Nieoczekiwany hit Netfliksa pokazuje, że największe horrory dzieją się w życiu gdzieś obok. I zawsze przychodzą niezapowiedziane.
No bo czy Donny, typowy barman z typowego londyńskiego pubu, mógłby spodziewać się, że akurat ta klientka zmieni jego życie? To znaczy, klientka jak klientka – Martha, bo tak przedstawiła się kobieta, która pewnego popołudnia wparowała do jego pubu, niczego tam nie kupiła. Niby nie miała pieniędzy, co trochę kłóci się z historiami prawnego reprezentowania największych polityków, jakie sprzedawała Donny’emu przy kontuarze. W normalnych okolicznościach red flag łopotałby jak przy sztormie, ale, no właśnie, tu okoliczności nie były normalne.
To było straszne – mówił w rozmowie z The Guardian Richard Gadd, główny aktor i twórca opartego na jego prawdziwej historii Reniferka. Ledwie wymazałem ze swojej duszy demony, które pojawiły się tam za sprawą pewnej osoby, a chwilę potem ona zajęła ich miejsce. Bo Gadd, zanim stanął za barem, miał za sobą długie miesiące oczyszczania się z traumy gwałtu, którego padł ofiarą. Praca miała być dla niego powrotem do normalności. I, co trzeba dodać, jedyną szansą na utrzymanie się w Londynie. Do rodzinnej Szkocji nie chciał wracać. Pewnie ze wstydu, bo co powiedzą ludzie.
Wstyd, czyli motor napędowy serialu
Ten wstyd to słowo-klucz w odbiorze Reniferka. Jego główni bohaterowie żyją w bezustannym poczuciu klęski. Dorosłość ich wypluła, dlatego chociaż na chwilę chcą założyć maskę i udawać inne osoby. Donny aspiruje do bycia komikiem, ale jest żenująco nieśmieszny. Jego kraciasty garnitur, jaki nakłada za każdym razem, gdy przychodzi mu stanąć na scenie, to zbroja z dykty; i tak widać, że chłop się do tego nie nadaje. Martha udaje prawniczkę, ale ściemę idzie wyczuć już po sekundzie. Co gorsza, i ona, i on mają tego pełną świadomość. A im bardziej się wstydzą, tym mocniej wikłają w siatkę drobnych i mniej drobnych kłamstw. Kiedy Donny rejestruje się w randkowej aplikacji, podaje fałszywe imię. W pracy robi wszystko, żeby koledzy nie dowiedzieli się, że jest komikiem. Prowadzi kilka żyć i wszystkie beznadziejne.
Dlatego Reniferek jest tak ważnym głosem wypowiedzianym akurat w erze social mediów, fejkowych kont, zakrywania tożsamości. A przy tym erze kultury przegrywu, która na dobre weszła do globalnego dyskursu. Świat nie może już zignorować tych milionów młodych mężczyzn, którzy nie spełnili oczekiwań i nie odhaczyli wszystkich pustych pól w kwestionariuszu na prawdziwego faceta. Czy brak przyszłości i pomieszkiwanie kątem u matki byłej dziewczyny definiuje męskość? Niby nie, ale jak się w tym jest, to jednak trochę tak. Donny układa to wszystko w czasie rzeczywistym, sam dokopuje się do historii z przeszłości i sam zadaje sobie pytania o to, na ile wpłynęły na jego zachowanie. Narracja pierwszoosobowa, trochę z rysem psychoanalitycznym, bo widz czuje się, jakby wysłuchiwał go na kozetce. Dobrze, że Netflix ma takiego bohatera, ucieleśnienie traum wszystkich tych, którzy są zbyt niewidoczni, żeby ktokolwiek, a już na pewno telewizja, mógł się nimi zainteresować.
Bez romantyzowania frajerstwa
Są w Reniferku sceny, kiedy oglądając, mimowolnie krzyczy się: no kurwa mać! Zresztą – pierwszy odcinek składa się z nich w większości. Zachowania Donny’ego wydają się irracjonalne, dopóki nie zrozumie się, że deficyt bliskości jest u niego tak ogromny, że potrzebuje być z kimkolwiek, nawet z prześladującą go Marthą, która – według słów Richarda Gadda – wysłała mu ponad 40 tysięcy maili. Bo tylko dla niej wydaje się interesujący, i tylko ona go akceptuje, chociaż oczywiście na własny, obłąkany sposób. Zresztą działania Marthy są ufundowane na tym samym – przykleiła się do Donny’ego, bo nie była dla niego przezroczysta. O potrzebie wspólnoty, samotności w wielkim mieście mówi dzisiaj co drugi serial obyczajowy. Ale w Reniferku to nawoływanie o uczucia wybrzmiewa tak głośno, jak rzadko kiedy. To już nie są czasy, w których Scarlett Johansson, soccer mommy XXI wieku, przechadza się po Tokio i rozmyśla nad sensem życia. To czasy, w których Donny wali konia pod zdjęcie własnej stalkerki, bo chce cokolwiek poczuć.
Wszystkie te rzeczy, z których składają się Donny i Martha – desperacka potrzeba bliskości, szukanie atencji, poczucie niedopasowania, samotność, niespełnienie ambicji i oczekiwań – składają się na ponury obraz, dość mocno rezonujący z aktualną kondycją psychiczną wielkomiejskich 30-latków. Reniferek stał się takim hitem, bo jest odważny – jego twórcy wyciągnęli na wierzch nawet te najbardziej wstydliwe brudy, o których bohaterowie chcieli zapomnieć. Może być tak, że wielu widzów ma z nimi sporo wspólnego. W finałowym, przejmujący monologu Donny’ego odbijają się echa dziesiątek tysięcy tiktokowych zwierzeń, zaczynających się od słów typu: mam 26 lat i od dawna nie wychodzę z domu. Romantyzowanie frajerstwa było urocze w czasach American Pie i piosenki Teenage Dirtbag, dopóki popkultura nie zorientowała się, jak wysoki jest wskaźnik liczby samobójstw wśród młodych. Dzisiaj przegryw nie ma twarzy Jasona Biggsa, tylko Richarda Gadda. I zdecydowanie nie jest tak, że gdzieś na końcu czeka na niego podobna mu frajerka, z którą założą związek i będzie super.
Zobacz także:
„Reniferek”: kobieta-pierwowzór głównej bohaterki… stała się ofiarą stalkingu
Komentarze 0