Seks a telewizja – czy za chwilę w serialach zobaczymy naprawdę wszystko?

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
Euphoria Zendaya Euforia HBO MAX
fot. Eddy Chen/HBO

Pod tym względem na serialowej płaszczyźnie dokonała się regularna rewolucja. Dość powiedzieć, że w latach 50. widzowie mieli rumieńce, gdy ekranowi bohaterowie leżeli obok siebie w łóżku.

A to casus I Love Lucy, pionierskiego sitcomu w dziejach telewizji. Żeby było zabawniej, kiedy główna bohaterka zaszła w ciążę, w dialogach miało być używane określenie spodziewa się dziecka, zupełnie jakby ciąża nie mogła nikomu przejść przez gardło. Co więcej, ze względów cenzuralnych pracę nad scenariuszem każdego odcinka musiał osobiście nadzorować ksiądz. Alleluja!

Właściwie po co o tym piszemy? Jak to w serialu – bo jesteśmy bardzo ciekawi, co wydarzy się dalej. To znaczy – jakie będą dalsze momenty graniczne, jeśli chodzi o pokazywanie seksu i erotyki w telewizji. Skoro niektóre momenty Sex Education, Euforii czy Bridgertonów lecą już naprawdę daleko, to nie można nie zadać sobie pytania: czy następne będzie soft porno? A później regularny pornos? Na ten moment nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Zamiast wróżyć ze szklanej kuli zaglądamy w przeszłość i sprawdzamy, jak twórcy seriali przesuwali poprzeczkę obyczajowości wyżej i wyżej. A zaczęło się w latach 50., właśnie od I Love Lucy.

Jeśli wierzyć telewizji, to dzieci przynosi bocian

W telewizji seksu się nie pokazywało. W kinie – tak, o czym świadczy choćby rozgłos skandalizującego przeboju lat 70., obrazu Ostatnie tango w Paryżu; to był ten film, dla którego widzowie z krajów, gdzie nie można było go pokazywać, jeździli do państw ościennych, żeby tylko zobaczyć, czy Marlon Brando i Romy Schneider naprawdę robią to na ekranie. Ale telewizja łapała jeszcze powietrze po zdjęciu obowiązującego przez dekady kodeksu Haysa, niezwykle restrykcyjnego zbioru zasad, mówiącego o tym, gdzie kończy się granica, której ze względów moralnych filmowcy nie mogą przekraczać. Przyjęło się też, że telewizję oglądają całe rodziny, więc trzeba chronić dzieci przed zgnilizną tego świata.

Gdy jednak dzieci szły spać, tatusiowie mogli włączyć sobie emitowane od roku 1976 do 1981 Aniołki Charliego. A tam trzy seksowne pracowniczki prywatnej agencji detektywistycznej z Los Angeles rozprawiały się z kolejnymi zbirami. Momentów raczej na ekranie nie było, ale pod względem seksualizacji bohaterek był to serial na tyle przełomowy, że krytycy ukuli termin Tits & Ass TV, opisujący poetykę programów telewizyjnych, w których przed kamerą dominuje to, co w nazwie (poza Aniołkami do tej szufladki załapały się jeszcze niezbyt kojarzone w Polsce produkcje Police Woman i Wonder Woman, a po latach znany i lubiany Słoneczny patrol). Akcja i fabuła to jedno, ale faceci muszą mieć na co popatrzeć. Zresztą to w ogóle były mocno patriarchalne czasy; tytułowe Aniołki mogły być bystre i inteligentne, ale i tak sterował nimi tytułowy Charlie, w końcu za karierą każdej kobiety musi stać mężczyzna.

Jak fikcyjna samotna matka wpłynęła na realne wybory prezydenta

Jeśli dobrze pamiętamy, tego serialu – w odróżnieniu od Aniołków Charliego – nie można było obejrzeć w latach 90. w polskiej telewizji. Może i dobrze, bo przeżylibyśmy szok; kręcone w latach 1985-1992, skromne Złotka przełamały tyle granic, że rewolucji starczyłoby na wiele innych tytułów. Już sam punkt wyjściowy i zerwanie z ageismem, stawiając w roli głównych bohaterek cztery starsze panie z Miami. Tu otwarcie rozmawiało się o seksie; po latach niektórzy widzowie ochrzcili Złotka mianem Seksu w wielkim mieście, ale takim w jesieni życia. Co dalej? Poruszanie niewygodnych wątków: plaga AIDS, która siała spustoszenie w latach 80., ale telewizyjne produkcje były dziwnym trafem na nią odporne, wątki transpłciowe, seksizm, homoseksualizm. To wszystko w serialu kręconym blisko 40 lat temu, a przecież niektórzy burzą się o takie tematy nawet dziś.

Swoją drogą – tu już na moment uciekamy od seksu, ale zostajemy przy tematyce społecznej – jeszcze większą aferę wywołała Murphy Brown, nadawana w latach 1988-1998 produkcja o codziennym życiu pewnej sprytnej producentki telewizyjnej. Poszło o to, że tytułowa bohaterka w wieku 40 lat zapragnęła być... samotną matką. Scenariusz ostro potępił ówczesny wiceprezydent USA Dan Quayle, oburzając się na deprecjonowanie roli ojcostwa w wychowaniu dzieci. Amba zrobiła się tak wielka, że wątek Murphy Brown był jednym z tematów spornych w kampanii wyborczej pomiędzy George'em Bushem seniorem (w jego gabinecie wiceprezydentem był właśnie Quayle) a Billem Clintonem oraz ich dwóch obozów, konserwatystów i liberałów. Dzięki fikcyjnej bohaterce widz mógł wybrać w realu, do której wizji świata jest mu bliżej.

Who run the world? Girls

Wielu oglądało w drugiej połowie lat 90. serial Buffy. Postrach wampirów, bo był to cross lekkiego horroru i szkolnej opowieści o dorastaniu. To zawsze się sprzedaje; dokładnie na tym samym patencie popłynął dekadę później Zmierzch. Inni – bo podobała im się grająca Buffy Sarah Michelle Gellar, co też jest zrozumiałe. Ale masowemu widzowi być może umknął fakt, że to odważny, jak na tamte lata, serial o odkrywaniu własnej seksualności. Zahukana Buffy z początków sagi jest kimś zupełnie innym niż ta, która zamykała ostatni sezon. To raz. Dwa – postacie Willow i Tary, które pozostawały w otwarcie lesbijskim związku. I to związku opartym na miłości, a nie chwilowej fascynacji. Tu już poprzeczkę przesunięto naprawdę wysoko, zwłaszcza że mówimy o serialu dla młodzieży. Czy jednak konserwatyści mieli się czego obawiać? Czas pokazuje, że po latach Buffy. Postrach wampirów uchodzi za ikoniczną produkcję lat 90. głównie ze względu na swój emblematyczny dla tamtej dekady klimat, a nie to, kto z kim sypia. Miłość nie wybiera.

Przełom mileniów był zresztą ważny w zmianie serialowej narracji dotyczącej kobiet. Hity lat 80.? Przyjemne w oglądaniu, ale i ociekające testosteronem Drużyna A, McGyver, Knight Rider czy Miami Vice. W latach 90. na jedną główną bohaterkę zwykle przypadał jeden facet – halo, Przyjaciele, halo, Z Archiwum X. Ale już okolice roku 2000 pokazały, że kobiety często są po prostu ciekawszymi bohaterkami niż faceci, a skoro tak długo marginalizowano je w TV – czas zaprosić je na pierwszy plan, co skwapliwie uczynili producenci Gotowych na wszystko, Seksu w wielkim mieście i Ally McBeal. Dwa ostatnie tytuły były pełne i seksu, i mówienia o seksie. Ktoś w końcu odważył się uczynić jeden z najważniejszych elementów ludzkiej egzystencji motywem przewodnim hitowej produkcji. Sprzyjało to oswojeniu publicznej dyskusji na ten temat, zwłaszcza że w tle seriali chodziło też o coś więcej; akceptację kobiet w średnim wieku, problemy związane z zaangażowaniem się w związek, presja, jaką społeczeństwo wywiera na samotne osoby. I to był naprawdę przewrót kopernikański. Gdyby wiedzę o życiu wyciągać z całych dekad serialowych produkcji – co swoją drogą robiły i dalej robią miliardy widzów – to można byłoby odnieść wrażenie, że nie wiadomo, co jest łatwiejsze: wejście w związek czy pielęgnowanie tej relacji; z szeregu tasiemców można wywnioskować, że wszystko udaje się samo. A potem wyłączamy telewizor i następuje bolesne zderzenie z rzeczywistością.

O tym zderzeniu opowiadał choćby Seks w wielkim mieście, pod wieloma względami jeden z najważniejszych seriali, jakie kiedykolwiek nakręcono. Kilka lat później śladami bohaterek poszły Girls, chociaż tu mówimy o dużo młodszych osobach.

Przytul wampira

Jeszcze dalej poszły m.in. True Blood czy Gra o tron. Tu już na pikantnych rozmowach się nie skończyło, a ekranowe postacie nawet nie ukrywały swojego popędu i apetytu na seks; poprawcie nas, jeśli się mylimy, ale czy w tym pierwszym tytule nie dokonał się pierwszy erotyczny trójkąt w historii telewizji? Burzę wywołała dodana do serialowej Gry o tron scena gwałtu, której nie było w książkowym pierwowzorze. Tymczasem chodziło o uwypuklenie problemu seksu jako czegoś, co może być też złe, lub inaczej – prowadzić do złych rzeczy. Całą paletę barw seksualności przedstawia też rozgrywające się w żeńskim więzieniu Orange Is The New Black – można zastanowić się, czy to aby nie najważniejszy tytuł ze wszystkich tu opisanych, ale te wątki są w nim tak integralne z rozwojem fabularnej narracji, że wolimy niczego nie zdradzać, jeśli ktoś jeszcze tej produkcji nie widział. No i Masters of Sex, wiadomo. Ale tu chyba sam plot mówi wszystko: chodzi o naukowe badania na polu seksu, które finalnie doprowadzają do obyczajowej rewolucji.

Takiej, jaka w ostatniej dekadzie przeszła przez telewizję. Bo czy dysponujące edukacyjnym bagażem Sex Education, czy czerpiący z estetyki opery mydlanej, ale jednak mocno pikantni Bridgertonowie, czy przełomowa Euforia, po której opowiadanie o trudach dorastania już nigdy nie będzie takie samo – wszystkie te tytuły traktują seks jak traktuje się jedzenie czy oddychanie. Jako naturalny element życia, który nie może być ani zawoalowany, ani tym bardziej pomijany, jeśli chcemy stworzyć opowieść, w którą uwierzą miliony widzów. Na pewno ważną rolę w oswojeniu seksu odgrywa powszechny dostęp do pornografii; kosmate depozytorium wiedzy o TYCH sprawach, które przez lata chowało się gdzieś na wygniecionych kartkach wszelkiej maści Playboyów, Hustlerów czy Twoich Weekendów, nagle jest w zasięgu jednego kliknięcia. Czy to dobrze? Patrząc na to, jak zgubny wpływ może mieć przyswajanie porno przez niektóre jednostki – niekoniecznie. Ale jest też druga strona medalu: ludzie, zwłaszcza ci młodzi, o seksie wiedzą po prostu więcej niż ich rówieśnicy 10, 20 czy 30 lat temu. Tylko pozornie mogą dziwić wyniki badań, wedle których genzeci uprawiają mniej seksu niż młodzi z poprzednich dekad. W rzeczywistości kluczową rolę odgrywa świadomość; seks traktowany jest jako wybór, nie konieczność, bo przecież wstyd mieć to jeszcze przed sobą. Współczesna popkultura dyskretnie radzi – warto poczekać na właściwą osobę i właściwy moment.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0