50 filmów, które najmocniej wpłynęły na kształt współczesnej popkultury. Miejsca 25-11

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
forrest.jpg

To nie będzie kolejne zestawienie najlepszych filmów w historii kina, ale próba stworzenia kanonu na nowo, dopasowując go do współczesnych realiów.

Dlaczego akurat te tytuły? Co robi American Pie obok Obywatela Kane'a? O tym przeczytacie we wstępie do pierwszej części naszego zestawienia, którą opublikowaliśmy tutaj. A skoro już wszystko wyjaśnione, czas na kolejne pozycje.

1
25. Psychoza (1960)
Psycho.jpg

reż. Alfred Hitchcock

W 1959 roku Alfred Hitchcock obchodził 60. urodziny, odpoczywał po nakręceniu 46. (!) filmu w karierze i czuł, że potrzebuje wpuścić do swojej filmografii trochę powietrza. To nic, że był świeżo po premierach Zawrotu głowy i Północy, północnego zachodu, dziś uważanych za jedne z najlepszych w jego dorobku. Ale w tym czasie, obok stylowych kryminałów, w amerykańskich kinach puszczano tanie horrory pokroju Blob. Zabójca z kosmosu. I waliły na nie tłumy. Hitch czuł, że kino grozy ma potencjał. Dlatego kolejnym filmem reżysera okazał się cross kryminału, thrillera i horroru.

Wyszło tak, że Psychoza stała się jego bodaj najbardziej wpływowym tytułem. Nawet jeśli go nie widzieliście, to pewnie wiecie o słynnej scenie zabójstwa pod prysznicem, wyjątkowo brutalnej jak na początek lat 60. To ona przesunęła poprzeczkę obyczajowości w kinie masowym i dała zielone światło na pokazywanie w nim przemocy. Jej echa odbijają się do dziś, bo współczesne horrory to przecież dalecy wnukowie Psychozy. Ale to nie wszystko. Hitchcock ograł scenariusz tak, że od pewnego momentu widz kibicuje czarnemu charakterowi, bo ten wywołuje w nim współczucie, w odróżnieniu od niejednoznacznej moralnie ofiary. Podobny patent trzymania mentalnej sztamy z przestępcami zastosował lata później Quentin Tarantino. I wielu innych twórców.

Przy premierze Psychozy Alfred Hitchcock wynalazł też nowy model filmowego PR-u. Najpierw wykupił wszystkie dostępne na rynku egzemplarze literackiego pierwowzoru, bo nie chciał, żeby ktokolwiek domyślił się zakończenia. Potem nakazał właścicielom kin, żeby ci pod żadnym pozorem nie wpuszczali na sale spóźnionych widzów. Były protesty, ale Hitch triumfował: nakręcona za 800 tysięcy dolarów Psychoza tylko w Ameryce zarobiła 32 miliony zielonych. I wytyczyła nową ścieżkę zarówno dla thrillerów, jak i filmów kryminalnych. Jacek Sobczyński

2
24. Wejście smoka (1973)
wejscie smoka.jpg

reż. Robert Clouse

Podobno to dzięki temu filmowi w latach 70. i 80. amatorskie szkoły sztuk walki przeżywały oblężenie; setki tysięcy dzieciaków nagle zapragnęły być jak Bruce Lee. Piszemy o latach 80., bo choć Wejście smoka miało swoją premierę w roku 1971, to do Polski trafiło dopiero po 10 latach - komunistyczne władze nie przepadały za wpuszczaniem tego typu kina na krajowe ekrany. Zapytajcie rodziców, czy za małolata też nie bawili się w historie typu: ćwiczenie kopa z półobrotu na pobliskim drzewie. Za wszystko należy winić Bruce'a Lee.

Międzynarodowy sukces tego filmu mocno przyczynił się także do popularyzacji kina kopanego na całym świecie. W latach 80. i 90. bohaterami wypożyczalni kaset wideo byli Jean-Claude Van Damme czy Steven Seagal, a wszystko to miało swój początek właśnie dzięki obrazowi Roberta Clouse'a. Jeśli chodzi o jego komercyjny sukces - nie bez znaczenia była tu także tajemnicza śmierć Bruce'a Lee; aktor zmarł na chwilę przed premierą. Oficjalnie na obrzęk mózgu, choć pojawiły się teorie, wedle których było to zabójstwo spowodowane przez mnichów z klasztoru Shaolin - mieli zabić go tajnym ciosem wibrującej pięści za ujawnienie tajemnic kung-fu. Pewni jesteśmy za to tego, że ten pierwszy wyprodukowany w Ameryce film poświęcony azjatyckim sztukom walki wywołał kulturotwórczy fenomen, który z różnym natężeniem kipi do dziś. To prawda, nie napisaliśmy ani słowa o fabule. Ale nie o nią tu się rozchodzi. Jacek Sobczyński

3
23. Powrót do przyszłości (1985)
powrot.jpg

reż. Robert Zemeckis

Najskuteczniejsza pijacka zabawa w sam raz na filmową posiadówkę? Jakiś as wymyślił kiedyś, żeby w gronie imprezowiczów puścić Powrót do przyszłości - wszyscy mają walić kielicha za każdym razem, kiedy Marty McFly wypowie na ekranie słowo Doc!

Rzecz jasna Robert Zemeckis nie był pierwszym reżyserem, który wziął się za robienie filmu o podróżach w czasie. Ale to on utrafił idealnie i osadził swoją historię z pogranicza science-fiction i licealnej komedii w samym środku światowego wariactwa na punkcie Kina Nowej Przygody. Ten ukuty przez polskiego krytyka Jerzego Płażewskiego termin opisywał nową falę przygodowych filmów dla całej rodziny, z wartką akcją, ciekawymi bohaterami, jasnym podziałem na dobrych i złych oraz sporą dawką luźnego humoru. Gwiezdne Wojny, Goonies, seria przygód Indiana Jonesa czy właśnie Powrót do przyszłości to najważniejsi przedstawiciele tego subgatunku.

Inspirowany brytyjskim Doktorem Who film Zemeckisa wychował współczesnych reżyserów kina mainstreamowego. Pokazał, że można wydać miliony dolarów na prostą historię o przyjaźni, naszpikować ją milionem popkulturalnych odniesień, rozkręcić modę na wątki sci-fi, a przy okazji - trochę nieświadomie - nakręcić retromanię, która akurat w tym przypadku nigdy się nie skończy. Delorean. Samowiążące się Nike Air Mag. Latające deskorolki. To jest jeden z tych filmów, które trzeba obejrzeć w podstawówce, żeby pokochać kino. Rzecz ponadczasowa. Jacek Sobczyński

4
22. Casablanca (1942)
Casablanca.jpg

reż. Michael Curtiz

Może i jeden z najstarszych filmów w zestawieniu, ale wpływ Casablanki na rozwój kina współczesnego jest ogromny. Ciekawe, zwłaszcza że podczas realizacji wszyscy, łącznie z reżyserem Michaelem Curtizem i obsadą, byli przekonani, że kręcą kolejny amerykański wyciskacz łez.

Tymczasem zrobiła się z tego rewolucja, i to na paru płaszczyznach. Rick, cyniczny i nieskory do podejmowania jakichkolwiek moralnych decyzji właściciel knajpy w mieście Casablanca (podczas II wojny światowej była kolonią francuską) to pierwszy ważny buntownik w historii kina. W imię miłości pozwala uciec do Ameryki ukochanej i jej mężowi, gdzie mają walczyć z nazistami, a nie mogą tego zrobić bez specjalnych listów tranzytowych, umożliwiających im bezpieczną podróż; a przecież mógł dalej być neutralny. W dodatku Casablanca jako pierwszy film poruszyła wątek osobistych wyborów w momentach, gdy polityka wkracza z butami w życie jednostki. I... ukonstytuowała formę kinowego melodramatu. Oraz archetypowy wizerunek zmęczonego twardziela, jaki wprowadził grający rolę Ricka Humphrey Bogart. W późniejszych latach czerpało z niego wielu - najświeższe przykłady to choćby Ryan Gosling w Drive czy Daniel Craig w ostatnich częściach przygód Jamesa Bonda.

A jakby tego było mało, Casablanca to także dialogowy one-liner na one-linerze. Zagraj to, Sam, Tak sobie myślę, że to początek pięknej przyjaźni albo: Z wszystkich barów we wszystkich miastach na całym świecie ona musiała wejść do mojego - to tylko najbardziej znane przykłady, które na zawsze weszły do języka kultury popularnej. Jacek Sobczyński

5
21. Terminator (1984)
terminator.jpg

Rzym, lata 80. James Cameron leży z wysoką gorączką w jednym z tamtejszych hoteli. Pod wpływem majaków dostrzega buchający ogień, z którego wyłania się metalowy szkielet. A co, jeśli ten szkielet to posłaniec z przyszłości, który cofa się w czasie i usiłuje zabić ciężarną, bo gdyby tego nie zrobił, jej nienarodzony jeszcze syn przejmie w przyszłości stery w walce ludzi z maszynami? - mógł pomyśleć wtedy reżyser.

Historia o tym, że Terminator pojawił się w zwidach, jest prawdziwa. Pomysł na film Cameron zaczerpnął ze swoich doświadczeń z dzieciństwa, gdy świat stał na krawędzi nuklearnej wojny, a przyszły twórca Avatara czuł, że za moment może wydarzyć się apokalipsa. Odbierając szlify pod okiem mistrza horroru, Rogera Cormana, nauczył się, jak robić kino szybko i tanio. Wiedza się opłaciła. Terminator powstał za niewiele ponad 6 milionów dolarów. Produkująca go wytwórnia Orion była przekonana, że utrzyma się w kinach parę tygodni. Za kamerą facet, który jak dotąd nakręcił tylko Piranię 2, w roli głównej kulturysta, którego jedyną ważną rolą była do tej pory kreacja Conana Barbarzyńcy. Dostał za nią Złotą Malinę. No nie wyglądało to na dream team.

Stało się inaczej, a Terminator kapitalnie utrafił w polityczną niepewność środka lat 80., targanych konfliktem pomiędzy USA a ZSRR. Inspirował szereg późniejszych filmowych antyutopii, a jego sequel pokazał, jak wielkie możliwości techniczne miało kino przełomu lat 80. i 90. Był też katapultą karier Arnolda Schwarzeneggera i Jamesa Camerona - gdyby nie ten film, reżyser pewnie wróciłby do niszy, a świat nie zobaczyłby Titanica i Avatara. I ciekawostka: w Polsce był wyświetlany jako Elektroniczny Morderca. Jacek Sobczyński

6
20. Do utraty tchu (1960)
do utraty tchu.jpeg

reż. Jean-Luc Godard

To jest ten przypadek, w którym mniej chodzi nam o wyróżnienie konkretnego filmu, a bardziej nurtu, jaki ten tytuł reprezentuje, konkretnej fali światowego kina. A ściślej - Nowej Fali.

Rewolucja, jaką wywołali francuscy nowofalowcy, jest olbrzymia. Wyobraźcie sobie: przełom lat 50. i 60., świat obawia się wojny nuklearnej, a tymczasem we Francji wybucha niesamowity filmowy ferment. Nagle za kamery zaczynają chwytać nie studenci szkół filmowych, a... dziennikarze, skupieni wokół pisma Cahiers Du Cinema. Równocześnie do filmu przechodzą ludzie, związani z nową francuską literaturą. Powstaje kocioł, systematycznie wypuszczający na świat filmy inne niż wszystko, co widzowie dotąd oglądali.

Sztandarowym przykładem nowofalowego kina jest Do utraty tchu. Inspirowany krótką notką prasową o zabójstwie policjanta film wywrócił do góry nogami obowiązujące dotąd zasady realizacji, oczywiście zasady niepisane. Reżyser Jean-Luc Godard sięgnął po lekkie kamery i wyszedł z nimi na ulice. Kręcono na żywioł, bez sztucznego oświetlenia, często z ręki, ze scenariuszem, który pisał się w trakcie realizacji. Żeby wszystko wyglądało naturalnie, aktorzy dostawali listy dialogowe co rano, tuż przed rozpoczęciem zdjęć. Finalny efekt był trochę fabułą, trochę reportażem, a trochę chaosem. I tak to miało wyglądać.

Bez Do utratu tchu i Nowej Fali nie byłoby indie movies, naturalnej realizacji filmów w plenerze, niskobudżetowych, kręconych z ograniczoną ekipą produkcji, nie byłoby niczego. Tylko przez moment zastanawialiśmy się, który z europejskich klasyków lat 60. musiał znaleźć się na tej liście - wybór jest przecież oczywisty. Jacek Sobczyński

7
19. Teksańska masakra piłą mechaniczną (1974)
The Texas Chainsaw Massacre - 1974

reż. Tobe Hooper

Piła motorowa - nasi ludzie tańczą! Drugie pełnometrażowe dokonanie Tobego Hoopera było game changerem w dziedzinie horroru i katalizatorem zmian, które miały objąć ten gatunek w bliższej i dalszej przyszłości. Z dzisiejszej perspektywy niby śmierdzi tu banałem – grupa nastolatków jedzie do Teksasu, a pojeb w masce z ludzkiej twarzy robi im tytułową teksańską masakrą piłą mechaniczną, he he. Przerobiliśmy podobne akcje tysiące razy, ale stało się tak właśnie dlatego, że Hooper jako pionier wymyślił slasher, figurę final girl i te wszystkie elementy, które obecnie nas straszą, brzydzą i… śmieszą na jakimś najgłębszym poziomie popkulturowej świadomości. The Texas Chain Saw Massacre nikogo już raczej nie przyprawi o palpitację serca; nikomu też nie chciałoby się banować tego zawadiacko makabrycznego obrazu jak w latach siedemdziesiątych, ale niedługo minie pół wieku od premiery, a Leatherface wciąż broni się całkiem nieźle. Marek Fall

8
18. Dziecko Rosemary (1968)
dziecko rosemary.jpg

reż. Roman Polański

- Cały pomysł Dziecka Rosemary kłócił się z moją racjonalną wizją świata. Aby więc film stał się wiarygodny, postanowiłem zastosować pewien wybieg: dopuścić interpretację, że nadprzyrodzone przeżycia Rosemary są wytworem jej wyobraźni. Cała historia oglądana z jej punktu widzenia mogła wydawać się jedynie ciągiem koszmarnych zbiegów okoliczności, produktem rozgorączkowanej fantazji bohaterki – wyjaśniał Polański w książce Roman o porywającej niejednoznaczności horroru, który otworzył mu drzwi na salony Hollywood. Małżeństwo Woodhouse’ów wprowadza się do nowojorskiego apartamentu. Rosemary śni o diabolicznym gwałcie i niedługo później okazuje się, że jest w ciąży. Zaczynają trapić ją przy tym niepokojące, psychofizyczne objawy. Czy to trauma albo paranoja, czy może bohaterka grana przez Mię Farrow naprawdę trafiła w sataniczne sąsiedztwo i przyjdzie jej urodzić antychrysta?

Ludzie z wytwórni Paramount z miejsca zakochali się w opowieści grozy napisanej przez Irę Levina. Tak samo było z Polańskim, który przeczytał tę książkę jednym tchem, by w błyskawicznym tempie zabrać się za scenariusz. Jego dzieło wzbudziło olbrzymie kontrowersje. Od początku towarzyszyły mu też mroczne urban legends, które w kolejnych latach zostały jeszcze podsycone za sprawą makabrycznego zdarzenia przy Cielo Drive czy śmierci Krzysztofa Komedy, odpowiedzialnego za muzyczne tematy z Dziecka Rosemary. God is dead! Satan lives! The year is one! Ale nie byłoby horroru metafizycznego w takim kształcie, jaki znamy, bez tego filmu. Marek Fall

9
17. Taksówkarz (1976)
taksowkarz.jpg

reż. Martin Scorsese

Na liście najlepszych filmów wszech czasów przygotowanej przez Brytyjski Instytut Filmowy,Taksówkarz zajął trzydzieste pierwsze miejsce. Ex aequo z drugim Ojcem chrzestnym. W połowie lat dziewięćdziesiątych trafił z kolei do Narodowego Rejestru Filmu jako skarb kinematografii o wartości kulturowej, historycznej i estetycznej. I nie ma z tym żadnej dyskusji, bo ta duszna, oniryczna opowieść o weteranie wojny w Wietnamie, który zatrudnia się na taryfie, szykuje zamach na kandydata w wyborach prezydenckich i robi porządek z szumowinami – to nieodjebywalny, wielkomiejski klasyk. Zabierając się za Taksówkarza Martin Scorsese był zapatrzony w Hitchcocka, jego scenarzysta zaczytywał się w Mdłościach Sartre’a, a operator nie widział świata poza Godardem. Ta mieszanka może nie wystarczyła na Oscara w najważniejszej kategorii (zgarnął go Rocky), ale była w sam raz, żeby zapewnić Taksówkarzowi trwałe miejsce w kanonie.

Czas płynie, a dzieło Scorsese niezmiennie porusza wyobraźnię i inspiruje kolejne pokolenia filmowców. Przecież Arthur Fleck to antybohater bliźniaczy do Travisa Bickle’a, a Nowy Jork z połowy lat siedemdziesiątych to właściwie współczesna metropolia, która zagrała Gotham w Jokerze. Marek Fall

10
16. Rób, co należy (1989)
rob co nalezy.jpg

reż. Spike Lee

Parę pozycji wcześniej pisaliśmy o ogromnym wpływie Alfreda Hitchcocka na światowe kino. Niewielu wie, że sięgał on nawet klasyków afro-kinematografii; Spike Lee zaczerpnął pomysł na Rób, co należy z serialu Alfred Hitchcock przedstawia. W jednym z odcinków rozważano, czy wysoka temperatura może wpływać na... eskalację przemocy. I właśnie w upalne lato pomiędzy mieszkającymi na Brooklynie Koreańczykami, Włochami i czarnymi dochodzi do ogromnego konfliktu.

O tym, jak kiepska była przez lata pozycja czarnych twórców w Hollywood, pisaliśmy już w tym tekście; przez dekady grali albo w niszowych filmach dla stricte afroamerykańskiej widowni, albo pozostawali na drugim planie w masowych produkcjach jako służący, pomocnicy, generalnie osoby towarzyszące białym bohaterom. Co nieco zmieniły komediowe sukcesy Eddiego Murphy, ale to Rób, co należy było pierwszym naprawdę ważnym i kasowym filmem afroamerykańskim. Spike Lee otrzymał za niego dwie nominacje do Oscara, cztery do Złotego Globa, a film był pokazywany w konkursie głównym festiwalu w Cannes. To tak dla porównania - chodzi o rok 1989, a do tamtej pory, przez ponad 60 edycji Oscarów, czarni twórcy otrzymali tylko... 54 nominacje. We wszystkich kategoriach. Przez wszystkie lata.

Słabo? To teraz lepsze: te 54 nominacje przełożyły się na 9 nagród.

Rób, co należy przebił czarne kino do mainstreamu i choć droga do wyrównania proporcji trwa do dzisiaj, to i tak teraz, 30 lat po premierze, jest już dużo lepiej. Inna sprawa, że jakby tak obejrzeć sobie ten film jeszcze raz, to ma się wrażenie, że problemy w ogóle się przez te trzy dekady nie zmieniły. Jacek Sobczyński

11
15. Requiem dla snu (2000)
requiem for a dream.jpg

reż. Darren Aronofsky

- Nikt nigdy nie nakręcił ważniejszej produkcji o uzależnieniach – jeśli myślicie, że Requiem dla snu jest płytkie, spróbujcie sięgnąć po prozę, która była jego pierwowzorem i przeczytać więcej niż 5 stron za jednym posiedzeniem. To, że Darren Aronofsky potrafił przeszczepić ten niesamowicie hermetyczny, gęsty język literacki na film, jest czymś niebywałym. Chociaż musimy przyznać, że największą robotę robi tutaj muzyka – bez tych słynnych smyczków film straciłby 50% wartości, bo to ona jest tutaj scenarzystą i aktorem jednocześnie. A poza tym finałowa scena spotkania matki głównego bohatera z jej przyjaciółkami w szpitalu to chyba najstraszniejszy fragment jakiegokolwiek obrazu, który nie jest horrorem – pisaliśmy trzy lata temu, umieszczając Requiem for a Dream na szczycie redakcyjnego rankingu najwybitniejszych dokonań Aronofsky’ego. Amerykański reżyser i scenarzysta zrobił Pi, Zapaśnika i Czarnego łabędzia, więc to z naszej strony znaczące wyróżnienie.

Z perspektywy czasu niektórym zdarza się postrzegać co prawda Requiem jako fetysz okresu adolescencji, ale zostawmy na boku resentymenty. Sceny tutaj oddziałują jak elektrowstrząsy i są dojmujące jak zwała; nieczęsto zdarza się, by kino miało taką – wręcz fizjologiczną – moc oddziaływania. Na Requiem dla snu wychowało się całe pokolenie współczesnych 30-latków. Poza tym to był jeden z pierwszych wielkich hitów ery wypalanych cedeków. Marek Fall

12
14. Noc żywych trupów (1968)
noc żywych trupów.jpg

reż. George A. Romero

W odróżnieniu od wielu tytułów z tego zestawienia, ten film nie zestarzał się za dobrze. Przyzwyczajeni do współczesnego kina grozy możemy trochę ponarzekać na ślimacze tempo Nocy żywych trupów, co absolutnie nie wpływa na jego pozycję w historii kina. To jeden z najważniejszych horrorów ever, a jego impakt na dzisiejszy kształt gatunku jest kolosalny.

Fabuła jest prosta: zombie wstają z grobów, a zamknięci w opuszczonym domu ludzie muszą walczyć o przetrwanie. Ale jeśli głębiej wgryźć się w film, wówczas można znaleźć parę interesujących smaczków. Mamy lata 60., marginalizacja rasowa wciąż miała się dobrze, a tu główną rolę człowieka, który bierze na swoje barki ciężar uratowania reszty, gra czarny aktor Duane Jones. Nikt nie wie też, skąd wzięli się nieumarli (w filmie nazywani ghulami), co idealnie oddawało zimnowojenną atmosferę Ameryki lat 60., gdzie też lękano się tajemniczych rzeczy, o których nikt nie wiedział za wiele. Nagle okazuje się, że Noc żywych trupów ma w sobie dużo więcej ukrytych znaczeń, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.

Filmy, seriale, gry komputerowe... Gdziekolwiek zobaczycie zombie, pamiętajcie - pierwszy był ten film. Nakręcony za niewiele ponad 100 tysięcy dolarów. Jacek Sobczyński

13
13. Forrest Gump (1994)
forrest_gump.jpg

reż. Robert Zemeckis

Istnieje w religijnej i kulturowej nomenklaturze pojęcie jurodiwyjego; świętego szaleńca czy wioskowego naiwniaka, posiadającego cudotwórcze zdolności. Do tego toposu odwołuje się w swojej książce Winston Groom, a Robert Zemeckis w jej ekranizacji z tytułową rolą Toma Hanksa. Fabryka snów ma tę paskudną właściwość, że nawet najpiękniejsze opowieści często zjeżdżają z taśmy utopione w mdlącym lukrze, ale to nie jest ten przypadek. Reżyser od Miłość, szmaragd i krokodyl oraz dwóch części Back to the Future snuje historię bajkową, ale naznaczoną hiobowym piętnem. Kiedy się spojrzy na tę fabułę z góry, sprawia wrażenie ze wszech miar epickiej, ale jest przecież także krucha i rozczulająca. W losach Forresta można dostrzec, że osobiste dramaty nie są amplitudą codzienności, ale jej najzwyklejszą częścią; podobnie jak epokowe wydarzenia (m.in. zamach na George’a Wallace’a, Wietnam, Afera Watergate, huragan Carmen, fala epidemii AIDS), towarzyszące ledwie naszym problem z totalnej mikroskali. Forrest Gump to pod tym względem jedna z najmądrzejszych produkcji z pierwszej linii Hollywood. Poza wzruszeniami - w gratisie można dostać nowy mindset. Robert Zemeckis ustalił tym filmem wzorzec pokrzepiającego kina dla mas, który funkcjonuje do dziś. Marek Fall

14
12. Toy Story (1995)
toy story.jpg

reż. John Lasseter

Zacznijmy od tego, że Steve Jobs zostanie zapamiętany jako wizjoner stojący za sukcesem Apple, ale w 1986 roku został przecież wyrzucony z firmy, co nie przeszkodziło mu zamienić w złoto kolejnej rzeczy, której się dotknął. Otóż niedługo później kupił od George’a Lucasa dział animacji, by stworzyć niezależne studio filmowe. W ciągu kolejnych 34 lat jego Pixar zdobył jakieś dwadzieścia Oscarów i został sprzedany Disneyowi za ponad 7 miliardów dolarów. Zanim deal przyklepano – obie wytwórnie przez długi czas ściśle ze sobą współpracowały. Ich pierwszą produkcją było właśnie Toy Story, pionierski obraz stworzony w całości przy użyciu CGI.

Był 1995 rok. Funkcję prezydenta USA piastował Bill Clinton, Val Kilmer grał Batmana, Lil Pumpa nie było jeszcze na świecie, a my mieliśmy pod stopami Andy i czuliśmy się jak pi**dolony Buzz Astral. Wtedy poraziła nas głównie technologia rodem z NASA, obecnie potrafimy dostrzec w tej wzruszającej bajce list miłosny dedykowany dziedzictwu Hollywood. Woody został nazwany na cześć aktora Woody’ego Strode’a – legendy amerykańskich westernów z lat 60. i 70. oraz drugoplanowej gwiazdy Spartakusa Stanleya Kubricka. Zabawka-astronauta o ksywie Buzz Lightyear to oczywiste nawiązanie do drugiego człowieka na księżycu – Buzza Aldrina. Astronauta przez pewien czas rozkminiał, aby uzyskać jakieś korzyści finansowe od Disneya z tego tytułu, ale ostatecznie odpuścił pozew i zawsze z uśmiechem na twarzy pojawiał się na kolejnych premierach Toy Story. Postać Buzza pozwoliła twórcom serii na liczne nawiązania do klasyki Sci-Fi, jak Star Trek czy Star Wars. Złowieszczy imperator Zurg z drugiej części serii to ukłon w stronę Dartha Vadera. Restauracja Pizza Planet z oryginalnego Toy Story miała wystrój nawiązujący do serialu Battlestar Galactica, a wewnątrz można było się dopatrzyć automatu do gry inspirowanego filmem Alien – wspominaliśmy w ubiegłym roku, nie mogąc doczekać się czwartej części. Marek Fall

15
11. Matrix (1999)
matrix.jpeg

reż. Larry i Andy Wachowscy

Ponoć kiedy pod koniec XIX wieku bracia Lumière wyświetlali Wjazd pociągu na stację w La Ciotat, publika uciekała w popłochu w obawie przed nadjeżdżającą lokomotywą. Podobne odczucia towarzyszyły widzom, którzy sto lat później oglądali Matrix – pisaliśmy we wstępie okolicznościowego artykułu na dwudziestolecie polskiej premiery tego fantastyczno-naukowego arcydzieła. Wizualny rozmach i pionierstwo wgniatały w fotel, ale film Wachowskich ogromne wrażenie robił przede wszystkim na poziomie symbolicznym. Nie bez powodu w ręce wszystkich członków obsady trafiły egzemplarze książki Symulakry i symulacja Jeana Baudrillarda. Matrix garściami czerpał z Ghost in the Shell, został zbudowany na überczytelnym mesjanistycznym patencie i alegorii platońskiej jaskini, nawiązywał do greckiej mitologii, a jako całość stanowił dystopijną przepowiednię o antykapitalistycznym wydźwięku. To był najmocniejszy komunikat, jaki w przededniu końca wieku mogło do masowego odbiorcy wysłać Hollywood. W marcu 2022 roku do kin trafi The Matrix 4. Przekonamy się wtedy, czy nie trzeba było czasem wziąć tej drugiej pigułki. Marek Fall

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz