To są 4 rzeczy, za które naprawdę lubimy KęKę

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
kk.jpg

Radomianin przeżywa być może najlepszy według siebie okres w karierze raperskiej i życiu osobistym, więc nadszedł czas, by powiedzieć o nim kilka miłych słów.

Wejście na szczyt polskiej rap-gry nie jest rzeczą prostą. Jeszcze trudniejsze okazuje się jednak utrzymanie na nim w czasach, gdy wymienność słuchaczy następuje niemal miesiąc w miesiąc, a presja newcomerów, dzięki rozwojowi internetu, jest silniejsza niż kiedykolwiek.

Krótko mówiąc: trzeba być lepszym oryginałem, żeby móc tego dokonać. Kę może platynowymi płytami obwiesić spory pokój i nic nie wskazuje na to, by nagle miał doświadczyć tąpnięcia w kwestii popularności. Zaraz dowiecie się, czemu udało mu się porwać tłumy i zyskać u nas sympatię.

1
Zrobienie czegoś wielkiego z niczego

Różne są drogi do sukcesu w muzyce. Jedne zaczynają się od wirusowego hitu, który stopniowo infekuje kolejnych słuchaczy, inne znowu są dość logiczną wypadkową kilku rzeczy naraz (zarówno talentu i samozaparcia, jak i odpowiednio adresowanych piątek oraz timingu wydawniczego).

Historia KęKiego jest jednak jedyna w swoim rodzaju. Mówimy przecież o facecie, który na naprawdę szerokie wody wypłynął dopiero po trzydziestce, wcześniej będąc po prostu jednym z barwnych graczy ówczesnego rodzimego podziemia, do tego mocno osadzonym lokalnie i trawionym na co dzień prywatnymi problemami, które podawały w wątpliwość jego szanse na sukces czy nawet spokojne życie. Głośne prorokowanie mu ogromnej, nie tylko środowiskowej kariery aż do pierwszego legala (a nawet i sporo czasu po nim) było opinią szaleńca. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że nie ma drugiego rapera, u którego okoliczności byłyby tak niesprzyjające i mówiące dosadnie: stary, to nie ma prawa się udać. A jednak się udało, bardziej niż ktokolwiek mógł przypuszczał.

2
Zawsze co w sercu, to na języku

Rap, jak bodaj żaden inny gatunek muzyczny, opiera się na emocjach, szczerości i autentyczności. To właśnie dlatego, gdy zabraknie któregoś ze wspomnianych komponentów, dany nawijacz – nawet najbardziej skillowy – prędzej czy później trafia na śmietnik historii.

To akurat z pewnością nie grozi bohaterowi tego tekstu, ponieważ jego linijki brzmią tak, jakby w rogu klimatycznego lokalu, przy mało uczęszczanym stoliku, zwierzał się swojemu rozmówcy z aktualnych rozterek i zdarzeń. Co ciekawego ten stan rzeczy nie pojawił się nagle, tylko jest nierozerwalnie związany z reprezentantem Radomia już od pierwszych luźno wypuszczonych tracków. Każde kolejne wydawnictwo, czy to będące doraźnym kawałkiem, czy też pełnoprawnym albumem, nie ma w sobie nic z pozy, dlatego żaden z etapów ewolucji życiowej tego faceta nie gryzie się ze sobą i nie wygląda na wykoncypowany pod gust słuchacza. Ba, droga od balangującego gościa, któremu Rosjanka Tatiana robiła dobrze za smażalnią, przez poturbowanego, choć młodego jeszcze człowieka, aż do statecznego, dbającego o siebie i rodzinę ojca dzieciom wydaje się więcej niż logiczna.

3
Spójny mindset

To, co za chwilę napiszemy, wiąże się w pewien sposób z poprzednimi zdaniami, ale warto o tym wspomnieć osobno.

Nie jest żadną tajemnicą, że część twórczości szefa Takie Rzeczy Label, szczególnie ta sprzed paru lat, mogła odstraszać sporo osób choćby przez swój prawicowy przechył. Zupełnie nas to nie dziwi, bo w końcu kwestia opcji światopoglądowej jest bodaj najbardziej polaryzującą nad Wisłą. Nie trzeba nawet w jednym procencie zgadzać się z tymi czy innymi poglądami KęKę, żeby przyznać, że jego stabilność w nawijanych prawdach (ogólnie mówiąc życiowych), bez choćby cienia chorągiewkowania, jest jednak czymś rzadko spotykanym. Dzięki niej fan może poczuć się pewnie, nawet jeśli z tym czy innym aspektem przekonań mu niekoniecznie po drodze. Dodajmy na koniec, że i z tą prawicowością też już jest inaczej – wraz z każdą kolejną płytą staje się ona coraz mniej radykalna, ustępując miejsca bardziej krytycznemu oglądowi wcześniejszych twardych sądów.

4
Udana walka o siebie

Tak, tak, wiemy, na pierwszy rzut oka wygląda to nieznośnie górnolotnie, ale cóż, taka jest prawda. I nie da się z tym handlować.

Dzieje jednego z najbardziej cenionych raperów w Polsce są też przecież do bólu prawdziwą opowieścią o walce z uzależnieniem od alkoholu, zmierzającym do wiadomego końca. Rap, rzecz jasna jako jeden z kilku ważnych elementów, doprowadził Kę do ładu i dał mu szansę na drugie życie. Wie o tym każdy, kto słuchał z uwagą chociażby Trzecich Rzeczy, będących brawurową, niesamowicie rzetelną autoanalizą. Ci, którym zdarza się jeszcze raz na jakiś czas rzucić zdanie w stylu: ech, szkoda, że już nie ma Pietrka z tym pijackim flow, naprawdę nie wiedzą, co mówią. Żaden sekciarski coaching nie daje tyle, ile spojrzenie na człowieka, który po latach niepokoju odnalazł spokój i wreszcie może żyć świadomie, na własnych zasadach.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.