Występ Zenka Martyniuka to jedna z najbardziej standardowych rzeczy, jakie w ostatnich latach wydarzyły się w Sprawie dla reportera.
Około 40-letni mężczyzna opowiada o swojej relacji z dużo młodszą kobietą. Wypowiedzi jego i jego rodziny przetykają zdjęcia o erotycznym i wręcz pornograficznym charakterze. Akompaniament do nich stanowi refren Je t'aime... moi non plus Serge’a Gainsbourga i Jane Birkin. W międzyczasie dowiadujemy się o tym, że rzeczona partnerka przejęła niemal 100-metrowe mieszkanie należące wcześniej rzekomo do bohatera reportażu. Ten sam człowiek został oskarżony także o zakłócanie wieców i wyborów. Elżbiecie Jaworowicz pokazuje kolekcję znalezionych w ziemi pistoletów i innych potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów datowanych na czasy II Wojny Światowej. W studiu reporterka oskarża go o posiadanie dwóch twarzy. W sprawie wypowiadają się także seksuolog, przedstawiciel Warszawskiej Gminy Muzułmańskiej, Salezjanin oraz kobieta w podeszłym wieku przedstawiona jako Księżna. Obejrzałem ten ponad 15-minutowy, pocięty fragment Sprawy dla reportera już kilkakrotnie i nadal nie mam zielonego pojęcia, o co w zasadzie tu chodzi. Ale bardzo mnie to ekscytuje.
Opisywana sekwencja scen to część kompilacji Sprawa dla Reportera BEST MOMENTS. Serii, którą można znaleźć na Youtubie na kanale Oszatej - twitchowej streamerki, która specjalizuje się w graniu w Wiedźmina 3: Dziki gon oraz... oglądaniu programu Elżbiety Jaworowicz i wybieraniu z niego najdziwniejszych fragmentów. Regularnie na swoim kanale na YT publikuje kilkunastominutowe odcinki zbierające pozbawione kontekstu osobliwe fragmenty Sprawy dla reportera. Pavarotti w skupie złomu, Zboczony stópkarz z Niemiec, Jaworowicz prowadzi stare baby na lincz, Ojciec konia na plecach nosił, Całowańsko z Tomaszem - to najbardziej smakowite nazwy segmentów, które liczą od kilkunastu sekund do kilkunastu minut. Uploaderka na swoim profilu życzliwie prosi o datki, które pokryją koszty pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, która może być niezbędna po zbyt długiej ekspozycji na hitowy program TVP.
Bo Sprawa dla reportera jest swego rodzaju fenomenem. Nadawany nieprzerwanie od 1983 roku tytuł to synonim telewizyjnego dziennikarstwa interwencyjnego. Platforma dla normalnych ludzi, którym przydarzyło się coś niestandardowego. Forum do podzielenia się tragedią, niesprawiedliwością lub absurdem. Owszem, czasem wchodzimy do smutnych krain - zrujnowanych domostw zamieszkałych przez smutne osoby, które ledwo wiążą koniec z końcem i zmagają się z bezlitosną biurokracją lub złą wolą rodziny i powinowatych. Jesteśmy świadkami kłótni lub fizycznej agresji. Konfrontujemy się z osobami, które z cenzurą na oczach pokazują otwartą dłoń w stronę kamery i powtarzają formułki o tym, że nie życzą sobie, żeby rejestrowano ich wizerunek na wideo. Rozpacz miesza się ze starą dobrą szkołą polskiej inby. Namiętne oglądanie pozbawionych kontekstów scen rejestrujących życie prawdziwych osób można potraktować jako beczkę z Polski B i kolejny wykwit klasizmu w post-internetowej dobie. Ale to nie do końca tak. Wspomniane kompilacje pokazują bowiem coś z goła innego - z metapoziomu i lotu ptaka ukazują absurd krajowej telewizji, która z autentycznych, często bardzo przygnębiających zdarzeń tworzy rozrywkę.
Bo tak właśnie skonstruowane są segmenty programu Elżbiety Jaworowicz, które mają miejsce w telewizyjnym studiu. Często, niedorzeczne w składzie, panele ekspertów mają mniej sensu niż statystyczna sekcja z komentarzami pod facebookowym postem. W miarę nową tradycją w historii programu są występy gwiazd disco-polo - Zenek Martyniuk z Akcentu, Marcin Miller z Boysów, Piękni i Młodzi czy MIG pojawiali się w dużej mierze niejednokrotnie w charakterze gości muzycznych. To w jakiś sposób odpowiedź na muzyczne występy u Davida Lettermana czy Jimmy’ego Fallona, ale przeniesiona w stricte polskie realia. Elżbieta Jaworowicz z reguły reagowała semi-rytmicznym klaskaniem nie zmieniając jednak swojej syreniej pozy eksponującej nogi.
Teorie o tym, że legendarna dziennikarka wysysa energię życiową z bohaterów reportaży, by zachować wieczną młodość można dopisać na marginesie. Warto jednak zwrócić uwagę na postępującą u niej manierę przerywania gościom i dopowiadania określonych słów w celu zamknięcia ich wypowiedzi (to chyba jeden z najgorszych nawyków w jakiejkolwiek rozmowie - zarówno prywatnie, jak i profesjonalnie).
Po niemal 4 dekadach nadawania show Sprawa dla reportera za sprawą opisywanych kompilacji przebiła generacyjną barierę - większość młodych osób albo odcina się od tradycyjnej telewizji albo przynajmniej omija, kojarzące się z propagandą obozu rządzącego, TVP. Memiczna dystrybucja wyjętych z kontekstu fragmentów to jednak fascynujący obraz groteski - połączenia rzeczywistości i telewizyjnej iluzji. Niczym rasowego doomera, wprawia mnie w egzystencjalny niepokój, ale nie odpycha na tyle, by nie dystrybuować dalej lub konsumować po wielokroć tych post-modernistycznych kolaży złożonych ze skrawków ludzkiego życia. Oczywiście, Okil Khamidov, ojciec Kiepskich, ale też m.in. Trudnych spraw, oraz stacje w rodzaju TTV dawno odkryły, że po trosze ironiczny telewizyjny thrash trafia do szerokiej grupy odbiorców - tych, którzy konsumują tę produkcję na równi z operami mydlanymi oraz poszukiwaczy beczki. Ale to Elżbieta Jaworowicz jest laureatką Wiktorów i Telekamer dla najlepszej dziennikarki i została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi. I w sumie słusznie, bo czy jej program nie chwyta esencji polskości lepiej niż Wojciech Smarzowski będzie w stanie, w którejkolwiek swojej produkcji?