„Playlista” Netfliksa ciekawie opowiada historię Spotify. Ale wyraźnie tu czegoś brakuje (RECENZJA)

Zobacz również:Gościnki Sokoła, Żulczyk, Abloh i ekipa newonce.radio – zebraliśmy dla was ciekawe playlisty na Spotify
kadr z serialu The Playlist
Playlista / Netflix

Daniel Ek i przyjaciele urządzają rewolucję na polu strumieniowego słuchania muzyki, kamera tańczy jak szalona, a mit wizjonerskich przedsiębiorców rośnie w siłę. Gdzie w tym miejsce dla samych artystów?

W ostatnim czasie na platformach streamingowych zaroiło się od seriali o współcześnie działających firmach. Nad trendem warto pochylić się uważniej, bo nowe produkcje – choć bazują na faktach – są fabularyzowane i na próżno szukać w nich dokumentalnych materiałów. Apple TV+ w marcu zaprezentowało WeCrashed z Jaredem Leto i Anne Hathaway w rolach głównych. Start-up rozwijający sieć biur coworkingowych miał być rewolucją na rynku wynajmu przestrzeni do pracy.

W 2019 roku jego wartość była szacowana na 47 miliardy dolarów, jednak nad przedsiębiorstwem zawisły czarne chmury. Ono samo straciło płynność finansową, a jej ówczesnemu dyrektorowi generalnemu, Adamowi Neumannowi, zarzucano nadużycia względem pracowników i mydlenie oczu klientom. W znacznie większych opałach znalazła się Elizabeth Holmes, założycielka nieistniejącego już Theranos, które zwiastowało rewolucję na rynku badań laboratoryjnych. W serialu Zepsuta krew (w Polsce dostępnym w katalogu Disney+) sprawnie ukazano, jak Amerykanka pogrążała się w kłamstwach, a jej faktyczne zamiary zostały zdemaskowane. Przeniesienia na duży ekran doczekały się także wzloty i upadki byłego CEO Ubera, Travisa Calanicka. W antologii Super Pumped opartej na jego wspomnieniach sportretował go Joseph Gordon-Levitt.

Walcząc z piratami

Uczynienie z rzeczywistych biznesmenów i przedsiębiorców serialowych herosów, którym dopingujemy, współczujemy, a później wysyłamy do piekła, bo nie zgadzamy się z ich decyzjami, wskazuje, że późny kapitalizm na dobre zadomowił się i w świecie rozrywki. Kolejny przejaw tego trendu jest o tyle wymowny, że opowiada o usługach streamingowych samych w sobie. Na Netfliksie przed kilkoma dniami pojawiła się bowiem sześcioodcinkowa Playlista. To oparta na reporterskiej książce Svena Carlssona i Jonasa Leijonhufvuda historia powstawania platformy, bez której trudno dziś wyobrazić sobie słuchanie muzyki – Spotify. Twórcy chcieli nakreślić szerszy kontekst początków start-upu, ukazując go z różnych perspektyw i wskazując, czym jego pojawienie się na rynku było dla przemysłu fonograficznego. Miało wyjść niejednoznacznie, a momentami nawet i krytycznie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ostatecznie mamy do czynienia z kolejną neoliberalną hagiografią naszpikowaną rozwiązaniami formalnymi o niekiedy wątpliwej jakości.

Akcja Playlisty rozgrywa się w Szwecji, gdzie na początku XX wieku walczono z plagą naruszania praw autorskich. W listopadzie 2003 roku trzech niepokornych programistów-libertarianów założyło tam The Pirate Bay, chcąc zapewnić darmowy dostęp do muzyki wszystkim zainteresowanym. W swoim filantropijnym zacięciu zapomnieli jednak o samych artystach, co nie pozostało niezauważone przez nich samych i wytwórnie płytowe. Przychody tych drugich zaczęły momentalnie spadać, a w niektórych oficynach dochodziło do masowych zwolnień pracowników. Aby opanować tę sytuację, wkroczono nawet na ścieżkę sądową. Rycerzem na białym koniu finalnie nie okazał się jednak żaden prawnik, a Daniel Ek – zdolny programista ze Sztokholmu, były pracownik serwisu aukcyjnych Tradera i dyrektor ds. technologii w Stardoll.

Chłopak już w wieku 18 lat zarządzał 25-osobowym zespołem i stopniowo podwyższał sobie poprzeczkę. Wykonywanie obowiązków dla innych zaczęło go nużyć, stąd postanowił pójść własną drogą i zrewolucjonizować świat muzyki aplikacją do strumieniowego słuchania muzyki. – Zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie da się uchronić przed piractwem. Legislacja może pomóc, ale nie sprawi, że problem zniknie. Jedynym sposobem na jego rozwiązanie było stworzenie usługi lepszej od nielegalnego ściągania plików, dającej jednocześnie rekompensatę artystom. To dało nam Spotify – przyznał po latach w rozmowie z dziennikiem The Telegraph.

W ogniu wyzwań

W serialu Ek (wciela się w niego znany z Wikingów i Eddiego zwanego Orłem Edvin Endre) jawi się jako bezwzględny, wyrachowany gracz. Twardo trzyma się swojej wizji prowadzenia start-upu, nawet gdy oznacza to sprzeciw względem dużych wytwórni. Chce, żeby gotowy odtwarzacz był najlepszy na świecie i raz za razem odsyła z kwitkiem programistów, którzy mówią, że nie są w stanie dokonać kolejnych poprawek. Miewa swoje momenty słabości, jak wtedy, gdy Per Sundin, dyrektor wytwórni płytowej, kompromituje go przed klubem muzycznym. Głównie pozostaje jednak cyniczny i skupiony na swoim celu, w czym przypomina Marka Zuckerberga, założyciela Facebooka ukazanego w The Social Network Davida Finchera.

Przedsiębiorcę najbliżej poznajemy w pierwszym odcinku. Kolejne części serialu traktują o tej samej historii, której stał się motorem napędowym, ale z perspektywy innych postaci o równie wyrazistych charakterach. Każdego z nich cyfrowa rewolucja stawia przed trudno rozstrzygalnym dylematem. Wspomniany Per Sundin, fikcyjny bohater uosabiający klasę menedżerską wychowaną na winylach i kasetach, nie potrafi zaakceptować, że nowe pokolenia nie chcą płacić za dostęp do muzyki. The Pirate Bay jest jego największym wrogiem, a popularność witryny łączy z końcem świata o usystematyzowanych, moralnie słusznych zasadach. Petra Hansson, utalentowana prawniczka, rzuca dobrze płatną i stabilną posadę w prestiżowej kancelarii, żeby wesprzeć raczkujący start-up w zdobywaniu licencji do milionów piosenek. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż wytwórnie nieufnie podchodzą do idei słuchania muzyki za darmo, a nowi koledzy z biura pracują w nieznany jej wcześniej sposób – luźny, ahierarchiczny i sprzężony z zabawą.

Z rzeczywistością zderza się także Andreas Ehn – cudowne dziecko informatyki i niepoprawny wizjoner. Tak jak dr Shaun Murphy w serialu The Good Doctor odtwarza w głowie atlasy anatomiczne, tak jemu przed oczami migają zera i jedynki. Kod binarny jest dla niego uosobieniem piękna. Świadomość, że nie będzie udostępniony wszystkim bezpłatnie, tylko stanie się częścią dochodowego biznesu, burzy jego ideały. Równie rozdarty jest wreszcie i Martin Lorentzon, wspólnik Eka. Największym atutem, a zarazem utrapieniem przedsiębiorcy, jest jego wizjonerska nadpobudliwość. Na pomysły, w które głęboko wierzy, jest gotów wydać ostatnie pieniądze, nawet gdyby miało to oznaczać późniejsze kłopoty.

Serialowy nieład

Wydaje się, że portrety psychologiczne bohaterów i sposób, w jaki połączono ich historię, są spójne. U reprezentantów szwedzkiej Doliny Krzemowej nietrudno bowiem wychwycić powtarzalny wzorzec: chcą dokonać rewolucji, odważnie patrzą w przyszłość, ale bywa, że są brutalnie skonfrontowani z rzeczywistością. Problem tkwi jednak w realizacyjnym bałaganie, którego nie okiełznał reżyser Per-Olav Sørensen. Kilkukrotne złamanie czwartej ściany zdaje się wynikać nie tyle z chęci zbudowania wartkiego storytellingu, co z braku pomysłu na wprowadzenie kolejnych wątków. Ruch kamery jest nierówny: najpierw zostajemy poczęstowani długimi najazdami, później w iście teledyskowym stylu przechodzimy do POV postaci, żeby ostatecznie otrzymać chaotyczne sceny zbiorowe.

Rozwiązania montażowe, które w tym przypadku powinny być niewidzialną nicią łączącą poszczególne ujęcia, równie łatwo podać w wątpliwość. Kiedy po raz kolejny bohater zastyga w bezruchu, a obraz zaczyna tańczyć w niekontrolowany sposób, można zacząć się zastanawiać, czy aby przypadkiem nie oglądamy surowego materiału z warsztatów efektów specjalnych. Rolę spoiwa historii nie pełni też sama muzyka. W pamięć zapadają tu raczej krótkie fragmenty popularnych utworów odtwarzanych na testowej wersji Spotify aniżeli ścieżka dźwiękowa mająca budować napięcie.

Muzyka w cieniu biznesu

Dobór takich, a nie innych środków formalnych można próbować bronić – Playlistę oglądamy na Netfliksie, wątków do poruszenia jest dużo, a czasu jak zwykle za mało. Niestety, szczególnie martwi jeszcze sposób, w jaki w serialu ukazano artystów. Reprezentuje ich tu Bobbi T – koleżanka Daniela Eka z licealnej ławki i utalentowana piosenkarka. Dziewczyna otrzymuje prezent od losu w postaci kontraktu płytowego. Samo Spotify ma zaś zagwarantować jej stały przychód rozpoznawalność. Dzieje się jednak inaczej: gdy kilka lat później wracamy do jej losów (swoją drogą, tak nagła zmiana płaszczyzny czasowej również burzy pewien ład), na jej oczach malują się zmęczenie i frustracja. Aby zapewnić utrzymanie sobie i córce, musi grać do kotleta za upokarzające stawki.

Zwycięstwo kapitalizmu to pozornie dobra i dość cyniczna puenta Playlisty. Szkoda tylko, że taki namysł nad istotą działania szwedzkiej firmy (krytykowanej także za wprowadzanie fikcyjnych artystów na playlisty czy naruszanie prywatności) upada pod naporem znacznie bardziej rozbudowanych biogramów przedsiębiorców.

Bobbi T, podobnie jak wspomniana w serialu Taylor Swift, ostatecznie buntuje się przeciwko hegemonii serwisów streamingowych. Oskarża Eka i jego kolegów z branży o niepłacenie wystarczających tantiem, stając się bezwzględną Erin Brockovich, tyle że z mikrofonem. Jej bunt, który znajduje swój finał na posiedzeniu amerykańskiego Kongresu, nie przeradza się jednak w żadną konkretną zmianę. Spotify nieustannie funkcjonuje, jego dyrektor generalny dostaje kolejną pożyczkę na ratowanie biznesu, słowem – psy zaszczekały, ale karawana idzie dalej.

Zwycięstwo kapitalizmu to pozornie dobra i dość cyniczna puenta Playlisty. Szkoda tylko, że taki namysł nad istotą działania szwedzkiej firmy (krytykowanej także za wprowadzanie fikcyjnych artystów na playlisty czy naruszanie prywatności) upada pod naporem znacznie bardziej rozbudowanych biogramów przedsiębiorców. Właśnie ich – niezłomnych, wizjonerskich, idących pod prąd – bardziej zapamiętamy z seansu serialu. A przecież to bez artystów nie byłoby ani Spotify, ani jego licznych konkurentów. Bez użytkowników i kierowców Uber byłby bezużyteczną aplikacją. Może pora mocniej akcentować te wątki w mitach o dzielnych przedsiębiorcach, których najwyraźniej na rynku będzie pojawiać się jeszcze więcej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisał lub pisze na łamach „Papaya.Rocks”, „Krytyki Politycznej”, „Kontaktu”, „Gazety Magnetofonowej” i „NOIZZ”. Lubi reportaże, muzykę elektroniczną i kino. Występował w „Kole Fortuny”, gdzie Rafał Brzozowski zagiął go hasłem „tatuaż tymczasowy”.
Komentarze 0