już rozumiem. Jak wiedziałem, że jadę podpisać umowę, to zacząłem się konkretniej uczyć. Od dłuższego czasu rozmawialiśmy z wieloma klubami, a kontakty z Eibarem trwają od marca. Nie lubię zapeszać, więc nie chciałem nikomu o tym opowiadać ani wyprzedzać faktów, ale kiedy rozmowy stały się konkretniejsze, to zacząłem chłonąć podstawy. Nie przyjechałem z niczym. Kiedy na treningu tłumaczą, na ile kontaktów gramy, jakie będą założenia, typ podań, zadania z pressingiem albo na czas, to wszystko rozumiem. Tak samo pozycje na boisku, liczby, kolory, przygotowywałem się na to, co może mnie spotkać podczas zajęć. Poczytałem też wiele o nowych kolegach, nauczyłem się, gdzie grają. Zresztą nawet teraz kiedy mam chwilę w hotelu, to odpalam rozmówki polsko-hiszpańskie i jadę z tematem. Nie marnuję czasu.
Czyli Eibar naciskał na transfer już od marca?
Nie, to były dopiero pierwsze próby kontaktu. Ale nie sądzę, aby mój menedżer od marca miał jakikolwiek dzień, w którym nie odbyłby przynajmniej jednej albo dwóch rozmów na mój temat. Szczerze wątpię. Przez sześć miesięcy wykonał naprawdę konkretną robotę. Rozmawialiśmy z wieloma klubami, uzyskaliśmy sporo wartościowych kontaktów na przyszłość, ale jednak Hiszpanii się nie odmawia. Dlatego jak najszybciej chcę się nauczyć języka, bo przyjeżdżając gdzieś, traktuję to jak obowiązek. Tak samo było w Chorwacji. Znając już angielski i chorwacki, wierzę, że kolejny przyjdzie jeszcze łatwiej. Już nawet widzę, że hiszpański łapię szybciej niż chorwacki.
Za baskijski rozumiem jeszcze się nie zabierasz?
Nie, znam same podstawy. Używam egun on, kiedy witam się z trenerem. To takie buenos días. Obok polskiego i chińskiego baskijski uchodzi za jeden z najtrudniejszych języków świata. W Eibarze trener jest Baskiem, mamy jeszcze trzech albo czterech rodowitych graczy, ale pozostali to Hiszpanie, więc kastylijski w zupełności wystarczy. Trafiłem zresztą do klubu, który raczej nie kupuje piłkarzy niehiszpańskojęzycznych.
No właśnie, stanowisz totalny wyjątek.
Jak już sięgają po zagranicznych graczy, to takich żyjących od lat w Hiszpanii albo potrafiących się komunikować. Takashi Inui wcześniej grał w Betisie, a Argentyńczyk Esteban Burgos mówi od dzieciaka w tym języku. Tym bardziej traktuję to jak wyróżnienie, bo trener Mendilibar wiedział, że przyjeżdżając, nie będę mówił po hiszpańsku, a mimo wszystko zdecydowali się na mnie, a nie kogoś innego. Wyłożyli 2 miliony euro w czasach koronawirusa, a widzimy, że inne ruchy na rynku szału nie robią. Taki Real Madryt po raz pierwszy od wielu sezonów zapowiedział brak transferów gotówkowych. To sprawia, że jeszcze bardziej doceniam szansę od Eibaru i jestem zmotywowany do nauki, bo to ułatwi wejście do ekipy. Powiem szczerze, że po pierwszych dniach mam mega pozytywne odczucia. Jestem zajarany jak dzieciak i cieszę się każdym treningiem.
Usłyszałem, że Eibar zastanawiał się nad dwoma nazwiskami na skrzydło, ale w klubie docenili, że ty byłeś naprawdę zdecydowany i chciałeś tam trafić. Dostrzegli to zaangażowanie i chęć gry w Kraju Basków.
Powiem ci, że jak usiedliśmy do negocjacji z Dinamem Zagrzeb, to przeżyłem najcięższe pięć dni w moim życiu. Tym zawodowym, bo przecież normalnie spotykają nas różne inne trudne sytuacje. Eibar zaczął od zupełnie innej kwoty niż 2 miliony euro, ale mocno nalegałem, aby mnie puścili. To i tak jest cud, że odszedłem za takie pieniądze. W Eibarze powiedzieli otwarcie, że wzięcie za takie pieniądze zawodnika z taką jakością, to duża promocja na rynku. Odchodziłem jako jeden z najlepszych piłkarzy poprzedniego sezonu, a rozmowy zaczynały się od 5 milionów euro. Postawiłem jednak przed szefami sprawę jasno: w Dinamie osiągnąłem już maksimum. Jestem takim zawodnikiem, który jeśli nie idzie naprzód, to od razu źle się czuje. Każdego dnia muszę dostać nowy bodziec, widzieć postęp, czuć, że staję się lepszy. Jestem na tyle ambitny, że nie fascynowała mnie wizja trzeciego mistrzostwa Chorwacji ani trzeci tytuł najlepszego asystenta. Bardziej myślałem, że może mi przelecieć koło nosa możliwość zagrania w lidze TOP5 na świecie, a pamiętajmy, że mam 28 lat.
Niektórzy zrezygnowaliby z transferu z racji samego wieku.
Właśnie, dlatego doceniam wyłożenie takich pieniędzy przez Eibar. Weźmy pod uwagę pandemię, do tego nie mówimy o gościu, który jest 24-letnim Chorwatem. Mało kto dopiero w takim wieku trafia na ten poziom do najlepszych lig świata. Tym bardziej mocno się jaram. Pytam o znacznie nowych słów, załatwiłem już nauczycielkę hiszpańskiego i zaczynam lekcje, gdy tylko wprowadzę się do mieszkania. Do końca tego tygodnia powinienem coś mieć i ruszamy. Ale nawet jak dziś na treningu Mendilibar wyjaśniał ćwiczenie, to tłumacz nie był już potrzebny. Zapytałem się go sam, ile kontaktów i jakie założenia, ale byłem do tego przygotowany przed zajęciami. Sprawdziłem, jak do tego podejść. Pokazuję mu, jak mi zależy. Jeśli ktoś chce coś w życiu osiągnąć, to musi włożyć od siebie więcej. Jeśli zagram przeciwko Realowi czy Barcelonie, to będzie coś, czego nikt mi w życiu nie odbierze. A po pierwszych treningach i rozmowach z asystentami widzę, że szansę na grę będą duże. Wszystko zależy ode mnie, jak szybko się przystosuję. Powiem ci, że treningi i styl gry wyglądają podobnie do tych w Górniku Zabrze – wystarczy więc odświeżyć sobie, co działo się dwa lata temu i wprowadzić nowe detale do schematów z gry u Marcina Brosza. To podobny model pracy.
Zanim skusiłeś się na tę propozycję, długo analizowałeś grę Eibaru. Godziny spędzone na InStacie, rozmowy z ludźmi, oglądanie meczów. Było coś, co zadecydowało o wyborze?
Decydując się na każdy kolejny krok w piłce, zawsze szedłem tam, gdzie mnie chcieli. Nie pchałem się nigdzie na siłę, aby tylko zarobić kasę. Nie oszukujmy się, miałem teraz taką propozycję finansową z Turcji, że trudno byłoby z nią konkurować. Wydawało się, że to życiowa oferta, ale nigdy nie mów nigdy, bo zamierzam rozegrać dobry sezon w Hiszpanii. Odrzuciłem ją, aby trafić do jednej z najlepszych lig świata. Eibar bardzo mnie chciał, szukali zawodników na Bałkanach, zrobiło na mnie ogromne wrażenie, jak mnie przedstawili: wideoanaliza, połączenie z poszukiwanym profilem, wizja jak mogę się w tej drużynie odnaleźć. Oglądali moje mecze z Górnika Zabrze. Spełniałem kryterium zawodnika gotowego do gry i reprezentanta kraju. Trener Mendilibar zwrócił też uwagę, że mam liczby, a im tego brakuje. Moje ostatnie pięć sezonów to prawie zawsze double-double, a w Eibarze skrzydłowi nie mieli takich liczb. Rozmawialiśmy o moim wpływie na asysty, stałych fragmentach gry, za które mogę być odpowiedzialny. Jeśli opowiada ci takie rzeczy klub z ligi hiszpańskiej, nie skorzystasz z takiej oferty?
Nie przeszkadzało ci, że grają mało po hiszpańsku?
Styl tej drużyny jest bardzo fajny. W Wigrach Suwałki grałem trochę jak w Dinamie, chcieli tiki-taki, utrzymania się przy piłce, ataku pozycyjnego i też czuję się w tym dobrze. Ale wydaje mi się, że to Górnik Zabrze przygotował mnie na większą piłkę. Dzięki niemu trafiłem do Dinama, nabrałem intensywności w grze, stałem się flexible player, czyli gotowym na grę do nogi i na wolne pole. Dobrze czułem się atakując pozycyjnie, ale też wymagali ode mnie przygotowania fizycznego, poprawienia gry w defensywie, większej intensywności, a to wszystko mam właśnie w Eibarze. Teraz widzę jak mocno tu pracujemy, bardzo mi się to podoba, lubię takie zajęcia na pełnej dynamice. Wszystko jest z piłkami, więc rewelacja.
To możemy opowiemy trochę więcej o samym stylu? Akurat z kim jak z kim, ale z tobą można usiąść do analizy spotkania. Pokażmy kibicowi, co cię czeka w Hiszpanii.
Eibar gra wysokim pressingiem, skrzydła często pressują środkowych obrońców, co jest akurat rzadko spotykane. Bardzo ważna jest tu gra między liniami, jeśli chodzi o obronę. Czasami mam bronić między stoperem a lewym obrońcą. Wszyscy u nas grają bardzo blisko siebie, bywa tak, że między napastnikiem a stoperem jest 30-40 metrów. Eibar spędza najwięcej czasu na połowie przeciwnika w lidze hiszpańskiej, ma też tam najwięcej odbiorów i wrzutek. W klubie powiedzieli mi też, że przejrzeli cały rynek na Bałkanach i nie widzieli gościa o lepszej wrzutce ode mnie. Liczby to potwierdzają, bo przez dwa sezony zrobiłem w Zagrzebiu ponad 20 asyst. Dośrodkowania nie muszę się wstydzić, a sporo decydujących podań miałem też z gry, nie tylko ze stałych fragmentów. Będą ode mnie wymagać obu aspektów. Opowiadam o tym i jestem niesamowicie zajarany każdym kolejnym dniem. Nawet teraz siedzę i nie mogę wyczekać kolejnego treningu, chociaż jesteśmy świeżo po innym. Już chcę pokazać coś więcej i lepiej wdrożyć się w drużynę. To mnie napędza, ale mam też wewnętrzny spokój, bo nic nie przychodzi w łatwo. W Dinamie też na początku musiałem zapracować na swoją pozycję. A wcale nie uważam, by w Zagrzebiu mieli gorszych jakościowo piłkarzy. Chcę się uczyć, jestem cierpliwy, na trening wychodzę jak po swoje od pierwszego dnia, pokazuję się trenerowi. Trzeba łapać jak najszybciej automatyzmy w defensywie i zachowania w pressingu. Jak najbardziej wykorzystywać swoje atuty i do boju. Pierwszy mecz jest w sobotę z Celtą Vigo i cel jest taki, aby zadebiutować. A jak nie w najbliższy weekend, to w drugiej kolejce.
Czyli po tej kontuzji kolana jesteś już do gry? Ile treningów z drużyną za tobą?
Dziś we wtorek drugi, ale pierwszy na maksa. W jednym byłem jokerem, ale w giereczce na koniec uczestniczyłem. A dziś już full opcja. W międzyczasie poprosiłem o indywidualne treningi, bo sporo czasu straciłem przez loty. Zagrzeb, Bilbao, Warszawa, więc chciałem to nadrobić. Drużyna dostała dwa dni wolnego, a ja bieganie oraz intensywne treningi z piłką. Poprosiłem o takie zajęcia, jakie ma zespół. Chciałem się przygotować biegowo, aby być gotowym: po stracie wysoki doskok, od razu pressing, formacje blisko siebie. My ciągle pracujemy z piłkami, mamy mnóstwo gierek, więc to najlepsze treningi, jakie piłkarz może sobie wymarzyć. Po moim głosie możesz usłyszeć, jaki jestem zajarany. Siedzę w hotelu i myślę, co będzie dalej.
Słyszę, słyszę. I to niewiarygodne, bo pamiętam, jak marzyłeś o tym, by kiedykolwiek trafić do ekstraklasy. A to było ledwie trzy lata temu.
Dla mnie w piłce nożnej najważniejsze słowa to: rozwój, chęci, pasja, spełnianie marzeń i cele. Nie mogę stać w miejscu. Kiedy się nie rozwijam, zaczynam się irytować. Wydaje mi się, że w Dinamie doszedłem do sufitu. Od dłuższego czasu uważałem, że powinienem uciekać latem. Zimą też myślałem o odejściu, ale jedyną osobą jaka trzymała mnie w klubie był trener Nenad Bjelica. Oferty dla Dinama też nie były satysfakcjonujące. Wtedy nie trafiłem do MLS-u ani Turcji, a wylądowałem w LaLiga. I tu mam nadzieję dalej spełniać marzenia. Nie widzę żadnych limitów. To jest najpiękniejsze, że nikt nam w życiu nie zabrania marzyć. Poprzez ciężką pracę, bycie upartym i przede wszystkim pasję szedłem do przodu. Wydaje mi się, że bez pasji nie ma tego wewnętrznego ognia, bez ognia nie ma treningu na 100 procent, a bez tego nie ma rozwoju. Cierpliwość, ale też ludzie wokół napędzali mnie do rozwoju.
O swoje otoczenie zadbałeś bardzo uważnie.
Jest komu dziękować. Moi rodzice, wspaniała żona, menedżer, wszyscy trenerzy, fizjoterapeuci, indywidualni trenerzy. Z trzeciej ligi z rezerw Jagiellonii udało się trafić do Hiszpanii, ale nie jestem takim gościem, który teraz powie: Kądzior, no, trafiłeś do LaLiga, to możesz odpalać cygaro. O nie! Ja teraz od pierwszego dnia głowię się, jak najszybciej wywalczyć skład, jak zaraz zrobić liczby i chcę iść dalej. Chcę marzyć dalej. Teraz nie wiem, gdzie są moje limity, nie widzę sufitu. Czuję od razu feeling z piłkarzami, którzy potrafią coś więcej. Myślę, że chłopcy w Eibarze to widzą. Wszedłem do treningu i czujemy się. Od pierwszego dnia gram z Hiszpanami, jakbyśmy znali się dłużej i nadawali na tych samych falach. W małych gierkach dobrze się czułem, trening widział też nasz wspólny znajomy Aleksander Kowalczyk. Piłkarsko wiem, że dam radę. Muszę jeszcze przejść, jak to pisaliście, ten uniwersytet trenera Mendilibara, a jeśli będę świadomym uczniem, to poradzę sobie i wejdę do jedenastki. Dalej będę poprzeczkę stawiał sobie wyżej, aby decydować o grze klubu tak jak w Dinamie z reprezentantami kraju i wielkimi chorwackimi talentami. Przeciwnicy są inni, bo z szałym szacunkiem dla ligi chorwackiej, to Barcelony tam nie mieliśmy, ale jak poprzeczka idzie w górę, to znaczy, że się rozwijasz. Może to też jakieś przetarcie szlaków dla polskich piłkarzy, aby w końcu ktoś odegrał ważną rolę w Hiszpanii.
Czujesz odpowiedzialność? Długo czekaliśmy na tego rodaka w Hiszpanii. I zawsze mówiło się o defensywnym pomocniku, bramkarzu albo bocznym obrońcy. Ostatni furorę zrobił Grzegorz Krychowiak, bo to inny profil zawodnika. A teraz biorą Kądziora, czyli filigranowego skrzydłowego, których mają na pęczki.
Właśnie, i teraz zastanówmy się, jaki to jest dla mnie bodziec. Jaki czuję się w głowie silny, jak wzrosła moja pasja i chęć treningu, kiedy zostałem w taki sposób doceniony. Z trzeciej ligi hiszpańskiej przychodzą do nas piłkarze i bawią się w ekstraklasie. Igor Angulo, Jesus Jimenez, Jorge Felix, Carlitos. A ja teraz z Dinama trafiam do LaLiga, bo pokazałem się na Bałkanach. Mnie to mega napędza. Nie narzucam też sobie presji, że wszystko będzie zależeć ode mnie. Hiszpania ma kapitalnych, młodych zawodników, niespecjalnie muszą szukać na zewnątrz, więc patrzę na to jak na szansę. Każdy klub zawsze ma przygotowanych wiele opcji transferowych. Ja sam rozmawiałem z trzema topowymi ekipami z Turcji, takimi, które zagrają w pucharach z pierwszej piątki ligi. Wszędzie byłem jednym z pięciu kandydatów na skrzydło. Każdy ma opcję A, B, C, to normalne. Ale gdy Eibar nie ściąga zawodników zagranicznych, mamy kryzys na rynku, a wykładają na Polaka kasę i pokazują, że na mnie liczą, to wielkie wyróżnienie. Od pierwszego dnia spotykam się tu z samą życzliwością. Mogę opowiadać o klubie w samych superlatywach i czekam na pierwszy mecz. Oni grali sparingi, mieli trochę wolnego, a ja zapieprzałem, aby odrobić ten ostatni tydzień spędzony na lotniskach. Jeszcze kilka dni do startu, więc leczę, że pokażę się trenerowi.
Ty zawsze byłeś zajarany ligą włoską, mieszkałeś tam z rodziną, bo tata dostał pracę. Pamiętam opowieści, jak oglądałeś Serie A na Rai 1. Hiszpania może fascynowała cię czymś podobnym?
Całe życie powtarzałem: Włochy, Włochy, Włochy, bo kocham ten kraj. Wychowywałem się tam przez wiele lat, moi rodzice zostawili tam ważną cząstkę życia, więc człowiek się z tym utożsamia. Wydawało się to bardziej realne, bo mamy tam wielu Polaków, kluby stamtąd odzywały się do mojego menedżera, więc ta wizja kwitła. W Hiszpanii nie było żadnego Polaka, więc człowiek byłby trochę marzycielem, gdyby o niej myślał. Jak po raz pierwszy zadzwonił do mnie dyrektor sportowy Eibaru, że im się podobam i są po kilku obserwacjach, to strasznie zajarałem się tematem. Ostrzegali, że nie wiadomo jak sprawa się potoczy, bo koronawirus, muszą najpierw się utrzymać, ale temat się zaczął, a ja nie chciałem myśleć o niczym innym. Cisnąłem ciągle menedżera: jak tam, dzwonili z Eibaru? Wiedziałem już, że chcę odejść z Dinama, bo wiele rzeczy zaczęło się zmieniać w klubie. Odszedł trener Bjelica, zmienili następnego trenera, zastąpił go Mamić, do tego osiągnąłem tam maksa, więc kalkulowałem, że czas na zmiany. Naprawdę uważam, że pasuję do ligi hiszpańskiej. Do tego utożsamiam się z tym krajem, bo moja siostra cioteczna - to znaczy kuzynka, bo w Białymstoku mówimy inaczej - osiadła tam. Wychowywałem się z nią, traktuję ją jak rodzoną siostrę. Teraz mieszka w Madrycie od dziewięciu lat, urodził jej się tam synek, sam od małego jestem kibicem Realu Madryt.
Będzie gorąco w grudniu na Ipurua.
Teraz będę musiał zmienić preferencje, więc śmieję się, że od dawna jestem fanem Cristiano Ronaldo. Jeśli kilka lat temu nie pomyślałbym, że przyjdzie mi grać na odnowionym Bernabeu. Ale nawet gdyby to był ośrodek treningowy Valdebebas, to spełnię większość marzeń piłkarskich. Jako zawodnik Wigier, a może bardziej jako kibic, pojechałem kilka lat temu odwiedzić siostrę i przy okazji zobaczyć mecz na Bernabeu. Obserwowałem z bliska Ronaldo, a zaraz mogę zagrać z jego kumplami. To są najpiękniejsze rzeczy w piłce. Nie spodziewałem się, że przyjdzie oferta z Hiszpanii. Od pewnego czasu w największej mierze przewijały się takie kierunki jak dół Bundesligi, poważny był temat Arminii Bielefeld, albo klubów z Championship. Również Turcja z racji wieku i statystyk, bo oni mocno patrzą na liczby. Tam mógłbym fajnie zarobić, ale nie zmierzyłbym się z takimi zawodnikami. Tego nic nie przebije. Po dobrym sezonie w Hiszpanii zawsze mogę pójść do Turcji. Moim celem było trafić do TOP5 lig świata, a moim zdaniem wylądowałem w TOP2. To cudowne, więc każdego dnia będę ciężko pracował na szansę. Nie zabraknie mi chęci do treningu ani nauki języka. Co to, to nie, wycisnę ten pobyt w Hiszpanii jak cytrynę, bo niewielu rodaków miało szansę zagrać tutaj.
Zaciekawiło mnie jeszcze jedno twoje stwierdzenie: czuję się takim piłkarzem jakim Eibar jest klubem, czyli bardzo rodzinnym. To naprawdę ładne.
Przygotowałem się. Na razie opowiadam o odczuciach, a wszystko zweryfikuje boisko, ale wybrałem Eibar, bo przeanalizowałem ten klub od A do Z. Znam jego historię, wiem jak pracuje trener, wiem, czego się spodziewać, jest specyficzny, ale bardzo żyje z drużyną. Mendilibar wyróżnia się w hiszpańskich warunkach, ale jest bardzo rodzinny. Też jestem taką osobą. Dla mnie rodzina i Bóg to najważniejsze wartości w życiu. Takie, bez których nie wyobrażam sobie funkcjonowania. Już teraz tęsknię za rodziną, ale skupiam się na jak najlepszym wejściu do drużyny. Jak żona wróci, to nadrobimy ten czas. Widać, że w Eibarze wszyscy są zżyci, nie ma tu gwiazdorskiego podejścia. Przychodzisz od rana, a od pani sprzątaczki po prezesa każdy jest tak uśmiechnięty. Hola, buenos días, cómo estás?, to wszystko wydaje się takie szczere, że czuję się jak w domu już teraz. Ci ludzie pomagają mi ze wszystkim. Jestem jeszcze w hotelu, ale auto już wynajęte, konto w banku założone, mieszkania w trakcie poszukiwań. Lekcje hiszpańskiego załatwione. Zgłosiłem nawet, że chcę mieć dodatkowego trenera, bo dużo pracowałem w Zagrzebiu nad swoją fizyką i zamierzam to podtrzymać. „Nie ma problemu, dwa razy w tygodniu przyjedź do ośrodka treningowego wcześniej, trener przygotuje ci coś ekstra”. I ekstra.
Teraz jesteś już w optymalnej dyspozycji?
Pracuję nad nią. Boję się tego, że byłem tyle czasu poza treningiem, stąd dodatkowe zajęcia. W Dinamie miałem małą wojnę. Nie grałem przez zapalenie w kolanie, ale też nie chciałem ryzykować zdrowiem przed transferem. Kilka treningów mi uciekło, więc chcę się jeszcze dźwignąć fizycznie. Pauzy było niewiele między sezonami. Okres przygotowawczy trwał, a ja jeszcze ze złamanym nosem po ostatniej kolejce, więc trochę mi tych sparingów uciekło. Tu jednak czuję się już bardzo dobrze. Do meczu z Celtą Vigo kilka dni, więc zobaczymy. Nie nastawiam się, że będę pierwszy do wejścia, ale może jakieś 5 minut dostanę, jeśli się pokażę i dam więcej dobrych sygnałów jak do tej pory.
Na razie w klubie masz tylko dwóch konkurentów na skrzydłach: Pedro Leon i Takashi Inui. Mendilibar sam opowiadał, że oczekuje 7-8 transferów, a jak dotąd dostał tylko dwa. Ani ty, ani Recio nie zagraliście w sparingach. Ten stan kadrowy może się jeszcze mocno zmienić, bo w drodze jest też kilka odejść.
Rywalizację masz w każdym klubie. Ludzie dziwili się, dlaczego idę do Dinama, skoro tam grają sami Chorwacji. Odchodziłem, będąc wymieniany wśród 2-3 najlepszych zawodników. Jestem świadomy własnej wartości i nie boję się rywalizacji. Wiem, że Inui jest bardzo dobrym piłkarzem, a Pedro Leon grał w Realu Madryt. Mają jakość, ale też nie są najmłodsi. W przeciwieństwie do mnie najlepsze cechy motoryczne mogą mieć za sobą i bazować na czymś innym. Ja przychodzę na głodzie, podwyższyłem poprzeczkę, więc oceniam to jako wielką szansę. Może pewnego dnia rzucę się jeszcze wyżej, kto wie. Wiadomo, że utożsamiam się mocno z Eibarem, ale moja ambicja nie pozwala mi myśleć, że to ostatni wielki kontrakt w życiu. Krok po kroku. Najpierw muszę zacząć grać to, czego wymaga ode mnie Mendilibar.
Ciekawi mnie, czy może Dani Olmo doradzał ci przy tym wyborze.
Nie, za dużo o Eibarze powiedzieć nie może. Mamy dobry kontakt, napisał do mnie, że witamy w Hiszpanii, było to słynne bienvenido. Chociaż jak strzelił gola z Atletico Madryt w Lidze Mistrzów, to trochę o tym kierunku rozmawialiśmy. On doskonale wie, na czym polegała moja przygoda z piłką i że Hiszpania to spełnienie marzeń. Spójrzmy na rynek: mało jest zawodników o takiej historii. Nie jestem młodym graczem, mam 28 lat, ale trafiłem do topowej ligi. U nas w ekstraklasie talenty wyjeżdżają do gorszych rozgrywek, mimo że mają 7-8 lat mniej. Dostałem szansę życia, więc czego miałbym się bać? Tylko się pokazać. Nie mam strachu przed walką z Inuim ani Pedro Leonem. W Dinamo rywalizowałem z dużymi talentami, ale my nie mogliśmy być na tym samym poziomie. Ja musiałem być znacznie lepszy, aby grać. Trener wolałby wystawić Chorwata o podobnych umiejętnościach, bo jest kilka lat młodszy i zaraz można go sprzedać za 20 milionów euro. Mnie za dwa miliony. Wiadomo, że Chorwat miał krótszą drogę do składu. Nie mam kompleksu ani strachu przed rywalizacją, nie boję się też, kogo Eibar ściągnie. Oby jak najlepszych, lepiej dla drużyny.
Tych opcji na bokach pomocy na razie nie ma wiele.
Na skrzydle może jeszcze zagrać Quique, zobaczymy, co trener wymyśli. Bazujemy na systemie 4-4-2. Jak oglądałem sparingi, to gra opierała się na na napastnikach i skrzydłowych. Powiedzieli mi zresztą wprost: w ostatnich latach nie byli zadowoleni z liczb bocznych pomocników. Nie ma co porównywać moich numerów, bo w Dinamie było o nie łatwiej. Ale usłyszałem, że gdybym powtórzył takie statystyki, to wylądowalibyśmy w europejskich pucharach. Mam być zawodnikiem bramkostrzelnym, gwarantować asysty, ale też jestem tu po to, aby zapieprzać. Rzeczywistość pokaże, ale czuję się głodny wykorzystania tej szansy.
Jakie wrażenia po pierwszych treningach wywarł Mendilibar? Nie szczypie się w język, mówi wprost, gdy mu się coś nie podoba. Słyszałem jego opinię, że ważniejsza jest gra bez piłki, bo nawet jeśli jesteś kozakiem, to przy nodze będzie miał ją mniej niż dwie minuty podczas meczu.
Z piłką w ogóle nie odstaję, ale potrzebna mi szybka szkoła gry w defensywie. Bronienie na półpozycjach czy wysoki pressing wymagają świetnego przygotowania fizycznego i dużej świadomości. Wydaje mi się jednak, że jest mądrym człowiekiem i piłkarzem. Nawet trener użył takie zwrotu, że widzi tę inteligencję i szybkość przyswajania nowych rzeczy. Im szybciej obronie się grą i złapię wszystko w treningach, tym lepiej. Nie da się tego złapać pierwszego dnia, ale po tygodniu czy dwóch będę już miał jakieś pojęcie. To potrzebne kilka dodatkowych procent, aby odpowiednio zaadaptować się w nowym klubie. W Dinamie czy Górniku też musiałem zmieniać swój styl gry. Wiadomo, zachowajmy proporcję przeskoków, ale widzę, że będę w stanie to osiągnąć. Jestem nastawiony na naukę. Na żadne uwagi się nie zamykam, lubię wysłuchać innych, ale też nie będę rezygnował ze swoich atutów, bo one prowadziły do goli oraz asyst. Z trenerem Mendilibarem rozmawiałem już przez chwilę przy pomocy tłumacza, bo generalnie w klubie nie mówi się po angielsku. Powtarzał mi w kółko: „polaco, polaco, rápido, español”, abym jak najszybciej złapał ten język.
Konkretne zadanie. Grę tłumaczył indywidualnie?
Wiem, czego ode mnie wymaga. Pressing, pressing, pressing, mądre ustawienie w defensywie, reakcja po stracie, współpraca z obrońcą, znam te wymagania. Bardzo pozytywnie odebrałem Mendilibara, bo ja uwielbiam takich trenerów. Nawet jak byłem na sparingach, to widziałem, że żyje razem drużyną. Opierdziela tam wszystkich, czy to zawodnik 35-letni, czy 18-letni, to wszystkich traktuje tak samo. Krytykuje równo, kiedy coś się nie podoba. Nauczyłem się już wszystkich wulgaryzmów po hiszpańsku dzięki niemu, ale też szykowałem się na taką ewentualność. To naturalny element na boisku. Od marca wiele sobie wyobrażałem, a od środka czuję się z każdym dniem coraz lepiej.
A jakieś rzeczy kulturowe, mentalnościowe zaskoczyły cię poza boiskiem? Na pewno pory jedzenia i podejście do diety, bo ty raczej lubisz zacząć dzień od konkretnego śniadania, a Hiszpanie cię tym lekko zaskoczyli.
Jest trochę różnicy. Na przykład w hotelu. Przywiązuję dużą uwagę do żywienia i regeneracji. Musimy być w bazie o 9, więc pytam w recepcji, o której mogę przyjść najwcześniej na śniadanie i słyszę, że o 8. Do ośrodka treningowego mam 40 minut samochodem z Bilbao, więc 8:20 to najpóźniejszy wyjazd. Przychodzę z otwarciem drzwi i nawet za dużo nie mogę zjeść. Przywykłem do wstawania wcześniej, przygotowanie spokojnie śniadanie, porannej kawy, to moje rytuał i dopiero jechałem na trening. Tu o 8 otwarcie, a w takiej Chorwacji o 6:30 normalnie już możesz się nastawić na śniadanie. Ktoś jest rannym ptaszkiem, ktoś inny musi wcześnie pędzić do pracy. Po treningu podobnie – obiad możesz zjeść od 13:30, zajęcia skończymy godzinę wcześniej, więc trzeba poczekać. Z kolacją też mamy różne podejście. Staram się jeść ostatni posiłek 2-3 godziny przed snem, czyli załóżmy o 20, gdy normalnie idę spać o 22:30. A oni o 20 dopiero zaczynają wychodzić do knajp czy otwierać kuchnię. To wiele rzeczy, które są nowe, ale w Chorwacji już złapałem sporo tego luzu, więc nie mam z tym problemu. Tu takich sytuacji jest sporo. Jedziemy na sparing i w dniu meczu zawodnicy polewają winko do obiadu. Mecz o 18, obiad o 13 i lampeczka wina jest normalną sprawą. Podoba mi się ten luz.
A sam Kraj Basków jakie zrobił wrażenie?
Widzę, że oni nie czują się Hiszpanami, tylko Baskami. Bardzo utożsamiają się z tym rejonem. Nie chcę oceniać nikogo po 4-5 dniach, ale spotykam tu samych fajnych ludzi. Trochę się najeździłem po hotelach czy testach medycznych i na koronawirusa. Hotel mam w Bilbao, do kliniki jechałem do San Sebastian, poznałem też Eibar. Przyjechałem tu grać w piłkę, więc najważniejsza jest murawa. Na zwiedzanie przyjdzie czas, priorytet to mieszkanie, aby mieć spokojną głowę i dbać o siebie, a nie tylko na szybko wypić kawę i zjeść odrobinę jogurtu. Na razie głowę mam głównie w ośrodku treningowym.
A jak z przyzwyczajeniami żywieniowymi?
Oni na śniadanko croissant, kawka, tost z czymś z słodkim. Na obiad jedzą tyle, że rozłożyłbym to pewnie na cztery posiłki. Przystawka, danie główne, później jeszcze deser, a po tym kawa. Obiad tu trwa trzy godziny, to piękna biesiada. U mnie raczej w nawykach były cztery posiłki dziennie zróżnicowanej wielkości. Żaden malutki ani wielki, oni raczej małe śniadanie, a później dwa duże posiłki. Przyzwyczajony byłem do innych dań, ale tu jakość jedzenia jest jeszcze wyższa niż w Chorwacji. Tam było wspaniale, a tu produkty przebijają wszystko. Rybka, owoce morze, naprawdę bajka. Zwykła sałatka z pomidorami i tuńczykiem, taka przystawka podawana w każdej restauracji, jest niesamowicie pyszna. Smakuje zupełnie inaczej. I to są małe rzeczy, które cieszą. Po to też człowiek gra w piłkę, aby zjeść coś dobrego i zdrowego. To też inwestycja w siebie. Żaden ze mnie gadżeciarz ani samochodziarz, żadne takie rzeczy. Wolę zabrać żonę, rodzinkę albo kogoś z drużyny i cieszyć się właśnie posiłkiem, chwilą, dobrze zjeść i porozmawiać. To też fundament naszej gry, by dbać o to jak się naoliwisz od środka.
A sam ośrodek treningowy Atxabalpe jakie wywarł wrażenie? Z jednej strony położony malowniczo w górach, ale z drugiej stoją tam baraki. Dodajmy, że to tymczasowa baza, bo Eibar inwestuje w zupełnie nowe centrum, który dopiero jest w budowie.
Czasem zaskoczy cię taka różnica. Na przykład weźmy Dinamo – wielki klub, a wiemy jak wygląda stadion. W Polsce w Górniku byłem w starej szatni, a teraz jak widzę jakie warunki mają chłopcy, to aż serce się raduje z tej nowości. Byłem na sparingu w bazie Osasuny w Tajonar i myślę: wow, normalnie Legia Training Center. Na Athletiku w Lezamie to samo: ja pierdzielę, takich boisk w życiu jeszcze nie widziałem, siedem stołów. To zresztą jeden z najbogatszych klubów w Hiszpanii, mają kasę, inwestują, to widać. U nas w Atxabalpe początkowo byłem zdziwiony tym położeniem w górach, ale dwa boiska to również stoły. Nie przyczepisz się do niczego. Wszystko, co jest na miejscu, to już top poziom. Na przykład weźmy siłownię – jest w takim baraku jak kiedyś na Jagiellonii, ale w środku już wszystko co najlepsze ze sprzętu. Niczego nie zabraknie, masz, co chcesz. Osoby odpowiedzialne za wszystko: osoba czyszcząca buty, osoba wydająca sprzęt, chcesz trening core, masz od tego specjalistę, dostępnych fizjoterapeutów jest pięciu, dietetyczka przed treningiem kroi świeże ananaski, arbuzy, banany. Podchodzi, patrzy jak wyszły testy krwi, czy potrzebujesz więcej witamy D3, więcej kwasów omega, czy pijesz kreatynę po treningu, czy nie. Po każdych zajęciach czeka na ciebie shake dostosowany do organizmu. Nawet teraz siedzę i od dwóch godzin wypełniam ankietę dietetyczną, aby preferencje były dostosowane pode mnie. Pod tym względem masakra, z czymś takim jeszcze się nie spotkałem. Właśnie takie rzeczy mnie tu rajcują. Nie myślę, czy baza jest w górach, tylko patrzę, ile tam dla siebie zrobię. Dietetyk, równiutkie, pięknie boisko, świetni trenerzy, najwyżej klasy specjaliści. Tu widać klasę Hiszpanów. A że jak wywalisz mocniej piłkę, to za ośrodkiem spotkasz owcę, niekoniecznie mi przeszkadza. To są właśnie piękne rzeczy. Dinamo to wielki klub grający w Lidze Mistrzów, a takich luksusów tam nie było. Nic, tylko doceniać sytuację i podnosić poprzeczkę. Nie przyjechałem tu wpisać LaLiga do CV, chcę na niej odcisnąć swoje piętno, aby ludzie szanowali mnie tak jak w Zagrzebiu. Wydaje mi się, że w ostatnich latach byłem tam najbardziej cenionym Polakiem na Bałkanach.
Szatnia przyjęła cię jakoś szczególnie? Widzę, że od początku złapałeś świetny kontakt z Marko Dmitroviciem.
Tak, bo możemy porozmawiać po chorwacku. To reprezentant kraju, dwumetrowy facet, potężny z posłuchem w szatni, ma wiele do powiedzenia w Eibarze. Pierwszego dnia przywitał mnie z uśmiechem: „Bratko, szanuję to, co osiągnąłeś w Dinamie. Byle tak dalej tutaj, trzeba przenieść to na nowy grunt, a będzie dobrze”. Wspiera mnie od początku, fajna sprawa. A co do innych – kontakt na razie jest ograniczony, ale zwykłe rzeczy już robią efekt. Przyjdziesz, powitanie, uśmiech, oni widzą, że chcę się przyjąć i się staram. Inui nie mówi po angielsku, ja nie mówię po niemiecku ani hiszpańsku, czyli w jego językach, a dziś sobie porozmawialiśmy pięć minut. Także język piłki jest uniwersalny, jeśli człowiek chce, jest otwarty, dogada się z każdym. Znasz mnie, więc wiesz, że takie rzeczy mnie najbardziej jarają, że mogę wejść w to środowisko. Zaraz nauczę się hiszpańskiego i tego już nikt mi nie zabierze. Identycznie jak występów w Lidze Mistrzów, mistrzostwa z Dinamem czy oby wkrótce wspaniałych wspomnień z Eibaru. Mam tu trzyletni kontrakt i liczę na regularną grę, to byłoby najwspanialsze. Mocno nastawiam się na Hiszpanię, bo do lepszej ligi już raczej nie trafię. Premier League raczej trzydziestolatkowi pisane już nie będzie.
Nie masz delikatnych obaw o aspekt sportowy? Trener narzekał na spóźnione transfery, nie najlepsze sparingi, nie martwi cię, że od początku Eibar nie będzie tak poukładany jak powinien?
Nie do końca ja powinienem być adresatem pytania. Eibar to klub rodzinny, nie ma tu wielkich transferów gotówkowych. Jeśli ktoś przyjdzie na 3-4 pozycje, to pewnie za darmo. Chcą jednego albo dwóch skrzydłowych, kogoś do środka pola, napastnika i obrońcę, więc pewnie w miesiąc okna ktoś jeszcze nas wzmocni. Do budżetu też należy podchodzić rozsądnie. Słyszałem, że mam być jednym z dwóch transferów gotówkowych. Ale jak Eibar kogoś weźmie, to na pewno będzie to przemyślana decyzja. Oni w dużej mierze patrzą na to, jakim jesteś człowiekiem. Nie zdawałem sobie sprawy ile dał mój wywiad, którego kiedyś udzieliłem po chorwacku. Przesądził w dużej mierze o transferze. Powiedzieli, że skoro po roku daję wywiady po chorwacku i płynnie mówię po angielsku, to z hiszpańskim też dam radę. A że jakość predestynuje mnie do gry w tej lidze, to nie widzieli aż takiego ryzyka w wydaniu tych 2 milionów. Pięknie to słyszeć, że ktoś kupuje cię za taką kasę i cieszy się z okazji. Wyznaję zasadę, aby wyciskać maksa ze swojej przygody z piłką, a do tej pory wydaje mi się, że to robię. Liczę, że ten rytm się nie zmieni. Odzyskałem nowy bodziec, bo pod koniec w Dinamie moja głowa nie wiedziała, czy jeszcze mogę dać klubowi coś ekstra. A jak głowa nie jest szczęśliwa, nie czujesz nowych celów, to potrzebujesz odmiany. Tylko dziękować Bogu, że dostałem taką szansę.
Właśnie ciekawiło mnie, czy miałeś jakiś układ z Dinamem i puścili cię w ramach wdzięczności. Ale to raczej była szarpanina o odejście.
Nie lubię nigdy mówić o nikim negatywnie, kiedy skądś odchodzę. Wolę patrzeć tylko na pozytywy. Wrzuciłem długi wpis na Instagramie, podziękowania klubowi i to było bardzo szczere. Moje realne odczucia. Dwa lata były piękne, ale pięć dni jednak bardzo trudne. Nie ze wszystkimi w klubie, tak to nie, raczej domyślamy się, o kogo chodzi. To nie było przyjemne. Musiałem posuwać się do odważniejszych rozmów, ale to najwidoczniej pomogło. Zastałem w Zagrzebiu fantastycznych ludzi, o chłopaka z drużyny w życiu nie powiem złego słowa, Nenad Bjelica to najlepszy trener, jakiego dotąd miałem, ale kilka osób niefajnie zachowało się na sam koniec. Nie będę rzucał nazwiskami ani wchodził w szczegóły. Odszedłem jako dwukrotnie najlepszy asystent ligi chorwackiej, jako jeden z najlepszych transferów w ostatnich latach, bo szybko się odnalazłem, mam do Dinamo duży sentyment, więc nie wracajmy do pięciu przykrych dni i przebijanki na argumenty. Każdy człowiek jest inny. Na koniec karma wraca, wychodzę z założenia, że trzeba być dobrym człowiekiem, szanować innych i nie zamykać żadnych dróg. Ale jeśli ktoś po dwóch latach na sam koniec nie chce podać ci ręki, to pozostawiam to każdemu do własnego komentarza. Sam nie lubię i nie chcę nigdy palić mostów.
To już skupiając się na starcie ligi hiszpańskiej, masz jakichś zawodników, którzy działali na wyobraźnię w ostatnich latach?
Moim ulubionym jest Cristiano Ronaldo, ale jeśli chodzi o umiejętności, to jest taki pewien rodzynek, który na szczęście zostaje w lidze. I wszyscy wiemy, o kogo chodzi. Na pewno kapitalnie będzie zobaczyć go z wysokości murawy. W tej lidze w każdym klubie wymienię 2-3 piłkarzy ze światowego topu. W Realu uwielbiam Sergio Ramosa, Edena Hazarda czy Karima Benzemę. Zaraz gramy z Celtą Vigo i jest tam jeden konkretny grajek z dyszką – Iago Aspas. Masakra jaki to świetny piłkarz. Graliśmy z Athletikiem, oglądałem Williamsa, Muniaina czy Raula Garcię, wszyscy kapitalni. Przed sezonem w Realu Sociedad podziwialiśmy Oyarzabala i Odegaarda. W każdym klubie znajdziesz kozaków. Betis i Valencia to samo, Villarreal będzie mega mocny, Atletico Madryt to marka, same fantastyczne paczki. Co kolejkę grasz mecz swojego życia. Kiedy mogłem wyjść na Manchester City, to cieszyła rywalizacja z Bernardo Silvą, Philem Fodenem czy Sergio Agüero. Zabrakło tylko Kevina de Bruyne. Teraz co tydzień mam nadzieję grać z najlepszymi piłkarzami świata.
Oby ta zajawka trwała jak najdłużej.
Tu zapewniam, że z tej drogi nigdy nie zejdę. Dopóki będę miał ten ogień i pasję, mogę naprawdę daleko zajść. Taką drogę obrałem lata temu i ona zaprowadziła mnie do Hiszpanii. Muszę wycisnąć ze swojej przygody maksa. Tata ostatnio mówi: synu, jak już zagrałeś w Lidze Mistrzów, to nie chciałem ci tego mówić, ale w końcu zacząłeś grać w piłkę na poziomie kariery. Bo zawsze śmiejemy się w domu, że ja to mam przygodę. Ale dodał: jak już trafiłeś do LaLiga, to w końcu mogę zacząć mówić, że robisz karierę. Ja tylko uspokajam: krok po kroku, tato, bo jak zagram cały sezon, to co wtedy powiesz? Daj się rozkręcić. Trening po trening, kroczek po kroczku, byle doceniać każdy dzień i dokładać kilka procent w budowaniu swojej pozycji. Pierwsze treningi dały mi wielką wiarę, że mogę i to świat stworzony dla mnie.