Historia kultury popularnej zna niejeden taki przypadek. Guns N' Roses wydawanie następcy The Spaghetti Incident zajęło piętnaście lat. Jeszcze dłużej, bo ponad dwie dekady, trzeba było czekać na trzeci album My Bloody Valentine. W czasach, gdy szef Spotify poucza artystów, że nie wystarczy nagrywać płyty raz na trzy lata – takie sytuacje teoretycznie nie powinny mieć miejsca. Raperzy i raperki udowadniają jednak, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych.
Słynna wypowiedź Daniela Eka odbiła się szerokim echem. Unaoczniła co prawda podejście miliardera do wykonawców (niczym Jeffa Bezosa do magazynierów i kierowców Amazona), ale też w pewnym stopniu oddawała ducha czasów. Artyści uświadamiają sobie obecnie, że chodzi o ciągłe angażowanie fanów. Pomijając wielkopański ton – to akurat nie jest statement, który mógłby zszokować kogokolwiek w branży muzycznej. Choć może to uwierać romantyków, nadprodukcja została wpisana w proces twórczy. Zwykle nie ma wytchnienia między kolejnymi premierami, jakby chodziło o pracę przy taśmie w fabryce, a nie natchniony akt kreacji.
Nie wszyscy jednak dają sobie narzucić taki kierat.
Komentarze 0