Tytuł Mieszane Uczucia - nadany w zupełnie innym kontekście - okazał się samospełniającą się przepowiednią. Po pierwszych dniach od premiery nowego wydawnictwa byłego reprezentanta Alkopoligamii jesteśmy w redakcji jak Vesper Martini; wstrząśnięci; nie zmieszani.
Marek: Nie przypuszczałem, że przyjdzie mi kiedykolwiek stawać w obronie Raua, bo też zawsze postrzegałem go raczej jako wykonawcę singlowego niż albumowego. I generalnie - raczej jako performera właśnie, a nie tradycyjnego wykonawcę. Ale skoro striggerowałeś mnie swoją surową opinią, to jest właśnie ten moment, kiedy stanę za nim murem. Nie przekonuje cię zupełnie jego osobność? To, że jest dla tej sceny kimś w rodzaju Andy’ego Kaufmana?
Lech: Humor Raua to po prostu nie mój humor. Mam wrażenie, że za dużo tam try-hardu, silenia się na wrzutkę jak największej liczby porównań i follow-upów. Bo musi być przezabawnie. Nieustanne puszczanie oczka do słuchacza prowadzi do karykatury. Może to kwestia tego, że nie trawię polskiego stand-upu, a on próbuje opowiadać o rzeczywistości w podobny sposób.
Marek: Tomek rzeczywiście wchodzi w rolę Ananiasza z przygód Mikołajka. Kompulsywnie pisze na patencie, gra z wieloznacznościami, szuka wyrazów o podobnym brzmieniu, będąc faktycznie ostentacyjnym w tym koncepcie. Nie robiłbym jednak z tej ambicji zarzutu, a prędzej zrzuciłbym ją na karb rapowego neofictwa. Jest jaskrawy, bywa nieznośny, ale robi z tekstów zamknięte i przemyślane formy, za co trudno mi go ganić.
Druga i kluczowa sprawa - na moje oko stosujesz krzywdzące uproszczenie, wrzucając go do jednego worka z kabareciarzami. Mieszane Uczucia to jest bolesna dokumentacja osobistych dramatów i własnej niestabilności, osadzonych w pandemicznym kontekście. Rau opowiada o śmierci mamy i oblanych testach ciążowych w tonie komika z depresją. W tym oswajaniu rzeczywistości widziałbym poruszającą instalację artystyczną, gdzie narrator pełni funkcję kogoś w rodzaju Adasia Miauczyńskiego?
Lech: Poruszające treści - przemycane pod przykrywką memiarskiego śmieszkowania - to największy atut Mieszanych Uczuć. Raper rzuca całkiem trafne uwagi, dotyczące lockdownowej rzeczywistości i wyśmiewa - często abstrakcyjne - sytuacje, których jesteśmy uczestnikami. Jest bacznym obserwatorem otaczającego świata. Zwraca uwagę odważny wątek depresyjny i motyw autoterapeutyczny, a publiczna próba rozliczenia się ze śmiercią matki zasługuje na szacunek.
Natomiast mierzi forma - do przesady napakowana odniesieniami do popkultury i dopasowywaniem przyciągających uwagę słówek, żeby rym się zgadzał. Odbieram to jako nachalne popisywanie się elokwencją i erudycją, a to potrafi zwyczajnie irytować. Nie wpływa też korzystnie na całokształt. Jeśli miałbym wyróżnić fragmenty, w których - nie jest tak awkward i nie wali cringe’em - wskazałbym na luźniejszy, bezpretensjonalny storytelling w Interakcjach i tytułowym numerze. Rauowi wciąż bliżej jednak do cyrkowego Little Big niż wykręconej meta-kreacji Tommy’ego Casha.
Marek: To jest podejście do tekściarstwa jak w agencji reklamowej, gdzie Rau zatrudnił się na stanowisku naspidowanego copywritera z potężnym parciem na błyskotliwość i wordplay. Doceniam zarówno w opcji bardziej penerskiej typu Mnie lubią w Galicji, a ciebie w policji (Jak Makłowicz), jak i bardziej wysublimowanej: Wyprawiałem kinderbale nieraz w klubie na Kolskiej/Wyjebałem kindersztubie w nerwach tubę na mordę (Aerobic Rodeo). Intensywność stylistyczna jest u niego faktycznie ekstremalna, czterdzieści minut na takim rodeo może zszargać nerwy, ale wcześniej przeszkadzało mi to bardziej niż teraz, gdy podporządkował album wspomnianej autoterapii czy introspekcji. I przynajmniej jest trochę kolorytu w tym smutnym jak pizda mieście.
Mankamenty? Przy takim trybie pisania wkrótce dojdzie do ściany, asortyment flow jest jednak mocno ograniczony, formuła beatów powoli zaczyna się wypalać.
Lech: Jak Makłowicz to dobry przykład humoru z memów na Make Life Harder. Takiego nie za śmiesznego i mocno już przemielonego. Publiczne rysowanie ośmiu gwiazdek czy jebanie PiS-u powinno być zakazane w szanującym się towarzystwie. Błyskawicznie stało się kompletnym bezbekiem. Rau wzbrania się przed cringe’em, a sam regularnie wpada w jego objęcia. I mówię to z perspektywy kogoś, kto nie ma za grosz sympatii do rządzących. Trąci myszką jak powielanie żartu z wiszącego na drzewie croissanta przez wszystkie kreatywne fanpejdże w naszym kraju. Problem Raua polega na niekontrolowanym maksymalizmie. Mógłby spokojnie zostawić połowę tych nawiązań na kolejny album. Chociaż przyznam, że linijka McLovin wygląda z gęby jak premier akurat trafiona, zaśmiane.
W kwestii muzycznej Mieszane Uczucia to spory zawód. Nie żebym miał jakieś wielkie oczekiwania, ale dużo tu prostackiej, quasi-imprezowej elektroniki, a mało pomysłowości. Przykładem Microdose, Flex czy Niech mnie ktoś uszczypnie. Produkcja nie wzbudza u mnie żadnych emocji, jest wybitnie przeciętna i nudna. O ile w kwestii tekstów Rauowi udaje się być jakimś, tak beaty są zwyczajnie przezroczyste i do zapomnienia.

Marek: Schamione Ed Banger Records, dudniące z subwoofera w Fordzie Escorcie nie składa ci się w jedną całość z jego spoken wordami? Rau jest w tym wszystkim spójny i konsekwentny, że robi ze swojego materiału - nie pierwszy raz - coś tak grubo ciosanego, jak niemiecki futbol do czasów Jürgena Klinsmanna. Ale nie będę już wdawał się w polemikę, skoro sam zdążyłem stwierdzić, że Mieszane Uczucia są pewnego rodzaju świadectwem rutyny.
Koniec końców - czy sam fakt zaistnienia tej polemiki nie świadczy o tym, że zdarzyło się tutaj coś intrygującego? Trochę wbrew własnemu zdrowemu rozsądkowi wjechałem tu jako adwokat diabła tego wydawnictwa, ale mam wrażenie, że pod względem literackim i emocjonalnym - w tym konkretnym momencie historii - Rau zrobił coś nietuzinkowego. Cenię jego szybkość i tę terapię śmiechem, chociaż generalnie coraz dalej mi do comedy rapu i post-ironii...
Lech: Trochę tak, ale też trochę nie. Zdecydowanie wolę utwory, w których downtempo miesza się ze spokojniejszymi synthami. Chmurka, Interakcje - tutaj skojarzenia z Waves Kanye Westa - i Mieszane Uczucia są najlepszymi przykładami. Żywsze - Lekka ręka czy Granat - trącą generycznością i oklepanymi do bólu patentami. Słyszałem to setki razy i nie czerpię żadnej przyjemności z konsumpcji źle odgrzanego kotleta. Nawet, gdybym polał go słoikiem Srirachy, ciężko byłoby przełknąć bez krzywienia się.
Najgorsze uczucia to ambiwalentne, a słuchając nowego albumu Raua mam ich aż nadto. Z jednej strony próbuję się przekonać do komediowej formy, doceniam błyskotliwość, ale za dużo tu niezręczności, przypału i niedopracowania. Pod względem artystycznym Rałowski jest lepszą wersją Holaka i sam już nie wiem, czy to komplement. Wracać nie będę, ekstazy nie doświadczyłem, a do szału też mnie nie doprowadził. Mieszane Uczucia, co zrobić.
