Wyczekiwany powrót ekipy z Banku Hiszpanii okazał się chwilowym wybuchem emocji, a porządna dawka science-fiction zakrawa o absurd. Żeby nie powiedzieć… głupotę.
Nie zrozumcie nas źle, my też odliczaliśmy dni w naszym kwarantannowym kalendarzyku, żeby przekonać się, czy grupie Profesora uda się wyjść z tego wyjątkowo beznadziejnego położenia bez szwanku. I my również kolejne odsłony Domu z papieru obejrzeliśmy niemalże w jeden wieczór, ale przerwy na ochłonięcie nie były spowodowane potężnym zastrzykiem emocji, jaki bohaterowie tego serialu zwykli nam dawać, a raczej zwątpieniem i wkurzeniem.
Bo po prawie roku od wydarzeń w Banku Hiszpańskim twórcy serii wrzucają nas w sam środek akcji, która, mówiąc delikatnie, nie układa się najlepiej. Policja ma w końcu wejść do budynku, Lizbona zostaje schwytana, a Nairobi - postrzelona. Mocno zagrożone powodzenie planu Profesora w czwartym sezonie mają poskładać absurdalne sceny i niepotrzebne wątki miłosne, które dolewają oliwy do ognia. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele szczegółów: jeden z zakładników, który dotychczas grzecznie siedział w kajdankach, postanawia się oswobodzić i wymierzyć całej ekipie sprawiedliwość, a ci są bezbronni jak oseski. Jeśli trudno wam było przełknąć scenę z drugiego sezonu, w której Tokio w gąszczu policjantów wraca do mennicy na motorze i nie drasnął jej nikt, to tu znajdziecie podobne sytuacje.
Jeżeli chodzi o bohaterów, to tu także rozrachunek na minus. Co prawda twórcy odrobili lekcje z mocno hejtowanej w poprzednich sezonach Tokio, która nieraz naraziła grupę na niebezpieczeństwo. W czwartym sezonie to bohaterka w dużo lepszym wydaniu, nadal charyzmatyczna, ale w końcu stawiająca na pierwszym miejscu powodzenie planu. Dużo gorzej sytuacja przedstawia się z Profesorem, bo dotychczas opanowany mózg operacji przez większość sezonu jest kompletnie zdruzgotany i daje się nabierać na sztuczki, które przecież jeszcze niedawno sam stosował. Pozwólcie, że pominiemy cały wątek Arturo, bo nadal nie możemy uwierzyć, że grupie doświadczonych rabusiów może zagrozić także on. I nawet nowi bohaterowie okazują się tutaj odgrywać zupełnie drugorzędne znaczenie (pamiętacie może, jak w ogóle nazywał się ten chłopak, który pilnował zakładników w bibliotece?).
Czwarty sezon Domu z papieru skupia się przede wszystkim na emocjach głównych bohaterów, nie na samym rabunku, a ze świetnej serii sensacyjnej pozostaje niewiele. Kolejna część, na którą przyszło nam czekać prawie rok, tak naprawdę nie wnosi nic nowego do historii napadu, a sporo zabiera - między innymi... dobra, nie powiemy kogo. Nie można zaprzeczyć, że Dom z papieru cały czas wciąga, wiadomo też, że powstaną kolejne sezony hiszpańskiego serialu, jednak patrząc zarówno na podjęte rozwiązania, jak i cały kierunek historii - jesteśmy pełni obaw.