
To jeden z naszych najbardziej pracochłonnych i najobszerniejszych rankingów, ale warto było! Składamy hołd ekscentrykom, którzy wzbogacili krajowy hip-hop o nutkę czystego, niczym nieskrępowanego szaleństwa. Niech gra muzyka!
Nawet nie będziemy udawać, że nie podpatrzyliśmy tego pomysłu u redakcji Weszło; jakiś czas temu nasi koledzy zamieścili na swoim portalu wielką listę największych świrów w najnowszych dziejach polskiej piłki. My postanowiliśmy przeszczepić ten patent na znacznie bliższy nam polski rap. I zawęzić zestawienie do czterdziestu czterech miejsc, chociaż i tak po pierwszej selekcji wyszło nam dwa razy tyle.
Kogo znajdziecie na liście? I dyżurnych wariatów rapu, i cenionych, barwnych ekscentryków; są newcomerzy, są też ci, którzy utonęli w odmętach masowej niepamięci. Przede wszystkim chcieliśmy dać wam jednak trochę powodów do śmiechu, a działalność tych ludzi zagwarantuje wam to od ręki. Z ręką na sercu – jeszcze nigdy nie bawiliśmy się tak dobrze przy tworzeniu jakiegokolwiek tekstu.
Młody Dron
Zwykło się mawiać, że cienka jest granica między geniuszem a szaleństwem. I nie ma bardziej namacalnego dowodu na prawdziwość tych słów od figury Młodego Drona; postaci, która istnieje naprawdę, choć właściwie mógłby ją napisać Bruno Schulz, gdyby tylko miał w Drohobyczu dostęp do mefedronu.
W przygotowanym przez nas rankingu nie brakuje bohaterów absurdalnych nagrań czy newsów z cyklu szok i niedowierzanie, natomiast reprezentanta grafficiarskiego ramienia JWP i jednego z liderów Hewry zdecydowaliśmy się wyróżnić po prostu za całokształt twórczości i całe jego jestestwo. Dron nie tylko wzniecił na Bielanach chuligańską i vaporwave'ową zarazem epidemię, która wkrótce rozlała się po całej Polsce, ale także dał się poznać jako posiadacz najbardziej kultowego wąsa od czasu Toma Sellecka i wynalazca tańca o potencjale równym Macarenie i Kaczuchom. Za sam występ u Winiego miejsce w pięćdziesiątce należy mu się z automatu... Marek Fall
Jurgen Kaczówka i MC Onufry
W polskim rapie krążą naprawdę duże pieniądze, albumy mają kumatych producentów wykonawczych, a połowa mam chce, by ich zięciem został miły, elokwentny i przystojny Taco Hemingway. Cóż jednak z tego, skoro coraz mniej w środowisku oryginałów, których brzmiące chałupniczo, prześmiewcze wrzuty niegdyś podnosiły ciśnienie obrastającym w piórka raperom, a nam dokładały kolejną pozycję do katalogu guilty pleasures?
Dobra, bez żartów. Działalność Obrońców Hardkoru, czyli m.in. Jurgena i Onufrego, to wyjątkowo kuriozalny błąd w scenowym Matriksie, zjarany trolling, który zaczął żyć własnym życiem. Miał on jednak tę zaletę, że dzięki niemu nikt nie musiał już zachodzić w głowę, jak wyglądałby potworniak powstały przypadkiem po trójkącie 4chana, forum z kreską i taniego mikrofonu do Skype'a. No i dla przeciwwagi tę wadę, że uaktywnił część alternatywnych pismaków, którzy jak zwykle zaczęli doszukiwać się ukrytych sensów i dekonstrukcji w grubo ciosanym żarcie, radośnie się przy tym masturbując. I właśnie ta ostatnia sprawa jest po latach kluczowa, bo co jakiś czas grupowy Epikurejski Cytoblast Ulicy czy solowe Nawąchawszy pojawiają się w niektórych rejonach sieci jako całkiem udana satyra nie tylko na rap, ale i społeczeństwo. Bądźmy jednak poważni – nawet hip-hopolo, które powinno się nazywać Dumbo, by mogło ukryć wszystko, co miało za uszami, zasługiwało na dużo zabawniejszy rewers. Krzysiek Nowak
Sierżant Bagieta
Nic mu się nie stanie. I będzie to początek snitch-wave’u, gdzie współcześni słuchacze rapu dają przyzwolenie donosicielom i kapusiom – przewidywał jesienią 2019 roku Kaz Bałagane, zapytany o dalsze losy Tekashiego. Na przekór kodeksowi ulicy występował nie tylko 6ix9ine, ale także nasz Michał Wojtek. Kiedyś głośno było z kolei o zawodowej przeszłości Ricka Rossa, który miał pracować jako klawisz. A wszystkich i tak przebija… Sierżant Bagieta.
Dwudziestokilkuletni sierżant z Katowic został gwiazdą YouTube’a, opowiadając o kulisach pracy w policji. Jego kanał ma obecnie blisko 250 tysięcy subskrybentów, a na Instagramie obserwuje go 53 tysiące osób. A co to ma wszystko wspólnego z rapem? Otóż Bagieta wystąpił gościnnie w numerze Dumny z bycia psem, w którym rzucał prowokacyjne wersy w rodzaju Sebiksie, Karyno, Jessico, Brajanie / To już szósta rano – słyszycie pukanie? Ideą stworzenia piosenki oraz teledysku było budowanie pozytywnego wizerunku Policji jako formacji, w której służą ludzie z pasją – można było przeczytać w opisie piosenki. Rapujący policjant i rapujący youtuber w jednym? To się nazywa kumulacja! Marek Fall
Sowa
O jednym z pionierów rapowej sztuki marginesu z YouTube’a zrobiło się głośno na początku poprzedniej dekady, kiedy światło dzienne ujrzał numer Duże Elo. Sowa – prosty człowiek czynu / Sowa – prosto z Kędzierzyna – nie mówił szeptem, gdy mówił, skąd pochodzi. Naprawdę głośno zrobiło się o nim jednak niedługo później za sprawą memogennego szlagieru Dziś w klubie będzie Bang, który po dziś dzień uchodzi za jeden z największych klasyków w dziejach polskiego internetu.
Pomimo upływu lat zwariowany offbeatowiec wciąż pozostaje aktywny w rozrywkowym podziemiu. Opowiadał już kawały na YouTube, nagrał wraz z Bodychristem remiks Wodospadów Popka, a nawet wydał w 2018 roku długogrający materiał Różowy Flaming, któremu towarzyszył mixtape Biały Kruk. Sowy nie są tym, czym się wydają – mówił gigant z Miasteczka Twin Peaks, ale to akurat nie jest ten przypadek… Marek Fall
Andrzej Buda
Fizyk, dziennikarz muzyczny, autor książek o rapie i swego czasu jeden z największych ekscentryków w branży, chociaż on tak o tym nie myślał. Do legendy przeszły burzliwe dyskusje na muzycznych forach (okolice 2006-2007), gdy udowadniał, że krytycy kierują się przy ocenie płyt swoim pochodzeniem etnicznym, wybierając najważniejsze albumy roku stosował metody statystyczne, a nad wszystkim unosił się stale podsycany przez Budę duch globalnego spisku żydowskiego. Dla polskich artystów był dużo bardziej litościwy, o ile oczywiście ich światopogląd znajdował się po właściwej stronie politycznej – jeśli nie, wtedy wjeżdżały konkretne zarzuty: Łona ma coraz gorszy głos jakby palił więcej papierosów, oraz teksty mniej zakamuflowane niż na Insercie. Najwięcej hipokryzji ma „Święty spokój” podsumowany puentą, że babcia powinna ze swoim wnuczkiem założyć konto w banku i przyłączyć się do systemu finansowego żydowskich bankierów. Hipokryzję przekazu Łony na szczęście szybko zweryfikował kryzys w strefie euro i na giełdach.
Tak – to jest autentyczny fragment recenzji albumu Łony.
Obecnie Buda jest postacią zapomnianą, ale te kilkanaście lat temu na jego kolejne blogowe wpisy czekało się jak na wypłatę, dlatego ze względu na zasługi pojawił się w tym zestawieniu. Jacek Sobczyński
Sentino
Jesteś raperem, który zdobył sławę w Niemczech dzięki skillowi; w pewnym momencie, wiedziony pamięcią o korzeniach i chęcią artystycznej ekspansji, postanawiasz wejść na polski rynek, jak zwykle mocno zapóźniony stylistycznie? Na wykład zaprasza Sentino.
Dwie pierwsze części Zabójstwa lirycznego ogłaszały wszem wobec, że oto nad Wisłą pojawił się OG, który dzięki powiewowi Zachodu ma szansę mocno namieszać na rynku. Tak naturalnej, napędzanej hajsem i blingiem przewózki jak on, nie miał wtedy nikt, nosa do tworzenia chamskich, charakternych bangerów – również. Pycha kroczy jednak przed upadkiem – problem zaczął się wraz z przytykami w kierunku innych graczy. Pal licho Taco, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie sądził, że ten mu odpowie; zamachnięcie się na krytykującego go Palucha było skrajną nierozwagą. Po drodze był jeszcze memiczny Tatuażyk, ale negatywny przełom nastąpił w 2017 roku. Wtedy wypłynęły na światło dzienne konflikt w kolektywie GM2L, z którego Sentino został wyrzucony (szukał go też niejaki Wujek Ali, kuzyn Malika Montany) oraz spór z wytwórnią. Do tego nasz bohater czmychnął z Polski i – będąc rzekomo zarobionym typem – próbował zebrać hajs na swój album na Kickstarterze. Dzieła zniszczenia dopełnił rok później Kaz Bałagane, który najpierw w kawałku Jakoś idzie zmiótł niedawnego ziomka z polskiej planszy, a chwilę później dodał, że ma na telefonie filmik, w którym wiadomy MC błaga policję o pomoc i udaje martwego.
Ostatnie kilkanaście miesięcy to znowu dowód na to, że z Sebastianem nigdy nie można narzekać na nudę. Rezurekcja u Quebonafide (Świattomójplaczabaw), dominacja genetyczna w Hot16Challenge2, apogeum awantury z obozem Step Records i wydawnicza trylogia (Smile, Czary Mary, Fenix). Gdyby Sentino nie istniał, należałoby go wymyślić! Krzysiek Nowak & Marek Fall
Syn Młynarza
Panie Tadeuszu, kategoria: historia. Kim był Harmen Gerritszoon van Rijn? Nie oszukujmy się. Bez googlowania prawie nikt nie odpowie na to pytanie, więc przejdźmy od razu do rzeczy. Wspomniany Holender to ojciec Rembrandta, a że senior trudnił się mieleniem zboża, giganta malarstwa możemy siłą rzeczy określić mianem syna młynarza. Stawiamy dolary przeciw orzechom, że gdyby wspomniany w nagłówku freestyle'owiec wpadł na pomysł powołania do życia b a r d z o z a b a w n e g o beefu o ksywę z mistrzem pędzla, najpewniej by go przegrał. A to – nomen omen – wielka sztuka, skoro kości jego oponenta bieleją od ponad 350 lat.
Syn Młynarza łączy w sobie piwniczno-memiarski posting w wirtualu i styl spod znaku d**a-k***a-c**a-c**j w realu. Nie ściąga kominiary na robocie i robi niesmaczne freak show, przy którym oglądanie Fame MMA urasta do rangi wizyty w MOCAK-u. Strach pomyśleć, jaki chleb wyszedłby z takiej mąki! Krzysiek Nowak & Marek Fall
Wuwunio
Chyba nie do końca spełnił się jako raper, za to odnalazł swoją przystań w szeroko rozumianym dziennikarstwie społecznym. Pamiętacie netfliksowy serial After Life, w którym Ricky Gervais gra redaktora niewielkiej gazety, piszącego artykuły o lokalnych dziwakach – grubasie, grającym na flecie nosem albo rodzicach dziecka podobnego do Hitlera? Podobną publicystykę uprawia Wuwunio. Na swoim kanale Pal Hajs TV jako pierwszy w Polsce przepytał Martę Linkiewicz, gościł na domówce u Tigera i Kobry, a Sowa oprowadził go po Mosznie, Krapkowicach i Gogolinie. By pokazać widzowi prawdę, jest gotów narażać siebie i bliskich na niebezpieczeństwa – Steve Irwin ryzykował życie, wchodząc z kamerą w świat krokodyli, a partnerka Wuwunia wytrzymała w starciu z układem pokarmowym Bodychrista, który puścił przy niej donośnego bąka, co zresztą skrzętnie zarejestrował sprzęt Pal Hajs TV.
Ale wiecie, co jest najlepsze? To, że Wuwunio przygotowuje się do rozmów z tymi wariatami tak, jakby przeprowadzał wywiad-rzekę z Czesławem Miłoszem. Dogłębny research, błyskotliwe pytania, doskonałe wyczucie tematów. Gdyby nie Tomasz Sekielski, nagroda Grand Press mogłaby w 2019 roku trafić w jego ręce. Jacek Sobczyński
Michał Wojtek
Od dawna nie możemy mówić o kulturze przesiąkniętej buntem do szpiku – i nie chodzi wcale o wielkie regały w Empiku. Pewna rzecz w środowisku charakteryzuje się jednak żywotnością żółwia z Galapagos. Mowa oczywiście o kontaktach raperów z policją. Galeria postaci, za którymi ciągnie się smród po tego typu sensacyjnych, środowiskowych doniesieniach jest bardzo rozbudowana, a co bardziej krewcy ulicznicy tylko czekają, by dojechać tego czy innego delikwenta stalowym członem za podłe zachowania.
Gdyby wieszczony przez Kaza Bałagane (i wspominany już przez nas w tym tekście) snitch-wave zdobył uznanie parę lat temu, Michał Wojtek mógłby być rozpoznawalnym graczem polskiego rapu. Nie, że pierwszoplanową postacią, ale już całkiem mocno pompowanym gościem w drugim obiegu? Jak najbardziej. W połowie lat dziesiątych dał się bowiem poznać jako MC, który wie, jak ogarnąć sobie klimatyczny bit i w świadomie prosty sposób nawinąć na nim teksty udowadniające, że słownik nie służy mu wyłącznie za podstawkę pod piwo. Konflikt wewnątrz kolektywu Palewave, chętnie komentowany na Ślizgu, rozrósł się jednak do takich rozmiarów, że Wojtek zdecydował się opublikować w maju 2016 roku kawałek Real Friends, sygnalizujący legitność kontaktu z wymiarem sprawiedliwości (przy okazji sfollowupował tu Smarka za sprawą wersu o UMC i Embargo). To był przedsmak; shitstorm rozkręcił się przy sierpniowym Wyznaniu świadka, w którym raper z bezgraniczną wręcz szczerością opisał całe zamieszanie, wspominając również o terapii związanej z narkotykami i rapowej realizacji motywu rozdartej sosny.
Jak u Bilona – zakrył wieko, stawiając kamień na niego. Z perspektywy czasu wygląda jednak na to, że naigrawanie się z Michała może być sporym uproszczeniem skomplikowanej sytuacji z twistami, o których pewnie nie wie nikt, poza zainteresowanymi. Krzysiek Nowak
Nowator
A li li li li li li li la la łe! Sympatyczny wokalista z Opoczna przez chwilę próbował przeszczepić na krajowy grunt estetykę R’n’B rodem z Ameryki połowy 00’s, no ale wiadomo – to trochę jak budować Las Vegas pod Tczewem. Zapamiętamy go z kilku singli: zacytowanego już Przez chwilę i nagranej wspólnie z Lerkiem Mojej panienki (ten ananas był blisko zestawienia, ale jednak mu się upiekło), dość mocnej kariery w branży dance łamane na disco polo – nie on pierwszy i nie ostatni udowodnił, że od rapu do muzyki Zenka Martyniuka nie jest wcale tak daleko – i przede wszystkim bycia ofiarą prawdopodobnie najbrutalniejszego dissu w historii polskiej sceny.
Kilkanaście lat temu Nowator z niewiadomych przyczyn włączył się do beefu Tedego z Płomieniem 81 i usiłował pocisnąć temu pierwszemu w Uważaj jak stoisz. Odpowiedzią na wstrząsające linijki typu: Weź sobie do numeru rapera kiełbaskę / Kiełbaskę dlatego, bo jest jeden kiełbasa / Jest nim Grzegorz Piechna i jest z mojego miasta był nagrany w kilka godzin numer 69, w którym Tede dosłownie zmasakrował swojego rywala. Serio, to było jak Niemcy – Brazylia w 2014, tyle że Nowator nie strzelił nawet tego honorowego gola. Fantastyczne jest to, że pomimo przeciwności losu, on konsekwentnie kontynuuje karierę. Nie tak dawno temu stał się współtwórcą zaskakującego tria Nowator-Paprodziad-Mariusz Kałamaga. Ich wspólny utwór nazywa się Trzeba świrować i autentycznie, k***a, brakuje tam chyba już tylko Aleksandra Jabłonowskiego w chórkach. Sprawdźcie na własną odpowiedzialność. Jacek Sobczyński
Bartuś419
To w zasadzie nie tyle raper, ile performer sięgający po rap jako jedną z form wypowiedzi – zaraz obok publicznego okaleczenia się, spożywania wymiocin i paru innych rzeczy, za których publikację grozi ban na Facebooku. Jest to rzecz, która polaryzuje, i to mocno. Kiedy jako bodaj pierwsi w kraju opublikowaliśmy szeroki tekst o Bartusiu, w komentarzach swoją dezaprobatę wyrazili nawet co bardziej zasłużeni przedstawiciele polskiej sceny; myślelibyście, że ludzi nic nie jest obecnie w stanie oburzyć, a tu proszę. Na pewno trzeba oddać mu zasługę w poszerzaniu granic rapu o elementy turpizmu, zwłaszcza językowego; bartusiowe uniwersum to sztuka mocno trashowa, trochę w duchu brudnego punka. I jasne, że dużo gorsze numery na scenie odstawiał GG Allin, natomiast chłop jest jakiś, ma na siebie pomysł i autentycznie potrafi nie tylko zwrócić na siebie uwagę, ale dać widzowi do myślenia, dlaczego zwraca. Uwagę, nie… albo dobra, to też. Inna sprawa, że obejrzeliśmy sobie jeszcze raz klip do Wenecji i jeśli Bartuś nie zmieni szybko swojego menu, to może być niewesoło. Jacek Sobczyński
Kali
Naprawdę dobry raper – różnie można patrzeć na to, co działo się pod banderą Firmy, natomiast Kali zanotował bardzo poważny peak, kiedy w 2019 roku wydał świetnego Chudego chłopaka i niewiele gorszą Drogę koguta, a także niespodziankowe Infinity81, o której zresztą przegadaliśmy z nim bite dwie godziny w newonce.radio. Ta kariera mogła wyglądać dużo gorzej, ba, pamiętając początki Kalego mogło jej w ogóle nie być, tymczasem mamy człowieka, który wciąż nawija z perspektywy ulicy, za to horyzonty rozciągają się tam nieprawdopodobnie szerokie. Może aż zbyt szerokie...
Na tej liście szczególne miejsce zajmują twórcy, którzy potrafią zaskoczyć – delikatnie rzecz ujmując – nietypową wypowiedzią. Jak Kali, który swego czasu opowiadał o fascynacji geomancją, jako przykład podając siłę Czakramu Wawelskiego, uważał też, że Nipsey Hussle zginął, bo przygotowywał materiały na temat nieżyjącego już doktora Sebi, który leczył ludzi z raka i AIDS przy pomocy naturalnych metod. Upust demaskatorskiemu przelotowi dał zwłaszcza podczas pandemii. Czekamy na HUCPĘ 2 z Iwanem i Edytą przy kolejnej fali; to może być pierwszy w historii przykład płyty zafoliowanej nie tylko w wydaniu fizycznym. Chociaż nie, jakiej znowu fali, przecież wiadomo, że TEGO NIE MA. Jacek Sobczyński
Jędker
O kurczę, o rety. Jakoś tak po ludzku jest nam Jędkera szkoda, bo ewidentnie znalazł się na życiowym zakręcie – chociaż tę dziecinadę z Wujkiem Samo Zło to mógłby sobie podarować. Gdzieś tam tli się w nas iskra sentymentu za WWO i nie zgaszą jej nawet solowe wyczyny Realisty. Bycia kawałem historii polskiego rapu nikt mu nie zabierze.
Bycia kawałem też nie. Bo choćbyśmy bardzo chcieli, nie zapomnimy dwóch kamperów, co stoją na Solarze. Ani Skarlansu. Ani mega luzika arbuzika. Zgadzamy się jak najbardziej z tymi, którzy uważają, że wylało się na niego za dużo szamba; wielu innych raperów nie zaliczyło tak przypałowej transformacji, zwanej przez niektórych zdradą ideałów, po prostu nagrywali podobnie słabe rzeczy od początku – on nie, dlatego oberwało mu się najmocniej. Problem chyba był w tym, że Jędker za bardzo zapatrzył się na W aucie, ale podczas gdy Sokół z Ponem zrobili sobie z tej konwencji żart, on wziął ją na poważnie. I mocno się w tym wszystkim zagubił. Szkoda. No i jeszcze ten powrót z X... Jacek Sobczyński
ZKMD36
Osiadły w Hamburgu raper byłby właściwie postacią anonimową, gdyby w pewien sposób nie unieśmiertelnił go Fazi podczas rozmowy z WuWuniem. To właśnie w Pal Hajs TV usłyszeliśmy historię najbardziej niedorzecznego konfliktu w historii polskiej sceny hiphopowej, która z miejsca stała się jedną z naszych ulubionych anegdot. Jej bohaterem jest właśnie ZKMD36, który otrzymał od Kaczmiego propozycję dogrania się na solówkę Faziego. Ruszył więc z reichu pociągiem do Poznania, problem tylko w tym, że… na miejscu nie miał kto go odebrać z dworca. To krzywa akcja. Ja kupę lat byłem w różnych sztosach i wtedy był taki moment, że pewnie nie miałem siły się podnieść albo zapomniałem – tłumaczył w wywiadzie skruszony lider Nagłego Ataku Spawacza.
ZKMD36 musiał czekać kilkanaście godzin na pociąg powrotny, a kiedy już wrócił do siebie, na fali wściekłości nagrał diss track Prosto w pysk, gdzie przez cztery minuty tłumaczy zaistniałą sytuację i wytacza najcięższe działa: Wisisz mi hajs za podróż i chlanie na stacji / Nie zostawię tego bez reakcji! Cóż – jaki kraj, takie Hit 'Em Up. Marek Fall
Mama Kaczora BRS
W 2019 roku uliczną sceną wstrząsnął konflikt, do którego doszło na przemyskim podwórku między Kaczorem BRS a Gangiem PP. Rapera związanego kontraktem ze Step Records – kilka tygodni po premierze albumu Sygnatura akt. BRS 2019 zaatakował Peter, który w kawałku Mówiłeś mi bracie zarzucał mu, że pier*oli o zasadach, a przestrzega mało których. Spirala nienawiści została wkrótce rozkręcona na niespotykaną skalę, a beef przybrał właściwie charakter gangsterskich porachunków; Kaczor BRS został m.in. zaatakowany przez grupę napastników i musiał szukać schronienia w samochodzie. Adwersarze wzajemnie odwiedzali się też pod domami, zwyczajowo uzbrojeni w maczety. W ten sposób objawiła się prawdziwa zwyciężczyni tej całej awantury, czyli… matka Kaczora. Kiedy ekipa Gangu PP wpadła w gości i wykrzykiwała groźby pod płotem, starsza pani odpowiedziała chuliganom krótkim: ja wam zaraz dam, pedały, co zostało zarejestrowane na nagraniu. Dobrze w domu być z mamą! Marek Fall
Oyche Doniz
Pisaliśmy o tym już kilka razy, ale musimy stwierdzić ze zdziwieniem raz jeszcze: kto by się spodziewał, że to akurat członkowie szeroko rozumianej ekipy JWP po latach staną się motorem odczapowej do granic możliwości awangardy?
Młody Dron zajął u nas zaszczytne ostatnie miejsce, Oyche Doniz (aka Doni JWP) siłą rzeczy musiał znaleźć się dużo wyżej, bo i historii związanych z jego postacią jest jednak dużo więcej. Od czego by tu... Wiecie co, my chyba zaczniemy od tego, jak rozeszły się przyjazne drogi Mobbyn i HEWRY – pierwszą wyraźną jaskółką tego broke upu stały się bowiem instagramowe filmiki, na których bohater tej części sikał na graffiti macierzystej grupy i mówił o oficjalnym pierdoleniu drugiej z ekip.
Zupełnie osobną, wielowątkową opowieścią jest za to skład tworzony z Belmondziakiem. Mimo że w lipcu 2017 roku, parę miesięcy po wydaniu legala, działalność duetu została zawieszona, już w grudniu odbył się koncert we Wrocławiu, zaś kolejny rozpad nastąpił w lutym 2018 roku. Wtedy też Młody G nazwał swojego kolegę konfidentem – później zrobił to też wspomniany Dron – a chwilę później rozgorzała walka o prawa do nazwy. Karuzela, ale punkt kulminacyjny miał nastąpić dopiero w 2019 roku – Doniz oskarżył gdynianina o związek z aresztowaniem Kaza Bałagane, włączył się w Rafalala-gate (najpierw żartował z już-nie-ziomka, potem sam został oskarżony o kontakty z transseksualistą i miał w planach pozew na 100 tysięcy złotych), a także został zaatakowany maczetą przez GSP. W Hollywood byłby z tego materiał na Oscara, u nas 29. miejsce w zestawieniu najbarwniejszych postaci polskiego rapu. Krzysiek Nowak
Żurom
10 marca 2013 roku. Program Państwo w państwie zbliża się ku końcowi, gdy Andrzej Żuromski wstaje z miejsca i dokonuje aktu samopodpalenia w ramach protestu przeciwko pomówieniom. To znaczy – próbuje się podpalić. Prowadzący Przemysław Talkowski jest przerażony. Próbuje ugasić płonącą bluzę Żuroma notatkami, powtarzając błagalnym tonem: zdejmij to, proszę cię! Dziennikarz tłumaczy później: najgorzej było, gdy okazało się, że Żurom nie może odpiąć suwaka, bo się stopił. Wtedy raper stracił kontrolę nad tym, co się dzieje. Długo nie mogłem po tym zasnąć. Być może brzmi to wszystko dramatycznie, ale na wizji miał miejsce raczej Maraton uśmiechu niż Stadion Dziesięciolecia ‘68.
Żurom to zresztą nie tylko performer i zgrywus, ale także niepoprawny romantyk. W poczet klasyków liryki miłosnej wpisał się, kreśląc strofy utworu Dla Kasi, gdzie porównywał włosy swojej wybranki do rzodkiewek w miodzie, a paznokcie u nóg do wioseł canoe (!). Do poziomu absurdu musieli dostosować się nawet jego adwersarze. Punktem kulminacyjnym beefu z SLU było zakopanie przez Peję i Decksa w polu kukurydzy czegoś, co miało imitować głowę Żuroma. Stephen King lubi to! A co tam u niego ostatnio? Zadebiutował w formule MMA, przegrywając z 40 kilo lżejszym Antykonfidentem. Marek Fall
Mezo
Od dłuższego czasu hiphopolo bywa rehabilitowane w sieci. Szczególnie przez młodszych słuchaczy. Czy nas to dziwi? Nieszczególnie, w końcu rapowanie skręciło w taką stronę, że ci, którzy nie byli jeszcze świadomymi słuchaczami w początkach 00sów, mogą spojrzeć na dawne nutki z nutką zapożyczonej nostalgii. Ale, hej! nie dajmy się zwariować. W tamtych czasach fala napędzana przez UMC Records słusznie dostawała joby od kumatych, a i teraz jej rzekomą jakościowość możemy skwitować śmiechem.
Najbardziej emblematycznym reprezentantem nurtu stał się Mezo – i to nie dlatego, że był wybitnie paździerzowaty. Wręcz przeciwnie, mimo nagrywania tego, co nagrywał, i tak można było zaklasyfikować go jako utalentowanego MC, bo skille potwierdził choćby na Mezokracji i w mocnym beefie z Mesem. Im jednak dalej w popowy las, tym robiło się straszniej. Z życzliwości przemilczymy wywiad, w którym dziennikarz sugerował, że obserwacjom społecznym zainteresowanego z poziomu 2006 roku coraz bliżej do Łony (chyba znalazł podobieństwo między panami za sprawą tej samej litery w ksywie), bo to przecież nie wina poznaniaka, ale już oddanie piosenki na kampanię partii SdPL, cringe'owa ballada na cześć Jerzego Janowicza, paradowanie w srebrnych kalesonach czy przepocona płyta na temat biegania, po której przesłuchaniu człowiek chciałby do końca życia tyć na kanapie? Za daleki odlot, choć wydaje się, że to prywatnie miły, inteligentny facet. No i tak naprawdę, to zazdrościmy wyników w maratonach! Krzysiek Nowak
BodyChrist
Chyba jedyny człowiek w tym kraju, którego inspiracjami są w podobnym stopniu Alice Cooper, Michał Wiśniewski i Bonus BGC. Z tym ostatnim panowie tworzą zresztą efemeryczny duet, który raz istnieje, a raz nie – pamiętamy sytuację, w której, niczym The Libertines, Bonus i Bodychrist podobno rozwiązali wspólną działalność artystyczną przy użyciu siły. Podobno, bo to trochę taka miejska legenda. To samo, ale już w pokojowej atmosferze, odbyło się podczas freakfightu w poznańskiej Arenie, który był dla sztuk walki tym, czym pojedynek Kałacha z Synem Młynarza dla freestyle’u. Niby w konwencji beki, ale zabawniejsze byłoby chyba wdepnięcie w balasa.
BodyChrist udanie buduje pomost pomiędzy rapem a patostreamerką, chociaż po prawdzie trzeba przyznać, że z filmów wygląda na naprawdę sympatycznego faceta i aż szkoda, że w jego życiu nie pojawił się ktoś, kto usiadłby z nim przy wódce i powiedział: Krzychu, serio, przestań. Nie warto. Na przykład nie warto prezentować w dokumencie u Wuwunia swoich skarpet, z którymi jest trochę tak, jak z uzębieniem Tekashiego: mają wszystkie barwy poza oryginalną. Albo robić wielu innych dziwnych rzeczy i radośnie puszczać to w sieć. Do końca nie wiadomo, czy nawet jego poważniejsze tracki są na serio, ale pewne jest, że to postać wesoła, rubaszna (w wycieczce po swoim rodzinnym osiedlu na Pal Hajs TV pokazywał, pod którymi krzakami srał za małolata) i taka, którą z całej pięćdziesiątki lubimy chyba najbardziej. Pozdro, luju. Jacek Sobczyński
Funky Filon
Są takie postaci, które wręcz musiały się pojawić w polskim hip-hopie, a nie gdzieś indziej – jako znaki czasów, w których pop i rap dopiero badały się wzajemnie, często z wrogością reprezentowaną przez drugą ze stron.
Wydaje się wyjątkowo kuriozalne, że mainstreamowych głasków i poklasków doczekał się akurat Funky Filon, będący memem wcześniej niż ktokolwiek stworzył to pojęcie. Groteskowo było od samego początku; w 2000 roku jego debiut Autorytet został nominowany do Fryderyka, gdzie rywalizował z Polepionymi dźwiękami Fisza czy 3:44 Kalibra, a część recenzentów w malignie donosiła: to koleś, który jest po szkole muzycznej, bierze na warsztat nieoczywiste tematy i może pomóc wyjść rymom i bitom z getta dzięki majorsowi. To byłby doskonały dowcip, gdyby nie fakt, że pisano to na serio. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, ciężko określić, co było szczytem kuriozum w jego przypadku – jasne, Mała Chinka to ponadczasowa klasyka rapowanego krindżu oraz fałszywego przekonania o własnej inteligencji i artyzmie, ale reklama stworzona wraz z lodami Koral bije na głowę (pod względem braku subtelności) każdą placementową współpracę z marką, jaką dotąd widzieliśmy. Wybitny gagatek i chodząca przestroga dla tych, którzy na samą myśl o byciu w głównym nurcie dostają obfitego ślinotoku. Krzysiek Nowak
Człowiek Nowej Ery
Osobliwa sytuacja, bo gość w swoim czasie był jednak dość rozpoznawalną postacią w mediach; kilkanaście lat temu na antenie Viva Polska przepytał praktycznie całą krajową scenę rap, co więcej, ze względu na świetną znajomość angielskiego delegowano go na rozmowy z raperami zagranicznymi; poprawcie nas, jeśli się mylimy, ale na Open’erze chyba zdarzyło mu się pogadać z Kanye Westem. Mówimy chyba, bo to jednak było te kilkanaście lat temu, a pamięć bywa zawodna.
Dlaczego i tak traktowano go z dystansem? Człowiek Nowej Ery okazjonalnie zabierał się też za rap – legendarny duet WSZ/CNE, pamiętamy – a tu już było dużo gorzej, chociaż i tak udało im się wydać dwa albumy. CNE nigdy nikomu specjalnie nie przeszkadzał, natomiast jest coś ciekawego w tym, że facet, który konsekwentnie starał się promować w swojej mediowej działalności jakościowy rap, na stare lata stał się tym, z kim kiedyś by walczył. Z mentorskim zacięciem wypowiadał się w masowych mediach na każdy, nawet lekko związany z rapem temat, wziął udział w tym nieszczęsnym Podpiwku, który stał się viralem, a jakby tego było mało, wkręcił w muzykę swoją życiową partnerkę Black Candy – efekt był taki, że nawet WdoWie zrobiło się wstyd za dziewczyński rap. Trudność nie polega na życiu z bliźnimi, lecz na ich zrozumieniu – pisał w Mieście ślepców Jose Saramago. My nie rozumiemy Człowieka Nowej Ery, ale barwności odmówić mu nie możemy. Jacek Sobczyński
Bosski Roman
Narratorem kariery Bosskiego Romana mógłby być Maciej Trojanowski. To rzeczywiście jest życiorys z gatunku Nie do wiary. Raper z Krakowa jeszcze dekadę temu stanowił o sile hardkorowego i zwyczajnie groźnego składu Firma, tymczasem w ostatnich latach właściwie sam sprowadził się do roli człowieka-mema. Wpłynęły na to głównie dwa wydarzenia. Pierwszym była piosenka Higiena osobista. Często zmieniasz majtki? A kiedy skarpety? Raz na dobę i na myśli mam także kobiety! – radził wówczas zatroskany Romek. Drugie to z kolei konflikt z Oskarem Pam Pam i knockdown pod Jubilatem, po którym nastąpił niepokojący filmik z tłumaczeniami, nakręcony przez elektrycznego Bosskiego i Tadka w jakiejś pieczarze. Oddając jednak na koniec Romanowi sprawiedliwość, przytoczymy słowa Krzyśka Nowaka z artykułu Dlaczego Firma miała tak duży wpływ na to, co działo się w polskim rapie mijającej dekady?: Choć nie jest najlepszym raperem w kraju, jako jeden z pierwszych poszedł pewną stopą w brytyjskie i pokrewne brzmienia, biorąc do współpracy choćby P.A.F.F.-a, a do tego postanowił zrobić coś dobrego dla dzieciaków, zakładając własną fundację.
Inna sprawa, że ta Wielka Brytania wjechała mu jednak za mocno. Bo czy da się postawić inną diagnozę po zderzeniu z okolicznościowym utworem, Polish Heritage Days 2021? Marek Fall
Pikej
Przyrodni brat Natalii Kukulskiej na początku poprzedniej dekady wymarzył sobie, że zostanie polskim 50 Centem. Chciałbym być gwiazdą światowego formatu, która może się spełniać pełną piersią, nie bojąc się krytyki. Chcę robić to, co kocham, w taki sposób, w jaki kocham, z pełnym splendorem – zapowiadał w jednym z wywiadów. Do realizacji marzeń o budowie rapowego Bizancjum nad Wisłą podszedł jednak w sposób tak nieudolny, że Marcin Prokop dopytywał w Dzień Dobry TVN, czy ten jego hip-hop to na serio, a zatroskana Dorota Wellman konstatowała: Piotruś, wszyscy się z ciebie śmieją.
Piotruś przez długi czas pozostawał na tyle bezkrytyczny, że nagrał nawet diss na Tedego (Wieprz terror), ale ostatecznie ugiął się pod falą krytyki. Bo chyba w ten sposób należy interpretować jego nagłe zniknięcie z show-biznesu? Wszystkie wielkie tragedie mają happy end, ale kto potrafi wysiedzieć do końca, dywagował niegdyś Stanisław Jerzy Lec. Otóż my wysiedzieliśmy i doczekaliśmy się szczęśliwego finału. Jesienią 2019 roku Pikej niespodziewanie powrócił jako Peter Kukulski z autorskim materiałem Tak wiele pytań, a na tym się nie skończyło. Marek Fall
L.U.C
Jak widzicie, pozostaniemy jeszcze na moment w świecie postaci rapowej alternaty... A nie, wróć – traktowanie L.U.C jako jej przedstawiciela od ładnych kilkunastu lat jest wygodnym wybiegiem stylistycznym stosowanym przez media, które bardzo chcą pochwalić jego urojoną niecodzienność, ale też nie chcą zbytnio się z nim nie identyfikować.
Jeśli Eis bajał o zrobieniu sobie pracy z hobby, to wrocławianin nie tylko zrealizował jego polski sen, ale też chwilę później stworzył hajsiasty movement tak osobliwy, że aż na swój sposób intrygujący. Jego motorem napędowym stało się zamieszkanie w urzędach miast i instytucjach, które nie szczędzą grantów i zaproszeń na różne juble, poznanie wszystkich ludzi szołbizu, których znać trzeba, a także kompulsywne ślęczenie w opasłym kalendarium, by nie przegapić ani jednej rocznicy, nawet tej, która nie jest okrągła (bo kto wie, może i na tym uda się coś uszczknąć). Na tym jednak nie koniec; są przecież jeszcze dopełniające wizerunek przekombinowane tytuły płyt, przy których można poczuć się jak niezrozumiany intelektualista. Za to aż dziw bierze, że przy tym wszystkim uchodzą mu płazem krępujące dla postronnych linijki oraz wypowiedzi. Wyliczanka trwałaby bez końca, więc dorzucamy po jednym, za to ulubionym przykładzie, równocześnie zachęcając do diggowania. Odurzyło, jakby Goliat puścił mi w twarz bąka (kawałek Zong ala Goliatowy bąk) oraz Od wielości działań i tak jestem już rozdarty jak japońskie majteczki na tyłku wojownika sumo. Ale jeśli będziemy bierni, to brzydota nas zje jak świnia kawior (to już z wywiadu dla Gazety Wyborczej). Krzysiek Nowak
The Syntetic – Człowiek Widmo
Najpierw był taki klub na hucie, ale tera go już chyba niy ma, już niy istnieje. My tam łazili z kolegami i grali w takie chopki, wiysz, co we fusbal się gro. No i jo zaczął kiedyś udawać, że jo grom, i wtedy taki mój kolega co to już downo niy żyje, co już blank downo umar, to łon mi pedzioł, że jo parodia robia, że to wszysko je parodia i tak mnie wtedy nazwali – Pavarotti. I tak się cało historia zaczyła. A takie gupoty to jo już nagrywał w szkole na kasety, tak ino do przekryntu, co żech się tam wygupioł, żeby ludzi zabawiać na imprezach – opowiadał Miszcz Pawarotti w rozmowie z magazynem Ultramaryna. Jest całkiem prawdopodobne, że nie tylko nie wiecie, co ten facet mówi, ale i kim jest. Panie, panowie – The Syntetic alias Człowiek Widmo alias Miszcz Pawarotti, oldskulowy heros sieciowego kabaretu. Dzisiaj kręciłby miliony na YouTube, ale niestety w jego złotych czasach to medium dopiero raczkowało.
Syntetic naprawdę nazywa się Dariusz Pakuła i pochodzi z Świętochłowic. Nagrywał dla jaj, ale jego śpiewano-rapowana poezja, kładziona pod przypadkowe beaty, z reguły instrumentale popowych hitów lat 80., kilkanaście lat temu zawładnęła Winampami całej Polski. To twórczość absolutnie obskurna i absolutnie zachwycająca, choćby ze względu na umiejętność Miszcza do tworzenia absurdalnie chorej poezji, przy której Monty Python to banda sztywnych nudziarzy. De Niro je makaron, Sharon Stone chodzi po linii wysokiego napięcia, a Schwarzenegger bierze do żyły kompot z maków – tak chociażby zaczyna się jego przebojowe Hollywood. To także chyba jedyny artysta, który koncertował i na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Debilnej, i na OFF Festivalu, gdzie jego koncert przyjęto z ekstatyczną owacją, a sam wyraźnie spłoszony Syntetic to chował się za głośnikiem, to znów raczył widzów żartami w stylu: Co to jest: wisi na ścianie i jest z metalu? Mechagodzilla. Pieronie, jak my za tobą tęsknimy. Jacek Sobczyński
Sebastian Fabijański
Wyobraźcie sobie taką sytuację: rodzice ukochanej zapraszają was na niedzielny obiad. Nie znacie ich, to wypada zrobić dobre wrażenie. Po czym wchodzicie w brudnych butach na dywan, siorbiecie zupę, wsadzacie paluchy w pieczyste, narzekacie na niedobre jedzenie, nazywacie matkę dziewczyny krową, wychodzicie przy akompaniamencie wrzasków, nie zamykacie drzwi i pierdzicie na klatce.
Tak mniej więcej wyglądało przywitanie Sebastiana Fabijańskiego z polskim rapem.
Nikomu nie przeszkadzało, że aktor nagle postanowił sprawdzić się w muzyce, problem w tym, że Fabijański już na wejściu postarał się, by i środowisko, i słuchacze kolektywnie go znielubili. Gość bez żadnego rapowego doświadczenia, żadnego albumu na koncie strzelał co i rusz w uznanych graczy i odkopywał jakieś absurdalne różnice między starą a nową szkołą, które od dawna wszyscy mają w dupie. A kiedy Quebo podsumował go w dwóch zdaniach, Fabijański odstawił jakiś niezrozumiały kabaret w Hejt Parku; zresztą mina prowadzącego program Krzysztofa Stanowskiego, który sam nie do końca ogarniał, czego właśnie jest świadkiem, mówiła wszystko. Beef jednostronnie kontynuowany jest do dziś; do tego doszedł konflikt z Asfaltem i kolejny materiał, wydany własnym sumptem...
Żeby nie było – sami przeprowadzaliśmy z nim w newonce.radio rozmowę, to wiemy – on naprawdę wierzy w swój rap i to trzeba mu oddać. Tutaj naprawdę zajawka kipi gęsta. No i kiedy wyłączyliśmy mikrofony i zaczęliśmy normalnie gadać, to nagle okazało się, że Sebastian jest całkiem w porządku, dlatego trudno wytłumaczyć, skąd bierze się ta cała napinka, gęsta atmosfera i zła krew. Jacek Sobczyński
Gospel
Nie będzie dużą przesadą stwierdzenie, że ten typ nie trafił na odpowiedni czas, bo nigdy takiego nie było i nie będzie. Gdy zaczynał w 2003 roku, irytował ponapinaną i mocno korzenną jeszcze scenę, zaś z upływem czasu sprowadzono go do miana freaka, którego przeznaczeniem jest dostarczanie portalom i fanpage'om klikalnych nagłówków (choć z uznaniem wypowiadał się o nim choćby... schafter). Gospel jest jednak kimś więcej niż szokującą purystów ciekawostką rodzajową. To facet, który wyrobił tuziny kilometrówek, zjeżdżając freestyle'owo Polskę wzdłuż i wszerz oraz pozostawiając po sobie niezłe wrażenie, mocno sinusoidalny, wulgarny comedy rap kładł na bitach, które większości raperów w danym czasie nie przeszły nawet przez myśl, a zjawisko środowiskowego performance'u podniósł do rangi intelektualno-głupawej, bardzo pojemnej sztuki, dzięki której da się i bawić słuchaczy, i przemycać coś uniwersalnego.
Dodajmy jeszcze dziwaczne wywiady, barwne zapowiedzi koncertowe, strumień świadomości w social mediach i wychodzenie ze swoim mentalem w miasto (nie raz i nie dwa słyszeliśmy, jak to przysiadał się do pasażerów ZTM-u i nawijał im różne durnoty), a dostaniemy postać z krwi i kości, którą trzeba brać z dobrodziejstwem inwentarza. Bardziej małomiasteczkowy Stańczyk niż męczący, wiejski pleciuga. Krzysiek Nowak
Rogal DDL
Kondycja ulicznego rapu z biegiem lat stawała się coraz słabsza, bo ta odnoga gatunku popadła w długotrwałą stagnację, stając się hermetyczną muzyką dla kumatych mordeczek, międlącą w taki sam sposób ciągle o tym samym. Było jednak pewne, że taki stan rzeczy nie będzie trwać wiecznie.
Pojawienie się PRO8L3M-u można przyrównać do otwarcia na oścież okna w zatęchłym pokoju. Nagle okazało się też, że ciekawie zrealizowana knajackość ma dzięki inteligentnemu rysowi naprawdę dużą siłę rażenia. Rogal DDL mógł stać się kolejnym ulubieńcem mas, ale pozostał fascynującym outsiderem i najjaśniej świecącym typem spod ciemnej gwiazdy. To w ogóle gromki chichot losu: jedna z najbardziej nowatorskich szarż lat pierwszej dekady XXI wieku nadeszła z obozu Ciemnej Strefy, kojarzonego z repetycyjnością na ogromną skalę. Mimo upływu kilku sezonów nadal nie do końca jesteśmy w stanie zrekonstruować to, co tutaj się właściwie zadziało – niepostrzeżenie do gry wszedł gość, który łączył zupełnie nieprzystającego do siebie porządki. Ćpuńskie, gołoklatowe imprezy w podmoskiewskich lasach, uliczne, bezkompromisowe stilo, antymuzyka pisków, wrzasków i wbijania dłuta w bębenki uszne, intelektualne szarady z nawiązaniami do Dawkinsa i Aleksijewicz przy jednoczesnym rzucaniu tu i ówdzie silly-barsów... I to wcale nie był trolling, choć mógł na niego wyglądać. Ta formuła nie zdążyła się przepalić, bo też Rogal nie wodził polskich rapów za nos w nieskończoność. Lepiej wracać do starszych rzeczy niż oczekiwać powrotu, który mógłby zburzyć ten mit. Krzysiek Nowak
Gorzki
Postać nieco zapomniana, ale nie mogło zabraknąć jej w naszym zestawieniu, Gorzki cierpiał bowiem na dość osobliwą przypadłość, którą nazwalibyśmy odwrotnym efektem króla Midasa. Dotknięcie mitycznego władcy zamieniało wszystko w złoto – dotknięcie Gorzkiego zamieniało każdą piosenkę w gówno.
Wesoło zrobiło się już w 2001 przy debiucie jego macierzystej Elity Kaliskiej, gdy okazało się, że pilotujący album E.K.I.P.A. singiel Jesteś powietrzem został oparty na beacie z Livin Proof’ Group Home. Później Gorzki zapowiadał, że na jego solowej Kontrawersji pojawią się syn Dr Dre i brat 2Paca, współtworzył Skarlans – pierwszą polską komedię, w której gwiazdy grają za darmo oraz dyskotekowy, efemeryczny projekt Tocci Variacci. Pamiętacie? My niestety tak.
Od razu trzeba dodać, że Gorzki wiele ze swoich projektów tworzył na potrzeby celów charytatywnych, co oczywiście bardzo się chwali. Patrząc jednak na ich jakość artystyczną… stop, od razu mamy przed oczyma teledysk Pomaganie jest trendy i Krzysztofa Ibisza frunącego na zamocowanych do koszuli balonikach. Pomysły Gorzkiego były bez ładu i składu, nastawione na szybki rozgłos, czego efektem była masowa szydera – nawet ze wspomnianych projektów dobroczynnych. A to już wiele mówi o tym, z postacią jakiego kalibru mieliśmy do czynienia. Tego ananasa wymazalibyśmy z pamięci jak Kate Winslet Jima Carreya. Jacek Sobczyński
Klocuch
Aż chciałoby się powiedzieć ze znawstwem: niekomercyjność ma ogromną wartość komercyjną. Nie mamy jednak zamiaru stawiać ostrych granic przy postaci, której fenomen wymyka się wszelkim kategoryzacjom. Możemy za to stwierdzić z pełnym przekonaniem, parafrazując słowa R.A.U.-a: Klocuch zjawisko, umie wszystko.
O jego kreatywności, charakterystyczności i odczapowości enigmatycznego youtubera świadczy fakt, że możemy określić go mianem honorowego prezesa tego zestawienia. Choć nie jest związany ze środowiskiem rapowym i nie może pochwalić się zbyt wieloma przeróbkami w tym gatunku – dzięki kilku nagraniom plasuje się na pierwszym miejscu listy karykaturzystów polskich rymów i bitów. W 2019 roku wpuścił do sieci Kasetę z komuni – z jednej strony rewers Pocztówki z WWA, lato '19 Taco Hemingwaya, z drugiej zaś – malutki hołd złożony Belmondziakowi. To była pierwsza demonstracja siły, tkwiącej w przetwarzaniu wersów na normicko-piwniczne scenki rodzajowe. Prawdziwym majstersztykiem jest kwiecien, będący parodią Jesieni Quebonafide, pulpa zbijająca w jedno rzeczywistość ogólnoświatowego social distancingu i smutki przepisane z języka polskiego na klocuchowy. W poczet zasług może wpisać sobie także m.in. hubę bubę i brawurowy występ w ramach Hot16Challenge2. Krzysiek Nowak
Red
Na kartach autobiografii Brzydki, zły i szczery O.S.T.R. przytacza anegdotę z czasów Obozu TA, jak to Red wystroił się na Sylwestra w Timberlandy, hawajską koszulę, chustę pod czapkę baseballową, kajdan oraz sygnety i po upływie niecałej minuty trzeba go było ratować z jednego z łódzkich klubów… Jowialny Chorwat od początku funkcjonował więc na scenie jako kolorowy ptak z zupełnie unikalnym backgroundem. Powiedzcie sami – ilu rodzimych raperów może pochwalić się tym, że Redman wrobił ich w... puszczanie gazów w nowojorskiej siedzibie Def Jam?!
Tak wysokie miejsce Reda w zestawieniu zawdzięcza jednak nie tylko anegdotycznym historiom czy zaangażowaniu w absurdalny projekt Monopol (proponujemy powrót do teledysku Mega luzik), ale przede wszystkim – pamiętnemu cyklowi wywiadów z Konradem Niewolskim. Red bez mrugnięcia okiem – tego się akurat domyślamy, ponieważ prowadzi rozmowę w okularach przeciwsłonecznych – rozkminia anomalię orbity planety Nibiru; opowiada o kontynencie (większym niż Stany Zjednoczone) ukrytym za Antarktydą; żywiołowo wylicza umiejscowienie wejść do podziemnego świata; rezolutnie odnotowuje, że Ziemia jest bardziej płaska jak w logu ONZ-u; wyklina ludzi cienia, którzy rządzą światem i wspólnie z reżyserem dochodzi do wniosku, że po drugiej stronie Księżyca żyją synowie boscy. A to dopiero początek długiej listy, która zawstydziłaby Ericha von Dänikena.
Czas leci, a Ernest wciąż w najwyższej formie. A to zawyrokuje, że Monopol robił deep house, a to nagra jeden z najpaskudniejszych polskich singli ever. Apelujemy do prezydenta, żeby wreszcie przyznał mu odznaczenie za zasługi dla kultury polskiej! Marek Fall
Lech Roch Pawlak
Kochani moi, teraz coś dla was, muzyka fransua żelafą (?!). Po przesłuchaniu zrozumcie z jakim powodem, po co i co w niej było. To dla was. Już?
Lech Roch Pawlak zapewnił sobie nieśmiertelność, gdy w 2007 roku udzielił dziwacznego wywiadu telewizji 24opole.pl i zaprezentował absurdalny freestyle nawinięty frankofilskim niby-językiem. Można się z tego podśmiewać, ale jego Żelipapą faktycznie znalazło trwałe miejsce w popkulturowym wokabularzu. Na fali chwilowej popularności Skorpion wystąpił w Rozmowach w toku i Szymon Majewski Show, a potem słuch o nim zaginął. Odnalazł się potem w Teleexpressie Extra jako… funkcjonariusz Lubelskiej Straży Ochrony Zwierząt i rzecznik akcji Micha zwierz usycha. Tak naprawdę jednak już wcześniej dał się poznać jako aktywista ekologiczny. W lokalnych mediach głośno było o tym, że bezprawnie podaje się za inspektora Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i straszy ludzi mandatami. A sądziliśmy, że nie moglibyśmy go darzyć większą sympatią! Marek Fall
Oskar Pam Pam
Prototyp Marcinka z filmów Patryka Vegi zaraz po wyjściu z więzienia zameldował się na scenie mocnym uderzeniem… wymierzonym Bosskiemu pod Jubilatem. Twierdził, że Roman skaleczył go na szmal. Drugiego z reprezentantów Firmy, Tadka oskarżył z kolei o donosicielstwo. Oskar Pam Pam nagrywał diss tracki, a pomiędzy wierszami z rozrzewnieniem wspominał czas spędzony za kratkami. Dziwi cię, chuju, że nie jestem ułomny, bo w kryminale tyle lat siedziałem. Zadziwię cię pewnie, jak ci powiem, że często książki tam czytałem – rapował na przykład w kawałku Prawda. Jego utwory zebrane z tamtego okresu trafiły na album Bandyckie życie, który został przez częstochowianina wytłoczony w optymistycznym nakładzie… 4 tysięcy sztuk! I na tym właściwie zakończyła się jego kariera, chociaż życie dopisało jeszcze przewrotny epilog. W 2018 roku Glamrap poinformował, że ten modelowy prawilniak poszedł na współpracę z policją i prokuraturą, pomawiając wiele osób. Na trybunach podczas meczów Rakowa można było zobaczyć transparent o treści Oskar Pam Pam ty kur*o zapluta!!! Marek Fall
Bonus BGC
Kiedy po raz pierwszy ksywka mignęła nam w czeluściach sieci, pomyśleliśmy: to chyba jakiś memiarz, który ma zamiar przewieźć się na pseudonimie Bonusa RPK i zabawnym aspekcie ówczesnej Ciemnej Strefy. Któż mógł bowiem przypuszczać, że ten facet nie tylko nie jest fastnickową, prześmiewczą postacią, ale też zostanie w środowisku na lata, dostarczając tak kuriozalnego contentu, że raz po raz będziemy musieli spuszczać na niego zasłonę milczenia?
Już pierwszy akt tego dramatu, będącego głazem do ogródka wszystkich ludzi legitymizujących beczkę nie na miejscu, zwiastował kłopoty. Lufa-pytanie Pakola stała się dumnym jak paw (he, he) wiralem, który udowadniał, że mamy do czynienia z trzepaniem kasy na kimś, kto powinien porozmawiać ze specjalistą. Najdziwniejsze miało jednak dopiero nadejść. Oskarżenie wspomnianego gościa o kradzież płyty Michaela Jacksona, unieśmiertelnienie łazarskiego rejonu i luja, zbratanie się z Krzysztofem Kozakiem i ledwo zipiącym RRX-em, konflikt z Tede i próba odwoływania jego koncertów (poznański styl wiecznie żywy) czy występ w Dzień Dobry TVN; nikomu nie było w smak zatrzymywanie tej karuzeli smutnego śmiechu. Dzieła zniszczenia na tamten moment dopełnił Żurom, który stwierdził, że Bonus wygląda jak upośledzony nazista (WTF???) oraz federacja Fame MMA, dając Marcinowi Najmanowi rzadką szansę na triumf.
Bonus obecnie znajduje się już w zupełnie innym miejscu, ale mit żyje swoim życiem. Krzysiek Nowak & Marek Fall
Psychotrop
Budzący niepokój horrorcore’owiec z Ornety zaczął nagrywać jeszcze pod koniec poprzedniej dekady. Później został nawet wzięty pod skrzydła przez Liroya, ale to bynajmniej nie za sprawą nagrań w rodzaju Dziecko antychrysta raper – znany niegdyś jako HsT Djobeł – stał się najbardziej znany.
W 2014 roku trafił na trzy lata do więzienia za usiłowanie zabójstwa. Kilkukrotnie ranił nożem kuzyna swojej partnerki, którego oskarżył o pedofilię w jednym z późniejszych wywiadów. W ubiegłym roku znowu zrobiło się o nim głośno, kiedy podciął sobie żyły podczas transmisji na Instagramie. Tłumaczył potem, że nie była to próba samobójcza, tylko rytuał przejścia inspirowany wieloletnią fascynacją okultyzmem i czarną magią. Nie minęło wiele czasu, a media obiegła informacja o tym, że pod wpływem narkotyków i alkoholu najpierw zaatakował nożem swojego hejtera, a następnie znieważył policjantów, którzy przybyli na miejsce zdarzenia. Wisienką na torcie niech będzie tutaj beef z… Bodychristem. Niedawno Psychotrop zasilił szeregi freak fighterów MMA, ale debiut poszedł mu średnio – przegrał z... Ryszardem Szczeną Dąbrowskim. Tyle dobrego, że dzięki niemu zostało w końcu ustalone, co to za miejsce, gdzie Djobeł mówi dobranoc. Chodzi o województwo warmińsko-mazurskie. Marek Fall
GSP
W słowniku Satyagrahy nie ma słowa wróg – nauczał Mahatma Gandhi. – Jeżeli latanie ze sprzętem jest bez honoru, to ku**o obrażasz Tupaca Amaru Shakura. Tupac Amaru Shakur strzelał i my też będziemy do was strzelać, jak się będziecie pruli – głosił z kolei brat Mahatma.
GSP wypłynął na szerokie wody w drugiej połowie 2018 roku, kiedy okazało się, że zajął miejsce Oyche Doniza w reaktywowanym Mobbyn. Jest na scenie stosunkowo niedługo, ale zdążył zapisać się złotymi zgłoskami w rapowych opowieściach o zwyczajnym szaleństwie. Po aferze z Rafalalą wyrzucił Młodego G z jego własnego składu za złamanie kodeksu Mobbyn, który dla Mahatmy jest ważniejszy niż życie. Zaatakował Doniego maczetą pod klubem w Katowicach, odbierając weteranowi tytuł speca od białej broni. Wreszcie zaangażował się w konflikt z Benito i Riccim, zapowiadając, że Tuzza będzie jadła gówno. W naszej pamięci pozostanie jednak na zawsze głównie z powodu oświadczenia na temat awantury w olsztyńskim Rakorze, które oceniamy jako jedną z najwybitniejszych past w historii polskiego internetu: Nasz brat Mahatma zszedł ze sceny i wy**bał tej ku**ie kontrolnego, a Wołas zajął się jego kolegą, który próbował się wpier**lać. Zachowanie lamusów z bramki jest w tym wypadku bezprecedensowe, bo zamiast wynieść ich, zaczęli napier**lać Mahatmę […]. My – ekipa Mobbyn – całkowicie popieramy czyn naszego brata i plujemy na krzywe zachowanie ochrony lokalu oraz ich pracowników. Każdy, kto nie uszanuje naszych wartości na koncertach będzie z tego rozliczany bez litości, póki krew tętni w naszych sercach. Ave Mobbyn! Marek Fall
Tau
Trudno nie cenić w ludziach stałych poglądów, ale cienka jest linia dzieląca konsekwencję od manii. Gdy dorosły facet z niezłym statusem na scenie nagle zaczyna nagrywać hurtowo numery tylko z pozycji nauczającego chrześcijańskich prawd proroka, wówczas sprawy ewidentnie zaszły za daleko. To właśnie osobliwy przypadek Taua.
Problem z tym gościem jest taki, że chrześcijaństwo to religia dialogu, czego Tau kompletnie nie przyjmuje, grzmiąc co i rusz stekiem sekciarskich wynurzeń nie próbując zrozumieć ludzi, którzy dziwnym trafem nie do końca zgadzają się z jego jedynymi słusznymi poglądami. Dopóki chłop pucował się uzdrawianiem na koncertach, nikomu to specjalnie nie przeszkadzało – co więcej, byliśmy w stanie zrozumieć, że co bardziej zagubieni słuchacze mogli faktycznie znaleźć w nim oparcie. Ale kiedy Tau histerycznie przedstawiał nie wiadomo skąd wzięte liczby dotyczącymi milionów dzieci zabijanych w łonach matek, kiedy przestrzegał przed Halloween, zdawał raport z wojny o ludzkie dusze, wyśmiewał ludzi protestujących przeciwko odstrzałowi dzików, kiedy wreszcie sugerował, że pożary w Australii były efektem promocji LGBT, wtedy na poważnie zapalała się alarmowa lampka.
Szkoda, że konkretny gracz Asfalt Records, współpracujący m.in. z Paluchem, O.S.T.R.-ym czy zmarłym niedawno Gift of Gabem z Blackalicious, zmienił się w koleżkę, którego na ten moment chyba nikt nie jest w stanie brać poważnie. Jacek Sobczyński
Wini
Rzetelne rozpisanie jego listy kontaktów skończyłoby się najpewniej wpisem do Księgi Rekordów Guinnessa. Zna każdego, każdy zna jego, dzięki czemu może bez ironii powiedzieć jak w tej słynnej anegdocie z premierem Józefem Oleksym w taksówce i pytaniem, gdzie jechać: gdziekolwiek, wszędzie mnie potrzebują. Jego wpływy widać do tej pory nawet za zachodnią granicą – w bardzo dawnych czasach dołożył cegłę do budowania berlińskiej sceny freestyle'owej za sprawą wspierania grubym kwitem kultowego wolnostylowego cyklu Rap am Mittwoch.
Już w latach zerowych sprawił, że w ciuchach Stoprocent po ośkach bujały się tabuny młodszych i starszych słuchaczy rapu. Marka odzieżowa była i jest jego oczkiem w głowie, a kreatywności w jej prowadzeniu nigdy mu nie brakowało. Obok klasycznych wzorów fani mogli choćby założyć spodnie z miarką sprawdzającą długość penisa posiadacza. Momentami mocno prześmiewcza, ale przy tym mająca bardzo solidne biznesowe podstawy działalność została dopełniona wytwórnią, której znakiem rozpoznawczym stał się lokalny patriotyzm. Dzięki zapleczu finansowemu labelu Szczecin stał się jednym z najważniejszych ośrodków rapowych w Polsce, a Wini dał się poznać jako gość, który ma skilla w reaktywowaniu karier. Najpierw koniem pociągowym wydawnictwa zrobił odzyskanego z niebytu Sobotę, który już na legalowym debiucie nawijał majk w majk z Kool Savasem czy Rytmusem, dosłownie masakrując bity będącego w sztosie Matheo, później wspomógł nowy start Borixona.
Równolegle rozkwitał jako raper, performer i jedyny w swoim rodzaju publicysta. Brał się za tematy i słowa, które innym nie przeszłyby ani przez myśl, ani przez gardło, dostarczając bezkompromisowego lolcontentu z refleksją rodem z kosmosu, a w licznych wideo zdarzyło mu się m.in. unboxingować paprykarz szczeciński, polecać książkę Od zwierząt do bogów, którą napisał Yuval Noah Harari czy mówić, że MC wysyłają mu masę gównianych materiałów. Osobną działką stały się za to wywiady, będące gotowcami dla mediów szukających klikogennych nagłówków i klasykami w dniu premiery. Galeria postaci z gatunku od Sasa do Lasa – z jednej strony Belmondziak, Hewra, Koza czy Lord Kruszwil, z drugiej prezydent Szczecina, Jaś Kapela i Czesław Mozil, zaś z trzeciej pani jeżdżąca taksówką, 20-letni słuchacz rapsów, piekarz oraz gość związany z polskim porno. Czasem samo oczekiwanie na nieznany jeszcze wywiadowczy booking bywało bardziej wciągające niż późniejsza gadka.
Wiosną 2019 roku dużym echem odbił się konflikt bossa z Sobotą. Drugi ze wspomnianych odszedł ze Stopro, po czym ten pierwszy nie omieszkał zauważyć, że szef nowo powstałego Flow Productions nauczył się rapować właśnie od niego. Mimo że Wini zaprzeczył, iż miał coś złego na myśli, awantura rozlała się po social mediach, a S.O.B. zaczął tytułować swojego dawnego wydawcę panem Winicjuszem. Po drodze jeszcze zdążyła rozbłysnąć gwiazda Kabe, ale chwilę później dowiedzieliśmy się, że label znalazł się w rękach Remika, dołączając tym samym do grupy My Music. W dość gorzkim oświadczeniu Bartków stwierdził, że pewna formuła się wyczerpała i wkradło się znudzenie związane z prowadzeniem wydawnictwa, więc ma zamiar poświęcić się marce odzieżowej i byciu producentem wykonawczym. Pod koniec 2020 roku ukazał się jego kolejny krążek Zmienić się albo zdechnąć próbując. Krzysiek Nowak
Legendarny Afrojax
Stojąc na czele Afro Kolektywu Michał Hoffmann na początku lat dwutysięcznych przecierał u nas szlaki dla instrumentalnego hip-hopu. Równocześnie – jako polski Biz Markie czy nowy Stańczyk – uczył słuchaczy dystansu w czasach, gdy na rodzimej scenie rapowej dominował przekaz maczystowski i uliczny. Afrojax to muzyczny erudyta, multiinstrumentalista i tekściarz uważany przez Łonę za najlepszego w Polsce, ale atencję zdobył głównie za sprawą intelektualnych prowokacji, które z roku na rok przybierały na sile.
Kiedyś twardogłowe środowisko mogło być zniesmaczone, kiedy nawijał o tym, że w szkole chciano go stymulować analnie plasteliną albo przedstawiał się jako Afro WDJ, ale najcięższe działa wytoczył w ostatnich latach. Na potrzeby okładek albumów solowych pozował z żarówką w dupie i dekorował penisa okularami; wzbudził nie lada szok materiałem Paedophilia for Beginners opublikowanym na CSDb, a następnie pociągnął temat w utworze Dzieci płakały, którego puentę stanowiły wersy: Chociaż przegrany jest los twój człowieczy, przynajmniej nie ru**aj dzieci / Przy czym, jeśli nigdy, przenigdy – choć chciałeś – to i tak masz megaprzesrane / Jeśli nigdy nie tknąłeś dziecka ku***em, ale mógłbyś, jesteś pariasem. Poza nagrywaniem piosenek o pedofilii i wyświetlaniem gejowskiego porno na koncertach Michał wygrał też teleturniej Jeden z dziesięciu. Jak to możliwe? Nie wiemy, choć się domyślamy. Marek Fall
Wujek Samo Zło
Maciej Gnatowski funkcjonuje w środowisku chyba wyłącznie dlatego, że zbytnio wzięto sobie tutaj do serca słowa św. Pawła z Listu do Rzymian: zło dobrem zwyciężaj.
Pamiętam dobrze, że hip-hop przyciągnął nas z daleka. Przechodziliśmy akurat przez targowisko działające w latach 90. pod PKiN. Z głośników leciał jakiś fajny kawałek. Podeszliśmy do sprzedawcy, powiedział że to Body Count z Icem-T. Wtedy poczułem, że właśnie taką muzykę chcę robić – wspominał Wujek na kartach Antologii Polskiego Rapu ten nieszczęśliwy zbieg okoliczności, który spowodował, że użeramy się z nim do dziś. Za sprawą niezrozumiałego pobłażania czy zbytniego przywiązania do kategorii guilty pleasure WSZ nagrywał płyty, dostawał programy telewizyjne i pojawiał się gościnnie w nagraniach Kalibra 44, Tedego czy Sistars, a równocześnie dostarczał niewiarygodnej liczby powodów do cringe'u. Na długo zanim to określenie zaczęło święcić triumfy.
Wszyscy pamiętamy, jak trzepnął współprowadzącą kijem do golfa i uwalniał karpia razem z CNE. Jego freestyle jest tym dla sztuki wolnego stylu, czym twórczość Rafatusa dla polskiego internetu, a jeżeli zastanawiacie się, co jest na końcu sieci, to odpowiadamy – pojedynek Wujka ze śpiewającą teściową w finale Turnieju Wypowiedzi Satyrycznej o Laur Wiecha 2018. Albo diss na Jędkera. Jego najbardziej chwalebne dokonania fonograficzne spod znaku albumu Jeszcze raz i nielegala WhateverFM to jest coś, czego nie polecamy nawet pobieżnie sprawdzać, bo jak pisał Nietzsche: kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie. Jak WSZ zabrał się za politykę – najpierw chwalił się zdjęciem z Patrykiem Jakim, a potem wystartował z listy Jana Śpiewaka i dostał oszałamiające pięćset głosów w wyborach do rady dzielnicy. Jak postanowił wejść do klatki z Arabem podczas gali FEN 24, świat sztuk walki nigdy wcześniej nie doświadczył takiej chlewni. To jednak w żaden sposób nie zniechęciło Rocky’ego Blanciory (!), który prosił się też o walkę z Jędkerem. A przecież był jeszcze epizod w Na Wspólnej, popisy u Drzyzgi… Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu! Marek Fall
Fazi
Tak, pamiętamy o jego ostatnich problemach, ale cytując Zbigniewa Wodeckiego rzućmy to wszystko, co złe i skupmy się na nieco weselszych epizodach z artystycznej kariery Faziego.
Nie jest to codzienna sytuacja, kiedy Maciej Mazur w programie TVN-u wjeżdża z narracją: Dwaj muzycy z Białej Podlaskiej wstrząśnięci widokiem, całość zajścia postanowili uwiecznić w nagraniu i podzielić się nim ze światem. I wtedy na ekranie telewizora pojawia się Krzysztof Fazi Milerski, podpisany jako współautor nagrania. W tym przypadku chodziło o nagranie krowy (!) przewożonej na tylnym siedzeniu Volkswagena Polo (!!), ale wiadomo, że dla nas jest on przede wszystkim współautorem nagrań Pedał Roman i Zethapee Nagłego Ataku Spawacza. No więc Fazi kręci tego cielaka tabletem i wykrzykuje „Krówko, jak się nazywasz? Jedziesz na solarium? Do dentysty?”. A to wszystko na antenie największej stacji informacyjnej w kraju – pisaliśmy swego czasu na łamach newonce, a przecież to tylko wierzchołek góry lodowej.
Nawet będąc poza składem Fazi od zawsze funkcjonował jako twarz Nagłego Ataku Spawacza, który tylko w 1996 sprzedał ponad 100 tysięcy płyt i kaset swojego debiutanckiego albumu Brat Juzef. Tajemnicą poliszynela pozostaje, że członkowie składu dość lekko traktowali wówczas tematy wszelkiej maści umów, dlatego na działalności muzycznej za bardzo się nie dorobili. Ale przynajmniej dostarczyli garści numerów, przy których czerwieniło się całe pokolenie lat 90, oraz zwrotów, które raz na zawsze weszły do głównego obiegu. Mielone, k***a! czy Fazi, k***a, ósmy pasażer Nostromo do ch**a! to tylko kilka z nich.
Od zawsze zawieszony pomiędzy kabaretem a głęboką ulicą. Te czopki, Drakula Wonsy, Bogdany z Grójca, perliste bluzgi: (...) Będziesz siedział w pustej chacie, k***a, będziesz jadł, k***a, jedzenie nie wiem, z kranu! Będą ci lecieć z kranu ziemniaki z marchewką! – dissy na indywidua pokroju Cypis, to wszystko składa się na jedyną w swoim rodzaju rapowo-ludyczną pulpę, w której Fazi, z drobnymi przerwami, pływa od niemal ćwierci wieku. Zainteresowanym polecamy wyczerpujący wywiad Wuwunia, gdzie Fazi opowiada też o swoich zagranicznych przygodach. Trudno jednak ukryć, że wszystko to było zabawne do pewnego momentu. Jego instagramowe filmiki z końca 2019 roku były po prostu smutne.
Ale dobra, zakończmy z uśmiechem, bo jest to anegdota, która dosyć dobrze obrazuje tę barwną postać. Pamiętacie pewnie legendarny wywiad lufa-pytanie, w którym Fazi wyglądał rześko nawet po wypiciu baterii shotów, podczas gdy moderujący rozmowę Pakol znajdował się już w stanie ciężkiego upojenia? No i pod koniec wywiadu Pakol poprosił Faziego, by ten, standardowo, zadał teraz jakieś pytanie jemu. O co można w tej sytuacji spytać? Jak przygotowujesz się do rozmów, kto będzie twoim następnym gościem, czego ostatnio słuchasz? To przynajmniej przyszłoby do głowy przeciętnemu człowiekowi.
Ale Fazi nigdy nie był przeciętnym człowiekiem.
CZY TO PRAWDA, ŻE ROZ***AŁEŚ SIĘ PO AKCJI Z CYSTERNAMI W PUSZCZYKÓWKU?
Jacek Sobczyński
Belmondo
Tworząc ten ranking w pierwszej połowie 2020 roku, pisaliśmy:
Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem, głodne, histeryczne, nagie – pisał Allen Ginsberg. I prawdopodobnie żaden cytat tak dobrze nie oddaje istoty Młodego G, jak ten fragment bitnikowskiego poematu „Skowyt”.
W połowie poprzedniej dekady Belmondo zaczął przykuwać uwagę jako osobnicze zjawisko i wkrótce faktycznie wyrósł na bożego szaleńca tej sceny. Od lat nie było na niej artysty z takim potencjałem, jeśli chodzi o charyzmę, możliwości leksykalne czy delivery. Czarne chmury gromadziły się jednak nad nim w zastraszającym tempie i stopniowo Belmondziarz stał się w powszechnej świadomości człowiekiem-memem. Siląc się na żarty, można by napisać, że miał do tego predyspozycje od dziecka, skoro dawno temu wystąpił w teledysku „Makumba” Big Cyca. Jego zła passa rozpoczęła się prawdopodobnie w momencie oszukania fanów na fizycznej wersji „Sos, Ciuchy i Borciuchy”. W kolejnych krokach miała miejsce m.in. głośna trasa Mobbyn, po której organizatorzy oskarżyli Tytusa o wyłudzanie pieniędzy i bandażowanie ręki przed wyjazdami w teren, by nie oberwać od adwersarzy. Potem rollercoaster szaleństwa nabrał jeszcze większej prędkości. Młody G konfliktuje się z Oyche Donizem, reaktywuje Mobbyn w nowym składzie, głośno jest o jego zatrzymaniu przez policję za bieganie – zanim to było modne (he he), grozi Koldiemu, nazywa JWP wylęgarnią pederastów, aż wreszcie ląduje w wannie u Rafalali i zostaje usunięty z własnego składu, a następnie publikuje oświadczenie, w którym padają słowa przepraszam wszystkich, których zawiodłem moją chorobą psychiczną oraz niech dla innych to będzie nauczka, jaką destrukcję robią w mózgu narkotyki. Kilka miesięcy później wrzuca na Instagram zdjęcie swojego penisa, a na stories wykrzykuje niesławne: wolny Kurdystan, wolna cipa!
„Jedzą, piją, lulki palą” – recytuje wystrzelony Belmondo na Dworcu Centralnym. „Zadrżałem. Druga w nocy. Pocztylion stał jak pika. I urosły mi włosy do samego świecznika” – deklamuje z pamięci na szemranym nagraniu z YouTube’a. I można by się nawet w tym doszukać potencjału komicznego, gdyby nie było to tak strasznie smutne. Na czarne strony kariery Tytusa zwrócił niedawno uwagę Kaz Bałagane, który zarzucił dawnemu koledze przemoc wobec kobiet, oszustwa, donosicielstwo i korzystanie z ghostwriterów. Powiedz, jak ty mogłeś wszystko tak sp***dolić?
Samo życie dopisało jednak szczęśliwy (?) epilog do tej burzliwej historii. Jesteśmy w końcu kilka chwil po premierze Hustle As Usual EP, świadectwa autorefleksji i ogarnięcia (??) natchnionego enfant terrible. Marek Fall
Popek
W przeciwieństwie do moich kolegów uważam, że Popek bezwzględnie zasługuje na pierwsze miejsce, choćby dlatego, że jemu jako jedynemu udało się wskoczyć ze swoimi wariactwami do głównego nurtu polskiego show businessu. Przypomnijmy: przez pewien czas uchodził za faworyta do zwycięstwa w Tańcu z gwiazdami i ulubieńca carycy polskiej telewizji, Niny Terentiew. Ten sam człowiek – według sprawozdawców Super Expressu – na własnym roaście symulował posuwanie krzesła i wydzierał się na prowadzącego za to, że zabrał mu narkotyki. Ja nie piszę piosenek, kokaina pisze je za mnie – wyznał zresztą u Kuby Wojewódzkiego.
Ale przecież tam było barwnie od samego początku. Weterani YouTube pamiętają filmiki, na których przyszły Król Albanii wyciska 260 kg na siłowni. Albo teledysk Wstrzymaj oddech, gdzie w pierwszych ujęciach widzimy fabularyzowany wjazd na czyjąś chatę. Głośno o Monsterze zrobiło się w połowie minionej dekady, głównie za sprawą skaryfikacji, tatuowania sobie gałek ocznych i Dirty Diany – wtedy media zaczęły straszyć nim rodziców, a sam Popek wyczuł koniunkturę, nagrywając głośne filmiki, w których za cel obierał sobie m.in. modelki z zamiłowaniem do koprofagii i hipsterów (Do wszystkich hipsterów w Polsce – co wy, ambitne ku**y, se myślicie, ku**a mać! – ryczał Król). Po zawiązaniu Gangu Albanii szaleństwo rozpętało się na dobre, chociaż trzeba przyznać, że najbardziej zbulwersowani artystyczną stylistyką składu byli ci starsi fani rapu, którzy dwie dekady wcześniej zasłuchiwali się w Nagłym Ataku Spawacza. Oraz nauczyciele dzieci, śpiewających do kamery refren Klubu Go Go na podstawówkowej dyskotece. A potem był już wyczekiwany powrót Popka do Polski, gdy fani czekali na jego samolot niczym rodacy na Karola Wojtyłę w 1979.
Nie da się ukryć, że w pewnym momencie wszyscy wyczuli przesyt Popkiem. Tam przecież była i muzyka, i show business, i MMA, i kino, i odgrażanie się wejściem do polityki, i reklamy… Trzeba mu oddać, że finansowo wycisnął, ile się da i Diamentowych Płyt nikt mu nie odbierze. Historia Popka to zresztą w dużej mierze historia polskiego show-bizu ostatnich lat. Trochę to przerażające, ale prawdziwe.
Trudno nie doznać szoku jak ten gość z Noisey.
Aha, Dirty Diana Popka ma na YouTube tylko o jedną trzecią mniej wyświetleń niż Dirty Diana Michaela Jacksona. Jacek Sobczyński
Krzysztof Kozak
Władysław Pasikowski razem z Mariuszem Pujszą nie napisaliby takiego bohatera, chyba że udałoby im się wskrzesić do pomocy Gabriela Garcíę Márqueza. KNT to legenda, której scena winna ufundować posąg u Emanuela Santosa albo chociaż portret autorstwa Cecilii Gimenez. A przy tym człowiek, który faktycznie budował polski rap.
Kozanostra wygrał proces z twórcami filmu Jesteś Bogiem, gdzie został przedstawiony jako krwiopijca i gość, który prawie przejechał Magika samochodem, a przecież w rzeczywistości realnej ma na koncie znacznie ciekawsze dokonania. Lista anegdot z nim w roli głównej to właściwie studnia bez dna. Fokus z Paktofoniki miał skarżyć się w sądzie, że Kozak straszył go śmiercią i zakopaniem w lesie. W kawałku Czarna owca ekscentryczny wydawca sam dementował, jakoby wydzwaniał po nocach do matki Eldo. Krążyły pogłoski, że dzwonił też do szefa S.P. Records… grożąc mu podłożeniem bomby. Do historii przeszedł jego konflikt z Molestą, która miała wydać drugi album w RRX, ale po przyjęciu zaliczki – przeszła do Pomatonu. Losy wywrotowego labelu prowadzonego przez KNT to generalnie jest temat na książkowy reportaż lub film dokumentalny. Ćpaliśmy, nagrywaliśmy i jeździliśmy po mieście – to były nasze obowiązki. Młode chłopaki dobrze się bawiły. Nie brakowało nocy w trakcie których pod studio podjeżdżał najpierw transport z Kolumbii, a następnie z Finlandii – wspominał pan Krzysztof w jednym z wywiadów. W jego losach odbijał się przy tym barwny krajobraz transformacji i raczkującego kapitalizmu – jako domorosły biznesmen zapracował na pozycję Tony’ego Montany w ówczesnym środowisku muzycznym, a wylądował na stoisku z kasetami na Dworcu Zachodnim.
Jakby nie było – Kozak w necie, kozak w świecie! Marek Fall