To, co na zdjęciu powyżej, to reklama Netflixa z... końcówki lat 90. Wtedy był wypożyczalnią płyt DVD, dziś - sami wiecie. My opowiemy o tym, jak wchodzili na szczyt.
Dziś z ich usług korzysta ponad 125 milionów użytkowników. A kiedyś... Kiedyś byli jednym z wielu start-upów, za to takim, który ruszył tak odważnie, że nawet dziś zadajemy sobie pytanie: jak to właściwie mogło się udać? Ale po kolei...
Apollo 13 to film, który Reed Hastings wypożyczył sobie na kasecie w wakacje 1997 roku. Wypożyczył i zapomniał oddać, przez co wypożyczalnia naliczyła mu karę w wysokości 40 dolarów. Zirytowany Hastings zaczął myśleć o tym, jak usprawnić proces oglądania filmów na żądanie. Dzisiaj tęsknimy za wypożyczalniami, ale wtedy, w latach 90., wszyscy kinomani marzyli o tym, żeby nie musieć już więcej ganiać do nich i spieszyć się z oddawaniem filmu, bo w przeciwnym razie zostaną naliczone drakońskie kary.
Dlaczego więc nie wypożyczać filmów... pocztą? Dobra, dzisiaj to brzmi naprawdę jak science-fiction, i to takie nieudane. Ale wtedy chwyciło. Specjalizujący się w tym Netflix ruszył w 1998 roku, a założyli go Hastings i Mark Randolph, wcześniej założyciel Microwarehouse, firmy dedykowanej sprzedaży wysyłkowej. Filmy zamawiało się przez raczkujący wówczas internet, a płyty DVD (też jeszcze przegrywające popularnością z VHS-ami) wysyłano w charakterystycznych, czerwonych kopertach. Na początku firma oferowała 925 tytułów, a najpopularniejszym okazał się oscarowy Lepiej być nie może z Jackiem Nicholsonem i Helen Hunt. Co ciekawe, jeśli komuś dany film szczególnie się spodobał, mógł zatrzymać sobie krążek na zawsze, wystarczyło tylko zapłacić równowartość ceny rynkowej egzemplarza, oczywiście z rabatem.
W 1999 roku Netflix wprowadził model subskrypcyjny. Użytkownik płacił konkretną kwotę za cztery filmy, po czym trzymał je w domu tak długo, jak mu się podobało, a gdy dany tytuł mu się znudził, odsyłał go z powrotem do firmy, a ta wysyłała mu nowy. Ponadto rok później powstał system rekomendacji internetowych, budowanych na bazie gustów konkretnych odbiorców. A potem wejście na giełdę, święto z okazji miliardowej wysyłki płyty i... odejście od fizyków na rzecz plików sieciowych.
Tak, trochę trudno w to uwierzyć, ale jeszcze w 2007 roku Netflix wciąż specjalizował się w wysyłaniu płyt DVD. Tymczasem to właśnie wtedy wysoka przepustowość internetowych łączy stała się tak powszechna, że ludzie coraz głośniej domagali się możliwości legalnego oglądania filmów i seriali online. I tu zaczęła się nowa historia Netflixa. Od 2008 aplikacje do oglądania pojawiły się m.in. na XBOX 360, Playstation 3, Apple TV, iPadzie, iPodzie, Wii i innych urządzeniach multimedialnych. W 2010 roku Netflix po raz pierwszy wyszedł poza USA i trafił do Kanady. A później do Ameryki Południowej, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji (co ciekawe, te dwa ostatnie kraje dołączyły do netflixowej rodziny ledwie dwa lata przed nami)... Również na początku bieżącej dekady sieć rzuciła rękawicę producentom telewizyjnym, realizując pierwszy w pełni autorski format, serial House Of Cards (2013). Po kolejnych produkcjach (m.in. Orange Is The New Black, Narcos), Netflix zaczął przejmować tytuły od innych stacji, jak stało się choćby z Arrested Development. Błyskawicznie doszły dokumenty, autorskie fabuły, programy dla dzieci, ale o tym już wiecie, bo to historia najnowsza. Tak samo jak o tym, że wiedziony sukcesem niemieckiego Dark Netflix zaczął zamawiać konkretne tytuły od twórców i producentów ze swoich partnerskich krajów. Pierwszym polskim serialem na Netflixie będzie 1983 Agnieszki Holland. Mówi się, że Netflix chce wpuszczać też systematycznie swoje ambitniejsze produkcje do kin. A nawet... tworzyć własne multipleksy.
Co ciekawe, filmy DVD wysyłano równocześnie aż ze streamingiem do 2011 roku. Wtedy Reed Hastings postanowił przerzucić model wysyłkowy płyt do nowopowstałej komórki i nazwie Qwikster, by zamknąć ją po... miesiącu działalności. To właśnie nazywamy wychodzeniem po angielsku z imprezy.
Dzisiaj wielu z nas nie wyobraża sobie wieczoru bez odpalenia Netflixa. Oczywiście na koszt znajomego, he, he.
Ale jeśli pomyśleć, że ledwie ponad dekadę temu firma działała jako pocztowa wypożyczalnia płyt DVD... Poczta. Płyty DVD. Przecież to brzmi jak odcinek dokumentu o starożytnych cywilizacjach! Coś nam się wydaje, że gdyby Netflix wyprodukował serial o sobie (oraz zmianach, zachodzących w mass mediach przez ostatnie lata), to byłby potężny hit. W roli Reeda Hastingsa oczywiście Tom Hanks - już widzimy scenę, w której musi zapłacić za przetrzymanie Apollo 13 z Tomem Hanksem w roli głównej. Incepcja może się schować.
