Ostatnie kilkanaście lat w popkulturze zostało podporządkowane superherosom. Przełomowym momentem było wejście Marvela - a później nieudolnych naśladowców z DC - na wielki ekran. Premiera pierwszego Iron Mana rozpoczęła taśmową produkcję seriali, filmów czy gier o zbawcach świata posiadających wyjątkowe moce.
Dekonstrukcja typowego superbohaterskiego role modelu ma miejsce od dłuższego czasu. Jednak dopiero w ostatniej dekadzie przybrały na sile seriale, w których nie wszyscy są czyści jak łza, a podejmowane wybory są niejednoznaczne i niosą za sobą niepożądane konsekwencje. Próbował Christopher Nolan w mrocznej, realistycznej trylogii poświęconej człowiekowi nietoperzowi. Na przeciwległym biegunie komediowy - nieudany - Hancock z Willem Smithem. Później kino wzięło się za temat bohaterów, których emploi balansowało na cienkiej granicy pomiędzy ratowaniem świata a galopującym egotripem. Dowodem - sukces groteskowego i autoironicznego Deadpoola oraz wpadka przy ekranizacji Venoma. Wygląda na to, że nadchodzący Batman z Robertem Pattinsonem, który będzie próbował jeszcze mocniej zerwać z utartymi schematami. Tak samo ma się sprawa z serialami. Oprócz przedstawionych w tym tekście produkcji, niełatwe wyzwanie przyjęły m.in. Utopia, Misfits, Umbrella Academy czy American Gods.
Niezależnie od warsztatowej jakości jedno jest pewne: nastąpił okres zmian. Szczególnie w postrzeganiu filmowych czy serialowych superherosów jako nieskazitelnych, doskonałych indywidualności z perfekcyjną fryzurą, imponującą muskulaturą - i co najważniejsze - osobowością bez żadnych skaz. Koniec ery wyidealizowanych postaci. Czas na złożone portrety psychologiczne, całą paletę traum, problemów egzystencjalnych i wątpliwych moralnie decyzji.