Wersje fit i najszybszy na świecie z niskim IQ. Co sparingi mówią o formie piłkarzy Legii

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa. Zgrupowanie w Dubaju. 10.01.2022
FOT. MARCIN SZYMCZYK/ 400mm.pl

Dlaczego Artur Boruc całkowicie zaskoczył Aleksandara Vukovicia, a Jurgena Celhakę można nazwać wygranym dubajskiego zgrupowania? Dlaczego Lirim Kastrati wygląda na zawodnika zupełnie przepłaconego i czy istnieje dla niego jakaś pozycja na boisku? Kto z młodego naboru jest najbliżej pierwszego składu i dlaczego poleganie na niektórych graczach może skończyć się klęską? Z bliska w Dubaju obejrzeliśmy mecze towarzyskie Legii z Krasnodarem (2:1) oraz Rigą (2:0). Sparingi nigdy nie są do końca wiarygodne, tym bardziej kiedy oglądamy w nich piłkarzy z ciężkimi nogami i na różnych etapach przygotowań, ale dają wiele wskazówek, od kogo można oczekiwać dobrej gry i jakie wady oraz zalety posiadają poszczególni zawodnicy.

Korespondencja z Dubaju

Najważniejszym sparingiem dla Aco Vukovicia była rywalizacja z Krasnodarem, piątym zespołem ligi rosyjskiej prowadzonym przez utalentowanego niemieckiego menedżera Daniela Farke z przeszłością w Norwich. Chociaż rywale zaczęli poźniej przygotowania, czuć było u nich jakość. Nas interesował przede wszystkim występ Grzegorza Krychowiaka, ale 8 mln euro wydane na Juniora Alonso czy 5 mln na Erika Botheima pokazują, że Rosjanie funkcjonują w zupełnie innej rzeczywistości finansowej oraz piłkarskiej. Ten pierwszy jest szczególnie ciekawym przypadkiem, bo to zawodnik z największą liczbą minut na świecie w 2021 roku. Nikt nie grał więcej od niego. Paragwajski stoper jako jedyny przekroczył barierę 6 tysięcy minut (dokładnie 6641) w roku kalendarzowym i rozegrał 74 mecze dla reprezentacji oraz mistrza Brazylii Atletico Mineiro.

W Krasnodarze mogliśmy również obserwować dwóch reprezentantów Rosji, co jest ważnym aspektem w kontekście marcowych baraży o mundial. W bramce stał 22-letni Matwiej Safonow (podstawowy golkiper Rosji w ostatnich czterech meczach o punkty), a w 35. minucie do gry wszedł doświadczony skrzydłowy Aleksiej Ionow, również ceniony gracz przez selekcjonera Walerija Karpina. Uwagę zwracali również Cristian Ramirez, Wanderson czy Viktor Claesson. Chociaż Krasnodar traci 9 punktów do prowadzącego w lidze Zenita, bardzo poważnie myśli o powrocie do Europy w następnym sezonie.

POTRZEBA ENERGII SLISZA

Mecz towarzyski w Dubaju pokazał to, czego Legia nie miała przez całą rundę jesienną, czyli potrafiła odwrócić sytuację i zareagować po straconej bramce. Jako pierwszy trafił Wanderson, ale zamiast zwieszania głów i patrzenia w ziemię, pojawiła się chęć podniesienia się. To pierwszy symptom pokazujący, że zespół ze strefy spadkowej mógł przejść reset i przygotowuje się na zupełnie nowe otwarcie. Na tle lepszego rywala Legia wyglądała naprawdę nieźle. Obiła słupek, obiła poprzeczkę, ale próbowała zaproponować własne warunki, a w niektórych fragmentach złapać rywala wysokim pressingiem. Ani Grzegorz Krychowiak nie był pewnym elementem przy rozegraniu piłki, ani tym bardziej bramkarz reprezentacji Safonow, którego łatwo było zmusić do nerwów i pomyłek. To wartościowa wskazówka dla przyszłego selekcjonera reprezentacji Polski, bo w tym elemencie naprawdę należy upatrywać szansy dla biało-czerwonych. Kiedy skoncentrowało się pressing na Safonowa i zmusiło go do grania lewą nogą, sporo piłek lądowało na aucie lub pod nogami przeciwników.

Można zacząć właśnie od polskiej rywalizacji Slisz - Krychowiak w środkowej strefie. Polak jako najbardziej cofnięty pomocnik miał organizować grę i transportować piłkę do przodu. Przejmował ją od stoperów i pomagał w wyprowadzeniu, lecz widać, że na tym etapie brakuje mu szybkości w działaniu. Krychowiak pokazywał się na wolne pole i w pewnych elementach jak praca rękami, zastawienie czy przerzut nadal jest zawodnikiem ponadprzeciętnym. Ale nie brakuje mu wad, które uwypuklają się wraz z wiekiem. Z Legią Krychowiak grał bardzo wolno, zbyt często poprawiał piłkę, robił to na kilka kontaktów. Później ratował się agresją, gdy rywale już do niego doskakiwali. Umówmy się, że pressing Legii nie jest najlepiej skoordynowanym na świecie i cały czas ma mnóstwo braków – o czym świadczą ciągłe wskazówki i poprawki Vukovicia – a jednak kilka razy legioniści złapali Krychowiaka i zabrali mu piłkę. Kiedy dynamicznie doskakiwał do niego Slisz, pojawiały się kłopoty. Przy znacznie lepszych przeciwników szybko mogą wyjść problemy Krychowiaka z przyjmowaniem futbolówki plecami do bramki i wolnym, ślamazarnym obracaniem się w drugim kierunku. Skoro nawet Slisz to obnażał, to co będzie przy doświadczonych piłkarzach klasy międzynarodowej?

Chociaż 22-letni Bartek Slisz nie wystrzega się błędów technicznych, jest dzisiaj piłkarzem absolutnie niezastąpionym w koncepcji Vukovicia. Lepiej wygląda bez piłki niż z nią, lepiej czuje się w fazie defensywnej niż w kreacji, ale Legia nie ma drugiego zawodnika pokrywającego tak wielkie przestrzenie w trakcie gry. Slisz jest w talii Vukovicia wyjątkowy, jeśli chodzi o intensywność grania, doskok do przeciwnika, przerywanie akcji w środku pola, czytanie gry i asekurację dla defensorów. To kluczowy gracz w fazach przejściowych, co ten obóz jedynie potwierdził. Trudno sobie wyobrazić, że Vuković wystawiłby wyjściową jedenastkę bez niego. Skoro za plecami Pekharta postawił na Luquinhasa oraz Josue (i to bardzo realne zestawienie na ligę), to Slisz jest elementem, który wzmacnia pressing zespołu. Portugalczyk jest piłkarzem grającym często na stojąco, lecz dynamika i mobilność Slisza sprawiają, że można przykryć braki Josue w tym elemencie. Często to Slisz jest ustawiony najwyżej z drugiej linii i to on ma wykonać doskok, aby wymusić na rywalu stratę. Cały czas zdarzają mu się błędy w rozegraniu, ale wnosi do tej fizycznej strony gry coś, czego nie daje nikt inny.

BEZ ROZWIĄZANIA NA WAHADLE

Największy kłopot mistrzowie Polski (tytuł, którym jeszcze przez chwilę mogą się posługiwać) będą mieli na wahadłach. To kluczowe pozycje, jeśli chodzi o moc w bocznych sektorach i wykorzystanie głównego napastnika Tomasa Pekharta, lecz na razie obserwujemy tam same braki. Mattias Johansson jest widziany przez Vukovicia bardziej jako półprawy stoper, bo nie ma zdrowia ani możliwości fizycznych, by grać z powodzeniem od linii do linii na prawym wahadle. Szwed ma swoje ograniczenia i jest bardziej klasycznym bocznym obrońcą. Stąd najlepsze wrażenie na tej pozycji zrobił 18-letni Jakub Kwiatkowski, obok Igora Strzałka młody gracz, który pozytywnie pokazał się trenerowi.

Kwiatkowski na dzisiaj nie jest jeszcze gotowym produktem i widać u niego cały czas zachowania z piłki juniorskiej. Brak częstszego podejmowania ryzyka, zawahanie kiedy można ruszyć na wolną pozycję, brak przekonania w niektórych sytuacjach. Pewnie wśród rówieśników rozgrywałby identyczne akcje zupełnie inaczej, ale tu cały czas mierzy się z przeskokiem do piłki seniorskiej. Daje jednak perspektywy, że przy prawdziwej szansie i zaufaniu może się na stałe przebić do kadry pierwszego zespołu. Na pewno grał o wiele mądrzej niż wystawiany na tej samej pozycji Lirim Kastrati, u którego brak inteligencji boiskowej od razu rzuca się w oczy.

Na lewym wahadle, gdzie z przymusu występował Mateusz Hołownia, też czuć było wciśnięty hamulec. Wiele ataków zwalniało przez jego ograniczenia, pozbawiał grę płynności, kiedy Luquinhas próbował go wypuszczać na wolne pole czy zaprosić do gry. Trudno wyobrazić sobie ofensywną, przekonującą Legię z takim składem wahadłowych mających ewidentne ograniczenia. Hołownia to również bardziej człowiek boku obrony, niż systemu z wahadłowymi. O ile odzyskanie Mladenovicia powinno być priorytetem Vukovicia na wiosnę, tak Legia ewidentnie potrzebuje skoki jakościowego na tych pozycjach. Przez zawieszenie Serba za kartki i uraz Yuriego Ribeiro to Hołownia najpewniej rozpocznie sezon na tej pozycji. I jego braki powinny rzucać się w oczy. To piłkarz mogący być cennym uzupełnieniem składu i alternatywą, ale gdyby miał zostać pierwszym wyborem na tej pozycji, to trudno wyobrazić sobie Legię z mistrzowskimi ambicjami w przyszłym sezonie.

Aby wykorzystać wzrost i umiejętność gry w powietrzu Pekharta, warszawska drużyna potrzebuje silnych wahadeł. O ile na lewej stronie jest dobrze zabezpieczona pod warunkiem zdrowia Ribeiro oraz Mladenovicia, tak na prawej Vuković zastał lekką pustynię. Brakuje tam zdrowego balansu. Johansson jest zbyt defensywny, Kwiatkowski i Skibicki mają potencjał, ale też swoje braki taktyczne, a Kastrati zupełnie się tam nie odnajduje i naraża drużynę na poważne kłopoty. Jeśli coś spowolni Legię na początku rundy wiosennej, to właśnie braki w bocznych korytarzach.

OBAWY O ŚRODEK OBRONY

Vuković zdecydował się na system z trójką obrońców po analizie możliwości kadrowych. 6-7 środkowych defensorów sprawia, że najczęściej zobaczymy Legię w systemie 3-4-3 lub 3-5-2. Niemniej środek defensywy też stanowi znak zapytania na tym etapie przygotowań. Z Krasnodarem zagrali na tych pozycjach Johansson, Wieteska oraz Mateusz Grudziński, którego największym atutem jest gra lewą nogą. Pewniak na ligę jest tylko jeden i jest nim Wieteska zupełnie zmieniający wyprowadzenie piłki w drużynie ze strefy spadkowej. W tym elemencie gry jest defensorem wyróżniającym się w skali całej ekstraklasy.

Normalnie miejsca obok niego zajęliby Artur Jędrzejczyk i Maik Nawrocki, lecz obaj dopiero wracają do zdrowia. Sparingi pokazały, że Mattias Johansson powinien zagwarantować względny spokój w tym obszarze. Znacznie bardziej elektryczny w roli półprawego stopera okazał się Lindsay Rose, który grał przez ponad godzinę. Na naprawdę dobrej murawie w Dubaju co chwilę zagrywał bardzo nerwowe piłki do Wieteski. Bał się brania na siebie odpowiedzialności, nie popychał gry do przodu i wystrzegał się progresywnych podań. A kiedy już oddawał do środka do Wieteski, piłka też leciała zbyt lekko albo była zagrywana na wysokości kolana. Z upływem czasu Rose się uspokajał, ale czuć, że w elemencie samego wyprowadzenia nie jest człowiekiem, o jakiego można być spokojnym. Napastnicy Krasnodara bardzo łatwo wyciągali go z jego strefy, co też tworzyło wielkie dziury. Obrońca z Mauritiusu wygrywał pojedynki powietrzne, lecz miał problemy z odbudowywaniem defensywy i trzymaniem pozycji. Obserwacje sztabu były takie, że Rose musi złapać większą pewność siebie i zaufanie do własnych umiejętności, aby prezentować odpowiedni poziom. Ale nic dziwnego, że rywale czekali z momentem pressingu właśnie na moment, kiedy to on dostanie futbolówkę.

W odwodzie są Mateusz Grudziński i Karol Noiszewski. W meczu towarzyskim z Rygą to ten drugi wyglądał bardziej przekonująco, jeśli chodzi o interwencje oraz skuteczność wyprowadzenia piłki. To u Grudzińskiego naliczylibyśmy więcej pomyłek i niepewnych wyjść. Trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby trzeba było postawić na eksperymentalny środek obrony na inaugurację ligi, Legia mogłaby się mocno przejechać z oczekiwaniami. Rose, piłkarze z rezerw czy Charatin to przepaść, jeśli chodzi o współpracę i skuteczność bronienia. O ile Ukrainiec doskonale wyprowadza piłkę i zachowuje spokój w fazie wyprowadzenia, całkiem nieźle również trzyma głębię, tak zagubi się przy szybszych atakach i dynamicznych wyjściach rywali. To właśnie zestawienie pięcioosobowej linii defensywnej może stanowić największy kłopot dla Vukovicia w lutym. Nie musi aż tak bać się o kreację czy środkową strefę, co właśnie o pewną defensywę i nietracenie głupich bramek. Same niezgrane wyjścia stoperów z Krasnodarem sprawiały, że polski klub powinien stracić więcej bramek niż tylko jedną.

PORTUGALSKA JAKOŚĆ

Do drużyny udanie wprowadza się Patryk Sokołowski i bardzo możliwe, że wygra nawet miejsce w wyjściowej jedenastce. Kiedy trzeba prowadzić grę, to bardzo sprawny organizator, inteligentny rozgrywający, czujący się dobrze w drużynach mających inicjatywę. Jego wejście do składu pozwoli przesunąć bliżej napastnika Josue, który zrzucił kilka kilogramów i prezentuje się naprawdę dobrze. Wygląda smuklej, ale też jest skuteczniejszy, o czym świadczą dwa złote dotyki w sparingach – bramki po lobie i technicznej wkrętce. Czuć po zagraniach Portugalczyka, że pod względem samej błyskotliwości potrafi więcej niż inni. Vuković musi być jednak świadomy wszystkich jego wad i zalet – pośle lepsze prostopadłe piłki niż ktokolwiek inny, ale też nie ruszy sprintem za rywalem. To rozgrywający w starym stylu.

Zapewne to na nim i na nowym kapitanie Luquinhasu będzie opierać się cała gra z przodu. Portugalczyk i Brazylijczyk powinni być duetem ciągnącym ten wózek, coraz lepiej zaczyna też wyglądać Tomas Pekhart, który pewnie nie powtórzy sezonu życia, ale celuje wiosną w odblokowanie się i powrót do dawnej skuteczności. Kluczem będzie zadbanie o właściwy serwis dla czeskiego wieżowca, chociaż z Krasnodarem bardzo mógł się podobać, jak zakładał pressing i jak mądrze wyglądał w ruchach bez piłki.

Gdyby jednak szukać największego wygranego dubajskiego zgrupowania w oczach Vukovicia, byłby nim Artur Boruc. Kiedy zastał go w klubie, pojawiły się szczere wątpliwości, czy 41-latek jeszcze zdoła być liderem tej grupy. Może Boruc nie był zapuszczony, ale daleki od imponującej formy. Natomiast od początku przygotowań wygląda naprawdę dobrze zarówno w meczach, jak i treningach. Znowu czaruje refleksem. Wybrania całe sparingi. Dyryguje linią defensywy. Naprawdę wygląda na człowieka, który nie zamierza jeszcze kończyć kariery i może być nadzieją tej drużyny. Kiedy Vuković chwalił najstarszego człowieka w kadrze, odpukał dwa razy w stół. Bo Boruc jak to Boruc – zawsze może pójść swoją ścieżką. Na dzisiaj jednak na dwa tygodnie przed startem ekstraklasy to najbardziej pozytywne zaskoczenie w oczach trenera. Czuć w nim chęć powrotu do bramki w wielkim stylu i pracował na naprawdę wysokich obrotach. Sparing z Krasnodarem (2:1) w wykonaniu legionistów całościowo mógł się podobać. Przy ciężkich nogach, wysokich obciążeniach i takich brakach kadrowych wyglądali zaskakująco dobrze. Prowadzili grę i byli konkretniejsi pod bramką. Czuć było entuzjazm i odbudowę mentalną, o jakiej tyle opowiadał stary-nowy trener.

NAJSZYBSZY NA ŚWIECIE, ALE NIE AŻ TAK

Dzień później warszawiacy zmierzyli się drugim garniturem z Rygą FC (2:0), czyli czwartą siłą łotewskiej Virsligi. Różnica poziomów i trudności przeciwnika była bardziej niż widoczna. To po prostu rywal z innej półki, więc nawet młodzież nie miała problemów, by zagrozić Łotyszom. Mecz był rozgrywany w bardzo wietrzej aurze, dużo było walki, nie były to specjalnie porywające zawody, ale z pewnością dały ciekawy materiał poglądowy Vukoviciowi.

Gdy o największego wygranego zgrupowania pytaliśmy dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego, ten rzucił: „Obserwujcie na sparingu Celhakę. Jurgen jest nie do poznania względem jesieni. Na treningach wymiata”. I rzeczywiście 21-letni Albańczyk wyglądał na odrodzonego. Brał się za rozgrywanie i pokazywał do kreowania od tyłu, odpowiedzialnie zarządzał piłką, przyspieszał grę, pokazywał się między liniami, miał mnóstwo otwierających podań i radził sobie pod naciskiem przeciwnika. Wychodził z najtrudniejszych opresji, co potwierdzało słowa Zielińskiego, że Celhaka wskoczył na inny poziom zaufania do własnych umiejętności. Trudno powiedzieć, czy to on miałby grać obok Slisza, ale w takiej dyspozycji na pewno zasługuje na znacznie więcej minut jesienią. Albańczyk pokazał wszystkie pozytywne cechy, za jakie sprowadzono go do Polski. I rozgrywał w środku jak doświadczony gracz, a nie piłkarz z rocznika 2000.

Pewnie drużyną dyrygował Cezary Miszta, wiele skutecznych interwencji miał Karol Noiszewski, pewny z piłką w roli wycofanego stopera był Igor Charatin (gorzej kiedy trzeba było bronić), a Maciej Rosołek zyskał w fizycznych starciach z przeciwnikami. Ale raczej więcej było sygnałów alarmowych, niż powodów do zachwytu po tym drugim meczu. Trener Vuković często oglądał go z rękami założonymi za głowę, nie mogąc uwierzyć w niektóre zachowania swoich piłkarzy. Najbardziej obrywało się Lirimowi Kastratiemu, który biegał tuż obok niego przy linii bocznej.

Od razu czuć, że pozycja wahadłowego nie leży Kosowianinowi. W defensywie ustawiał się fatalnie i nadrabiał jedynie szybkim doskokiem do przeciwnika. Bardzo źle wyglądał przede wszystkim taktycznie. Źle zawężał, nie wiedział, jak się poruszać, a jego repertuar zwodów z przodu był monotonny i schematyczny. Albo próbował wyprzedzić rywala, idąc na prawą nogą, albo zatrzymywał się z piłką, wycofywał ją i zwalniał całą akcję. Sprawiał wrażenie, jakby jego jedynym atutem było wyjście na wolne pole za plecy obrońców. Ale kiedy Legia będzie grała z przeciwnikami cofniętymi głęboko, Kastrati wygląda na gracza bardzo nieprzydatnego. Rzuca się w oczy, że jest zawodnikiem o ograniczonej inteligencji boiskowej i bazuje głównie na darze szybkościowym. Jednak nawet jako drybler zawodzi. Koledzy kilka razy próbowali skorzystać z jego przyspieszenia, lecz też wierzyli w niego bardziej, niż on sam, posyłając zbyt silne podania. „Ku…, on jest najszybszy na świecie, ale nie aż tak szybki” – kwitował Vuković.

PIŁKARZ BEZ MAPY

Na drugiej stronie zastosował manewr z odwróconym wahadłowym Kacprem Skibickim. Jemu też jeszcze wiele brakuje taktycznie, ale wyglądał lepiej niż Kastrati na nieswojej pozycji. Ten sparing kosztował go sporo sił i w drugiej połowie, kiedy tylko pojawiały się zmiany, wypompowany z nadzieją patrzył, czy jego czas już dobiegł końca. Vuković to dostrzegł i rzucał chłopakowi wyzwanie, trzymając go na boisku. To była gierka trenera, aby przekroczyć jego progi wytrzymałości. „Jeszcze dasz radę. Dawaj Skiba, jedziesz jeden na jeden” – krzyczał, namawiając go do odważniejszej gry. Skibicki jako jeden z nielicznych próbował wchodzić w pojedynki i łamał schematyczną grę. Robił to jednowymiarowo, bo zawsze szukał zejścia wyłącznie do prawej nogi, ale często udawało mu się uciec sprytem i szybkością przed atakującymi go rywalami. Tym meczem pokazał sporo braków, ale bardziej zaplusował i dał trenerowi do myślenia.

Tego raczej nie można powiedzieć o Bartłomieju Ciepieli, który był naładowany energią, ale gwarantował zupełnie inną jakość w środku pola niż Slisz, Sokołowski czy Celhaka. W szatni piłkarskiej powiedzieliby, że biegał bez włączonej mapy. Kilka błędów w ustawieniu i puszczanie rywala środkiem wywoływało nerwy przy ławce trenerskiej. Vuković oczekiwał od niego również częstszych akcentów z przodu. Gdy raz aż prosiło się o wejście z drugiej linii i wsparcie, trener skwitował to wymownym komentarzem: „Ciepel, przecież to jest bieganie w moim tempie, daj coś więcej!”. Nie ma wątpliwości, że sama forma sportowa bardziej przybliża do składu Celhakę niż rok młodszego Ciepielę.

Chociaż 20-letni Maciej Rosołek i 19-letni Szymon Włodarczyk kończyli sparing z bramkami, czuć przepaść między ich wpływem na grę a tym co potencjalnie daje Tomas Pekhart. To również kwestia, jaką sztab Legii musi mieć na uwadze, skoro Mahir Emreli najpewniej już nigdy nie zagra w tych barwach. Rafa Lopes jest walczakiem, ale piłkarsko ma swoje naturalne ograniczenia. Skok jakościowy powinien w końcu wykonać Ernest Muci. Czuć, że potrafi bardzo dużo i jest ulepiony z innej gliny, ale pytanie czy pokaże to u nowego szkoleniowca. Z Rygą wyłączał się na dłuższe fragmenty gry i nie był tak aktywny, jakby wymagało się od decydujących postaci z przodu. Niewątpliwie jednak ma talent i papiery na walkę o skład. Atak Legii wygląda atrakcyjnie w najlepszym garniturze, ale gdy kogoś z decydujących postaci zabraknie, przeskok jest odczuwalny. Vuković będzie chciał stawiać na Rosołka, jednak on też jeszcze nie wygląda na piłkarza gotowego do gry w klubie o takich aspiracjach. Jak to jednak w piłce bywa: przy zaufaniu trenera można osiągnąć swoje maksimum.

RESET MENTALNY

Obserwacja treningów i sparingów Legii z bliska daje odczucie, że to drużyna zresetowana i odbudowana mentalnie. Teraz potrzebuje wyłącznie przełożenia tego na oficjalne wyniki i kontynuacji w ekstraklasie. Łatwo wyobrazić sobie, że stare demony powrócą, jeśli od pierwszej wiosennej kolejki piłkarze Vukovicia nie zaczną wygrywać. To drużyna, która z takim potencjałem personalnym z dużym spokojem powinna się utrzymać w lidze i zagwarantować to sobie już w pierwszej części rundy. Niemniej na wielu pozycjach cały czas ma braki jakościowe i będzie to odczuwalne przy każdej absencji. Poziom wyjściowej jedenastki a rezerwowych drastycznie się różni.

Gdyby to był sam początek rozgrywek, a nie próba ucieczki ze strefy spadkowej w połowie sezonu, Legia nie wyglądałaby na drużynę o mistrzowskich aspiracjach. Doprowadziła do sytuacji, kiedy znacznie bardziej zbilansowana i mądrzej zbudowana jest ekipa Lecha Poznań, a i pewnie Raków Częstochowa czy Pogoń Szczecin niespecjalnie mają się czego wstydzić. Sparingi nigdy nie mówią całej prawdy o poziomie drużyny, ale jeśli mają w sobie chociaż trochę logiki, to Legia powinna wyglądać wiosną zupełnie inaczej niż jesienią. Braków jest cały czas sporo: w defensywnych stałych fragmentach gry, w trzymaniu linii defensywnej czy wyskakiwaniu do pressingu, w samym kontrolowaniu emocji, ale mimo wszystko Vuković wykonał dużą pracę, aby zresetować głowy mistrzów Polski. Klasycznie powszechną narrację zbudują dopiero wyniki, ale obserwacja sparingów Legii pozwala zakładać, że to za mało na odzyskanie dawnej pozycji, ale wystarczająco, by nie bać się o spadek z ekstraklasy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.