Drugi sezon włoskiej serii trafił na Netfliksa w zeszłym tygodniu. I pomimo mocnej historii, która stoi za całym pomysłem, jest to stosunkowo lekkie kino. Tylko czy warto zarwać na nie parę godzin życia?
Powiedzieć, że ta włoska produkcja zrobiła zamieszanie, to nie powiedzieć nic. Inspiracją do fabuły była bowiem potężna afera baby squillo, w którą był zamieszany między innymi mąż Alessandry Mussolini (wnuczki Benito Mussoliniego), a także liczni politycy i duchowni. Kilka osób zostało skazanych za handel żywym towarem. Premiera serii miała być bombą rozpoczynającą kolejną falę kontrowersji. Czy tak się stało? Tylko po części - od razu po tym, jak pojawiła się informacja o zamówieniu serialu, sprzeciw wyraziła organizacja NCOSE (National Center on Sexual Exploitation), która nazwała ją gloryfikacją seksualnego handlu nieletnimi pod przykrywką kontrowersyjnej rozrywki. I zarzuciła Netfliksowi hipokryzję.
Produkcja i tak ukazała się pod koniec zeszłego roku. Ci, którzy nie wiedzieli za wiele o historii nastolatek z Rzymu, pozostaliby w tej niewiedzy również po obejrzeniu serialu. Baby to rzeczywiście dosyć powierzchowna, podobna do wielu innych młodzieżowych serii produkcja, skupiająca się wokół życia grupy licealistów jednej z prywatnych szkół. Jest łobuz, jest pilna uczennica, jest kobieciarz i jest diler, a najważniejsze i tak jest to, co dzieje się poza jej murami. To przede wszystkim historia Chiary i Ludovicy, dwóch dziewczyn, które zaczynają spotykać się z mężczyznami za pieniądze. Brzmi jak mocny thriller, ale takim nie jest… i nie mamy z tym problemu.
Dlaczego?
