He-Man czy He-Meme? Jak archaiczna kreskówka dostarcza paliwa memiarzom

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
heman.jpg

Nie ma internetu bez He-Mana i Szkieletora. Fakt, nie opinia.

Lata 80. i 90. były złotym czasem zabawek, podszywających się pod kreskówki: G.I. Joe, Transformersy, He-Man. Co ciekawe, to właśnie ta ostatnia cieszy się największą popularnością w memosferze. Nowa odsłona Masters of the Universe, za którą stoi Kevin Smith wzbudziła z różnych względów skrajne reakcje. Krytycy doceniali wizualny poziom animacji. Fabularne twisty oraz wyeksponowanie mniej oczywistych wątków ze świata Eternii nie przypadło jednak do gustu wielu widzom. Niesamowicie pozytywnym zaskoczeniem była z kolei nowa wersja She-Ry, która świat drugorzędnej, archaicznej kreskówki zaktualizowała do barwnej i bardzo mądrej współczesnej wersji, więc wszystko jest możliwe. Z jakiegoś powodu to właśnie He-Man, w swojej klasycznie topornej, animowanej wersji z lat 80., jest ciągłym źródłem śmiesznych obrazków. Co decyduje o tej żywotności?

Historia produkcji animowanego serialu jest dość fascynująca, można ją zresztą obejrzeć w dokumencie Netflixa, który, choć zbyt często uderza w niemal reklamowo-entuzjastyczne tony, rzuca sporo światła na marketingowe praktyki sprzed dekad. Wiele z nich obowiązuje do dzisiaj, nie tylko w świecie zabawek. Kluczem do uniwersalnego sukcesu He-Mana jest bezpośredniość, zawarta choćby w jego imieniu. He-Man, to po prostu On-Ziomek, Szkieletor to żywy szkielet itd. Od designu postaci po ich imiona, Masters of the Universe jest czytelne, ale także dość oryginalne, żeby nie powiedzieć: kuriozalne. I tutaj chyba leży klucz do memicznego sukcesu.

szkieletor3.jpg

Z oryginalnych He-Manów łatwo wyciągać klatki bez kontekstu, podobnie panele z komiksu (jak np. robiący furorę panel z Fisto) - sprzyja temu mocno ekspresyjny styl kreski i animacji. Dlatego nie można pominąć rewelacyjnych projektów Marka Taylora i Rogera Sweeta, które się na ten sukces złożyły. Stworzone przez nich postaci nawiązują do różnych znanych kodów kulturowych i historycznych (Gwiezdne Wojny, wikingowie, Conan Barbarzyńca i wiele innych), a do tego przez swoją prostotę są idealne do podstawiania najróżniejszych kwestii i zmiany kontekstu. Oczywiście największym powodzeniem cieszy się Szkieletor. Główny zły He-Mana pod względem memicznej popularności o lata świetlne wyprzedza księcia Adama, szczególną furorę robi jego wersja motywacyjna. Z tej szyderczo roześmianej, kościanej twarzy wychodzą wholesome teksty poprawiające humor, drobne złośliwości, ale i bardzo mądre treści. Szkieletor miał wszystko, żeby stać się popularnym nośnikiem memów: spory zasięg przesadzonej ekspresji, mnogość dziwacznych kadrów, które łatwo przekontekstualizować, uniwersalną znajomość postaci (czy Stany Zjednoczone, czy Polska, niemal każdy wie, kim jest - nie jest to konieczny warunek popularyzacji memów, ale z pewnością pomógł w tym wypadku).

szkieletor6.jpg

He-Man miał również segmenty edukacyjne, a od zawsze wiadomo, że tego typu treści są perfekcyjne do przeróbek. Ważnym elementem roznoszenia się memów jest ich przydatność pod kątem treści politycznych. I tu też He-Man sprawdził się wybornie. Szkieletor był częstym środkiem do komentowania Brexitu (zarówno referendum, jak i samych negocjacji warunków wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej), memy z He-Manem pojawiały się w trakcie prezydentury Trumpa i w czasie ostatniej amerykańskiej kampanii wyborczej. Szyderstwo głównego złego, zadufana napinka głównego bohatera, bogactwo interesujących postaci pobocznych, często po prostu dziwnych poza swoim oryginalnych kontekstem - niezależnie od strony politycznej barykady, po której się znajdujecie i treści, które chcecie przekazać, na pewno znajdziecie wśród kadrów z Masters of the Universe coś odpowiedniego.

Memy często cechuje bardzo krótka żywotność. Najczęściej przez to, że z odmętów internetu zostają inkorporowane przez mainstream, nazywany normikami - użytkowników i użytkowniczki, które nie są zbyt biegli we wciąż zmieniających się, ostrych standardach dla najlepszego humoru, który gości na redditach, chanach i discordach tego świata. He-Man trzyma się w tym kontekście całkiem nieźle, chociaż nie da się ukryć, że jego memiczna intensywność słabnie, a lata świetności ma za sobą. Być może netflixowa produkcja wskrzesi to zainteresowanie, bo w tych uroczych projektach z lat 80. jest wciąż dużo potencjału. Macie może wolne 10 godzin?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.