Na płycie dominuje imprezowy klimat, ale nie jest przesadnie cukierkowo ani monotonnie. Uczennica przerosła mistrzynię – Bambi nie poszła na łatwiznę i przebiła debiut Young Leosi.
Porównań ze starszą koleżanką, która wzięła ją pod skrzydła, nie unikniemy. Dlatego wypada zaznaczyć na początku: in real life ma niewiele wspólnego z – wydanymi dwa lata temu – Hulankami. W przeciwieństwie do Leosi – bambi nagrała pełnoprawny album. W bardziej dopracowanej formie; z większą różnorodnością tracków i kilkoma nieoczywistymi elementami.
Zależy mi na tym, żeby kolejne ruchy były mocno przemyślane. Mogłabym wrzucać kawałki spontanicznie na własny kanał, ale chcę działać na szerszą skalę – kreśliła plany w zeszłorocznej rozmowie z Markiem Fallem, dając jasno do zrozumienia, że pracuje nad większym projektem. Teraz można powiedzieć, że jej się udało. Spośród 16 utworów, które finalnie weszły na in real life, nie ma żadnego odstającego od reszty. Wszystko składa się w zgrabne opowiadanie o dorastaniu, ciężkiej pracy i rozpierdalaniu branży rapowej. W połączeniu cukierkową braggą.
Oczywiście miejscami przeważa melanżowy vibe. Bambi, co kilkukrotnie podkreśla, ma 19 lat, więc bawi się życiem. W skicie sarka słyszymy, jak Leosia tłumaczy jej, że trzeba być dobrym człowiekiem, ale liczy się też swag, dużo swagu. No i częściowo taka jest ta płyta, zawierająca dużo przewózki i afirmacji życia. Słyszymy to chociażby w mocno hulankowym utworze Nie otwieraj drzwi.
Spłycanie tego longplaya do imprezy byłoby jednak błędem. Już na początku wjeżdża przecież Za dużo w szyje; zachowując proporcje – rapowy manifest feministyczny. Tak jak one wszystkie mam dość oceniania. Nazwą cię szonem, jak trochę przesadzasz. Tępą dziewicą, jak go nie uprawiasz. Gadasz z ziomkami, to pick-me girl. Wolisz dupeczki, to lesbą jest. Ma wyjebane, bo nosi dres. Miniówa na dupie, to dziwka – nawija bambi, łącząc zwrotki refrenem z szyderą ze słów Jarosława Kaczyńskiego: Ciągle bezdzietna, bo za dużo daję w szyję. To nie interes chłopa czy palę czy piję!
Jeszcze bardziej od dissu na prezesa Prawa i Sprawiedliwości zaskakuje głos Wisławy Szymborskiej w – niejako kończącej ten materiał – Grawitacji. Interpretacja jej poezji przez połączenie wersów bambi i wiersza Miłość szczęśliwa buduje nastrój młodzieńczego zagubienia, poszukiwania sensu i refleksji w ciągłym biegu.
W Grawitacji, To dla tych osiedli czy w Homecoming słychać to, o czym wspominano przy pierwszych numerach Michaliny na SB Starterze. Jej umiejętności wokalne. Bambi zaczynała przygodę z muzyką od coverów. Pojawiła się nawet w The Voice Kids Poland, gdzie zachwyciła Edytę Górniak, śpiewając Sweet Creature Harry'ego Stylesa. I choć nie poszła stricte w karierę wokalistki pop, warsztat prezentowany lata temu, zostaje jeszcze podkręcony na in real life.
I tak naprawdę szkoda, że nie ma tu więcej śpiewanych zwrotek i refrenów. Bo to one wyróżniają Bambi na tle sceny i dają nadzieję, że w przyszłości dostaniemy coś jeszcze lepszego. Po tym, co zaprezentowała na in real life – jakościowy album popowy to chyba naturalna kolej rzeczy.
Pod względem brzmienia bambi przypomina miejscami Waimę, podróżującego między stylami na Camaleo. Podobnie miesza podgatunki rapowe i oferuje artystyczny miszmasz, bawiąc się flow (Vuelo) i formą (Timelapse). Zresztą – ich wspólnie przetrapowany kawałek Dina Ayada wybija się na tle reszty i stawia pytanie, czy nie warto, żeby popracowali nad czymś razem w większym wymiarze. Newcomerka tuż po udanym debiucie i newcomer tuż po udanym debiucie, którzy tak dobrze rozumieją się na trackach? Brzmi jak recepta na sukces.
Największy zarzut do in real life musi dotyczyć warstwy lirycznej. Ale po pierwsze, trzeba pamiętać, że wciąż mówimy o nastolatce; a po drugie – nie ma tu wersów, które wyjątkowo by przeszkadzały w odsłuchu. Jeśli ktoś liczył na przekminione punchline’y, to się rozczaruje, ale jeśli ktoś liczył na przekminione punchline’y, to raczej trafił w złe miejsce. No i trzeba jeszcze raz zaznaczyć, że ten krążek nie jest pozbawiony emocji.
Po debiucie Young Leosi pisaliśmy na łamach newonce, że projekt został zrealizowany po linii najmniejszego oporu, że otrzymaliśmy dopracowany produkt, w którym zabrakło artystycznej wizji, na polu tekstowym wieje monotonią, a połowa tracklisty to znane od dłuższego czasu single. Bambi tego zarzucić nie sposób.