Nie jesteśmy prepersami, ale szykujemy się na Czas Apokalipsy! Wersja rozszerzona wkrótce na Netfliksie

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
Czas-apokalipsy-1.jpg

Pojęcie kultowości uległo w ostatnim czasie znacznej dewaluacji. Jak mogłoby być inaczej, skoro za kultowy uchodzi nawet hatchback w Hondzie Civic czy drewniana szatnia LZS-u Chrząstawa. Ale chociaż gorszy pieniądz wypiera lepszy, jedno pozostaje niezmienne – Apocalypse Now od ponad czterdziestu lat to nieod***ywalne kino.

Egzystencjalny skowyt Francisa Forda Coppola zawarty w obrazie wojny wietnamskiej jest tego rodzaju tekstem kultury, który obrósł mitami na każdym możliwym poziomie. Do legendy przeszło attitude Marlona Brando, który na planie pojawił się z potężną nadwagą i do samego końca zdjęć nie raczył nauczyć się kwestii. Za rolę pułkownika Waltera Kurtza otrzymał przy tym blisko cztery miliony dolarów, co skłoniło Tennessee Williamsa do żartów, że płacono mu za zbędne kilogramy. Kulisy powstawania Apocalypse Now to jedno, ale przecież nawet zdjęcie afiszu nad kinem Moskwa, zrobione przez Chrisa Niedenthala, uchodzi za artefakt mroku i opresji lat osiemdziesiątych w Polsce

Czas-apokalipsy-2.jpg

A Filmmaker’s Apocalypse

Czas Apokalipsy powstał na kanwie Jądra ciemności Josepha Conrada. Pisarz polskiego pochodzenia zamienił wrażenia z podróży po Wolnym Kongo w rozliczenie z okropnościami kolonializmu, ale też szerzej – w metaforę fatalizmu wpisanego w człowieczy los. Ironia polega na tym, że Coppola początkowo chciał zrobić po prostu spektakularny film wojenny na miarę Dział Navarony, ale produkcja zaczęła żyć własnym życiem i skręciła w kierunku niepokojącego surrealizmu. Nastąpiło to pod wpływem Aguirre, gniew boży Wernera Herzoga oraz dokumentu A Face of War Eugene’a Jonesa, ale również dlatego, że Wietnam nie był typowym konfliktem zbrojnym, tylko – jak to określił sam reżyser – West Coast war z narkotykami, rock’n’rollem czy surfingiem.

Jego projekt prawdopodobnie nigdy nie zostałby zrealizowany, gdyby nie budżet oparty na sukcesie dwóch części Ojca chrzestnego, po których mógł sobie w Hollywood pozwolić na wszystko. Porwał się więc na to, żeby wywieźć całą ekipę na Filipiny, gdzie musiano stawić czoła tajfunowi, Dennis Hooper zmagał się z uzależnieniem od kokainy, Martin Sheen znajdował się w alkoholowym dołku i przeszedł atak serca, Marlona Brando trzeba było kręcić w półcieniu z uwagi na tuszę, a terminy i budżet zostały przekroczone do tego stopnia, że nad twórcami zawisło widmo ruiny. O tym wszystkim opowiada dokument Hearts of Darkness: A Filmmaker’s Apocalypse.

The horror, the horror

Zdjęcia przeciągnęły się ostatecznie do ponad 200 dni, a po ich zakończeniu rozpoczęło się piekło postprodukcji. Reżyser Ojców chrzestnych miał w tym przypadku do dyspozycji 230 godzin materiału, obejmujących także rozmaite improwizacje i eksperymenty. Wedle miejskiej legendy zdarzało mu się montować dzieło po pijaku i właśnie w tym stanie wpadł na klasyczną sekwencję otwierającą z utworem The End.

Generalnie – Czas Apokalipsy nieskończenie długo funkcjonował jako work in progress. Na zasadach powtórzonych w 2016 roku przez Kanye Westa przy The Life of Pablo – amerykański filmowiec dokonywał kolejnych modyfikacji i edycji, szukając rozwiązania idealnego. Na festiwalu w Cannes ’79 zaprezentował wersję nieukończoną, przygotowaną na chybcika, co i tak wystarczyło na Złotą Palmę. Oficjalnie produkcja trafiła do kin w sierpniu tego samego roku, licząc dwie i pół godziny. Copolla uznawał ją jednak za zbyt okrojoną, więc w 2011 roku wjechał do Cannes z 200-minutowym behemotem pod szyldem Redux. Na tym kombinowanie się nie skończyło, bo tym razem rzekomo było zbyt rozwlekle. Odpowiedzą stało się skrócone Final Cut na 40-lecie premiery, odpowiadające niby pierwotnym założeniom.

W przyszły piątek na Netflix trafi jednak wariacja środkowa, która jest jak ciuchy Hemp Gru – nie dla lamusów. Redux przynosi nie tylko wizualne odświeżenie, ale też dodatkowe 49 minut, które nie znalazły się w oryginale.

Ponownie przyjdzie więc zderzyć się z tajną misją kapitana Benjamina Willarda i to z wajchą przełączoną na tryb hardkor. A to zderzenie – mimo upływu czasu – wciąż robi piorunujące wrażenie. Bo Apocalypse Now to film, któremu towarzyszą pytania dotyczące natury człowieczeństwa i podstaw cywilizacji Zachodu, na które trudno w ogóle znaleźć odpowiedź, a ze względu na literackość obrazu – dylematy pojawiają się też na poziomie formalnym. Weźmy choćby inwersyjny charakter tej opowieści.

Czas Apokalipsy to bad trip o rozmachu Kaplicy Sykstyńskiej. I są może przyjemniejsze sposoby na spędzenie weekendu, ale każdy coach wam powie, że najciekawsze rzeczy w życiu dzieją się poza sferą komfortu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.