Bohaterka nowego serialu Netliksa też nabrała się na uzdrawiającą ciało, duszę i umysł potęgę wellnessowych rytuałów.
Liv lubi się zabawić. Żyje szybko, pije dużo, je bezrefleksyjnie, nie dosypia. Ma się świetnie. Przynajmniej dopóki nie usłyszy, że fatalne wyniki badań uniemożliwiają odnowienie karty pobytu w USA, gdzie startuje właśnie nowy kulinarny show, w którym ma sędziować. Kobieta podejmuje wyzwanie i by odzyskać formę, przepada w ofercie branży wellness; zaczyna testować wszystko, co może jej pomóc, od popularnych fitnessowych klasyków po podejrzane detoksy. Wydobrzeje albo umrze, próbując.
Liv jest bohaterką nowego serialu komediowego Netfliksa Wellmania. Główną rolę zagrała Celeste Barber, popularna komiczka, która zdemaskowała już niejedną ściemę, odtwarzając upozowane, wyretuszowane, podrasowane filtrami zdjęcia gwiazd, modelek i influencerek. Czy jako Liv z Wellmanii zdemaskuje również branżę wellness, dowodząc, że te wszystkie rzekomo ratujące zdrowie i zmieniają życie praktyki to tylko spisek samozwańczych szamanów opłaconych przez Gwyneth Paltrow? A może to niesprawiedliwe sprowadzać cały przemysł do cynicznej hochsztaplerki, która zarabia na niewiedzy, naiwności, przebodźcowaniu i samotności współczesnego człowieka?
Wszyscy jesteśmy zepsuci
W 2022 roku branżę wellness wyceniono na prawie 4,5 tryliona dolarów (dane z Global Wellness Institute). Sporo. Wszystkie eksperckie prognozy zgodnie wskazują, że rynek ten nie przestanie rosnąć, a już jest gigantyczny, bo sama kategoria wellness jest tak pojemna, że mieści się w niej w zasadzie wszystko, co dotyczy tzw. świadomego stylu życia, holistycznego podejścia do zdrowia, codziennej troski o dobrostan. Wellness jest dziś wszędzie. Możesz drwić z okadzania mieszkania palo santo, by pozbyć się negatywnej energii, zżymać się na zabiegi rewitalizacji czakr i zastanawiać, co za niewydarzony baran kupuje spray odstraszający wampiry energetyczne, ale nawet osoby najbardziej podejrzliwe wobec wellnesowych sztuczek korzystały z czegoś, co jest wellnessem.
To słowo-parasol dla nieskończenie wielu produktów, praktyk i usług. Wellness to joga, medytacja, suplementy, posty przerywane, diety oczyszczające. To woda kokosowa, kombucha i olejki CBD. To egzorcyzmy i lewatywa. Wszystko odpowiednio opakowane i opowiedziane. Bo branża wellness mówi do nas w określony sposób: miękko, nie za głośno, relaksacyjny pseudo-ambient softly playing in the background, ale gdy wsłuchać się głębiej, szybko wyjdzie, że wellnesowa narracja jest potwornie agresywna, drapieżna, tyranizuje przymusem permanentnego rozwoju i korzysta z kulturowo sankcjonowanego przekonania, że z każdym jest coś nie tak i wszyscy wymagamy naprawy. Sprzedaje rozwiązania: wręcz banalnie proste, szybkie, o rzekomo stuprocentowej skuteczności. Obiecuje szczęście. Wciska kit o dobrostanie instant, życiu w pełnym zdrowiu, poczuciu zadowolenia, bez stresu, w dostatku sił witalnych, dostępnym w zasadzie od ręki; wystarczy, żeby nad głową podyndał przez chwilę odpowiedni kryształ.
Nie wszystko, co podchodzi po wellness, jest ściemą, trudno dyskutować chociażby z korzyściami płynącymi z regularnej praktyki jogi czy codziennej medytacji. Jednak przemysłowi wellness najczęściej zarzuca się, że korzysta z nauki tylko wtedy, gdy mu wygodnie, a jeśli argumenty naukowe mogłyby podważyć skuteczność produktu, przymyka się oko na fakty albo manipuluje nimi tak, żeby wspierały fikcyjną opowieść o cudownym rozwiązaniu. Nic dziwnego, że tak wielkie sukcesy na rynku wellness odnoszą marki celebryckie.
Alicia Keys sprzedaje stan umysłu, Gwyneth Paltrow promuje lewatywę
Wystarczy mieć nazwisko, używać słowa rytuał i można sprzedać ludziom dwa kremy i herbatę za trzysta funtów. Wszystkie produkty zostały skrupulatnie przygotowane z myślą o dobrostanie, z wykorzystaniem naturalnych substancji o silnym działaniu. Każdy rytuał otwiera drzwi do równowagi, odnowy i miłości; każdy zapach przywraca skupienie i wypełnia – to fragment ze strony internetowej Cosmoss, marki Kate Moss, która po latach rockandrollowego życia przeszła na ziołowe napary z fenkuła i cynamonu. Russell Brand, brytyjski komik, który zresztą korzystał z życia podobnie jak modelka, dziś jest abstynentem, a jako przewodnik duchowy występuje na festiwalach wellnessu i korporacyjnych imprezach z autorskim programem 12 kroków (autorskość polega na tym, że każde słowo god z oryginału zastąpił słowem fuck, taki jest pocieszny). Aktorka Naomi Watts oferuje suplementy dla kobiet przechodzących menopazuę, a Alicia Keys monetyzuje swój bunt wobec branży beauty i sprzedaje kosmetyki, ale nazywa je holistycznym doświadczeniem. Nie sprzedaję produktów, a stan umysłu. Wszystko z naszej oferty przypomina, by dbać o głęboką więź z samą sobą – mówiła w programie Oprah Winfrey. Kourtney Kardashian stworzyła lifestylową platformę Poosh – z przepisami na zdrowe dania, poradami parentingowymi i sklepem, w którym można kupić wszystko, od działających uspokajająco żelków z grzybami reishi, przez maty do akupunktury, po gadżety erotyczne. Halle Berry prowadzi Re:Spin, serwis z treningami, prognozami energetycznymi (biorytm to akurat poważna sprawa) i poradami, jak uzdrowić swoją seksualność.
Oczywiście największą potentatką w branży wellness jest Gwyneth Paltrow, która w Goop zatrudnia nie tylko nauczycielki i nauczycieli jogi, specjalistki i specjalistów od świadomego odżywiania, ale też szamanki i szamanów. Nikt nie wypuścił tylu kontrowersyjnych produktów, obśmiewanych w memach i podważanych przez lekarki i lekarzy. Jadeitowe, dopochwowe kulki Yoni miały regulować gospodarkę hormonalną. Goop zapłaciło prawie 150 tys. dolarów kary za wprowadzanie klientek w błąd. Plastry harmonizujące przepływ energii w ciele, by wzmacniać układ odpornościowy, miały być wykonane z tego samego materiału, z którego NASA szyje uniformy astronautów, by monitorować ich funkcje życiowe. Przedstawiciel NASA zarzekał się, że nie ma pojęcia, o jaki materiał może chodzić. A lewatywa z kawy, którą też promowała Paltrow – zanim zaczęła publicznie opowiadać o ozonowaniu przez odbyt – zabiła kilka osób.
Wiara, nadzieja, wellness
Pogadaj z przeciętną Amerykanką, powie ci, że jest wykończona i zestresowana. Wiele kobiet mówiło mi, że zainteresowały się wellnessem po wyborach prezydenckich w 2016 r., bo dobrnęły do kresu wytrzymałości – mówiła w rozmowie z Beauty Independent Rina Raphael, autorka książki The Gospel of Wellness: Gyms, Gurus, Goop, and the False Promise of Self-Care.
Wystarczy to połączyć z kompletnie zaburzoną równowagą pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym. Dziś twój szef może do ciebie napisać o każdej porze dnia i nocy, niektóre kobiety nie są w stanie odseparować pracy od życia domowego. Zależność od technologii, newsy, polityka – to wszystko sprawia, że wiele kobiet czuje, jakby traciło kontrolę nad swoim życiem. Trening uważności, by odciążyć układ nerwowy. Rytuał z kwarcem tygrysim, by zapewnić sobie powodzenie finansowe. Czysta dieta jako gwarancja wielu lat w świetnej formie. Praktyki z zakresu wellness przywracają poczucie sprawczości – zyskujesz, często iluzoryczny, wpływ na swoje życie, a to stan niezwykle pożądany w chaotycznych czasach, w których coraz częściej musimy konfrontować się z dojmującą bezradnością, bo pandemia, bo wojna, bo katastrofy naturalne.
Branża wellness odpowiada na kryzys wspólnoty. Eksperci nie mają wątpliwości: jesteśmy i będziemy coraz bardziej samotni, to globalna tendencja, a zmierzch instytucji religijnych sprawia, że szukamy alternatywnych źródeł duchowego rozwoju i przestrzeni, w których można coś kolektywnie przeżyć. To czego starsze pokolenia szukały w kościele, milenialsi i gen z znajdują w praktyce vipassany. Boom na wellness w Stanach Zjednoczonych jest też pochodną systemowego wykluczenia. Coraz więcej osób nie ma dostępu do tradycyjnych instytucji ochrony zdrowia – w USA to bardzo duży problem – więc szuka niekonwencjonalnych metod, a wiele spośród wellnesowych produktów i usług sprzyja całkiem efektywnej profilaktyce. Choć dziś branża wellness, mimo swoich antyestablishmentowych korzeni, sama staje się coraz bardziej wykluczająca, elitarystyczna. W końcu typowa klientka jest biała, szczupła i zamożna. Rina Raphael, autorka The Gospel of Wellness, wierzy, że generacja z zrewolucjonizuje podejście do produktów z kategorii self-care, bo to generacja, która jest mocno wrażliwa na marketingowy bullshit i konsumuje świadomie, więc ma kompetencje, by wyeliminować z rynku naciągaczy. Z drugiej strony dopóki funkcjonujemy w kulturze, w której mówi się kobietom, jak powinny wyglądać, myśleć i żyć, a branże beauty i fashion odchodzą od jeszcze niedawno promowanej różnorodności (na tegorocznych Tygodniach Mody pojawiało się zdecydowanie mniej różnorodnych ciał niż rok temu), przemysł wellness ze swoim standardem piękna a.k.a. zdrowego wyglądu może spać spokojnie.
Nie ma drogi na skróty, czyli spiritual bypassing
Trudno szydzić z ludzi, którzy w usługach wellness szukają autentycznie potrzebnego remedium, nawet jeśli dają się robić w balona. Równie trudno dyskredytować cały rynek, który oferuje przecież także wiele działających produktów i praktyk, przynosi wymierną pomoc, gdy zawodzi system. Wyzwaniu jednoznacznej oceny branży wellness zdecydowanie nie podołali twórcy serialu Amazona Dziewięcioro nieznajomych, którzy do samego finału serii nie mogli zdecydować się, czy kręcą thriller o nadużyciach wellnessowych uzdrowicielek, czy jednak w tonie ciepłego, komediowego dramatu opowiadają o stawaniu na nogi dzięki terapeutycznej mocy bycia razem. Dziewięć osób, w tym rodzina w żałobie i porzucona pisarka harlekinów, spotykają się w ośrodku odnowy duchowej, który prowadzi enigmatyczna szamanka (w tej roli Nicole Kidman). Wierzą, że jej niestandardowe metody ukoją ich cierpienie... Za to nowy serial Netfliksa pozwala sobie na morał, i to bardzo potrzebny. Liv, główna bohaterka Wellmanii, nie potrzebuje studniowego detoksu tak bardzo jak konfrontacji ze wszystkim, przed czym uciekała w niepohamowaną hulankę. Wiele osób sięga po wellnessowe rytuały, oczekując ekspresowego, cudownego uzdrowienia. Typowy spiritual bypassing, czyli tendencja do poszukiwania w praktykach duchowych drogi na skróty, bezwysiłkowego rozwiązania problemu, który wymaga długiej, mozolnej pracy nad sobą, najczęściej pod okiem wykwalifikowanej specjalistki lub specjalisty. Gruz sam się nie przerzuci. A już na pewno nie zrobi tego za ciebie egzorcysta, choć by nawet wybrała go sama Gwyneth Paltrow.
