The Tortured Poets Department w wersji podstawowej trwa 65 minut, ale na streamingi trafiła też dwugodzinna The Anthology. Swifties w siódmym niebie.
Takiego szaleństwa na punkcie jednej gwiazdy showbusiness jeszcze nie przeżył. Osiem milionów osób zapisanych na jej singapurskie występy. 53 amerykańskie koncerty z 2023 roku, które przyniosły Stanom dodatkowe 4.3 miliardy dolarów do PKB. I polityka – co prawda raczej nie będzie tak, że to głosy Swifties przechylą szalę na korzyść jednego z kandydatów (najpewniej zagłosuje na Joe Bidena), ale kiedy we wrześniu Taylor zachęciła na Instagramie, by jej fani dołączyli do spisu wyborczego, godzinny ruch na stronie vote.org wzrósł o 1226%. To nie wokalistka, to fenomen społeczny. Dlatego świat tak mocno czekał na jej jedenaste wydawnictwo, The Tortured Poets Department.
Gościnnie – Post Malone i Florence Welch
Płyta powstawała podczas amerykańskiej odsłony The Eras Tour, ale Taylor miała zacząć tworzyć ją zaraz po tym, jak oddała do tłoczni Midnights. Producentami krążka są Jack Antonoff i Aaron Dessner – ten pierwszy, współtwórca sukcesu grupy fun (ci od kawałka We Are Young), to od lat nadworny producent gwiazd pop, z Taylor Swift i Laną Del Rey na czele, z kolei Dessner to muzyk grupy The National i współpracownik Eda Sheerana. Gościnnie na płycie słychać tylko Post Malone’a (Posty pojawił się w otwierającym album numerze Fortnight) i Florence Welch, śpiewającą w mocno patetycznej Floridzie!!!.
O tym, że The Tortured Poets Department istnieje, dowiedzieliśmy się podczas tegorocznego rozdania nagród Grammy, gdzie Taylor Swift odbierała – po raz czwarty – nagrodę za album roku (Midnights). Jest rekordzistką, bo żadna artystka nie wygrywała przed nią aż cztery razy w tej kategorii. Okazja do podkręcenia rezultatu nadarzy się podczas kolejnej edycji Grammys. Może się udać, bo, jak opowiada sama autorka, to jedna z jej najbardziej osobistych płyt w karierze. Pisana po to, żeby porozmawiać z samą sobą. Bo potrzebowała pracy twórczej i nowych piosenek. Jak na dłoni można wyczytać między słowami, że nawet Taylor Swift mogła być przygnieciona tak kolosalną sławą.
Pięć etapów żałoby
Tematyką płyty jest linia życia. Magazyn Billboard zinterpretował inspirację pięcioma etapami żałoby, przedstawionymi w 1969 roku przez naukowczynię Elisabeth Kübler-Ross – te etapy to zaprzeczenie, złość, wyparcie, przygnębienie i akceptacja. To dotyczy żałoby w każdym wymiarze – tak żalu po zmarłej bliskiej osobie, jak i żałoby po rozpadzie związku.
I to relacja z aktorem Joe Alwynem miała być inspiracją do powstania albumu. Jej historię bardzo szczegółowo rozłożył magazyn Elle – odsyłamy do timeline. Swifties rozszyfrowali, że tytuł płyty, The Tortured Poets Department, ma nawiązywać do nazwy czata na WhatsApp, którego członkami byli aktorzy Andrew Scott, Paul Mescal i właśnie Alwyn. Czat nazywał się The Tortured Man Club. Mało? Tytuł kawałka So long, London ma być follow-upem do ich relacji. A już w ogóle wariactwem jest teoria spiskowa wokół daty premiery. 19 kwietnia 2023 roku Taylor Swift wybrała się na obiad z Ryanem Reynoldsem i Blake Lively. Nie wiadomo, o czym rozmawiali podczas spotkania, ale chwilę później i Lively, i Reynolds przestali obserwować Joe Alwyna na Instagramie… Ciekawe, co na to wszystko Travis Kelce, aktualny partner Swift.
Album The Tortured Poets Department jest już dostępny na streamingach. Jego zawartość usłyszymy na żywo podczas trzech koncertów Taylor Swift na Stadionie Narodowym, które odbędą się 1, 2 i 3 sierpnia.
Zobacz także:
Dlaczego ludzie tak łatwo umniejszają wpływ Taylor Swift na współczesną muzykę?
„Miss Americana”, czyli netflixowy dokument o Taylor Swift, to ważniejszy film, niż się wydaje
Coachella 2024: najciekawsze momenty podczas festiwalu